Bajki, przypowieści i inne mądrości
#45

KAROLINA WÓJTOWICZ
"O Miłości i Szaleństwie"
Powiadają, że pewnego razu spotkały się na Ziemi wszystkie uczucia i cechy ludzkich istot. Gdy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci, Szaleństwo, jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało:
- Pobawmy się w chowanego!
Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem:
- W chowanego? A co to takiego?
- To zabawa - wyjaśniło żywo Szaleństwo - polegająca na tym, iż ja zakryję sobie oczy i powolutku zacznę liczyć do miliona. W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć. Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię, zajmie moje miejsce w następnej kolejce. Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość podskakiwała tak wesolutko, iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość, a nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować. Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć. Prawda wolała się nie chować, w końcu i tak zawsze ją odkrywano. Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia, ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją, iż pomysł wyszedł od kogo innego. Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.
- Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo.
Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień. Wiara pofrunęła do nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu, który z kolei wspiął się o własnych siłach hen, na sam szczyt najwyższego drzewa. Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca, gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół:
- Krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności, dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności. W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca. Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne, a co najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego. Kłamstwo schowało się na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą? Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć wskoczyli w sam środek wulkanu. Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie, lecz to przecież mało ważne. Gdy Szaleństwo liczyło dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.
W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród ich krzaczków.
- Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo i dziarsko zabrało się do szukania.
Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo. Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem. W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania. Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu. Egoizmu nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki, kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os. Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło na chwilę nad stawkiem w ten sposób znalazło Piękność. Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości, która, niestety, nie potrafiła się zdecydować, z której strony płotu najlepiej się ukryć. W ten sposób wszyscy zostali znalezieni: talent wśród świeżych ziół, Smutek - w przepastnej jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, iż bawi się w chowanego. Do znalezienia pozostała tylko Miłość. Szaleństwo zaglądało za każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik. Patykiem zaczęło odgarniać gałązki... Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu. Stało się prawdziwe nieszczęście! Różane kolce zraniły Miłość w oczy. Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło prosić, błagać o przebaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki.
I to właśnie od tamtej pory, od czasu, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.
źródło: <!-- m --><a class="postlink" href="http://adonai.pl/opowiadania/milosc/?id=5">http://adonai.pl/opowiadania/milosc/?id=5</a><!-- m -->
Odpowiedz
#46

"Światło"
- Czy widzieliście w kościele jakieś światło? - zapytała dzieci katechetka.
Lampy.
- Świece.
-Czerwone światełko w tabernakulum.
-Słońce w oknie.
Dzieci zamilkły.
- A czy było tam jeszcze jakieś inne światło?, zapytała ponownie katechetka.
Pewne dziecko podniosło w górę rękę i powiedziało: - Ludzkie oczy.
* * *
Dlaczego tak często zapominamy o świetle, które znajduje się w naszym wnętrzu? Dlaczego pozwalamy, aby w nas zgasło?
Kiedy byłem mały, mój ojciec w nocy zostawiał mi zawsze na szafce zapaloną lampkę.
Mój ojciec był światłem.
(Bruno Ferrero)

"O kamieniarzu"
Są takie dni, kiedy wychodzę popatrzeć na pewnego kamieniarza, który wali młotem w swój kamień, choćby i ze sto razy, a na skalnym bloku nie widać nawet rysy. A jednak za sto pierwszym uderzeniem bryła zawsze pęka na dwoje; ja zaś wiem, że nie stało się to od ostatniego uderzenia, ale od tych wszystkich poprzednich.
(Pier D'Aubrigy)

"Być lepszym człowiekiem"
Pewien student przyszedł kiedyś do Pascala, słynnego francuskiego uczonego i filozofa, i oświadczył:
- Gdybym miał pański rozum, byłbym lepszym człowiekiem.
Zastanowiwszy się chwilę nad głębią tego stwierdzenia, Pascal odpowiedział:
- Bądź lepszym człowiekiem, a będziesz miał mój rozum.
(Anonim)

"O ukrytych bliznach"
Płonę z pragnienia, by zabić w sobie wszelki egoizm - powiedziała kiedyś młoda mniszka świętej Teresie z Avila.
- To dobrze, córko - odrzekła święta - zważ jednak, że egoizm jest jak kwiat lotosu albo jak gałąź palmowa. Kiedy kwiaty lub gałęzie opadają, zostawiają coś w rodzaju blizny. Tak więc, jeśli opuści cię egoizm, bądź pewna, że pozostanie w twoim wnętrzu znamię, jakby znak. Odtąd o wiele trudniej będzie walczyć z tymi znakami niż z samym egoizmem.
(Anonim)
źródło: <!-- m --><a class="postlink" href="http://adonai.pl/opowiadania/krotkie/?id=9">http://adonai.pl/opowiadania/krotkie/?id=9</a><!-- m -->
Odpowiedz
#47

"Płacz pustyni"
Przebywający w północnej Afryce misjonarz był bardzo zaskoczony dziwnym zachowaniem pewnego Beduina, który od czasu do czasu kładł się na ziemi i przykładał ucho do pustynnego piasku.
Zdziwiony misjonarz zapytał: - Co robisz?
Beduin podniósł się i odparł: - Przyjacielu, posłuchaj płaczu pustyni. Ona płacze, ponieważ chciałaby być ogrodem.
Bruno Ferrero
źródło: <!-- m --><a class="postlink" href="http://adonai.pl/opowiadania/krotkie/?id=15">http://adonai.pl/opowiadania/krotkie/?id=15</a><!-- m -->

"Rysunek"
Dziecko coś rysowało i nauczyciel powiedział:
- To interesujący rysunek. Co on przedstawia?.
- Jest to portret Boga.
- Przecież nikt nie wie, jaki jest Bóg.
- Kiedy skończę rysunek, będą już wiedzieć wszyscy.
Dzieci wiedzą, jaki jest Bóg, ale przychodzą na świat, który czyni wszystko, by zapomniały o Nim jak najprędzej.
Bruno Ferrero
źródło: <!-- m --><a class="postlink" href="http://adonai.pl/opowiadania/krotkie/?id=3">http://adonai.pl/opowiadania/krotkie/?id=3</a><!-- m -->

"Pisz czytelnie"
- Przepraszam, panie profesorze, powiedział bojaźliwy uczeń. - Nie mogłem odczytać, co pan napisał na marginesie mojego ostatniego wypracowania.
- Kazałem ci pisać bardziej czytelnie, powiedział nauczyciel.
Wady, które u nich widzimy,są przeważnie naszymi własnymi.
Autor nieznany
źródło: <!-- m --><a class="postlink" href="http://adonai.pl/opowiadania/krotkie/?id=7">http://adonai.pl/opowiadania/krotkie/?id=7</a><!-- m -->
Odpowiedz
#48

Śmierć przyglądała się kroplom deszczu spływającym z młodych liści bzu. Wydawała się zatroskana.
- Czasem przychodzę po wyjątkową duszę. Taką, która potrafi czerpać z mądrości zgromadzonej we wszystkich swoich ziemskich życiach, wie, co ma prawdziwą wartość, a co należy odrzucić. Szanuje świat, a świat szanuje ją. Ogarnia mnie smutek, gdy widzę, jak jej ciało wiotczeje, rozsypuje się, szykuje do ostatniego kroku.
- Dlaczego? Myślałem, że to twój zawód i przywykłaś do zabierania stąd ludzi – Mężczyzna daleki był od filozoficznego nastroju. Nie lubił deszczu, irytował go, czasem myślał, że dobrze byłoby zamieszkać na pustyni.
- Właściwie masz rację, po całej wieczności pracy odbieranie dusz z ziemi to już jak przekładanie chomików z klatki do klatki. Może im się to nie podobać, ale wiesz, że nic im nie grozi i wcale ich nie skrzywdzisz. Co więcej, w tej nowej będą mieć lepiej.
- Tym bardziej nie rozumiem twoich rozterek.
- Mam wrażenie, że przyczyniam się do osłabienia ludzkiej populacji. Dusze, o których mówię, są bardzo stare. Przez kolejne wcielenia doskonaliły się, chciały być coraz lepsze. Dziś już takich nie robią…
- Tak sądzisz? Przecież każdy człowiek stara się być coraz lepszy. No, prawie każdy… - zamyślił się Mężczyzna. – Niektórzy – uściślił po chwili.
Śmierć spojrzała z powątpiewaniem, Mężczyzna się poddał.
– No dobrze, masz rację. Faktycznie, ludzie jakby mniej przykładają się do dobroci, uczciwości, ale powiedz mi, dlaczego?
- Bo wierzycie w śmierć, ale nie w zmartwychwstanie. Może jakieś mityczne na wydumany sąd, ale poza tym sądzicie, że przysługuje wam od razu Raj, który kiedyś zarezerwowany był dla najlepszych, co przerobili ileś tam wcieleń i zdali egzamin z człowieczeństwa. A skoro coś się należy z urzędu to po co się starać, szczególnie, jeśli uzna się życie za produkt jednorazowego użytku?
Śmierć przerwała na chwilę, a słysząc tylko ciszę dodała:
- Pamiętasz, że kupując przedmioty od rzemieślnika bardziej o nie dbałeś, niż o te z manufaktury? Były droższe, ale i lepszego gatunku. Życie też powinno być rzemiosłem.
Mężczyzna nie zaprzeczył. Rozmyślał nad nową klatką dla chomika.
Deszcz zaczął się bardziej przykładać do padania
źródło: Zapiski Wiedźmy, <!-- m --><a class="postlink" href="https://www.facebook.com/ZapiskiWiedzmy?fref=photo">https://www.facebook.com/ZapiskiWiedzmy?fref=photo</a><!-- m -->
Odpowiedz
#49

PRZYPOWIEŚĆ O NASZYM PRZEZNACZENIU
Pewnego ranka Bóg stanął przed swoimi dwunastoma dziećmi aby każdemu z nich przekazać słowa misji z jaką każde z nich miało udać się na Ziemię.
Baranie- jako pierwszemu z moich dzieci daję Ci moje nasienie. Masz zaszczyt je zasiać. Każde nasienie które wysiejesz ma rozmnożyć się w Twoich rękach milion razy. Nie będziesz miał jednak czasu na to by widzieć jak wzrasta, gdyż wszystko co zasadzisz będzie rodziło nowe, które musisz znowu siać. Będziesz pierwszym, który nasyca ludzkiego ducha moimi ideami. Twoje życie to czyn zasiewu i uświadamiania ludziom mojego dzieła. Za Twoją dobrą pracę otrzymasz cnotę poczucia własnej godności.
Baran musi nauczyć się w swoim życiu cierpliwości i dyplomacji.
Byku-Tobie daję siłę stworzenia czegoś z mojego nasienia. Twoje zadanie jest wielkie i wymaga ogromnej cierpliwości, ponieważ musisz samodzielnie dokończyć to co zostało zaczęte. Gdyby nie Twoja praca moje nasienie rozwiałby wiatr i nic by z niego nie wyrosło. Twoją misją jest samodzielna praca bez zadawania pytań i zmiany poglądów. W nagrodę dostaniesz ode mnie wielką siłę, którą powinieneś mądrze wykorzystać.
Wyzwaniem życiowym dla Byka jest nauka dystansu.
Bliźniaku- Tobie daję pytania bez odpowiedzi abyś miał zrozumienie dla wszystkiego co spotkasz na swej drodze, co dzieje się wokół człowieka. Nie będziesz nigdy wiedział dlaczego ludzie mówią lub słuchają ale poszukując odpowiedzi na pytania, odnajdziesz dar wiedzy. Twoją misją będzie więc nieustanne poszukiwanie wiedzy.
Bliźniak przez całe życie będzie pracował nad kontrolą umysłu.
Raku- Tobie daję zadanie nauczenia ludzi uczucia. Chcę abyś doprowadzał ich do śmiechu i płaczu, aby wszystko, co widza i myślą osiągnęło wewnętrzne bogactwo. Za to otrzymasz ode mnie dar rodziny, abyś w ten sposób powiększał swoje bogactwo.
Wyzwaniem Raka jest nauka wnikliwości.
Lwie- Tobie Lwie daję zadanie objawienia światu mojego dzieła w pełni jego blasku. Ale musisz chronić się przed dumą i pamiętać zawsze o tym, że to moje dzieło, nie Twoje. Jeśli o tym zapomnisz, ludzie będą Tobą gardzić. Znajdziesz wiele radości w swojej pracy, jeśli będziesz właściwie ją wykonywał. Za to otrzymujesz ode mnie dar honoru.
Wyzwaniem życiowym dla Lwa będzie nauka pokory.
Panno- dostajesz zadanie sprawdzenia, co człowiek zrobił z mojego dzieła. Masz zbadać dokładnie wszystkie drogi życia człowieka i pokazać mu jego pomyłki, aby dzięki Tobie moje dzieło mogło być doskonałe. Za to daję Ci dar jasnych i klarownych myśli.
Twoim wyzwaniem Panno jest nauka tolerancji.
Wago- Tobie daję zadanie służenia człowiekowi, aby nie zapomniał o swoich obowiązkach wobec bliźnich. Pokaż mu, że musi nauczyć się współpracy i patrzenia na swoje czyny z innego punktu widzenia. Posyłam Cię więc tam, gdzie panuje niezgoda. Za Twoje starania daję ci miłość.
Twoim życiowym wyzwaniem miła Wago będzie nauka zdecydowania.
Skorpionie- Ty masz szczególnie trudne zadanie. Będziesz potrafił poznać charakter człowieka ale nie pozwalam Ci mówić o tym czego się nauczysz. Często będziesz przez to cierpiał. W swoim bólu odwrócisz się się ode mnie. Zapomnisz że to nie ja powoduję cierpienie, tylko wypaczenie mojej idei. Zobaczysz tak dużo w człowieku, że ujrzysz w nim zwierzę. Sam będziesz musiał prowadzić tak zawziętą walkę z instynktami zwierzęcymi w sobie samym, że stracisz z oczu swoją własną drogę ale gdy w końcu wrócisz do mnie, otrzymasz ode mnie największy dar- świadomość.
Wyzwaniem dla Ciebie Skorpionie będzie nauka wybaczania.
Strzelcu- Twoim zadaniem jest zanieść ludziom uśmiech, gdyż wskutek niezrozumienia mojej idei będą rozgoryczeni. Śmiechem dasz ludziom nadzieję a dzięki niej zwrócą oczy swoje na mnie. Zetkniesz się z wieloma istnieniami na Ziemi, nawet na krótką chwilę. W każdym człowieku będziesz czuł niepokój.. Tobie daję dar nieskończonej obfitości abyś mógł wystarczająco daleko rozwinąć swoją siłę aby rozumem rozświetlić ciemne zakamarki życia.
Twoim wyzwaniem Strzelcu będzie nauka powściągliwości.Koziorożcu- od Ciebie żądam trudu nauczenia ludzi pracy. Nie masz łatwego zadania, gdyż starania o wszystkich ludzi będą na Twoich barkach. Za brzemię Twoich ciężarów składam na Twoje ręce odpowiedzialność za człowieka.
Koziorożec musi nauczyć się bycia towarzyskim.
Wodniku- Tobie daję intuicję aby ludzie umieli dostrzegać inne możliwości w swoim życiu. Doznasz bólu samotności, gdyż nie pozwolę Ci na personifikację mojej miłości. Za to że pokażesz ludziom inne drogi, otrzymasz ode mnie dar wolności abyś mógł nią służyć ludzkości zawsze wtedy, gdy będzie jej potrzebowała.
Wyzwaniem dla Wodnika, tym czego musi się nauczyć jest bycie ciepłą osobowością.
Rybo- Ty masz najtrudniejsze zadanie ze wszystkich. Masz zebrać zmartwienia wszystkich ludzi i oddać mi je. Twoje łzy będą ostatecznie moimi łzami. Cierpienie, jakie weźmiesz na siebie jest następstwem ludzkiego niezrozumienia mojej idei ale powinnaś im wybaczyć aby mogli zacząć jeszcze raz. Za spełnienie tej najtrudniejszej misji otrzymasz ode mnie największy prezent ze wszystkich, będziesz jedynym moim dzieckiem, które mnie rozumie. Dar ten jednak należeć będzie wyłącznie do Ciebie. Jeśli spróbujesz się nim podzielić z innymi, nikt Cię nie będzie słuchał.
Ryba musi nauczyć się wytrzymałości.
Po rozdzieleniu zadań Bóg przekazał swoim dzieciom przesłanie; ,,Będziecie przychodzić do mnie wiele razy i prosić abym zwolnił Was z wykonania zadania. Za każdym razem spełnię Wasze życzenie. Przejdziecie liczne inkarnacje, zanim spełnicie całkowicie swoje pierwotne zadanie. Daję Wam nieskończenie wiele czasu na to. Dopiero po spełnieniu zadania możecie wrócić do mnie.”
Źródło: Hanna, <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.wrozbyztarota.pl/przypowiesc-o-naszym-przeznaczeniu/#more-1132">http://www.wrozbyztarota.pl/przypowiesc ... #more-1132</a><!-- m -->
Odpowiedz
#50

Bruno Ferrero
Dawno, dawno temu, na oceanie istniała wyspa, którą zamieszkiwały emocje, uczucia oraz ludzkie cechy takie jak: dobry humor, smutek, mądrość, duma a wszystkich razem łączyła miłość. Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie. Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę. Tylko Miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili. Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu miłość poprosiła o pomoc. Pierwsze podpłynęło Bogactwo na swoim luksusowym jachcie.
Miłość zapytała:
-Bogactwo, czy możesz mnie uratować?
– Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności. Nie ma tam już miejsca dla ciebie – odpowiedziało Bogactwo.
Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym czteromasztowcem.
– Dumo, zabierz mnie ze sobą! – poprosiła Miłość.
– Niestety nie mogę cię wziąć! Na moim statku wszystko jest uporządkowane, a ty mogłabyś mi to popsuć… – odpowiedziała Duma i z dumą podniosła piękne żagle.
Na zbutwiałej łódce podpłynął Smutek.
– Smutku, zabierz mnie ze sobą! – poprosiła Miłość.
– Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam – odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.
Dobry Humor przepłynął obok Miłości nie zauważając jej, bo był tak rozbawiony, że nie usłyszał nawet wołania o pomoc. Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach oceanu…
Nagle Miłość usłyszała:
– Chodź! Zabiorę cię ze sobą! – powiedział nieznajomy starzec.
Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia, że zapomniała zapytać kim jest jej wybawca. Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec. Zwróciła się o poradę do Wiedzy.
– Powiedz mi proszę, kto mnie uratował ?
– To był Czas. – Odpowiedziała Wiedza.
– Czas? – zdziwiła się Miłość – Dlaczego Czas mi pomógł?
– Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość - odrzekła Wiedza.
źródło: <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.wrozbyztarota.pl/przypowiesc-o-uczuciach/#more-1854">http://www.wrozbyztarota.pl/przypowiesc ... #more-1854</a><!-- m -->
Odpowiedz
#51

Przypowieść o Miłości, Dostatku i Sukcesie
Pewna kobieta podlewała rośliny w swoim ogrodzie, kiedy zobaczyła trzech staruszków, z wypisanymi na twarzy latami doświadczeń którzy stali naprzeciw jej ogrodu.
Ona nie znała ich, więc powiedziała:
– Nie wydaje mi się, abym was znała, ale musicie być głodni. Wejdźcie, proszę, do domu i zjedzcie coś.
Oni odpowiedzieli:
– Nie ma w domu męża?
– Nie, odpoczywa, nie ma go w domu.
– W takim razie nie możemy wejść – odpowiedzieli.
Przed zmierzchem, kiedy mąż wrócił do domu, kobieta opowiedziała mu to, co się zdarzyło.
– A więc, skoro wróciłem, zatem poproś ich teraz, aby weszli.
Kobieta wyszła, aby zaprosić trzech mężczyzn do domu.
– Nie możemy wejść wszyscy do domu – wyjaśnili staruszkowie.
– Dlaczego? – chciała się dowiedzieć kobieta.
Jeden z mężczyzn wskazał na pierwszego ze swoich przyjaciół i wyjaśnił:
– On ma na imię „Dostatek”.
Następnie wskazał drugiego:
– On ma na imię „Sukces”, a ja mam na imię „Miłość”. Teraz wróć i zdecyduj razem z Twoim mężem, którego z nas zaprosicie do waszego domu.
Kobieta weszła do domu i opowiedziała swojemu mężowi wszystko, co powiedzieli jej trzej mężczyźni. Ten się ucieszył:
– Jak pięknie!! Zaprosimy Dostatek, aby wszedł i wypełnił nasz dom!!!
Jego żona nie zgadzała się i spytała:
– Mój drogi, dlaczego nie mielibyśmy zaprosić Sukcesu?
Ich córka słuchała tej rozmowy i weszła im w słowo:
– Nie byłoby lepiej, gdybyśmy pozwolili wejść Miłości? W ten sposób nasza rodzina byłaby pełna miłości.
– Posłuchajmy rady naszej córki, powiedział mąż do żony. Pójdź i zaproś Miłość, niech będzie naszym gościem.
Żona wyszła i spytała:
– Który z Was to Miłość? Niech wejdzie, proszę i będzie naszym gościem.
Miłość usiadła na wózku i ruszyła w kierunku domu. Także dwaj pozostali podnieśli się i ruszyli za nią. Trochę zdziwiona kobieta pyta Dostatek i Sukces:
Zaprosiłam tylko Miłość, dlaczego idziecie także wy?
Oni odpowiedzieli razem:
– Jeżeli zaprosiłabyś Dostatek lub Sukces, pozostali dwaj zostaliby na zewnątrz, ale zaprosiłaś Miłość, a tam gdzie idzie ona, idziemy i my.
TAM GDZIE JEST MIŁOŚĆ JEST TEŻ DOSTATEK I SUKCES
źródło: <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.wrozbyztarota.pl/przypowiesc-o-milosci-dostatku-i-sukcesie-2/#more-2537">http://www.wrozbyztarota.pl/przypowiesc ... #more-2537</a><!-- m -->
Odpowiedz
#52

Brzydkie Kaczątko - interpretacja baśni przez dr Estes

Zbliżała się pora żniw. Stare kobiety robiły zielone laleczki z kaczanów kukurydzy. Starzy mężczyźni naprawiali kołdry. Dziewczęta wyszywały czerwone kwiaty na białych sukienkach, chłopcy, śpiewając, układali stogi siana. Kobiety szyły szorstkie koszule z samodziału na nadchodzącą zimę. Mężczyźni pomagali zrywać, zbierać, ścinać i wykopywać plony, jakie dały pola. Liście na drzewach trzymały się coraz słabiej. A nad rzeką kacza matka siedziała w gnieździe. Wszystko szło jak należy i wreszcie, jedno po drugim, jajka zaczęły drżeć w środku, na skorupkach pokazały się rysy i wykluły się młode kaczątka. Ale jedno jajo, większe od pozostałych, leżało dalej w gnieździe, nieruchome jak kamień.
Stara kaczka przyszła w odwiedziny do kaczej matki, a ta pochwaliła się swoimi dziećmi.
— Czy nie są piękne? — chełpiła się.
Ale stara kaczka dostrzegła jajko i zaczęła ją namawiać, żeby dała sobie z nim spokój.
— To indycze jajo — wykrzyknęła. — Nic ci po nim. Indyki boją się wody, nie zmusisz go do pływania żadną siłą. — Wiedziała, bo kiedyś już sama tego próbowała.
Ale kacza matka pomyślała, że skoro już tyle siedziała, jeszcze trochę nie zaszkodzi.
— Nie martwię się o to. Czy wiesz, że ten nicpoń, ich ojciec, ani raz się u mnie nie pojawił?
Wreszcie wielkie jajko zaczęło się trząść i obracać. W końcu pękło i z wnętrza wyturlało się wielkie, niezgrabne stworzenie. Skórę miało całą w niebieskich i czerwonych żyłkach, nogi jasnofioletowe, a oczy różowe.
Kacza matka przekrzywiła głowę, wyciągnęła szyję i bacznie się przyjrzała. Nie mogła się powstrzymać, żeby nie powiedzieć:
— Co za brzydactwo! Może to rzeczywiście indyk? — martwiła się.
Jednak brzydkie pisklę razem z innymi powędrowało do wody.
— To moje własne, chociaż tak dziwnie wygląda. Ale właściwie, w odpowiednim świetle… jest prawie ładne.
Pokazała je więc innym ptakom na wiejskim podwórzu, ale nie minęła chwila, a któraś z kaczek podbiegła i uszczypnęła brzydkie kaczątko w szyję.
— Przestań! — krzyknęła matka.
Ale napastniczka splunęła z pogardą:
— Co za paskudne dziwadło. Aż się prosi, żeby je poszturchać.
Najważniejsza z kaczek, z czerwonym gałgankiem na łapie, odezwała się:
— O, następne! Jakbyśmy nie mieli dość dziobów do wykarmienia. A widzicie to pisklę, to wielkie brzydactwo, to chyba jakaś pomyłka.
— To nie żadna pomyłka — żachnęła się kacza matka. — Będzie bardzo silny. Po prostu za długo siedział w jaju i jest trochę niewydarzony. Ale niedługo z tego wyrośnie i będzie jak wszystkie, zobaczycie. — I wygładziła mu postrzępione piórka.
Inne domowe ptaki robiły wszystko, by pognębić brzydkie kaczątko. Rzucały się na nie, biły, dziobały, syczały i skrzeczały. Z czasem traktowały je coraz gorzej. A ono się kryło, zaszywało w kącie, uskakiwało, uciekało na prawo i lewo, ale nie umiało uniknąć ciosów i docinków. Było najnieszczęśliwszym stworzeniem na świecie.
Na początku matka je broniła, ale później i ona, zmęczona tym wszystkim, wykrzyknęła w gniewie:
— Lepiej, żebyś sobie poszło w siną dal!
I brzydkie kaczątko odeszło. Z powyrywanymi piórami, potargane, poturbowane, biegło i biegło, aż dotarło do bagien. Tu wyczerpane położyło się z wyciągniętą szyją na skraju i napiło wody z moczarów. Spomiędzy sitowia obserwowały go dwie dzikie gęsi. Właściwie były to młode gąsiory i dlatego puszyły się jak pawie.
— Hej, paskudo — zachichotały — chcesz z nami polecieć nad sąsiednie bagnisko? Pełno tam młodych niezamężnych gęsi, jest w czym wybierać.
Nagle rozległy się strzały i gąsiorki padły nieżywe, a woda w moczarach poczerwieniała od krwi. Brzydkie kaczątko dało nura w szuwary, skuliło się ze strachu; dookoła huczały wystrzały, unosił się dym i zapach prochu, ujadały myśliwskie psy.
Wreszcie zapadła cisza; kaczątko wyszło z kryjówki i zaczęło uciekać jak najdalej od bagien. Pod wieczór przybyło do nędznej chatynki, której drzwi trzymały się na jednym zawiasie, a w ścianach było więcej szpar niż całych desek. Mieszkała tu stara obdarta kobieta z kudłatym kotem i zezowatą kwoką. Kot za dach nad głową odwdzięczał się łowieniem myszy, a kwoka — składaniem jaj.
Stara kobieta ucieszyła się z kaczki.
— Może będzie się niosła — pomyślała — a jak nie, zabijemy ją i zjemy.
Kaczątko więc zostało, ale kot i kwoka nie dawały mu spokoju, gderając:
— Co z ciebie za pożytek, skoro nie umiesz ani składać jajek, ani łapać myszy?
Kaczątko z westchnieniem wyznało, że najbardziej na świecie kocha bezkresne błękitne niebo i nurkowanie pod chłodną niebieską wodą. Kotu nie mieściło się w głowie, jak można robić takie rzeczy, więc wyśmiał kaczątko za te głupie marzenia. Kwoka też drwiła, nie widząc sensu w nurkowaniu i moczeniu sobie piór. W końcu stało się jasne, że kaczątko nie zazna tam spokoju, więc poszło szukać szczęścia dalej.
Dotarło nad staw, a kiedy po nim pływało, zaczęło się robić coraz zimniej i zimniej. Po niebie przelatywał klucz urzekająco pięknych ptaków, jakich jeszcze nigdy w życiu nie widziało. Wołały do niego, a ich głosy obudziły w nim bezbrzeżną tęsknotę, aż serce mu podskoczyło i omal nie pękło z radości i bólu. Zawołało do nich obcym sobie głosem, jakiego nigdy wcześniej z siebie nie wydało. Nigdy nie widziało cudowniej szych stworzeń i nigdy nie czuło się tak osierocone.
Obracało się na wodzie, żeby jak najdłużej za nimi patrzeć, aż zniknęły mu z oczu; potem zanurkowało na samo dno jeziorka i przysiadło tam, drżąc. Nie posiadało się ze wzruszenia, bo poczuło rozpaczliwą miłość do tych wielkich białych ptaków, miłość, której nie pojmowało.
Zaczął wiać ostry, zimny wiatr i z każdym dniem wiał coraz mocniej; jezioro zamarzło, a lód pokrył się śniegiem. Starzy ludzie tłukli zamarznięte w wiadrach mleko, kobiety długo w noc siedziały przy kołowrotkach. Matki karmiły dzieci przy świetle świec, a mężczyźni nocą, pod białym północnym niebem, szukali zagubionych owiec. Młodzieńcy brnęli w śniegu po pas, by wydoić krowy, a dziewczęta przy gotowaniu wyobrażały sobie, że widzą twarze przystojnych chłopców w płomieniach ognia. A w pobliskim stawie kaczątko musiało pływać coraz szybciej i szybciej w kółeczko, żeby ostatnie miejsce na wodzie nie zamarzło.
Aż pewnego ranka obudziło się przymarznięte do lodu. Wtedy poczuło, że pewnie niedługo umrze. Dwie dzikie kaczki sfrunęły z góry i zaczęły się ślizgać po lodzie. Zauważyły kaczątko. — Aleś ty brzydki — kwaknęły. — Niedobrze, fatalnie. Dla takiego już nic nie można zrobić. — I odfrunęły.
Szczęśliwie się złożyło, że nadszedł jakiś wieśniak i uwolnił kaczątko, krusząc łopatą lód dookoła niego. Podniósł kaczątko, schował je pod płaszczem i pomaszerował z nim do domu. W domu gospodarza dzieci wyciągały ręce do kaczątka, ale ono się spłoszyło. Podfrunęło w górę, na krokiew, strącając cały kurz na masło. Stamtąd wpadło prosto do bańki z mlekiem, a kiedy szamotało się całe mokre i oślepione, przewróciło się i wpadło do mąki. Żona wieśniaka przegoniła je miotłą, a dzieci aż piszczały ze śmiechu.
Kaczątko wybiegło na dwór przez drzwiczki dla kota i padło w śniegu półżywe. Stamtąd powlokło się do następnego stawu, następnego domu, następnego stawu, następnego domu i tak spędziło całą zimę, między życiem a śmiercią.
Jednak w końcu przyszedł łagodny oddech wiosny — stare kobiety zaczęły trzepać puchowe pierzyny, a mężczyźni pochowali ciepłą bieliznę. Nocami rodziły się nowe dzieci, a ich ojcowie dreptali po podwórkach pod gwieździstym niebem. Za dnia dziewczęta wsuwały żonkile we włosy, a chłopcy przyglądali się ich zgrabnym łydkom. Woda w stawie zrobiła się cieplejsza i brzydkie kaczątko, które tam pływało, wreszcie mogło rozpostrzeć skrzydła.
Jakie były wielkie i silne! Uniosły je wysoko nad ziemię. Z powierza zobaczyło sady w białym kwieciu, rolników orzących pola, młode stworzenia wszelkiego rodzaju wykluwające się z jaj, gramolące się niezdarnie, bzyczące, pływające. I staw, w którym pluskały się trzy łabędzie, te same piękne ptaki, które kaczątko widziało jesienią, te same, które wzbudziły w jego sercu taką tęsknotę. I zapragnęło się do nich przyłączyć.
— A co będzie, jeśli najpierw udadzą, że mnie lubią, a jak się zbliżę, odlecą ze śmiechem? — pomyślało kaczątko. Ale poszybowało w dół i wylądowało na stawie z mocno bijącym sercem.
Gdy tylko go zobaczyły, zaczęły podpływać bliżej.
— Na pewno to już mój koniec — myślało kaczątko — ale jeśli mam zginąć, to wolę, żeby mnie zabiły te piękne stworzenia, a nie myśliwi, gospodynie albo mrozy.
I pochyliło głowę, czekając na cios.
Ale cóż to? W wodzie ujrzało odbicie łabędzia w pełnej krasie, w śnieżnobiałym upierzeniu, ze śliwkowymi oczyma. Brzydkie kaczątko zrazu nie rozpoznało w nim siebie, bo wyglądało zupełnie tak samo jak owi piękni nieznajomi, zupełnie jak te ptaki, na które z daleka patrzyło z takim podziwem.
I wreszcie okazało się, że jest jednym z nich. Jajo przypadkowo poturlało się do kaczego gniazda. Było łabędziem, pięknym, dostojnym łabędziem. Po raz pierwszy w życiu krewniacy zbliżyli się i dotknęli go delikatnie, kochająco, końcami długich skrzydeł. Głaskali go dziobami i pływali dokoła niego, jakby pozdrawiając.
A dzieci, które przyszły nakarmić łabędzie kawałkami chleba, zawołały:
— Patrzcie, jeszcze jeden! — I jak to dzieci, pobiegły wszystkim o tym opowiedzieć. Stare kobiety zeszły nad wodę, rozplatając długie srebrne włosy. Młodzi mężczyźni brali wodę w złożone dłonie i chlapali na dziewczęta, które czerwieniły się jak płatki róż. Mężczyźni przerywali dojenie, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Kobiety podnosiły głowy znad szycia, by się pośmiać do mężów. A starcy opowiadali historie o tym, że wojna jest za długa, a życie za krótkie.
I jedno po drugim, bo i czas, i życie, i namiętność przemijają, oddalali się w tańcu; chłopcy i dziewczęta, mężowie i żony, dzieci i łabędzie, zostawiając tylko nas i wiosnę, a nad rzeką inna kacza matka siedziała w gnieździe, wysiadując jaja.
————————————————
Macierzyństwo u ludzi nie różni się specjalnie od macierzyństwa u zwierząt. W obydwóch przypadkach chodzi o poczęcie, donoszenie i wydanie na świat potomstwa, a następnie nauczenie go mechanizmów potrzebnych do samodzielnego istnienia w środowisku i wypuszczenie go w świat. Jednak z powodów kulturowych u ludzi dochodzi do tego, że niektóre dzieci od samego startu mają pod górkę. Mam na myśli nie tylko przypadki drastyczne, takie jak narodzenie się w rodzinie gdzie na co dzień panuje przemoc, ale także w takiej gdzie dziecko nie może rozwijać się harmonijnie i gdzie nie jest akceptowane. Wiedział o tym Hans Christian Andersen tworząc Brzydkie Kaczątko i to niezwykłe jak bardzo jego opowieść jest nadal aktualna mimo upływu czasu. Najistotniejszymi elementami jeżeli chodzi o zrozumienie są tutaj naturalność Kaczątka, które przedstawia sobą siłę przyrody i wolę przetrwania, pomagające mu przebrnąć przez ciąg przeszkód oraz uczucie przynależności, które wprowadza w nasze życie przypływ energii i optymizmu, gdy odnajdziemy się w sprzyjającym towarzystwie.
W Społeczności nagle pojawia się Odmieniec, na co reaguje ona zdecydowanym odrzuceniem: rodzeństwo i inni członkowie wspólnoty zaczynają je prześladować, maltretują i chcą przegonić. Odmieniec zwraca się o pomoc do tego, kto jak sądzi powinien go bronić czyli do matki. Matka z początku rzeczywiście staje w jego obronie, ale postawiona przed wyborem: albo Społeczność, albo Odmieniec, wybiera Społeczność. Odmieńca dotyka olbrzymia niesprawiedliwość, bo zostaje odrzucony nie z powodu czegoś co zrobił, a samego faktu niedostosowania do Społeczności.
Wiele małych dziewczynek jest już od początku życia postawionych w sytuacji gdzie ich naturalność spotyka się z ostrą reakcją otoczenia. ‘Rób to! Rób tamto! Nie rób tego! Grzeczne dziewczynki tak się nie zachowują!’ Co ciekawe zazwyczaj są to zachowania, które nie wynikają ze złej woli, a z ciekawości świata, fantazji, dziwactwa i tego wszystkiego co stanowi o pomysłowości i wyobraźni. Jeżeli karci się jej naturalne zachowania, to bardzo prawdopodobne, że prędzej czy później wpadnie w komplexy, a jej rozwój emocjonalny będzie utrudniony. Na ogół wczesne wyrzucanie poza nawias zaczyna się nie z winy dziecka i ulega zaostrzeniu z powodu niezrozumienia, okrucieństwa, ciemnoty albo umyślnej wrogości otoczenia. Wówczas następują wczesne urazy psychiczne. W takiej sytuacji dziewczynka nabiera przeświadczenia, że jej negatywny obraz przekazywany przez rodzinę czy społeczeństwo jest nie tylko absolutnie prawdziwy, ale i absolutnie wolny od uprzedzeń, bezstronny, obiektywny. Dziewczynka zaczyna wierzyć, że jest słaba, brzydka, nieprzystosowana i nie do przyjęcia, i że tak będzie zawsze, bez względu na wszelkie jej starania. Zostaje odrzucona dokładnie z tych samych przyczyn, które widzimy w Brzydkim Kaczątku. W wielu społeczeństwach od dziecka płci żeńskiej już od chwili narodzin oczekuje się pewnych cech charakteru, zachowań zgodnych z uświęconą tradycją, wyznawania stereotypowych kobiecych wartości, jeśli nie identycznych z wyznawanymi przez rodzinę, to przynajmniej z nich wyrastających; oczekuje się, że w żadnym wypadku nie będą sprawiać kłopotów. Te oczekiwania są bardzo precyzyjnie zdefiniowane, kiedy rodzice życzą sobie mieć „anielskie dziecko”, czyli doskonałego konformistę. (…) Kiedy kultura zbyt ściśle definiuje, co ma stanowić o powodzeniu lub pożądanej doskonałości w jakiejkolwiek sferze — czy chodzi o wygląd, wzrost, siłę, maniery, zdolności, gospodarność, bycie męskim, bycie kobiecą, bycie dobrym dzieckiem, dobre wychowanie czy przekonania religijne — wówczas w psychikę wszystkich członków społeczeństwa zostaje wszczepiony wynikający z tego przymus, by oceniać siebie wedle tych narzuconych kryteriów.
Rodzice mają w sposób naturalny marzenia, kim dziecko będzie w przyszłości, jednak to dziecko doskonałe, powtarzające wybory życiowe rodziców powinno pozostać w ich wyobraźni. W przeciwnym wypadku dziewczynka nie poddająca się tym oczekiwaniom będzie przez rodziców świadomie bądź nieświadomie strofowana, karcona i upominana. Będzie żyła w stanie psychicznej schizofrenii, gdzie co innego myśli oraz czuje, a co innego oczekuje od niej otoczenie. Psychika i dusza człowieka (szczególnie młodego) na dłuższą metę nie mogą znieść takiego stanu rozdwojenia, więc prędzej czy później albo zamilknie, albo ruszy na poszukiwanie swojego własnego grona. Tak jak zostaje do tego zmuszone Kaczątko.
Kiedy otoczenie sprzymierza się przeciw niemu jego pierwszym odruchem jest zwrócenie się do matki. W naszej kulturze przyjmuje się, że dzięki macierzyństwu kobieta niezależnie od wieku staje się osobą dojrzałą. Nie jest to do końca prawda. W psychice kobiety istnieje obraz matki wewnętrznej czyli jej wyobrażenie jak powinno wyglądać macierzyństwo, które kształtuje się na podstawie matki zewnętrznej czyli zazwyczaj jej własnej. Matka wewnętrzna działa na podstawie doświadczeń jakie kobieta miała z matką zewnętrzną, a także na podstawie obrazu matki, jaki spotyka na co dzień w otoczeniu i kulturze. W psychice większości osób dorosłych, które miały w przeszłości kłopoty z matką, wciąż zamieszkuje jej duplikat, który przemawia, postępuje i reaguje tak samo jak we wczesnym dzieciństwie. Chociaż kultura, w której się urodziła kobieta, może w ciągu jej życia rozwinąć bardziej świadome poglądy na temat roli matki, wewnętrzna matka przechowuje takie same przekonania i wyobrażenia o wyglądzie i postępowaniu matki, jakie panowały w społeczeństwie za czasów dzieciństwa kobiety. W psychologii głębi cały ten labirynt nazywa się kompleksem matki. Jest to jeden z głównych aspektów psychiki kobiecej i ważne jest, żeby rozpoznać jego stan, pewne aspekty umacniać, inne korygować, jeszcze innych się pozbyć i jeśli to konieczne, zacząć budować od początku.
Kaczka w opowieści H.Ch.Andersena reprezentuje trzy aspekty matki: matkę ambiwalentną, matkę przegraną i matkę bez matki.
MATKA AMBIWALETNA
W baśni kaczka w pierwszym odruchu przygarnia Kaczątko, mimo że różni się od niej wyglądem, potem jednak gdy odrzuca je społeczność w której żyje, odcina się od swojego instynktu i odtrąca je. Podobnie jest z wieloma ludzkimi matkami, które mają zakodowaną w umyśle regułę przekazywaną przez wiele pokoleń, ‘Kto nie jest we wspólnocie ten staje się ignorowany, traktowany podejrzliwie, a być może także prześladowany’. Dlatego stara się nauczyć córkę zachowań zgodnych z ogółem w nadziei, że to uchroni ją (a pośrednio nią samą) przed atakami. Na dłuższą metę może to prowadzić do rozdarcia wewnętrznego (‘moje własne potrzeby’ a ‘oczekiwania otoczenia’) czyli do ambiwalencji. Matka z jednej strony chce zdobyć akceptację otoczenia, z drugiej strony ogarnia ją strach przed tym, że ona i dziecko będą prześladowane czy wręcz w sytuacjach extremalnych zabite, a z jeszcze innej strony odczuwa silną więź z dzieckiem czy jest to dziecko jej ciała, czy umysłu. W społeczeństwach opartych na karze nie jest niczym nadzwyczajnym, że kobieta staje przed dylematem — albo akceptacja klasy rządzącej (wioska) albo miłość do dziecka, czy będzie to dziecko symboliczne, dziecko jej twórczej fantazji czy dziecko biologiczne. To historia stara jak świat. Kobiety ponosiły psychiczną i duchową śmierć za stawanie w obronie nieusankcjonowanego dziecka, które mogło oznaczać ich twórczość, kochanka, zaangażowanie w politykę, potomstwo, życie duchowe. W skrajnych przypadkach kobiety były wieszane, palone na stosach, mordowane za sprzeciwianie się zakazom wioski i osłanianie nielegalnych dzieci. Matka, która ma „inne” dziecko, musi być wytrwała jak Syzyf, groźna jak Cyklop i gruboskórna jak Kaliban, by stawić odpór wrogiemu otoczeniu. Najbardziej niszczycielskie warunki kulturowe, w jakich kobieta może się urodzić i żyć, to takie, które wymagają bezwzględnego Posłuszeństwa bez oglądania się na duszę; to kultury pozbawione dobrych rytuałów przebaczenia, zmuszające kobietę do wybierania między tym, co dyktuje im dusza, a nakazami społeczeństwa, w którym nie ma miejsca na współczucie ze względu na warunki ekonomiczne lub system kastowy. To kultury, w których ciało jest traktowane jako coś brudnego, coś, co potrzebuje „oczyszczenia”, albo jako świątynia podlegająca dekretom; w których rzeczy nowe, niezwykłe czy inne witane są z niechęcią; w których ciekawość świata i twórcza wyobraźnia są karane i piętnowane, a nie nagradzane, albo nagradzane tylko jeśli nie jest się kobietą; w których w imię różnych świętości ciało poddaje się bolesnym zabiegom; w których kobiety karze się niesprawiedliwie, jak to zwięźle ujmuje Alice Miller, „dla ich własnego dobra”, w których nie uznaje się prawa duszy do istnienia.
Kobieta o psychice ambiwalentnej matki może mieć trudności z podejmowaniem decyzji, zajmowaniem stanowiska, zbyt łatwo się poddawać, zachowywać biernie, nie żądać dla siebie szacunku, walczyć o swoje prawo do wyboru i życia w taki sposób, jaki pragnie. Aby skutecznie radziła sobie w życiu potrzeba jej cech uważanych za typowo męskie takich jak waleczność, porywczość i odwaga. Żeby stworzyć dobrą atmosferę, wychowując dziecko, które trochę czy bardzo odbiega od przeciętnej pod względem potrzeb psychiki i duszy, matka musi wzbudzać w sobie cechy heroiczne. Musi umieć, jak bohaterki mitów, odnaleźć w sobie i uzbroić się w cechy niedozwolone, pielęgnować je, w odpowiedniej chwili uruchamiać, bronić siebie i tego, w co wierzy. I nie można się do tego przygotować inaczej, niż tylko mobilizując odwagę i działając. Od niepamiętnych czasów każdy wielki akt heroizmu okazywał się lekarstwem na udaremniającą wszystko ambiwalencję.
MATKA PRZEGRANA
Kaczka na skutek prześladowań postępuje wbrew instynktowi i zgodnie z wolą większości odrzuca Kaczątko. Jednak postępowanie wbrew sobie, wbrew własnej psychice i intuicji, sprawia, że płacimy za to wysoką cenę w postaci załamania nerwowego. Tracimy poczucie własnego istnienia, albo nie wiemy co robić, albo czujemy, że nikt nie wspiera naszych wysiłków, albo otwierają się stare rany na duszy, które nawet jeżeli zadano o wiele wcześniej to nie zostały wyleczone.
Matka rozdarta emocjonalnie między wyborem: albo moje dziecko, albo reguły społeczności, nie może udźwignąć takiej odpowiedzialności. Przez wieki matki były szantażowane w ten sposób i zmuszane do wyboru, czasami dosłownie jak w Wyborze Zofii Williama Styrona, gdzie komendant obozu mówi matce dwójki dzieci aby wybrała jedno z nich, które pójdzie na śmierć inaczej zginą oboje.Choć przerasta to ludzką wyobraźnię, od wieków matki stawiano przed takim psychicznym dylematem. Stosuj się do przepisów i pozabijaj swoje dzieci albo cię zniszczymy. Do dziś niewiele się zmieniło. Jeśli matka ma wybierać między dzieckiem a wymogami społeczeństwa, to znaczy, że społeczeństwo jest okrutne i chore. Kultura, która domaga się wyrządzenia krzywdy duszy w imię swoich zakazów, jest kulturą patologiczną. Taką „kulturę” może stanowić zewnętrzne otoczenie kobiety, ale stokroć gorzej, jeśli nosi ją ona w sobie i ulega jej we własnym umyśle. Niezliczone są przykłady takich zdarzeń w historii świata, a zwłaszcza Ameryki, gdzie powszechną praktyką było odrywanie kobiet siłą od ukochanych ludzi i rzeczy. Mamy długą, haniebną historię rozdzielania rodzin niewolniczych w wieku XVIII, XIX i XX. W ostatnich stuleciach pojawił się niepisany nakaz, by matki z dumą i zadowoleniem patrzyły, jak ich synowie giną „za ojczyznę”. Są przypadki przymusowych przesiedleń zdarzające się jeszcze i dziś. W różnych momentach historii świata rodziły się ideologie zabraniające kobiecie kochać i chronić tych, których kocha, w sposób przez siebie upragniony.
Oczywiście najbardziej charakterystycznym przykładem jest sytuacja ciąży poza zalegalizowanym związkiem małżeńskim. Kobiety przez stulecia były zmuszane do wypierania się własnego potomstwa, ukrywania swojego stanu, do oddawania czy zabijania niemowląt w imię panującej obyczajowości. Pokolenia kobiet godziły się, żeby małżeństwo z mężczyzną było jedynym czynnikiem sankcjonującym ich człowieczeństwo. Godziły się z mniemaniem, że bez przyzwolenia mężczyzny istota ludzka jest pozbawiona wartości, że bez tej „męskiej” opieki matka jest bezbronna. Jak na ironię, w Brzydkim Kaczątku o ojcu wspomina się tylko raz, w momencie kiedy kacza matka zastanawia się nad nie wyklutym jajem brzydkiego kaczątka. Narzeka na ojca swych dzieci: „Ten nicpoń ani razu mnie nie odwiedził”. Od bardzo dawna w naszej kulturze ojciec — co niezależnie od przyczyn jest faktem godnym ubolewania — nie mógł lub nie chciał służyć pomocą matce, a co gorsza, nawet samemu sobie. Można powiedzieć, że w oczach wielu dziewczynek ojciec przegrał swoją rolę, stając się jedynie cieniem, który co wieczór zawiesza się w przedpokoju w postaci płaszcza na kołku.
Kobieta z psychiką przegranej matki ma mocno zaburzone poczucie własnej wartości, odczuwa wybór między własnymi potrzebami, a oczekiwaniami otoczenia jako kwestię życia lub śmierci. Postrzega siebie jako odmieńca, czarną owcę, wyrzutka, ale nie jest w stanie zgromadzić sił i ruszyć w drogę aby odnaleźć przyjazne środowisko. Jeśli kobieta ma w sobie przegraną matkę, to nie może pozwolić, żeby sama się taką stała.
MATKA – DZIECKO I MATKA BEZ MATKI
Tak jak już napisałam samo urodzenie dziecka nie daje kobiecie dojrzałości. W baśni kaczka, która upiera się mieć dziecko, ostatecznie je odrzuca. Trzecim typem i prawdopodobnie najczęściej spotykanym jest matka bez matki czyli kobieta słaba, niedojrzała psychicznie i naiwna, bo pozbawiona wsparcia starszej, dojrzałej kobiety, zazwyczaj własnej matki.
W minionej epoce młoda matka była otaczana pomocą i wsparciem przez grono starszych kobiet, zwłaszcza przy pierwszym dziecku nie wolno było pozostawić jej samej sobie. Niezależnie od wieku każda kobieta, która zostaje po raz pierwszy matką, sama też jest dzieckiem na progu nowej drogi, dlatego potrzebuje wsparcia fizycznego i psychicznego doświadczonych kobiet, którym może zaufać. Od niepamiętnych czasów tę funkcję spełniały starsze kobiety w plemieniu lub wiosce. Te „boginie-matki” w ludzkiej postaci, później przez instytucje religijne odsunięte do roli matek chrzestnych, stanowiły podstawowy system przekazu wiedzy między kobietami. Służył on pokrzepieniu zwłaszcza matek młodych, ucząc je, jak się troszczyć o psychikę i duszę potomstwa. Kiedy rola bogini-matki została poddana intelektualnej obróbce, matka chrzestna zaczęła znaczyć niewiele więcej niż ktoś, kto dba, by dziecko przestrzegało przykazań Kościoła. To niewiele. Wiele straciłyśmy na tej zmianie. Starsze kobiety były niegdyś arką instynktownej wiedzy i zachowań, a ich zadaniem było obdarzyć tym samym młode matki. Kobiety przekazują sobie tę wiedzę nie tylko słowami, ale i w inny sposób. Subtelne przekazy o tym, co i jak robić, wysyłały ich spojrzenia, dotyk dłoni, nucenie lub kochający uścisk.
Przy szybko postępującej urbanizacji i przenosinach ze wsi do miast ten kobiecy krąg stracił znaczenie. Obecnie tradycja ta jest podtrzymywana jedynie symbolicznie poprzez imprezę dla przyszłej matki organizowaną przez przyjaciółki. Jednak po narodzinach dziecka matka jest już praktycznie pozostawiona samej sobie. Przy braku doświadczenia szuka informacji gdzie popadnie, łatwo wpada w panikę i jest niepewna własnej wartości. Jeżeli jej własna matka była słaba psychicznie to taki sam kod nosi w swojej podświadomości jej córka. Niekiedy jest tak pozbawiona psychicznego oparcia, że uważa, iż nie jest godna nawet miłości swego dziecka. Może być do tego stopnia udręczona przez rodzinę i kulturę, że sądzi, iż nie jest warta, by dotknąć nawet rąbka archetypu „promiennej matki”, który towarzyszy pierwszym chwilom macierzyństwa. Bez dwóch zdań: matka wychowująca potomstwo sama musi mieć matkę.
Kobieta o psychice matki – dziecka albo matki bez matki może paść ofiarą naiwnych przekonań, braku wprawy, a szczególnie osłabionej zdolności przewidywania co stanie się w najbliższej godzinie, tygodniu czy roku. Sprawia wrażenie, że bawi się w matkę, jest zbyt entuzjastyczna, staje się wręcz hipermatką, która robi wszystko dla wszystkich i za wszystkich, nie potrafi się zdystansować, spojrzeć obiektywnie i pokierować dzieckiem ani dać mu wsparcia. W baśni Andersena dzieci są podexcytowane obecnością nowego zwierzątka, ale nie potrafią się nim zaopiekować, podobnie matka bez matki będzie męczyła dziecko nadmiarem troski, ale nie nauczy go mechanizmów psychicznych potrzebnych do radzenia sobie z przeszkodami.
Może być to spowodowane również faktem, że matka sama była łabędziem wychowywanym przez kaczki. Sama nie odnalazła swojej własnej tożsamości przed narodzinami dziecka, ale jej instynktowna natura budzi się, gdy jej córka zaczyna dorastać i zaczyna odczuwać tęsknotę, gdy widzi łabędzie.
SILNA MATKA -> SILNE DZIECKO
Aby być mądrą i silną matką dla swoich dzieci, musimy ją najpierw odnaleźć w sobie. Jeżeli cierpiałyśmy z powodu odrzucenia, jeżeli nie wyniosłyśmy pozytywnych wzorców z rodziny to zawsze możemy je odnaleźć w otoczeniu, szczególnie w starszych, mądrych kobietach. Nawet jeśli miałyście najwspanialszą matkę na świecie, to możecie mieć więcej niż jedną. Często powtarzam własnym córkom: „Urodziła was jedna matka, ale jeśli wam szczęście dopisze, to możecie mieć ich więcej. U nich znajdziecie prawie wszystko to, czego wam w życiu trzeba”. Związki z todas las madres, wieloma matkami, będą najprawdopodobniej trwały przez całe życie, bo nigdy nie przestaje się potrzebować przewodniczki i doradczyni, a z punktu widzenia twórczego życia kobiety ta potrzeba nigdy nie powinna zaniknąć (…) szukajmy matki dzikiej i mądrej. Nie jesteśmy, nie możemy być od niej oddzielone. Związek z tą kochającą matką musi być w ciągłym ruchu, musi wciąż się zmieniać, co jest może paradoksem. Matka ta jest szkołą, w której się rodzimy, szkołą, w której jesteśmy zarazem uczennicami i nauczycielkami, jak życie długie. Czy mamy dzieci czy nie, czy zajmujemy się ogrodem, naukami czy burzliwym światem poezji — zawsze, na każdej drodze, ocieramy się o dziką matkę. I tak powinno być.
Nawet jeżeli matka kobiety miała destrukcyjny wpływ na jej psychikę to nie oznacza, że ona automatycznie będzie słabą matką dla własnych dzieci. Duszę można sponiewierać i odrzucić, ale nie da się jej zabić. Nie da się wymazać złej przeszłości, jednak można pracować nad teraźniejszością myśląc o przyszłości.
POSZUKIWANIE WŁASNEGO ŚRODOWISKA
Kaczątko rusza w drogę by znaleźć społeczność, która je zaakceptuje. Puka do wielu drzwi, bo nie ma wyrobionego instynktu by zapukać w te właściwe, za to ma inny instynkt, ten który nakazuje mu iść przed siebie mimo przeciwności losu i zmęczenia. Kaczątko wypracowuje swoje własne mechanizmy obronne outsidera, stara się zachowywać tak jak tego oczekuje otoczenie, ale wiecznie coś mu nie wychodzi. Nawet jeżeli okazuje się, że potrafi pływać, to innym nie pasuje jego wygląd, co oczywiście osłabia jego pewność siebie i sprawia, że zaczyna zachowywać się niezdarnie: wpada do mąki, sypie kurz do masła, wylewa mleko. To fizyczny wyraz tego jak niepewnie się czuje wśród innych istot. Podobnie jest w naszym życiu: im bardziej staramy się dostosować do wymagań, z którymi wewnętrznie się nie zgadzamy, tym gorzej nam to wychodzi. Choć to chwalebne i pożyteczne przerzucać pomosty w stronę grup, do których nie należymy, choć to ważne, żeby być dobrym i uprzejmym — trzeba zachować umiar, nie robić tego na siłę i za wszelką cenę. Nie wolno ślepo wierzyć, że stosowne zachowanie, jeśli tylko uda się poskromić wszystkie odruchy nieokiełznanej, spontanicznej criatury (‘istoty’ – przyp. Anna Lawenda), pozwoli uchodzić za miłą, dystyngowaną, opanowaną, łagodną damę. To właśnie takie postępowanie — pobożne życzenia ego, żeby za wszelką cenę należeć do kogokolwiek — przerywa psychiczną łączność z Dziką Kobietą. Zamiast pełnej życia kobiety widzimy ugrzecznioną, znerwicowaną istotę myślącą tylko o tym, żeby dobrze wypaść. Nie, jest lepiej, wdzięczniej i o wiele korzystniej dla duszy być tym, kim się jest, i pozwolić innym stworzeniom także być tym, kim są.

Kobieta, która szuka miłości, a jej nie znajduje narażona jest na wpadnięcie w wir zachowań kompulsywnych i ciągle wchodzi w te same sytuacje, mając nadzieję, że to uleczy jej rany (czy to wpadając w nałogi, czy toxyczne związki, czy w wir pracy). Dzieje się też często tak, że podobnie jak Kaczątko zamarzające w stawie, ona również kostnieje z braku uczuć i chłodu emocjonalnego, co jest zabójcze dla wyobraźni, twórczości, wyrażania się, a przede wszystkim dla relacji z ludźmi. Być zimnym to być pozbawionym uczuć. Chłód spełnia funkcję mechanizmu obronnego, ale na dłuższą metę jest zabójczy, bo dusza potrzebuje ciepła aby rozkwitać. Dusza uzewnętrznia się poprzez tworzenie, a brak uczuć to oznacza posuchę i brak – nomen omen – ognia twórczego. Coś, co jest w ruchu, nie może zamarznąć. Ruszajcie się więc. Nie zatrzymujcie się.
W baśni Andersena pojawia się przypadkowy przechodzień wyzwalający Kaczątko z lodu. To symbol tego, że gdy jesteśmy już tak znużeni, że nie mamy siły brnąć dalej, to niczym światełko w tunelu pojawia się pomoc ze Wszechświata. Nie poukłada za nas życia i nie zagoi starych ran, ale da chwilowe ocieplenie i pozwoli zebrać się w sobie. Czasami gdy rozstajemy się z kimś kogo kochaliśmy, w naszym życiu pojawia się nowa osoba, ale nie po to aby stworzyć stabilny związek tylko by wesprzeć nas i podbudować w trudnych chwilach.
Niedostosowywanie się do sztywnych reguł mimo że przynosi odrzucenie jest dobre dla duszy, bo zmusza ją do poszukiwań czy to osób, które będą ją akceptować, czy to sposobu wyrażania się (sztuka, literatura, muzyka etc), czy dalszego rozwoju. Bez porównania gorzej jest tkwić tam, gdzie nie mamy czego szukać, niż tułać się przez jakiś czas w poszukiwaniu psychicznego kontaktu, jakiego nam trzeba. Szukanie swego miejsca nigdy nie jest pomyłką. Nigdy. Co więcej, trudności i przeszkody na drodze wyrabiają charakter, kształtują wytrwałość i koncentrację, a także rozszerzają horyzonty, czego pozbawieni są ci, którzy w drogę nigdy się nie udali. Ten napór sił i napięć wywiera pożyteczny i dobroczynny wpływ. Wygnanie hartuje, temperuje, umacnia słabe kaczątko. Choć tej sytuacji nie życzyłybyśmy nikomu z żadnego powodu, jednak — tak jak węgiel pod wysokim ciśnieniem staje się diamentem — prowadzi ona do prawdziwej wielkości i oczyszczenia duszy. W alchemii substancję wyjściową, ołów, poddaje się biciu i zgniataniu. Wprawdzie nikt nie pragnie wygnania dla niego samego, jednak daje ono niespodziewane korzyści (…)Na wygnaniu o wiele mocniej dąży się do wyzwolenia prawdziwej natury, bardziej tęskni za sprzyjającym środowiskiem. To dążenie, ta tęsknota pozwalają posuwać się naprzód. (…)Siła przetrwania to dziwna rzecz: nawet pięć minut kontemplacji spokojnej wody może dać tyle energii, że i przez miesiąc trzyma nas przy życiu.
Kot i kwoka obrazują osoby, które są pewne swoich racji i nie tolerują innych poglądów. Kaczątko wcale nie każe im pływać tak jak ono samo, ale sam fakt, że lubi to robić nie mieści się zwierzętom domowym w głowie i wywołuje ich agresję. Niestety, Kaczątko ma już zakodowane, że skoro różni się od innych to jest od nich gorsze. Kobiety – Brzydkie Kaczątka nie mają wyrobionej asertywności, nie potrafią powiedzieć ‘nie’, dosłownie przepraszają, że żyją. Takie kobiety grzecznie słuchają, jak im się wmawia, że są krnąbrne i uparte, nie rozumiejąc podstawowej rzeczy — że koty nie pływają, a kury nie nurkują. Muszę przyznać, że w mojej praktyce często przydaje mi się wyróżnienie typów osobowości, takich jak koty, kwoki, kaczki, łabędzie i tak dalej. Jeśli to wydaje się uzasadnione, proszę pacjentkę, żeby na chwilę wyobraziła sobie, że jest łabędziem, który o tym nie wie. Zakładamy też, że została wychowana (albo właśnie się znajduje) w otoczeniu kaczek. Oczywiście nie mam nic ani przeciwko kaczkom, ani łabędziom. Ale kaczki to kaczki, a łabędzie to łabędzie. Czasami dla jasności muszę skorzystać z porównań do innych zwierząt. Jak byś się czuła, gdyby wychowali cię ludzie-myszy, jeśli jesteś, powiedzmy, łabędziem? Łabędzie i myszy żywią się czym innym. Brzydzą się swoim zapachem. Nie są zainteresowane wspólnym spędzaniem czasu, a jeśli już muszą razem przebywać, to będą się wzajemnie prześladować. Jak byś się czuła, gdybyś, będąc łabędziem, musiała udawać mysz? Udawać, że jesteś malutka, masz szare futerko i długi cienki ogonek. Chcesz naśladować mysi chód, ale zamiast tego kolebiesz się z nogi na nogę. Próbujesz piszczeć jak mysz i za każdym razem wydajesz łabędzi krzyk. Czy nie byłabyś najnieszczęśliwszym stworzeniem na świecie? Dlaczego więc, jeśli tak jest, jeśli taka jest prawda, kobiety ciągle usiłują się naginać, przybierać kształty, które są im obce? (…) Najczęściej dzieje się tak, ponieważ kobieta po prostu nie wie, co robić. Nie miała matki. (…)W świecie zwierząt matki uczące swe młode polować nie udzielają dokładnych instrukcji, „jak polować”, bo młode mają to już we krwi. Uczą je natomiast, czego się mają wystrzegać, na co zwracać uwagę; tego młode nie wiedzą dopóty, dopóki matka im nie pokaże, w ten sposób uruchamiając w nich nową wiedzę i wrodzoną mądrość. Podobnie jest z kobietą na wygnaniu. Jeśli jest brzydkim kaczątkiem, jeśli nie miała matki, to jej instynkt nie został wyszlifowany. Uczy się więc metodą prób i błędów. Zazwyczaj i prób, i błędów jest nieskończenie wiele. Ale zawsze jest nadzieja, ponieważ wygnaniec nigdy się nie poddaje. Idzie przed siebie, póki nie znajdzie drogowskazu, zapachu, śladu, a wreszcie domu. (…)Znakiem rozpoznawczym dzikiej natury jest zdolność przetrwania. Zawsze potrafi wytrwać. Nie jest to coś, co świadomie robimy, ale coś, czym jesteśmy, naturalnie przyrodzona cecha. Jeśli nie możemy żyć pełnią życia, to dopóty egzystujemy, dopóki znowu nie będziemy mogły rozkwitać. Czy opuściła nas twórcza wyobraźnia, czy odrzuca nas kultura bądź religia, czy odpycha nas rodzina, grupa, czy ponosimy karę za jakieś decyzje, myśli i uczucia, ukryte dzikie życie trwa, a z nim trwamy i my.(…) Kaczątko ostatkiem sił trzyma się życia. Było samotne, zziębnięte, skute lodem, nękane i ścigane; strzelano do niego, wyrzucano, głodzono, broniono wstępu; sięgnęło granicy życia i śmierci i nie wiedziało, co je jeszcze spotka. A teraz najważniejsza część opowieści: zbliża się wiosna, spieszy nowe życie, nastaje czas nowych możliwości, kolejnych prób. Najważniejsza rzecz to trzymać się i wciąż szukać, szukać twórczych dróg, szukać samotności, szukać czasu na bycie i działanie, szukać sensu istnienia; trzeba trwać, bo dzika natura daje obietnicę, że po zimie zawsze nadchodzi wiosna.
ODNALEZIENIE SWOJEGO STADA
Wygnanie pozostawia głębokie rany w psychice. W baśni to łabędzie pierwsze dostrzegają Kaczątko, ono samo po przykrych doświadczeniach boi się wręcz na nie spojrzeć. Jest nieufne, nie wierzy, że jest bezpieczne i zastanawia się czy zaraz ktoś znowu go nie przegoni. To typowe dla kobiet wygnanych. Po trudach tułaczki udaje się im dotrzeć do granic własnego terytorium, lecz przez czas jakiś wcale nie zauważają, że ludzkie spojrzenia nie są już pogardliwe, że częściej są neutralne, a nawet pełne podziwu i aprobaty. Nic tak wyraźnie nie świadczy o tym, że kobieta była „brzydkim kaczątkiem” przez całe życie albo na jakimś etapie swej drogi niż jej niezdolność do przyjęcia szczerego komplementu. Może to kwestia skromności, może należy to przypisać nieśmiałości — chociaż zbyt wiele bolesnych ran bezmyślnie się lekceważy, tłumacząc je „zwykłą nieśmiałością” — częściej jednak komplement odbiera mowę, ponieważ wywołuje automatyczny i nieprzyjemny dialog w umyśle kobiety. Dlatego ostatnim zadaniem jest zaakceptowanie swojej natury, a uwierzenie, że w końcu po często latach tułaczki odnalazło się swoich jest czasami równie trudne co sama tułaczka, bo straciło się już nadzieję, uznało, że nie zasługuje na szczęście albo po prostu nie ma się już siły na radość. Osoby pokiereszowane psychiczne potrzebują więcej energii na osiągnięcie celu niż te, które wychowywały się w przyjaznych warunkach, ponieważ przede wszystkim muszą przekonywać siebie, że potrafią to zrobić. Jednak trzeba pamiętać, by nie zatrzymywać się w rozwoju, aby nie poprzestać na byciu tą, która przetrwała, a skoncentrować się na tym co można osiągnąć dzięki temu, że się przetrwało. Kiedy zagrożenie ustępuje i odnajduje się przyjazne środowisko trzeba przejść do uzdrawiania psychiki i rozwijania się. Jeśli zatrzymamy się jako „te, które przetrwały”, nie przechodząc do kolejnej fazy, fazy kwitnienia i pełni, to redukujemy do połowy naszą wewnętrzną energię i zdolność działania w świecie. Kiedy kobieta upiera się, by być „tą, która przetrwała”, choć nie jest to już do niczego potrzebne, praca, którą musi wykonać, jest oczywista. Musi przestać się przywiązywać do archetypu „tej, która przetrwała”, bo niczego więcej nie osiągnie. Porównuję to do małej roślinki, której udało się bez wody, światła, składników odżywczych wydać odważny i uparty listek. Pomimo wszelkich przeciwności. Ale teraz, kiedy złe czasy są już za nami, pora zakwitnąć, a to oznacza, że trzeba wykorzystać wszelkie możliwości, czerpać światło, pożywienie i rozwijać się, wypuszczać gęste, bujne kwiecie i dorodne listowie.
Dlaczego w ogóle dzieje się tak, że łabędzie wychowują się wśród kaczek, a nie łabędzi? Albo mówiąc językiem współczesnych bajek, czemu czarodziejów wychowują mugole?
Zaczęłam opowiadać moim pacjentkom historyjkę, którą nazwałam Zamieniona Zygota, głównie po to, by tą pokrzepiającą metaforą pomóc im właściwie spojrzeć na całe ich „dzieje wyrzutka”. Oto owa historia.
Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, w jaki sposób znalazłaś się w takiej dziwnej, obcej rodzinie jak twoja? Jeśli wiodłaś życie autsajdera, jeśli nazywano cię dziwadłem czy odmieńcem, jeśli jesteś samotnicą, nie poddajesz się szablonom, to z pewnością wiele wycierpiałaś. Ale przychodzi moment, by spojrzeć na to z dystansu, przyjąć inny punkt widzenia, powrócić do swoich. (…)Przez lata kobiety, w których archetyp Dzikiej Kobiety żyje mitycznym życiem, w cichości płakały: „Dlaczego jestem inna? Dlaczego przyszłam na świat wśród obcych ludzi, w rodzinie, która mnie nie rozumie?” Kiedy chcą się rozwijać, zawsze znajdzie się ktoś, kto posypie ziemię solą, żeby nic nie urosło. Dręczą je nakazy i zakazy przeciwne ich naturalnym pragnieniom. Jeśli są dziećmi natury, to trzyma się je w zamknięciu. Jeśli chcą być naukowcami, to każe się im rodzić dzieci. Jeśli chcą być matkami, to muszą się dostosować do obowiązującego szablonu. Jeśli chcą coś wynaleźć, to musi to być praktyczne. Jeśli chcą tworzyć, to nie mają jak, bo domowe prace kobiety nigdy się nie kończą.
Czasem pragną się dostosować do panujących standardów i dopiero poniewczasie zdają sobie sprawę, czego naprawdę chciały, jak powinny były żyć. Więc żeby w ogóle mieć jakieś życie, dokonują bolesnych amputacji, porzucając rodziny, małżeństwa, w których miały wytrwać do śmierci, pracę, która miała dawać satysfakcję, dla monotonnych, jałowych, ale lepiej płatnych zajęć. Ich porzucone marzenia leżą jak kamienie przy drodze. Jakże często kobiety o artystycznych duszach w imię „rozsądku” spędzają osiemdziesiąt procent czasu na zajęciach, które systematycznie, dzień po dniu, uśmiercają ich twórczą wyobraźnię. Chociaż można mnożyć takie scenariusze, jedno jest niezmienne: bardzo wcześnie naznaczono je piętnem „odmieńca” z negatywną konotacją. A w rzeczywistości były to pełne pasji, ciekawe świata indywidualistki kierujące się dobrym instynktem.
Nie istnieje więc odpowiedź na pytanie: „Dlaczego ja, dlaczego ta rodzina, dlaczego jestem inna?” Jednak ego, zanim da sobie spokój, potrzebuje się nad czymś pogłowić, proponuję więc trzy odpowiedzi do wyboru. (Pacjentka może wybrać, którą zechce, ale musi się zdecydować przynajmniej na jedną. Większość wybiera ostatnią, choć wszystkie są równie dobre). Przygotujcie się. Oto one.
Urodziłyśmy się takie, jakie jesteśmy, i w tych przypadkowych rodzinach, ponieważ: (1) tak wyszło (prawie żadna w to nie wierzy); (2) Jaźń ma swój nieodgadniony plan, a nasze małe móżdżki są zbyt wątłe, by to ogarnąć (wielu kobietom dodaje to otuchy); (3) z powodu Syndromu Zamienionej Zygoty (tak, być może… ale co to takiego?).
Rodzina uważa cię za wyrodka. Ty masz pióra, oni łuski. Ty cenisz lasy, przyrodę, życie wewnętrzne, majestat wszechświata. Oni wolą równiutko składać ręczniki. Jeśli tak jest w twojej rodzinie, to jesteś ofiarą Syndromu Zamienionej Zygoty.
Twojej rodzinie czas powoli przecieka przez palce, ty pędzisz jak wicher; oni są krzykliwi, ty wrażliwa i cicha albo odwrotnie — oni milczą, ty śpiewasz. Ty wiesz, bo wiesz. Oni chcą dowodów i trzystu stron dysertacji. Tak, to z pewnością Syndrom Zamienionej Zygoty.
Nigdy o nim nie słyszałaś? Posłuchaj więc: pewnej nocy nad twoim miastem przelatywała Zygotowa Wróżka, a w jej koszyczku małe zygotki podskakiwały z podniecenia.Ty byłaś przeznaczona dla rodziców, którzy umieliby cię zrozumieć, ale Zygotowa Wróżka dostała się w silny wir powietrza i — hop! wypadłaś z koszyka do całkiem innego domu. Koziołkując, stoczyłaś się prosto do rodziny, która nie była przeznaczona dla ciebie. Twoja prawdziwa rodzina mieszka trzy mile dalej.To dlatego zapałałaś miłością do innej rodziny, która mieszkała o trzy mile dalej. Zawsze marzyłaś, żeby pan i pani X byli twoimi prawdziwymi rodzicami. Możliwe, że tak miało być.
To dlatego tanecznym krokiem mkniesz przez korytarz, chociaż twoja rodzina wegetuje przed telewizorem. To dlatego twoi rodzice wpadają w popłoch, kiedy przychodzisz lub dzwonisz. Zamartwiają się: ,.Co ona jeszcze wymyśli? Ostatnio narobiła nam wstydu, Bóg jeden wie, co jej teraz wpadnie do głowy”. Kiedy cię widzą, zasłaniają oczy, i to bynajmniej nie dlatego, że oślepia ich bijąca od ciebie światłość.
Ty pragniesz miłości, oni chcą spokoju.
Z różnych przyczyn (z powodu swoich upodobań, niewiedzy, urazów, stanu zdrowia, zaburzeń psychicznych lub kultywowanej ignorancji) członkowie twojej rodziny nie mają tak spontanicznego kontaktu ze sferą nieświadomą, a twoja wizyta oczywiście wyczarowuje archetyp trikstera — psotnika, który burzy ustalony porządek rzeczy. Zanim więc zdążycie przełamać się chlebem, zaczyna on szalony tan, usiłując wrzucić włos do rodzinnej potrawki.
Choć wcale nie masz zamiaru denerwować rodziny, to i tak wyprowadzisz ich z równowagi. Kiedy przychodzisz, wszystko staje na głowie.
Jeśli rodzice cały czas czują się dotknięci, a dzieci są traktowane tak, jakby nigdy nic nie robiły jak należy, to nieomylny znak, że w rodzinie znalazła się „dzika zygota”.
Przyzwoita rodzina chce tylko jednego, ale zamieniona zygota nigdy nie pojmie, co to takiego, a jeśli byłaby do tego zdolna, to włosy zjeżyłyby się jej na głowie.
Przygotuj się, bo mam zamiar wyjawić wielką tajemnicę. Oto, czego od ciebie chcą, oto ta najdonioślejsza rzecz.
Przyzwoici ludzie chcą, byś postępowała logicznie i konsekwentnie.
Chcą, żebyś dziś była dokładnie taka sama jak wczoraj. Chcą, żebyś się nie zmieniała z każdym dniem, żebyś była taka sama jak na Początku Czasu.
Siłą zwierząt są instynkt, zdolność obserwacji oraz umiejętność adaptacji i te cechy ma także Dzika Kobieta. Jeżeli będą tępione w procesie uspołeczniania to kobieta będzie rozdarta między własną naturą a zazwyczaj zbyt ciasnym ubraniem, w które chce ją wbić otoczenie. Dla psychiki jest to zabójcze. Mieszkańcy Afryki Zachodniej wierzą, że surowe obchodzenie się z dzieckiem sprawia, że jego dusza ucieka z ciała, czasem tylko na parę metrów, czasami bardzo daleko. Wprawdzie oprócz potrzeb duchowych dziecku trzeba również zapewnić bezpieczeństwo i właściwą opiekę fizyczną oraz zadbać o jego „dobre wychowanie”, ja jednak zawsze niepokoję się o osoby zbyt dobrze wychowane; z ich oczu zbyt często wyziera „niknąca dusza”. Coś nie jest w porządku. Zdrowa dusza przeważnie promieniuje, użyczając innym swego światła. Ale pod wpływem poważnych urazów dusza ucieka. Czasami umyka tak daleko, że aby ją skłonić do powrotu, trzeba mistrzowskich zabiegów. Dużo czasu musi upłynąć, zanim spłoszona dusza zaufa na tyle, żeby wrócić, ale można tego dokonać. Powrót wymaga kilku warunków: bezwzględnej uczciwości, wytrwałości, czułości, dobroci, wyzbycia się gniewu, a także humoru.
Duszę ożywia tworzenie, niezależnie od tego co i jak się tworzy. Czy to będzie malowanie, czy śpiewanie, czy pisanie, czy pieczenie ciasta, czy zakładanie rabatki w ogrodzie, kobieta wyraża przez nie swoje wewnętrzne potrzeby.
Jeśli okrzyknięto cię czarną owcą, odszczepieńcem, indywidualistką, samotną wilczycą, nie kurcz się w sobie, nie staraj się zniknąć. Tylko ślepcy mogą twierdzić, że nonkonformista jest przekleństwem dla społeczeństwa. Stulecia ludzkich dziejów potwierdzają, że każdy, kto się wyróżnia, wytycza nowe drogi i wnosi oryginalny, bogaty wkład w obraz społeczeństwa i kultury (…)Jeśli kiedykolwiek twierdzono, że jesteście nieposłuszne, przekorne, niepoprawne, zuchwałe, przebiegłe, zbuntowane, niezdyscyplinowane, narwane, niepokorne, to jesteście na właściwym tropie. Dzika Kobieta jest przy was.
źródło: <!-- m --><a class="postlink" href="https://biegnaczwilkami.wordpress.com/2012/04/05/odcinek-2-brzydkie-kaczatko-o-matce-wygnaniu-i-potrzebie-przynaleznosci/">https://biegnaczwilkami.wordpress.com/2 ... aleznosci/</a><!-- m -->
Odpowiedz
#53

Mądra Wasylisa*. O Babie Jadze, intuicji i wyprawie inicjacyjnej

Dawno, dawno temu była sobie, a może i nie, młoda matka leżąca na łożu śmierci z twarzą tak bladą jak białe płatki woskowych róż w zakrystii pobliskiego kościółka. Jej mąż i mała córeczka siedzieli na skraju starego drewnianego łóżka, modląc się, by Bóg przeprowadził ją bezpiecznie na tamten świat.
Konająca matka przywołała Wasylisę i dziewczynka w czerwonych bucikach i białym fartuszku przyklękła u jej boku.
-Oto laleczka dla ciebie, kochanie — szepnęła matka i spod włochatego pledu wydobyła malutką lalkę, która tak jak Wasylisa była ubrana w czerwone buciki, biały fartuszek, czarną spódniczkę i kamizelkę wyszywaną kolorowymi nićmi.
-Wysłuchaj moich ostatnich słów, najdroższa dziecino — rzekła matka. — Jeśli kiedykolwiek zgubisz drogę albo będziesz potrzebowała pomocy, zapytaj tę laleczkę, co masz robić. Ona ci pomoże. Miej ją zawsze przy sobie. Nikomu o niej nie mów. Nakarm ją, kiedy będzie głodna. To moja obietnica, moje błogosławieństwo dla ciebie, najdroższa córeczko. — Z tymi słowy oddech zatonął w ciele matki i połączył się z duszą, uleciawszy spomiędzy warg. Po chwili umarła.
Dziewczynka i jej ojciec pogrążyli się w długiej żałobie. Ale, jak pole okrutnie zryte po bitwie znów się zieleni, tak ojciec wreszcie otrząsnął się z bólu i ożenił powtórnie z wdową, która miała dwie córki. Choć nowa macocha i jej dzieci mówiły uprzejmym tonem i zawsze się uśmiechały jak prawdziwe damy, za ich uśmiechami kryło się coś zdradliwego, czego ojciec Wasylisy nie dostrzegał.
Rzecz to pewna, że kiedy te trzy zostawały z Wasylisą same, gnębiły ją, zmuszały do posług, kazały rąbać drwa, aż wkrótce jej gładka skóra stwardniała i pociemniała. Nienawidziły jej, bo była słodka, jakby nie z tego świata. Była również niezwykle piękna. Piersi miała pełne, ich zaś więdły od podłości. Była uczynna i nigdy nie narzekała, podczas gdy macocha i przybrane siostry gryzły się między sobą jak szczury na stosie śmieci nocą.
Przyszedł dzień, kiedy macocha i przybrane siostry nie mogły już dłużej znieść Wasylisy. Zaczęły spiskować.
-Powiedzmy jej, że ogień na palenisku wygasł, i wyślijmy ją do ciemnego lasu, do Baby-Jagi, czarownicy, niech ją prosi o płomień do paleniska. Kiedy znajdzie Babę – Jagę, stara wiedźma niechybnie zabije ją i zje. — Klasnęły w ręce wszystkie trzy i zapiszczały jak dzikie zwierzęta z ciemnego lasu.
Tego samego wieczoru, kiedy Wasylisa wróciła z chrustem na opał, w całym domu panował chłód i mrok. Zmartwiona zapytała macochę:

— Co się stało? Na czym będziemy gotować? Jak oświetlimy ciemny dom?

Macocha ofuknęła ją tylko.

— Ty głupie dziecko. Widzisz, że ogień wygasł. Ja nie mogę iść do lasu, bo jestem za stara. Moje córki nie pójdą, bo się boją. Tylko ty możesz iść do lasu na poszukiwanie Baby – Jagi i prosić o rozżarzone węgle na rozpałkę.

Niewinna Wasylisa odrzekła:

— Dobrze, niech tak będzie, pójdę.

I zaraz wyruszyła. Las robił się coraz gęstszy i ciemniejszy, suche patyki złowrogo trzaskały pod nogami. Sięgnęła do głębokiej kieszeni fartuszka, gdzie trzymała laleczkę, którą dostała od matki. Pogłaskała lalkę w kieszeni i powiedziała:

— Wystarczy jej dotknąć, żeby lepiej się poczuć.

Na każdym rozstaju dróg Wasylisa sięgała do kieszeni i radziła się laleczki:

— Czy powinnam pójść w prawo czy w lewo?

Lalka kiwała głową „tak” i „nie”, „tędy” i „tamtędy”. Wasylisa w drodze dzieliła się z nią chlebem i robiła wszystko, co poleciła jej laleczka.

Nagle minął ją galopem jeździec w bieli na białym koniu i nastał świt. Dalej spotkała jeźdźca w czerwieni jadącego wolno na czerwonym koniu i wtedy wzeszło słońce. Wasylisa szła, szła, a gdy się zbliżyła do chaty Baby – Jagi, nadjechał kłusem jeździec ubrany na czarno na czarnym koniu i wjechał wprost do chaty Baby – Jagi. Zaraz potem zapadła noc. Ogrodzenie z czaszek i nagich kości okalające chatę zaczęło lśnić wewnętrznym żarem, tak że od całej leśnej polany biła niesamowita poświata.
Baba – Jaga była straszliwą istotą. Jeździła nie powozem, nie dorożką, ale w kotle w kształcie moździerza, który latał o własnych siłach. W tym dziwacznym pojeździe czarownica wymachiwała wiosłem w kształcie tłuczka, a drogę za sobą zamiatała miotłą zrobioną z włosów zmarłych.
Kocioł szybował po niebie, a tłuste włosy Baby-Jagi powiewały za nim. Długi podbródek zakrzywiony w górę i wielki haczykowaty nos stykały się pośrodku. Miała małą siwą kozią bródkę i na skórze mnóstwo brodawek od jadu ropuch. Paznokcie w brązowych plamach były grube, ostro zakończone i tak zakrzywione, że nie mogła zacisnąć dłoni w pięść.
Jeszcze bardziej niesamowity był dom Baby – Jagi. Stał na ogromnych, pokrytych łuskami, żółtych kurzych nogach i wędrował tu i tam, a czasem wirował w kółko jak ekstatyczny tancerz. Rygle na drzwiach i okiennicach zrobione były z ludzkich palców rąk i nóg, a zamek u drzwi frontowych był pyskiem, z którego wystawało mnóstwo ostrych kłów.

Wasylisa zapytała laleczkę:

— Czy to jest dom, którego szukamy?

A lalka swoim cichym sposobem odpowiedziała:

— Tak, to jest miejsce, którego szukasz.

Zanim Wasylisa zrobiła następny krok, Baba-Jaga w kotle obniżyła lot tuż obok niej i wrzasnęła:

— Czego chcesz? — Dziewczynka zadrżała.

— Babciu, przychodzę po ogień. W moim domu jest zimno… moja rodzina zginie… Potrzebuję ognia.

Baba-Jaga warknęła:

— Taaaak. Znam cię, znam twoją rodzinę. Jesteś do niczego, dziecko, pozwoliłaś, by ogień zagasł. To nieroztropne z twojej strony. A właściwie dlaczego ja miałabym ci dawać ogień?

Wasylisa poradziła się laleczki i szybko odpowiedziała:

— Bo cię o to proszę.

Baba-Jaga zamruczała:

— Masz szczęście. To jest właściwa odpowiedź.

A Wasylisa pękała z dumy, że udało jej się dobrze odpowiedzieć. Baba – Jaga pogroziła:

— Ani myślę dawać ci ognia, dopóki na niego nie zapracujesz. Jeśli wypełnisz moje polecenia, to dostaniesz ogień. Jeśli nie… — Wasylisa ujrzała, jak oczy Baby Jagi zamieniają się nagle w czerwone węgle. — Jeśli nie, moje dziecko, to zginiesz.

Baba-Jaga wpadła do chatki, rozłożyła się na łóżku i rozkazała Wasylisie przynieść jedzenie gotujące się na piecu. Jedzenia było dość, by wykarmić dziesięciu chłopa, ale Baba-Jaga pożarła wszystko, zostawiając dla Wasylisy tylko maluśką skórkę chleba i łyczek zupy.

— Upierz moje ubrania, pozamiataj podwórze i wysprzątaj dom, potem przygotuj posiłek, oddziel spleśniałe ziarna od dobrych i dopilnuj, żeby wszystko było w porządku. Wrócę i sprawdzę, jak się sprawiłaś. Jeśli nie wykonasz zadania, to zrobię z ciebie ucztę. — Mówiąc to, Baba – Jaga odleciała w swoim kotle, łapiąc nosem kierunek wiatru, z włosami łopoczącymi jak żagiel. I znowu zapadła noc.

Gdy tylko Baba-Jaga zniknęła, Wasylisa zwróciła się do laleczki.

— Co mam robić? Czy zdążę z tym wszystkim na czas?

Lalka zapewniła ją, że tak, kazała jej coś zjeść i położyć się spać. Wasylisa dała jej też trochę jedzenia i zasnęła. Rankiem laleczka wykonała wszystkie prace, zostało tylko ugotowanie jedzenia. Kiedy pod wieczór Baba-Jaga wróciła, zastała wszystko gotowe. Z jednej strony zadowolona, z drugiej rozdrażniona brakiem niedociągnięć, Baba-Jaga odezwała się szyderczo:

— Masz naprawdę wielkie szczęście.

Potem wezwała wierne sługi, by zmieliły przebrane ziarna. W powietrzu pojawiły się trzy pary rąk i zaczęły mielić zboże. Plewy fruwały po chałupce jak złote płatki śniegu. Wreszcie robota była skończona i Baba – Jaga usiadła do posiłku. Jadła długie godziny, nakazawszy Wasylisie rankiem znowu posprzątać dom, zamieść podwórze i wyprać ubrania. Następnie wskazała wielki kopiec piachu na podwórzu.

– W tej kupie ziemi i piasku jest pełno ziarenek maku, miliony. Chcę, żebyś rano powybierała mak na jedną kupkę, a piasek na drugą.

Wasylisa omal nie zemdlała.

— Doloż moja, jak mam to zrobić? — Sięgnęła do kieszeni, a lalka szepnęła:

— Nie martw się, ja się tym zajmę.

Kiedy w nocy Baba-Jaga zaczęła chrapać, Wasylisa zabrała się do wybierania maku z piasku. Po jakimś czasie odezwała się laleczka:

— Połóż się teraz spać. Wszystko będzie dobrze.

I znowu laleczka zrobiła wszystko za nią, a kiedy stara kobieta wróciła do domu, wszystko było gotowe. Baba-Jaga przemówiła sarkastycznie przez nos:

— Dobrze! Masz szczęście, że ci się to udało.

Wezwała wierne sługi, by wycisnęły olej z ziarenek maku i znów pojawiły się trzy pary rąk i zabrały się do pracy.

Kiedy Jaga ocierała usta z tłuszczu z potrawki, Wasylisa stanęła obok.

— Na co się tak gapisz? — warknęła Baba-Jaga.

— Czy mogę cię o coś zapytać, babciu? — odezwała się Wasylisa.

— Pytaj — rozkazała Baba-Jaga — ale pamiętaj: Jeśli za dużo wiesz, to za szybko się zestarzejesz.

Wasylisa zapytała o białego mężczyznę na białym koniu.

— Aha—rzekła Baba-Jaga z czułością. — Ten pierwszy to mój Dzień.

— A czerwony jeździec na czerwonym koniu?

— To moje Wschodzące Słońce.

— A czarny jeździec na czarnym koniu?

— Ten trzeci to moja Noc.

— Rozumiem — powiedziała Wasylisa.

— Nie krępuj się, dziecko. Chcesz jeszcze o coś zapytać? — namawiała Baba-Jaga.

Wasylisa już miała zapytać o pary rąk, które pojawiały się i znikały, ale laleczka zaczęła podskakiwać w kieszeni, więc zamiast tego powiedziała:

— Nie, babciu. Jak mówisz, jeśli się za dużo wie, to można się za szybko zestarzeć.

— Ach — rzekła Jaga, przekrzywiając głowę jak ptak. — Jesteś mądra jak na swój wiek, dziewczynko. Jak to się stało, że jesteś taka bystra?

— Dzięki błogosławieństwu mojej matki — uśmiechnęła się Wasylisa.

— Błogosławieństwu?! — skrzeknęła Baba-Jaga. — Błogosławieństwo?! W tym domu nie potrzebujemy żadnych błogosławieństw. Lepiej ruszaj już w drogę, moja córko.

I wypchnęła Wasylisę w ciemną noc.

— Czekaj, dziecko. Masz! — Baba-Jaga zdjęła z płotu jedną z czaszek z ognistymi oczodołami i zatknęła ją na kij. — Masz! Zabierz tę czaszkę do domu. To twój ogień. Ani słowa więcej. Ruszaj w drogę.

Wasylisa zaczęła dziękować, ale laleczka w kieszeni znowu podskoczyła i Wasylisa zrozumiała, że musi zabrać ogień i iść. Biegła do domu przez ciemny las, na wszystkich zakrętach i rozstajach kierując się radą laleczki. Szła przez las, niosąc czaszkę, która migotała ogniem przez oczodoły i dziury w miejscu nosa, uszu i ust. Nagle przelękła się, że czaszka jest taka ciężka i takie dziwne rzuca światło i już, już chciała ją wyrzucić. Ale czaszka przemówiła do niej, kazała się uspokoić i iść dalej, do domu macochy i przybranych sióstr. I Wasylisa usłuchała.

Kiedy była już niedaleko domu, macocha i siostry wyjrzały przez i okno i zobaczyły dziwne błyski tańczące pośród drzew. Światło się zbliżało. Nie mogły pojąć, co też to może być. Od dawna myślały, że już się pozbyły Wasyłisy. Skoro tak długo nie wraca, to znaczy, że już nie żyje, a jej kości porozwlekały dzikie zwierzęta.

Wasylisa była coraz bliżej. A kiedy macocha i jej córki poznały, że to ona, wybiegły jej naprzeciw, wołając, że odkąd poszła, nie miały w domu ognia. Choć starały się ze wszystkich sił go rozpalić, zawsze wygasał.

Wasylisa triumfalnie wkroczyła do domu, dumna, że przeżyła taki niebezpieczną podróż i sprowadziła ogień. Czaszka na kiju rozżarzonymi oczami śledziła każdy ruch macochy i sióstr i paliła je swym żarem, a rano ze złej trójki zostały tylko wypalone żużle.

——————————

Intuicja to skarb dla każdej istoty, ale zwłaszcza dla kobiet. Jest szczególną umiejętnością, do której nie ma żadnej ogólnie przyjętej instrukcji obsługi. Przeciwnie, intuicja z natury jest głosem wewnętrznym, wręcz intymnym dialogiem z samym sobą i nikt poza tobą samą nie może cię nauczyć rozumienia instynktownego języka. Baśnie, w których bohater czy bohaterka ruszają w drogę obrazują właśnie proces dojrzewania, moment gdy przestaje się już jedynie słuchać wiedzy podawanej przez innych, a zaczyna wykorzystywać tą, którą zgromadziło się samemu. Mądra Wasylisa to baśń słowiańska, opowiadana w Rosji, Polsce, Jugosławii, Rumunii oraz krajach nadbałtyckich, która zawiera w sobie archetypy mówiące o procesie inicjacji kobiety. Inicjacja to przekazywanie siły intuicji z jednego pokolenia na kolejne, nawet jeżeli nie istnieją już obrzędy, które w tym pomagały, a sam dar intuicji jest lekceważony przez racjonalne myślenie. W przyrodzie i w psychice nic nie ginie. Inicjacja polega na wypełnieniu dziewięciu konkretnych zadań. Podstawowym celem jest nawiązanie dobrego, serdecznego, pełnego zaufania kontaktu z tą istotą, którą nazywamy „mądrą kobietą”, kwintesencją archetypu Dzikiej Kobiety.

Zadanie Pierwsze: pozwolić umrzeć zbyt dobrej matce.

Tak jak w baśni o Kopciuszku na samym początku umiera ukochana matka Wasylisy, symbolizująca zbyt dobrą, zawsze troskliwą i nadopiekuńczą psychiczną matkę czy to biologiczną, czy w nas samych. Dzieje się to w momencie, gdy zdajemy sobie sprawę, że zbyt dobra matka, która dotychczas była dla nas niezbędna, zaczyna przeszkadzać w podejmowaniu samodzielnych decyzji i hamować nas w rozwoju. Matka nadopiekuńcza w sposób naturalny zaczyna tracić znaczenie kiedy kobieta dojrzewa i od tego momentu powinna funkcjonować jedynie jako źródło czułości i ciepła, a nie jako siła napędowa naszych działań w świecie, który przecież wcale nam nie matkuje. Może nam jednak przekazać w darze coś bardzo cennego czyli intuicję, która w baśni przedstawiona jest jako laleczka. Więc chociaż zbyt dobra matka nie może wywierać wpływu na dziewczynkę poza pewną granicą w jej życiu, dobrzeją wyposaża na przyszłą drogę. Przekazuje błogosławiony dar w postaci laleczki i jak się przekonujemy, jest to w istocie wielkie błogosławieństwo.

Może być jednak tak (i bardzo często tak właśnie się dzieje), że dziewczyna opuszczając dom rodzinny nie ma jeszcze odpowiednio wykształconej intuicji i szuka jej trochę po omacku wpadając przy tym nieraz w pułapki. Nieprawidłowe działanie owego przenikliwego wewnętrznego wzroku może być spowodowane różnymi czynnikami: zbyt dużą ilością ciężkich przeżyć w dzieciństwie albo nieobecnością opiekuńczej, wystarczająco dobrej matki, ale także tym, że zbyt dobra matka wcale nie chce umrzeć i pragnie nadal roztaczać opiekę nawet jeżeli zagraża to dalszemu rozwojowi psychiki. Zbyt długie hodowanie w sobie opiekuńczej matki oznacza powstrzymywanie się od wyzwań i stawiania celów, co jest istotą świadomego życia i co pomaga rozwijać się instynktowi. Moja osobista refleksja jest taka, że wiele kultur i religii zachęca dziewczęta, aby poprzestały na etapie zbyt dobrej matki. Rozejrzyjcie się dookoła i zapytajcie samych siebie: Ile matek jest w stanie samodzielnie i bez presji zrezygnować z ochrony dziecka, czy będzie chodziło o wspinanie się pięciolatka na drzewo, czy o wyjazd piętnastolatka pod namiot, czy skakanie dwudziestopięciolatka ze spadochronem? Ile będzie zachęcać do podjęcia ryzyka? Wychowując dziecko warto przyglądać się nie tylko ludziom, ale i zwierzętom. Wilczyce chętnie bawią się z małymi, ale gdy nadchodzi czas, a młode nie chce opuścić gniazda mimo że jest już nauczone polowania, zdobywania pożywienia i przetrwania w środowisku, matki zaczynają warczeć, pokazywać kły i wypychać potomstwo w świat. Nie robią dlatego, że nagle stają się ich wrogami. Robią to dlatego, że są ich sprzymierzeńcami w świecie, którym rządzą cykle, a nie poddawanie się zmianom w sposób naturalny przynosi zazwyczaj poważne konsekwencje. Inicjacja Wasylisy rozpoczyna się od zrozumienia, że trzeba się pogodzić ze śmiercią tego, co musi umrzeć. Oznacza to, że w psychice muszą umrzeć te wartości i postawy, które już jej nie podtrzymują. Należy się przyjrzeć szczególnie tym odwiecznym dogmatom, które czynią życie zbyt łatwym i bezpiecznym, które chronią przed każdą trudnością, które sprawiają, że kobieta, zamiast dumnie kroczyć, bezład­nie ucieka przed życiem. Czas, kiedy „pozytywna matka” z dzieciństwa zanika — a razem z nią jej postawy — jest zawsze czasem wielkiej nauki. Chociaż w życiu każdego z nas są takie okresy, kiedy mamy pełne prawo pozostawać blisko opiekuńczej psychicznej matki (na przykład, kiedy rzeczywiście jesteśmy dziećmi, podczas rekonwalescencji po chorobie, po psychicznym czy duchowym wstrząsie albo kiedy nasze życie jest zagrożone i tylko spokój może zapewnić nam bezpieczeństwo), i chociaż zacho­wujemy w pamięci wielką pomoc, jakiej nam udzielała, nadchodzi także czas, kiedy… trzeba zmienić matkę.(…) Podobnie bywa, kiedy pragniemy dalej się rozwijać — wówczas wymieniamy wszechobecną wewnętrzną matkę, która tak dobrze służyła nam, kiedy byłyśmy małe, na inną, która zamieszkuje jeszcze głębiej, w dzikich obszarach psychiki; matkę, która jest zarazem naszą towarzyszką i mistrzynią. Jest to matka kochająca, ale sroga i wymagająca.

Oczywiście odchodzenie od zbyt dobrej matki nie jest procesem łatwym i bezbolesnym dlatego rzadko kto jest w stanie odłączyć się od niej jedynie ze względu na to, że nadszedł już na to czas. Przyjemnie jest przebywać w cieple i wygodzie, gdzie mamy zapewnioną bezwarunkową miłość i gdzie niczego się od nas nie wymaga. Na pewno wielu z nas słyszy głosy namawiające, żeby zostać pod bezpiecznymi skrzydłami matki, bo przecież „tam jest niebezpiecznie!”, „jak sobie tam samemu poradzisz?”, „może ci się nie udać!”. Nawet w języku widać ślady takiego myślenia, ile osób powtarza, że „nie ma jak u mamy” albo chwali sobie „kuchnię jak u mamy”. To wewnętrzna zbyt dobra matka w nas obawia się o swoje wpływy i nie da się jej zmienić, bo taka już jest jej natura. Można od niej tylko odejść. Inaczej będziemy tłumić głęboko potrzebę osiągnięcia czegoś samodzielnie, a potrzeby zbyt długo tłumione wybuchają gwałtownie w najmniej spodziewanych momentach. Tak jak napisał Guillaume Apollinaire**: „Stawiamy ich nad urwiskiem i ka­żemy latać. Wzbraniają się. Mówimy: Leć! Wzbraniają się. Wtedy spychamy ich z krawędzi. I latają”. Czasem kobieta boi się nawet na krótko zostać bez oparcia, zabez­pieczenia i pewności. Znajduje tyle wymówek ile włosów na głowie. A musi po prostu skoczyć głową w dół, nie wiedząc, co będzie dalej. To jedyna rzecz, która pozwoli jej odzyskać intuicyjną naturę. Czasem kobieta jest do tego stopnia uwikłana w „bycie zbyt dobrą matką” dla innych dorosłych, że przysysają się do jej tetas (sutków) i wcale nie mają zamiaru ich wypuścić. Wtedy trzeba ich „odtrącić tylną łapą” i robić swoje. A ponieważ psychika w czasie snu kompensuje między innymi to, do czego ego nie chce lub nie potrafi się przyznać, sny kobiet w czasie takich zmagań psychicznych będą pełne — w ramach kompensacji — pościgów, ślepych uliczek, samochodów, które nie chcą zapalić, nie donoszonych ciąż i innych symboli obrazujących życie, które utknęło w miejscu. W głębi trzewi kobieta wie, że być samą słodyczą zbyt długo jest dla niej zabójcze.

Zadanie Drugie: oświetlanie srogiego cienia

I znowu podobnie jak w bajce o Kopciuszku bohaterkę zaczynają prześladować macocha i przyrodnie siostry, które symbolizują tzw. cień czyli te cechy osobowości, które nie są akceptowane przez społeczność, jednak mimo wszystko istnieją w naszej psychice. Są to siły zazdrości, zaborczości, wykorzystywania, okrucieństwa itd., które działają destrukcyjnie nie tylko na otoczenie, ale przede wszystkim na duszę samej kobiety. Macocha i siostry mogą realizować w psychice nakazy kultury czy religii, do której kobieta należy, ale jak łatwo zauważyć nie jest to naturalna rodzina duszy, a ta przybrana. Nigdy nie będą traktować jej po partnersku, zwracać uwagę na jej potrzeby i słuchać jej głosu. Dusza nie jest dla nich podmiotem, a przedmiotem. Nie lubią jej, nie rozumieją i traktują jak obcą. Dlaczego? W baśniach rolę obcego, wyrzutka, często odgrywa ten, kto jest najbliższy naturalnej mądrości. Stąd wszelkie komentarze i samobiczujące myśli wypowiadane przez otoczenie lub wewnątrz nas typu: ‘Nie potrafisz”, „Nie wiesz”, „Brakuje ci zdolności, rozumu, śmiałości itd.”, „Nie nadajesz się”, „Lepiej poddaj się od razu” są jak rak czy guz, który trzeba usunąć. Potrzeba intuicji, aby przejrzeć je na wylot. Ponieważ Wasylisa nie w pełni zdaje sobie jeszcze sprawę z własnych atutów, pozwala, by to zło wypaczyło linię jej życia. Aby mogła je odzyskać, musi wydarzyć się coś innego, coś życiodajnego. Z nami jest podobnie. W opowieści widzimy, że intuicyjne rozumienie tego, co się wokół niej dzieje, jest u Wasylisy dość słabe, a psychicz­ny ojciec także nie dostrzega wrogości otoczenia; on także jest zbyt dobry i sam nie ma rozwiniętej intuicji. Interesujące, że córki, które mają tak prostodusznych ojców, często potrzebują o wiele więcej czasu na przebudzenie.



Ta część opowiada o etapie, kiedy kobieta jest nękana przez żądania ego by spełniać żądania innych i w ten sposób zapewniać mu warunki do realizowania się. Tyle że słuchanie ego zostawia gdzieś z tyłu potrzeby duszy, a ta nie może się z tym zgodzić. Wasylisa zaczyna rozumieć, że bycie miłą, grzeczną i usłużną nie wystarcza by zdobyć miłość i szacunek innych. Nawet bycie de facto niewolnicą w domu nie sprawi, że zostanie doceniona i wynagrodzona. Uległość wobec innych powoduje niemiły wstrząs, który musi zauważyć każda kobieta. Mianowicie uświadamiamy sobie, że kiedy jesteśmy po prostu sobą, inni często wyrzekają się nas, ale kiedy ulega­my innym, to my wyrzekamy się samych siebie. To bolesne rozdarcie, lecz musi do niego dojść, a wybór powinien być jasny.

Macocha i siostry knują, aby na dobre pozbyć się Wasylisy. Dają złudną obietnicę, że jeżeli pójdzie do lasu, nie da się pożreć Babie Jadze (choć oczywiście nie sądzą by było to możliwe) i wróci z ogniem to być może ją zaakceptują. Tutaj następuje krytyczny moment, kiedy kobieta może zatrzymać się w procesie dojrzewania do kierowania się intuicją. W każdej psychice tkwi naturalny drapieżca powtarzający, „Poddaj się!”, a kultura, religia czy wychowanie mogą ten przekaz drastycznie uwypuklać. Wtedy kobiety mogą np. niepotrzebnie stawiać sobie zupełnie nierealistycznie wysokie cele, aby udowodnić otoczeniu, że są coś warte. Jednak wkrótce się okazuje, że usilne próby wykazania się i udowodnienia własnej wartości chórowi zazdrosnych wiedźm są bezcelowe z perspektywy głębokiej pracy nad sobą i, jak się przekonamy, w rzeczywistości przeszkadzają inicjacji. Wasylisa bez słowa skargiwykonuje codzienne żmudne zadania. Ulegać bez narzekania wydaje się bohaterstwem, ale w rzeczywistości powoduje coraz większe napięcie i konflikt między dwoma przeciwstawnymi naturami — jedną zbyt dobrą, drugą zbyt wymagającą.

Rodzina tak męczy Wasylisę przez skazanie ją na wykonywanie uciążliwych, monotonnych prac domowych zabijających kreatywność, że ogień w domu wygasa. W przypadku kobiety ogień to tworzenie i wyrażanie swojego wnętrza, jeżeli zaczyna go brakować wewnątrz to prędzej czy później przemarznięta i samotna dusza stanie na krawędzi i zrobi wszystko aby go odzyskać, bo dusza pragnie ciepła (tak jak już o tym była mowa w baśni o Brzydkim Kaczątku). Wtedy nawet Nieznane symbolizowane przez las będzie się wydawać lepszą opcją niż pozostawanie w wiecznym zimnie. Można powiedzieć, że Wasylisa musi spotkać Wielką Dziką Wiedźmę, ponieważ potrzebuje, żeby ktoś ją porządnie nastraszył. Musimy opuścić złorzeczący chór i zagłębić się w las. Nie można jednocześnie odejść i zostać. Wasylisa, podobnie jak my, potrzebuje przewodniego światła, które pozwoli jej rozróżnić, co jest dla niej dobre, a co nie. Nie może się rozwijać, stojąc w miejscu i będąc czyimś popychadłem. Kobiety, które usiłują ukryć najgłębsze uczucia, same się zabijają. Ogień wygasa. To bolesna forma letargu.

Zadanie Trzecie: żeglowanie w ciemności

Wasylisa musi wkroczyć w nieznany las i poruszać się w ciemnościach, ale nie jest sama. Ma przy sobie lalkę, którą zostawiła jej matka. Lalka jest uniwersalnym symbolem, małym modelem człowieka, który rozpowszechniony w wielu kulturach i który w legendach miał niezwykłe moce. Korzenie żeńszenia i mandragory przypominały z kształtu człowieczka, a oprócz właściwości zdrowotnych wierzono również w ich moce magiczne. U plemienia Cuna na wyspach niedaleko Panamy jako symbolu władzy używano całych drewnianych figur mających przypominać ludziom, jaką mają moc. Laleczki używane są nadal w kultach santeryjskich, w kościołach katolickich przyozdabia się figury Maryi i świętych, a w muzeach znajdzie się cały szereg wszelkich figurek i posążków z czasów starożytnych, w szczególności paleolitycznych i neolitycznych. Lalka od zawsze jest związana z duszą, sacrum i światem ducha. Pozornie to tylko lalka. Wewnętrznie reprezen­tuje ona mały fragment duszy, w którym spoczywa cała wiedza większej duszy — Jaźni.(…) Lalki kojarzą się też z symbolicznymi postaciami krasnoludków, elfów, chochlików, wróżek i karzełków. W baśniach reprezentują one głęboki puls duchowej mądrości. Są to stworzenia, które uwijają się skrzętnie przy gospodarskich zajęciach; nie znają zmęczenia. Psychika pracuje, nawet kiedy śpimy, szczególnie kiedy śpimy, nawet jeśli nie jesteśmy w pełni świadome tego, co we śnie odgrywamy.

Nie ma większego daru matki dla córki niż solidna wiara we własną intuicję. Intuicja jest przekazywana z rodzica na dziecko w sposób bardzo prosty: „Jesteś rozsądna. Jak myślisz, co się ukrywa za tym wszystkim?” Matka określa ją jako nieomylny głos duszy, nie jako jakiś irracjonalny, zwodniczy przebłysk. Intuicja wskazuje drogę do naszego dobra. To instynkt samozachowawczy, który wyczuwa ukryte motywy i intencje i wybiera to, co przyniesie najmniejsze szkody psychice.(…) Przywiązanie do intuicji pozwala nieodmiennie w każdej sytuacji na niej polegać. Dzięki temu postawa kobiety zmienia się z „co będzie, to będzie” na „zobaczmy wszystko, co da się zobaczyć”. Matka powiedziała też Wasylisie jak umiejętnie postępować z intuicją: trzeba ją karmić. A karmienie oznacza słuchanie jej. Nie rozwinie się intuicji ignorując ją. Ile razy powtarzaliśmy sobie, „Trzeba było posłuchać pierwszej myśli’, ‘Dlaczego nie zrobiłam tak jak podpowiadała mi intuicja?’ itd. Z intuicją jest dokładnie tak samo jak z mięśniami: jeżeli ich nie używamy to zanikają. Jeżeli nawet więź kobiety z jej intuicją zostanie z jakichś powodów zerwana, to nie oznacza, że zginęła sama intuicja. To nie intuicja się psuje, ale raczej rwie się ciągłość matrylinearnego przeka­zywania daru intuicji z pokolenia na pokolenie — ta długa rzeka kobiet trafia na tamę. Kontakt kobiety z jej intuicyjną mądrością może być początkowo słaby, ale jeśli będzie się w niej ćwiczyć, powróci i objawi się w całej okazałości”.

Zadanie Czwarte: twarzą w twarz z Czarownicą

Wasylisa musi znieść widok przeraźliwej Czarownicy, zaakceptować jej warunki poprzez zamieszkanie z nią i oswoić jej inność, niezwykłość oraz brak schematów i wszelkie dziwactwa, a także przejąć coś z jej natury poprzez jedzenie jej posiłków. Warto zwrócić uwagę na to ile ruchu zawartego jest w tym fragmencie: porusza się Wasylisa, trzej tajemniczy jeźdźcy, sama Baba Jaga, a nawet jej dom. To symbol bujności, żywotności i nieposkromieni wyobraźni. Dom na kurzych nóżkach chodzi to tu, to tam, a nawet wiruje w ekstatycznym tańcu. Jest to dom żywy, kipiący entuzjazmem, radością życia. Te atrybuty tworzą główne fundamenty archetypowej psychiki Dzikiej Kobiety; radosna i nieokieł­znana siła życiowa, dzięki której domy tańczą, martwe przedmioty, takie jak moździerze, latają jak ptaki, stara kobieta czyni czary i nic nie jest takie, jak się wydaje, ale przeważnie okazuje się o wiele lepsze, niż się z początku zdawało.
Wasylisa wyszła z domu, gdzie główną jej czynnością było wykonywanie obowiązków i prac domowych, co uśpiło jej potrzebę tworzenia i wtrąciło w coś, co dr e nazywa hipernormalnością, stanem gdy popadamy w rutynę i mechanicznie wykonujemy kolejne czynności, życiem, gdzie tak naprawdę brakuje życia. To prowadzi do zaniedbania intuicji oraz potrzeb duszy i wygasza radość. Jeżeli samej nie ruszy się w las, w nieznane, w naturę, w to co pierwotne, to prędzej czy później dzikość sama upomni się o nas, ale może to być już wtedy niebezpieczne. Spotkanie z Babą Jagą jest swojego rodzaju testem dla intuicji, ze słów Czarownicy wynika, że jest ona nierozerwalnie połączona z całością psychiki („Tak, znam i ciebie, i twoją rodzinę’), a stawienie jej czoła jest tak naprawdę stawieniem czoła całej naturze z jej cyklami Narodzin – Śmierci – Odrodzenia oraz ze zdolnością zarówno rodzenia jak i unicestwiania. Jest ona groźna, ale i sprawiedliwa, tak długo jak Wasylisa respektuje zwyczaje panujące w jej siedzibie, Baba Jaga nie robi jej krzywdy. Czarownica uosabia nasz cień, wszystkie te cechy, które istnieją w nas, ale których nie chcemy pokazywać światu ze wstydu albo ze strachu, że to zagrozi naszemu funkcjonowaniu albo postrzeganiu przez otoczenie. Wiele kobiet leczy się z kompleksu „nieustannego bycia miłą”, który polega na tym, że niezależnie od tego, co czują i kto je atakuje, reagują przesadną łagodnością. I choć się uśmiechają uprzejmie cały dzień, nocą jak bestie zgrzytają zębami — to Baba-Jaga w ich psychice dochodzi do głosu. To przymilne naginanie się do innych zdarza, się często, kiedy kobiety rozpaczliwie się lękają, że zostaną poskromione albo że okażą się zbędne. (…)Podobnie jak słowo „dziki”, słowo „czarownica” nabrało pejoratywnego znaczenia, mimo że dawno temu określano nim zarówno stare, jak i młode kobiety-znachorki. Angielskie stówo witchwywodzi się od wit (mądrość). Było tak, zanim kultury monoteistyczne zaczęły wypierać starsze, panteistyczne kultury, według których bóstwo objawiało się w wielorakich religijnych wyobrażeniach wszechświata i wszystkich zjawisk w nim zachodzących. Niezależnie jednak od tego olbrzymka-ludożerczyni, czarownica, dzika natura oraz wszelkie inne criaturas (istoty – przyp. Anna Lawenda)i integralne aspekty psychiki kobiecej, które kultura odrzuca jako odrażające, to właśnie najcenniejsze elementy, których kobieta często potrzebuje najbardziej, które powinna odzyskać i wydobyć na powierzchnię. Spora część literatury poświęconej sile kobiecości stwierdza, że mężczyźni boją się siły kobiet. Zawsze mam ochotę krzyknąć: „Przecież tak wiele kobiet boi się własnej siły!” Pradawne żeńskie atrybuty i moce kobiecości są potężne i rzeczywiście straszliwe. Zrozumiałe, że i mę­żczyźni, i kobiety, kiedy pierwszy raz stają twarzą w twarz z Pradawną Dziką Mocą, biorą od razu nogi za pas. (…). Siła nie polega na wytężaniu muskułów. Silą jest spotkanie własnej duchowości i nie uciekanie od niej; umiejętność znalezienia niepowtarzalnej formy życia z dziką naturą. Siłą jest zdolność do uczenia się, zdolność do zniesienia tego, co się wie. Siła — to wytrwać i żyć.

Zadanie Piąte: w służbie irracjonalnego

Wasylisa prosi o ogień, a Baba Jaga zgadza się go jej dać, ale dopiero po wystawieniu młodej dziewczyny na próbę. Wasylisa ma nauczyć się oczyszczać wnętrze, rozróżniać naturę rzeczy, karmić intuicję i tworzyć myśli co jest symbolizowane poprzez sprzątanie domu, przebieranie ziaren, gotowanie i pranie ubrań Baby Jagi.

Prace domowe mają tu szczególny wydźwięk: pranie w dawnych czasach robiono bezpośrednio nad rzeką czy strumieniem, żywioł wody od dawna powiązany jest z emocjami, intuicją i oczyszczaniem. Oczyszczanie to odnowa, pozbycie się starego by mogło nadejść nowe, bo w naszym życiu to, w co wierzymy i nasze zachowanie co jakiś czas także ulegają przybrudzeniu i znoszeniu, a wtedy naszym zadaniem jest odświeżyć materiał i kolor. Woda pomaga nam wydobyć to, co ukryte w naszej głębi, to co naprawdę myślimy. W mitologii tkanie materiału jest dziełem matek Życia – Śmierci – Życia. Na Wschodzie mamy trzy Parki: Kloto, Lachesis i Atropos. Na Zachodzie jest Na’ashjei’i Asdzaa (Kobieta-Pająk), która powierza dar tkania Dine (Nawahowie). Te matki Życia – Śmierci – Życia uczą kobiety wrażliwości na to, co musi umrzeć, a co będzie żyć, co należy wyczesać, a co wpleść w tkaninę. W naszej baśni Baba-Jaga każe Wasylisie zrobić pranie, by te sploty tkaniny, wzory znane bogini Życia – Śmierci – Życia, wydobyć i przywrócić świadomości, każe je wyprać i odnowić***.

Kolejne zadanie, sprzątanie domu i obejścia, znowu podkreśla potrzebę kontaktu z naturą, bo dawniej sprzątano miotłami – drapakami, zrobionymi z witek i gałęzi, a nawet korzeni roślin. Sprzątanie psychiki oznacza utrzymanie jasności umysłu, porządkowanie miejsca pracy i doprowadzanie do końca swoich pomysłów. Na sposób realny oznaczać to może wygospodarowanie czasu na chwilę kontemplacji, wypicie herbaty, wyłączenie się psychiczne, wszelkie czynności twórcze, rozmyślania i wszystko to, co sprzyja przyjrzeniu się swojemu wnętrzu i psychicznej ewolucji. W każdym przypadku wewnętrzne życie musi być regularnie porządkowane. Nie wystarczy, jeśli raz do roku poświęcimy na to kilka dni (…) Zamiatanie obejścia oznacza nie tylko początek doceniania wartości wewnętrznego życia, ale i utrzymywanie w nim porządku. Czasami kobiety popadają w zamęt, stając przed pracą psychiczną, i zaniedbują budowle swej duszy, aż pochłonie je puszcza. Stopniowo struktury psychiki zarastają, aż w końcu stają się jak archeologiczne ruiny w nieświadomości. Systematyczne, dokładne zamiatanie zapobiegnie temu. Jeśli zrobimy miejsce, to dzika natura będzie lepiej rosła.

Karmienie Baby Jagi jest jeszcze trudniejszym zadaniem, bo reprezentuje ona żywioł, dzikość i nieposkromione siły więc nie zadowoli się malutkimi porcjami. Przede wszystkim trzeba „rozpalić ogień” czyli znaleźć pasję, coś co kochamy, co nas napędza i sprawia, że chcemy się w pełni zaangażować. To na tym ogniu gotuje się pokarm czyli ambicje, plany i pomysły. Karmienie Baby Jagi to tworzenie, niezależnie czy będzie to malowanie, pisanie, komponowanie, pielęgnowanie ogródka czy pieczenie babeczek. Większość kobiet czułaby się znacznie lepiej, nabrawszy większej wprawy w doglądaniu ognia pod swymi przedsięwzięciami; uważniej obserwując, jak się gotuje potrawa, która ma wykarmić dziką jaźń. Zbyt często odwracamy się od kociołka, od pieca. Zapominamy, że trzeba obserwować, dokładać drewna, mieszać. Błędnie sądzimy, że ogień i gotowanie są jak żywotne domowe rośliny, które zanim zwiotczeją, przez osiem miesięcy rosną bez wody. Niestety tak nie jest. Ogień trzeba podsycać, trzeba go pilnować, bo w każdej chwili może wygasnąć. Babę-Jagę trzeba karmić. Jeśli za bardzo zgłodnieje, to nastąpi piekło (…) Bez ognia ambitne projekty, oryginalne myśli, tęsknoty i pragnienia pozostają surowe i nikt się nimi nie naje.

Wszelkie te roboty wykonuje lalka czyli intuicja, a Baba Jaga przygotowuje Wasylisę na to, że dbanie o swoją twórczą naturę musi być regularnym nawykiem, mówiąc: „Chociaż raz ci się udało, to nie znaczy, że uda się po raz drugi. Przed tobą następny dzień pracy. Zobaczymy, jak sobie teraz poradzisz…”.

Zadanie Szóste: oddzielanie jednego od drugiego.

Na tym etapie znowu pokazują się podobieństwa do baśni o Kopciuszka. Baba Jaga każe Wasylisie najpierw rozdzielić spleśniałe ziarna od zdrowych, a potem mak od piasku i ponownie całą tą robotę wykonuje lalka – intuicja. Jest to symboliczne przedstawienie umiejętności przenikliwego spojrzenia, rozróżniania, zauważania detali i pozwolenie by działała nieświadomość, nawet gdy nie angażuje się ego (ręce pojawiające się w powietrzu). To także przypomnienie cyklu życia (ziarna) i śmierci (mak). I mak, i spleśniałe ziarno mają szczególne powiązanie z nieświadomością, halucynacjami, snem i śmiercią: alkohol tworzony ze spleśniałych ziaren ma właściwości odurzające, szamani w wielu plemionach udawali się pod jego wpływem na spotkanie przodków, którzy udzielali im rad jak postępować aby wyjść z problemu. Mak był tradycyjnie kojarzony z Demeter i Korą Persefoną, boginiami cyklu Narodzin – Śmierci – Odrodzenia, istnieją też przypuszczenia, że specyfiki z jego użyciem były używane w misteriach eleuzyńskich. Tak­że w ziarnkach maku odnajdujemy starodawne medykamenty uzdrowi­cielek ludowych — mak zawiera substancje nasenne i uspokajające; natomiast ziemia i błoto od czasów starożytnych do dziś były stosowane do okładów, kompresów i kąpieli, a nawet w pewnych przypadkach podawane doustnie.

To znowu nauka na całe życie, niezwykle ważna i niezwykle trudna. Rozróżnianie między prawdziwym uczuciem a jego namiastką, między potrzebami duszy a ego, między prawdziwymi przyjaciółmi a oszustami jest czynnością potrzebną na co dzień. Jeśli same się tego nie nauczymy, będziemy wiecznie padać ofiarą oszustów i psychicznych drapieżników, a nasza dusza będzie pokrywać się bliznami. Choć wydaje się to trudne, trzeba zostawić to zadanie do wykonania lalce – intuicji. Oddzielanie, o którym mowa w baśni, odnosi się do sytuacji, kiedy stoimy przed dylematem albo pytaniem i nie nasuwa się nam żadne rozwiązanie. Jeśli zostawimy problem na później, to okaże się, że w miejscu pustki czeka już gotowa odpowiedź. Inaczej rzecz ujmując, „sen przyniesie radę”; być może z krainy nocy przyjdzie kobieta, która ma dwa miliony lat. Być może podsunie pomyślne rozwiązanie albo pokaże, że odpowiedź jest pod łóżkiem, w kieszeni, w książce, za uchem. Z własnego doświadczenia wiemy, że odpowiedź na pytanie zadane przed snem często przychodzi po przebudzeniu. Jest w psychice coś z intuicyjnej laleczki, coś, co należy do zbiorowej nieświadomości, coś, co podczas gdy śpimy i śnimy, przebiera dla nas ziarna. Poleganie na tej właściwości psychiki jest także częścią dzikiej natury.

Zadanie Siódme: pytanie o tajemnice.

Kiedy prace są zakończone Baba Jaga pozwala Wasylisie zadać jej pytania, ale też lojalnie ostrzega, że poznanie powinno mieć swoje granice („Im więcej wiesz, tym szybciej się starzejesz”).

Każda z nas w większym lub mniejszym stopniu odczuwa potrzebę odpowiedzi na pytania, kim jest, co ma w życiu do zrobienia i co przyniesie jej spełnienie. Baba Jaga pokazuje, iż ciałem i duchem kobieta należy do cyklu Narodzin – Śmierci – Odrodzenia. Ciało kobiety podlega cyklom miesięcznym, tak jak księżyc przechodzi przez fazy tak samo doświadcza ich każda kobieta, czy będzie to cykl reprodukcyjny, czy fazy życia. Identycznie jest z duszą. Zaczynamy coś jak Klotho – rozwijamy pomysł jak Lachezis – kończymy go sukcesem/niepowodzeniem jak Atropos. A wtedy albo podejmujemy go jeszcze raz, albo zabieramy się za coś nowego i znowu zaczynamy jak Klotho – rozwijamy jak Lachezis – kończymy jak Atropos. Ten cykl daje siłę i nadzieję, bo śmierci towarzyszy odrodzenie tak jak dzieje się to z cyklami ziemskimi i porami roku. Dawne, starożytne kulty powiązane były z ziemią oraz kobiecością i jeżeli chcemy używać swojej siły, to musimy się nauczyć obserwować i rozumieć nasze cykle. Opowieść o tiiz**** bardzo obrazowo przedstawia dzieło Matki Życia-Śmierci-Życia. Od strony psychicznej Matka-Noc, Baba-Jaga, Wodnica, La Que Sabe (z hiszp. ‘Ta Która Wie’ – przyp. Anna Lawenda) i Dzika Kobieta reprezentują Pierwotną Boginię-Matkę w jej różnych aspektach, różnych wizerunkach, w różnym wieku i na­stroju.

vasylissa and a white rider a red rider

a black rider

Pytanie Wasylisy dotyczy jeźdźców, których spotyka po drodze. Oprócz symboliki samych koni (czy klaczy znowu łączonej z Demeter) istnieje w tym obrazie bogactwo znaczeniowe kolorów. Czerń, biel i czerwień są barwami od zawsze łączonymi z narodzinami, życiem i śmiercią. Czerń jest kolorem ziemi, materii, gleby, w której zaczynają kiełkować pierwsze rośliny – pomysły, zmiany, śmierci, zstąpienia do podziemia i świata między światami. Zapowiada, że dowiemy się czegoś, o czym jeszcze nie mamy pojęcia. Czerwień to kolor życia i wszelkich emocji, jakie przynosi, i tych złych, i dobrych, działania, ofiary, morderstwa, ale i namiętności oraz erotyki. Zapowiada, że wkrótce narodzi się nowe życie. Biel to barwa wszelkiej pierwotności, nowości (‘tabula rasa’), nieskazitelności, duchowości, barwa uniwersalna, ale bardzo ambiwalentna, bo oznaczać może zarówno narodziny jak i śmierć (w kulturze chrześcijańskiej przy chrzcie dziecko ma białe ubranie, ale w Japonii to kolor noszony w trakcie żałoby). Zapowiada, że będzie miało się wszelkie możliwości, aby życie mogło się toczyć. Kolory te reprezentują także odwieczne motywy zejścia do podziemi, śmierci i powtórnych narodzin — czarny oznacza zerwanie z dawnymi warto­ściami, czerwony porzucenie drogich sercu złudzeń, a biały nową świat­łość, nową wiedzę rodzącą się z poprzednich dwóch doświadczeń. W średniowieczu używano słów: nigredo (czarny), rubedo (czerwo­ny), albego (biały). Używane były w alchemii, która podąża ścieżkami Dzikiej Kobiety, powtarza dzieło matki Życia-Śmierci-Życia. Bez sym­boli świtu, wschodzącego słońca i tajemniczej ciemności nie byłaby tym, czym jest. Bez nadziei rodzącej się w sercach, bez stałego światła — nieważne, czy świecy czy słońca — które pozwala w życiu odróżnić zło od dobra, bez nocy, która przynosi ukojenie, i z której wszystko się rodzi, my także nie miałybyśmy pożytku z dzikości. (…)Bardzo ważna jest zatem zgoda na życie i zgoda na śmierć. Jest to podstawowy i naturalny rytm, który kobiety powinny zrozumieć — i żyć według niego. Dostrojenie się do tego rytmu rozprasza lęk, ponieważ dzięki temu zaczynamy trafnie przewidywać przyszłość.(…) To paradoksalna nauka płynąca z instynktów. Jest to coś w rodzaju wilczego buddyzmu. To, co jest jednym, jest zarazem jednym i drugim. To, co jest dwojgiem, tworzy trzy. Co żyje, musi umrzeć. Co umiera, będzie żyć.

Właśnie o tej wiedzy mówi Baba Jaga, kiedy przestrzega, ‘Jeśli za dużo wiesz, to za szybko się zestarzejesz’. Wasylisa pyta o jeźdźców, ale nie ma odwagi dowiedzieć się skąd biorą się pary rąk. Do wiedzy dochodzi się stopniowo, niemożliwym jest dowiedzieć wszystkiego od razu. Tu Baba-Jaga czyni aluzję do innego rodzaju cykli, cykli życia kobiety. Jeśli kobieta im się poddaje, to coraz lepiej rozumie owe wewnętrzne rytmy kobiece, do których należą rytmy tworzenia, rytm narodzin psychicznych — a także prawdziwych — dzieci, rytmy samotności, zabawy, odpoczynku, seksualności i polowań. Nie trzeba tego przyspieszać, zrozumienie przyjdzie samo. Trzeba się pogodzić z fa­ktem, że niektóre rzeczy są poza naszym zasięgiem, nawet jeśli wpły­wają na nas i nas wzbogacają. W mojej rodzinie mówi się: „Pewne rzeczy są w rękach Boga”.

Zadanie Ósme: stanąć na własnych nogach

Baba Jaga wie, kiedy Wasylisa ma odejść. Gdy ta wspomina błogosławieństwo miłej zbyt dobrej matki, czarownica wypycha ją ze swojego domostwa. Nie chce mieć nic wspólnego ze zdecydowanie przesłodzoną kobiecą naturą, bo jest ona sprzeczna z jej własną, nieposkromioną. Można powiedzieć, że dobrze wie, iż nie powinna wykraczać poza swoją domenę. Jej dziedziną jest podziemny świat psychiki. Krainą zbyt dobrej matki jest powierzchnia świata. Choć słodycz i dobroć mogą pasować do dzikości, dzikość nie może długo wytrwać w słodyczy.

Zadanie Dziewiąte: powtórne formowanie cienia



Służba u czarownicy nauczyła Wasylisę wykorzystywania swoich możliwości, a przez to ona sama otrzymała część jej mocy. Na pożegnanie otrzymuje od niej to po co przyszła czyli ogień ukryty w czaszce. Kości otaczające dom Baby Jagi mają znaczenie symboliczne, to nasz łącznik z przodkami, z ich wiedzą i doświadczeniem (szczególnie pod tym względem silna jest czaszka, w której za życia ukryte są organy zmysłów: wzroku, słuchu, powonienia). To czaszka prowadzi dziewczynę z powrotem do domu, a Wasylisa wraca pewniejsza i silniejsza, bo opuściła dom matki, przeszła przez ciemny las i przeżyła konfrontację z dziką naturą świata. Nie odczuwa już lęku przed światem, jedyny moment zawahania nachodzi ją, kiedy zdaje sobie sprawę jak wielką moc ma czaszka, chce ją odrzucić, ale ta namawia, by ją zatrzymała. Gdy kobieta zaczyna rozumieć, że dostrzega więcej niż inni, że przerasta otoczenie i że jej poczynaniami kieruje potężna siła intuicji, może się jej wystraszyć i próbować odrzucić ją od siebie. Absolutnie nie wolno jej tego zrobić. Nawet jeżeli wiedza jest trudna do udźwignięcia, nie wolno zawracać ze ścieżki, kiedy przebyło się już większość drogi. Jeśli ze sfery instynktów dobiega ostrzeżenie: „Uwaga! Strzeż się!”, to wówczas kobieta musi się mieć na baczności. Jeśli głęboka intuicja mówi: „Rób to, rób tamto, idź tędy, tu się zatrzymaj, idź naprzód”, to kobieta w swoich planach musi ten głos brać pod uwagę. Z intuicji nie można skorzystać jednorazowo, po czym puścić ją w niepamięć. Nie można się jej pozbyć. Trzeba się nią zawsze kierować na swej drodze, niezależnie od tego, czy kobieta się zmaga z wewnętrznym demonem czy wypełnia zadania w zewnętrznym świecie. Nie ma znaczenia, czy troski i aspiracje kobiety dotyczą spraw osobistych czy globalnych. Zanim cokolwiek zrobimy, każde działanie trzeba zacząć od hartowania ducha.(…) Mając tak straszliwą moc na swe rozkazy, ego uznaje, że być może będzie lepiej, łatwiej, bezpiecz­niej pozbyć się tej gorejącej światłości, bo jest tak wielka, że przez nią i Wasylisa staje się kimś wielkim.(…) Każda kobieta, która odzyskuje intuicję i moc Baby-Jagi, przechodzi punkt krytyczny, kiedy czuje pokusę, by je odrzucić, bo jakiż pożytek z widzenia i rozumienia wszystkiego? Światło czaszki nie zna litości. W jego blasku starość jest naprawdę starością, piękno — wspaniałością, lekkomyślność — głupotą, upojenie — pijaństwem, niewierność — zdradą, a rzeczy niewiarygodne — cudami. Światłość czaszki widzi wszystko takie, jakie jest (…)Prawda jest taka, że łatwiej odrzucić światło i położyć się spać. Czasem ciężko jest trzymać przed sobą ognistą czaszkę. (…) Są chwile, kiedy to, co przekazuje czaszka, jest bolesne i prawie nie do zniesienia. To dlatego, że ognista czaszka wskazuje, gdzie czai się zdrada, wskazuje tych, którzy z tchórzostwa karmią drugich kłamstwem. Ujawnia każdy fałsz i obłudę za miłym uśmiechem, demaskuje spojrze­nia, które są tylko maską niechęci. Na nas samych to światło świeci równie jasno: wydobywa z mroku i cnoty, i słabości. Taką wiedzę najtrudniej znieść. To wtedy pragniemy odrzucić całą przenikliwość, jaskrawość samopoznania. To w tym momencie czujemy —jeśli jej nie zlekceważymy — wielką moc z głębi jaźni mówiącą: „Nie odrzucaj mnie, zatrzymaj mnie. Zobaczysz”.

Czaszka ma rację. Wasylisa wraca do domu, gdzie od chwili jej odejścia brakuje ognia. To obraz kobiecej psychiki, nad którą panowanie przejmują złe moce; kiedy brakuje siły twórczej, umiejętności dostosowania się do naturalnych cykli i słuchania instynktu, życie zaczynają kontrolować wszelkie zakazy, nakazy i lęk przed ich złamaniem. Jednak ogień, który przynosi Wasylisa nie zostawia dla nich miejsca. Czaszka wypala macochę i siostry czyli negatywne aspekty psychiki na popiół lub według innej wersji, na trzy małe wypalone żużle. Trzy wypalone węgielki to bardzo stary i interesujący motyw. Mały czarny dit (grudka, punkt) często jest uważany za zalążek nowego życia. W Starym Testamencie, kiedy Bóg stwarzał pierwszych ludzi, ulepił ich — zależnie od wersji przekładu — z ziemi, gliny, błota. Ile było tej ziemi? Nie ma o tym mowy. Ale w wielu innych mitach o stworzeniu, początku świata i jego pierwszych mieszkańcach człowiek często po­wstaje z dit, z jednego ziarenka, jednej malutkiej ciemnej grudki.(…) To „wypalenie” niszczycielskiej przybranej rodziny ma jeszcze je­den aspekt. Nie można utrzymać świadomości zdobytej dzięki spotkaniu z wiedźmą-boginią, dzięki niesieniu ognistego światła, jeśli w realnym lub wewnętrznym życiu przebywa się pośród nikczemników. Jeśli ota­czają cię osoby, które krzywią się na ciebie i patrzą z odrazą w sufit, kie­dy się pojawiasz, coś mówisz, coś robisz, to znaczy, że jesteś z ludźmi, którzy gaszą twoje pasje, a prawdopodobnie także i własne. To nie są ludzie, którzy dbają o to, co robisz, o treść twojego życia.

To jeszcze bardziej uwrażliwia nas, że musimy być ostrożne w doborze przyjaciół i mężczyzn. Zwłaszcza ukochanym mężczyznom często przypisujemy moc wielkiego maga. Trudno się przed tym uchronić, ponieważ wkraczanie w pra­wdziwą intymność jest jak otwieranie magicznego, kryształowego ate­lier, a przynajmniej tak nam się wydaje. Kochanek może przywołać, ale i zniszczyć nawet najtrwalszą więź kobiety z własnymi cyklami i ide­ami. Trzeba unikać destrukcyjnych kochanków i szukać kogoś, kto ma silne psychiczne mięśnie i czułe ciało. Dzikiej Kobiecie w tobie sprzyja kochanek o bogatym życiu wewnętrznym, który potrafi „wejrzeć w serce kobiety”. Kiedy Dzika Kobieta ma jakiś pomysł, prawdziwy przyjaciel lub kochanek nigdy nie powie: „No, nie wiem… to naprawdę głupie (pompatyczne, niewykonalne, za drogie etc.)”, lecz raczej: „Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. Powiedz mi, jak to widzisz. Powiedz mi, na czym to polega”. Jeśli ktoś traktuje cię jak żywą, rozwijającą się criaturę, istotę taką jak drzewa w lesie, fikus w kącie pokoju albo róże przed domem, jeśli widzi w tobie prawdziwe, żywe, oddychające istnienie, co prawda ludzkie, ale utkane z niezwykle delikatnej, wilgotnej, magicznej materii, jeśli sprzyja criaturze, która jest w tobie — to jesteś z człowiekiem, jakiego ci potrzeba. Będzie na całe życie przyjacielem twej duszy.

Aby ogień znowu nie wygasł kobieta musi podtrzymywać go wykonując czynność, której nauczyła się u Baby Jagi czyli rozróżnianie między rzeczami, które jej pomogą od tych, które albo nie przyniosą jej żadnych korzyści, albo wręcz zaszkodzą. Można przedstawić to obrazowo jako szwedzki stół zastawiony rozmaitymi potrawami: zazwyczaj bierzemy talerz i wybieramy to, co mamy przed oczyma. Zazwyczaj w ten sposób decydujemy się na wiele rzeczy w życiu, bo ze wszystkich stron dostarcza się nam coraz to nowe rzeczy i kusi, abyśmy je zdobyli, nawet jeżeli wcześniej wcale nie mieliśmy na nie ochoty. To błąd, bo ograniczamy się do tego co się nam podaje, a niekoniecznie musi być to właśnie to, co jest dla nas najlepsze. Czasami wystarczy dłuższe przyglądamy się czemuś, abyśmy nagle „odkryli”, że tak, to jest to, to jest właśnie to co zapewni nam szczęście, to jest na pewno to i kiedy okazuje się, że wcale nam to szczęścia nie zapewniło, rodzi się frustracja. Jeżeli jednak najpierw zapytamy siebie: ‘Czego potrzebuję? Co mi pomoże? Co jest dla mnie korzystne?’, to zazwyczaj odpowiedź przychodzi szybko, a wtedy można rozejrzeć się czy to czego pragniemy jest na naszym szwedzkim stole. Czasami jest, a czasami nie. Mówiąc szczerze zazwyczaj nie ma . I wtedy trzeba ruszyć na poszukiwanie innego stołu, gdzie znajduje się właśnie to czego pragniemy. Zdolność rozróżniania, której się uczy Wasylisa, oddzielając ziarenka maku od piasku i spleśniałe ziarna zbóż od zdrowych, jest jedną z najtrudniejszych do nabycia umiejętności, ponieważ wymaga hartu ducha, woli i głębokiego uczucia. Nie wolno się zadowalać byle czym. Najwyraźniej widać to w wyborze partnerów i kochanków. Ukochanego mężczyzny nie można wybrać z gotowego bufetu. Trzeba go wybrać z tęsknoty duszy. Ktoś wybrany tylko dlatego, że właśnie był pod ręką, nigdy nie zaspokoi tęsknoty duszy. Tu jest potrzebna intuicja, bezpo­średni wysłaniec duszy.(…) Inny sposób na umocnienie więzi z intuicją to nie pozwolić, by ktokolwiek tłumił twoją energię i dynamizm — to znaczy poglądy, myśli, pomysły, wartości, moralność, ideały. W ciągu całego życia spotykamy ludzi, którzy karmią naszą duszę pozytywną energią. Często spotykamy też kobiety, co do których gdzieś wewnątrz mamy przeczucie, że są naszymi pierwotnymi matkami, kobiety, które zachęcają nas do ruszenia w las, nie pozwalają nam uwierzyć w fałszywe przekonania co do naszych możliwości czy intelektu, są dumne, kiedy osiągniemy cel i wracamy do domu z czaszką (co ciekawe te kobiety nie przypominają w ogóle zbyt dobrej matki, mają raczej mocno zarysowane cechy męskie i kobiece, są jak wróżki i czarodzieje z baśni). Tak jak była mowa w baśni o Dzikim Kaczątku powinnyśmy sobie życzyć, abyśmy miały wiele matek. Jak widać, niebezpiecznie jest pozostać zbyt słodkim, dobrotliwym głuptaskiem. Ale być może jeszcze nie jesteś o tym przekonana; być może myślisz: „Któż by chciał być taki jak ta Wasylisa?” A ja ci mówię: ty chcesz być taka. Chcesz być podobna do niej, osiągnąć to, co ona osiągnęła, pójść jej śladem, ponieważ jest to droga do zachowania i rozwijania duszy. Dzika Kobieta niczego się nie boi, tworzy i niszczy. Jest pierwotną, płodną istotą, która dokonuje wszelkich aktów twórczych, rodzi wszelkie sztuki. To ona tworzy otaczający nas las i z tej świeżej, oryginalnej perspektywy zaczynamy się zajmować życiem.

Nie ma jednoznacznych podziałów na dobre i złe, słuszne i niesłuszne. Można jednak rozróżniać między pożytecznym a niepożytecznym, przydatnym a nieprzydatnym. Są rzeczy, które czasem są zarówno destrukcyjne, jak i sprzyjające. Niektóre czyny są spójne i dobrze przemyślane, inne nie. Ale jak wam dobrze wiadomo, ogród trzeba przekopać jesienią, żeby go przygotować do wiosny. Nie będzie kwitł przez cały czas. Trzeba pozwolić, żeby to wewnętrzne cykle dyktowały rytm przypływów i odpływów życia, a nie żadne obce siły, osoby z zewnątrz, czy też negatywne kompleksy z wnętrza psychiki. Nieodłączną częścią wewnętrznych rytmów są pewne stałe okresy chaosu i uporządkowania. Naszym zadaniem jest zsynchronizować się z nimi. Jak komory serca, które się wypełniają i opróżniają na przemian, uczymy się zgodności z rytmem Życia-Śmierci-Życia, zamiast stawać się jego męczennicą. Porównajmy to do skakanki. Rytm już jest, trzeba kołysać się w przód i w tył, dopóki się go nie uchwyci. Nic prostszego.

Jedna z najbardziej godnych uwagi właściwości intuicji i naturalnego instynktu to ich zdolność do wywoływania niezawodnej spontaniczności. Spontaniczność to nie to samo co lekkomyślność czy nieroztrop­ność. To nie działanie pod wpływem impulsu i mówienie, co ślina na język przyniesie. Zdrowe granice są wciąż istotne. Szeherezada na przykład potrafiła ich nie przekraczać. Użyła sprytu, by zadowolić swego pana, podczas gdy jednocześnie zdobywała jego miłość i szacu­nek. Bycie naprawdę sobą nie oznacza beztroski i braku rozsądku, być sobą to pozwolić, by La voz mitológlca(mityczny głos) przemawiał swobodnie. Można to osiągnąć przez czasowe odcięcie cenzury ego i oddanie głosu temu, co pragnie mówić w nas. (…)Natura nie pyta o pozwolenie. Kwitnie i wydaje owoce, kiedy tylko chce. Jako dorosłe osoby nie potrzebujemy pozwolenia, ale raczej zachęty, wsparcia pierwotnych cykli, oryginalnej wizji. Głównym motywem w zakończeniu baśni jest przyzwolenie na śmierć. Wasylisa dobrze odebrała naukę. Czy załamuje się i zaczyna histerycznie szlochać, kiedy czaszka pali złe kobiety? Nie. Co musi umrzeć, niech umiera.
Intuicja otwiera przed nami wiele różnych możliwości. Kiedy jest się w kontakcie z instynktowną jaźnią, zawsze są co najmniej cztery rzeczy do wyboru — dwa przeciwieństwa, rozwiązanie pośrednie i „po dalszych przemyśleniach”. Jeśli ktoś nie porusza się pewnie po świecie intuicji, to może mieć wrażenie, że ma tylko jedno wyjście, w dodatku niepożądane. Być może kobieta czuje, że powinna z tego powodu cier­pieć. Poddać się. Zmusić się do tego. Nie, jest lepsze rozwiązanie. Kie­rować się wewnętrznym głosem, wewnętrznym wzrokiem, wewnętrzną istotą. Iść za nią. Ona wie, co robić.

*Po raz pierwszy czytałam tę baśń pod tytułem Wasylisa Pięknolica.
** W rzeczywistości wiersz ‘Come to the edge’ napisał Christopher Logue, został on błędnie przypisany Apollinaire’mu.
***W wersji wydłużonej jako Wasylisa Pięknolica znajduje się jeszcze dodatkowe znaczenie. Wasylisa przeprowadza się do domu starej kobiety, gdzie w zamian za miejsce do mieszkania tka i haftuje materiał dla staruszki. Jest tak piękny, że kobieta decyduje się sprzedać go na dwór królewski, a władca zachwyciwszy się nim, życzy sobie poznać autorkę. Zobaczywszy Wasylisę, natychmiast prosi ją o rękę, na co ona przystaje. Motyw tkania jest w wielu mitologiach przypisany boginiom losu (Mojry, Parki, Norny, a także wspomniana przez dr e Kobieta – Pająk i jej córki), a zatem tkając materiał Wasylisa sama kształtuje swoje życie.
****Opowieść o tiiz znajduje się w Biegnącej z Wilkami, nie cytuję jej żeby jeszcze bardziej nie rozciągać i tak już pełnej faktów analizy, zainteresowanych odsyłam do książki.
przypisy autorki. Źródło: Anna Solun, <!-- m --><a class="postlink" href="https://biegnaczwilkami.wordpress.com/2012/04/06/odcinek-3-madra-wasylisa-o-babie-jadze-intuicji-i-wyprawie-inicjacyjnej/">https://biegnaczwilkami.wordpress.com/2 ... cjacyjnej/</a><!-- m -->
Odpowiedz
#54

– Kim jestem? – spytał kiedyś starca pewien młodzian.
– Jesteś tym, za kogo się uważasz – odrzekł starzec – wyjaśni ci to taka historyjka…
Zachodziło słońce. Z murów miasta można było zobaczyć na linii horyzontu dwie obejmujące się sylwetki.
„To jakiś tatuś i mamusia” – pomyślała niewinna dziecinka.
„To kochankowie” – pomyślał mężczyzna ze złamanym sercem.
„To dwaj przyjaciele, co spotkali się po wielu latach” – pomyślał człowiek samotny. „To dwaj kupcy, co dobili targu” – pomyślał skąpiec.
„To ojciec obejmuje syna wracającego z wojny” – pomyślała pewna pani o tkliwej duszy.
„To córka ściska ojca, który wraca z dalekiej podróży” – pomyślał człowiek pogrążony w bólu po śmierci córki.
„To para zakochanych” – pomyślała dziewczyna marząca o miłości.
„To dwaj ludzie walczą do ostatniej kropli krwi” – pomyślał morderca.
„Kto wie, dlaczego się obejmują” – pomyślał człowiek o oschłym sercu.
„Jaki to piękny widok; dwoje obejmujących się ludzi” – pomyślał duchowny.
– W każdej myśli – zakończył starzec – widzisz siebie samego takim, jakim jesteś.
Analizuj często swoje myśli; mogą ci one powiedzieć o wiele więcej o tobie samym niż jakikolwiek nauczyciel.
/Pier D’Aubrigy/
Odpowiedz
#55

To jest urywek z książki pt. "Tao Kubusia Puchatka" Benjamina Hoffa
zamiast działać przeciwko samym sobie, w wielu przypadkach wystarczy odpowiednio wykorzystać nasze słabości czy niezbyt miłe skłonności - w sposób inny niż to dotychczas czyniliśmy.
Poniższe zdarzenie, odnotowane przez taoistę Liu An, może posłużyć za ilustrację naszego wywodu:
W państwie Ch'u pewien włamywacz został żołnierzem w armii generała Tzu-fa, znanego z niezwykłej umiejętności wykorzystywania zdolności swych podkomendnych.
Niedługo potem Ch'u zostało zaatakowane przez armię państwa Ch'i. Wojsko Tzu-fa starało się odeprzeć atak, ale musiało się trzykrotnie wycofywać. StratedzyCh'u nie mieli już żadnych koncepcji obrony, a siły wroga stale rosły.
Wówczas włamywacz wystąpił z własną propozycją obrony Ch'u. Generał wyraził zgodę.
Tej nocy włamywacz wślizgnął się do obozu Ch'i, wszedł do namiotu generała i zabrał zasłonę z jego łóżka. Tzu-fa odesłał tę zasłonę następnego ranka przez Specjalnego wysłannika, wraz z informacją, że została znaleziona przez ludzi zbierających drewno na opał.
Następnego wieczora włamywacz zabrał poduszkę generała wojsk Ch'i, która została znów odesłana rano z identyczną wiadomością.
Trzeciej nocy włamywacz zabrał generałowi jego turkusową spinkę do włosów.
Zwrócono ją również na drugi dzień rano.
Tego dnia generał wojsk Ch'i zwołał swych oficerów i ostrzegł ich: „Jeszcze jedna noc, a ukradną moją głowę!" Oddziały Ch'i otrzymały rozkaz zwinięcia obozu i powrotu do domu.
Nie ma więc nic takiego jak umiejętność, która byłaby zbyt bezużyteczna, zbyt nikczemna czy zbyt mała. Wszystko zależy tylko od tego, co z nią uczynisz. Jak powiedział Lao-tse, zło może być surowcem dla dobra.
A zatem bardzo często najlepszym sposobem pozbycia się Minusa jest zamienienie go na Plus. Czasami pewnie zauważasz, jak cechy, których usilnie starasz się pozbyć, w końcu jednak wracają. Ale jeżeli postępujesz właściwie, to wrócą we właściwy sposób. A czasami jakoś tak się dzieje, że akurat te cechy, których najbardziej w sobie nie lubisz, pokazują się we właściwy sposób i w odpowiednim momencie, ratując ci życie. Jeżeli kiedyś już ci się to przytrafiło, zastanowisz się poważnie
Są w nas oczywiście cechy, których powinniśmy się pozbyć, i są takie, które musimy zmienić. Ale jednocześnie nie możemy być zbyt zdesperowani, zbyt niecierpliwi, zbyt stanowczy. Na naszej drodze do szczęścia i doskonałości wiele z tych cech zmieni się bez naszego udziału, a nad innymi możemy pracować w trakcie naszej wędrówki. Pierwszą rzeczą, jaką musimy zrobić, to uświadomić sobie swą Wewnętrzną Naturę i zaufać jej, a potem nie tracić
jej z oczu
Odpowiedz
#56

Kamienie życia
Pewnego dnia, pewien stary profesor został zaangażowany aby przeprowadzić kurs dla grupy dwunastu szefów wielkich koncernów amerykańskich, na temat skutecznego planowania czasu.
Kurs ten był jednym z pięciu modułów przewidzianych na dzień szkolenia. Stary profesor miał więc do dyspozycji tylko jedna godzinę by wyłożyć swój przedmiot. Stojąc przed ta elitarna grupa (która była gotowa zanotować wszystko, czego ekspert będzie nauczał), stary profesor popatrzył powoli na każdego z osobna, następnie powiedział: "Przeprowadzimy doświadczenie". Z pod biurka, które go oddzielało od studentów, stary profesor wyjął wielki dzban (o pojemności 4 litrów), który postawił delikatnie przed sobą.

Następnie wyjął około dwunastu kamieni, wielkości piłki do tenisa, i delikatnie włożył je kolejno do dzbana. Gdy dzban był wypełniony po brzegi i niemożliwym było dorzucenie jeszcze jednego kamienia, podniósł wzrok na swoich studentów i zapytał ich: "Czy dzban jest pełen?" Wszyscy odpowiedzieli: "Tak" Poczekał kilka sekund i dodał: "Na pewno?". Następnie pochylił się znowu i wyjął spod biurka naczynie wypełnione żwirem. Delikatnie wysypał żwir na kamienie po czym potrząsnął lekko dzbanem. Żwir zajął miejsce miedzy kamieniami... aż do dna dzbana. Stary profesor znów podniósł wzrok na audytorium i znów zapytał: "Czy dzban jest pełen?"

Tym razem świetni studenci zaczęli rozumieć. Jeden z nich odpowiedział: "Prawdopodobnie nie" "Dobrze" odpowiedział stary profesor. Pochylił się jeszcze raz i wyjął spod biurka naczynie z piaskiem. Z uwaga wsypał piasek do dzbana. Piasek zajął wolna przestrzeń miedzy kamieniami i żwirem. Jeszcze raz zapytał: "Czy dzban jest pełen?"

Tym razem, bez zająknienia, świetni studenci odpowiedzieli chórem: "Nie", "Dobrze" odpowiedział stary profesor. I tak, jak się spodziewali, wziął butelkę wody, która stała na biurku i wypełnił dzban aż po brzegi Stary profesor podniosł wzrok na grupę studentów i zapytał ich: "Jaka wielka prawdę ukazuje nam to doświadczenie?" Niegłupi, najbardziej odważny z uczniów, biorąc pod uwagę przedmiot kursu, odpowiedział: "To pokazuje, ze nawet jeśli nasz kalendarz jest całkiem zapełniony, jeśli naprawie chcemy, mażemy dorzucić więcej spotkań, więcej rzeczy do zrobienia". "Nie" odpowiedział stary profesor, "To nie o to chodziło".

"Wielka prawda, która przedstawia to doświadczenie jest następujaca: jeśli nie włożymy kamieni, jako pierwszych do dzbana, później nie będzie to możliwe". Zapanowało głębokie milczenie, każdy uświadomił sobie oczywistość tego stwierdzenia.

Stary profesor zapytał ich: "Co stanowi kamienie w waszym życiu?" "Wasze zdrowie?", "Wasza rodzina?", "Przyjaciele?", "Zrealizowanie marzeń?", "Robienie tego, co jest wasza pasja?" "Uczyć się?", "Odpoczywać?", "Dać sobie czas...?", "Albo jeszcze cos innego?", "Należy zapamiętać, ze najważniejsze jest włożyć swoje KAMIENIE jako pierwsze do życia, w przeciwnym wypadku ryzykujemy przegrać... własne życie Jeśli damy pierwszeństwo drobiazgom (żwir, piasek), wypełnimy życie drobiazgami i nie będziemy mieć wystarczająco dużo cennego czasu, by poświęcić go na ważne elementy życia.

Zatem nie zapomnijcie zadać sobie pytania: "Co stanowi kamienie w moim życiu?"

Następnie, włóżcie je na początku do waszego dzbana (życia) "Przyjacielskim gestem dłoni, stary profesor pozdrowił audytorium i powoli opuścił salę...
Odpowiedz
#57

PIOTR DZIANKOWSKI
Dawno, dawno temu, gdy nad bezmiarem wód pozbawionych życia wiał tylko wiatr, który nie unosił jeszcze skrzydeł żadnego ptaka, a na ziemi nie istniała żadna istota, Głos przybrał formę dźwięku i świat obiegły słowa:

– Mam pomysł na życie! Mam mnóstwo pomysłów na życie!

To nie koniec. Bo Głos dalej przybierając postać wielobarwnych, napełnionych najwyższej jakości emocjami słów, wołał:

– Mam scenariusze, które wręczę stworzonym przez siebie istotom, by przeżywały niesamowite historie, tworzyły niezliczone dzieła, korzystały z nieograniczoności swych umysłów, realizując wymyślone przeze mnie, niepowtarzalne legendy. Każdy inną. Każdy wyjątkową. Ale zawsze tylko taką, jaką Ja dla niego przygotowałem. To będzie niesamowite dzieło, któremu nie dorówna żadne inne.

Gdy już był bliski momentu tworzenia, milcząca dotąd Miłość, odezwała się cicho, lecz wystarczająco stanowczo, by Głos zwrócił uwage na treść Jej słów.


– Czego chcesz i co jest tak ważnego, byś właśnie teraz przerywała mi dzieło mojego życia? – Nie możesz tego zrobić.– odezwała się Miłość.

– Czego nie mogę zrobić? – zabrzmiało pytanie, mające w sobie miliony pytań, czekających na narodziny wraz z materializacją pomysłu Głosu.

– Nie możesz sprawić, by istoty przez Ciebie stworzone, żyły tylko według Twojego pomysłu. Nie mogą tworzyć tylko według narzuconego im przez Ciebie scenariusza. Jeśli tak zrobisz, nie będzie tam miejsca dla mnie. A prawdziwe życie bez mnie nie może istnieć. Jeśli ja mam żyć w ich sercach, muszę być prawdziwa, czująca i wolna. Proszę, nie rób mi tego. Nie rób tego tym wszystkim stworzeniom, które dziś chcesz powołać do istnienia. Jeśli naprawdę chcesz, by byli szczęśliwi, a wiem, że tak właśnie chcesz, to pozwól im, by sami decydowali o sposobie przeżywania swego czasu na ziemi.

Cisza, która pojawiła się po słowach Miłości była tak wielka, że nawet wiatru, który wiał najsłabiej jak tylko umiał, nie można było odczuć ani usłyszeć. Głos po wydającej się trwać wieki chwili, cicho, lecz z nutą refleksji, rzekł:

-Masz rację i nawet wiem, co chcę w tej sytuacji zrobić. Uczynię wiele istnień, tak wiele, jak wiele pomysłów zrodziło się we mnie i dam im wolność w wybieraniu spośród nich. Niech sami decydują, według którego pomysłu chcą przeżyć swoje lata. Niech szukają, wybierają, biorą te, które najlepiej oddadzą ich charakter, naturę, osobowość i istotę człowieczeństwa. Ja, wypełniony Tobą, będę im towarzyszył w poszukiwaniach, odkryciach, będę ich natchnieniem i weną, pomysłem i realizacją, ale tylko wtedy, gdy sami tego zechcą. Niech wybierają w wolności i cieszą się każdym wyborem, każdym pomysłem. Niech tworzą nowe, fascynujące dzieła życia.

I stało się tak, jak postanowił Głos. Miłość wraz z Głosem, wypełnili wszystkie pomysły, jakie zaraz po stworzeniu, zostały przekazane ludziom. I tak oto, od tamtej pory, kiedy rodzi się nowy człowiek, zaczyna szukać pomysłu na swoje życie.
Jednym udaję się go znaleźć od razu, innym, po kilkudziesięciu latach, a są i tacy, którzy nie znajdują wcale, bo nawet nie wiedzieli, że mogą mieć jakiś inny pomysł niż ten, który od początku wpajali im inni. To trudne zadanie, ale też największy Dar, jaki możemy przekazać małemu, a potem dorastającemu przy nas człowiekowi:pomóc mu odnaleźć jego własny – nie nasz! – pomysł na życie. To przecież nie takie trudne. Wystarczy od samego początku przekazywać mu to, co najlepsze.

Co takiego może być najlepsze dla nowego przybysza i mieszkańca planety ziemia? Nie jedynym, ale najpiękniejszym darem, który powinien mu towarzyszyć przez całe życie, jest Głos przepełniony Miłością. Jeśli Jego ton będzie wypełniał umysł i serce, ciało i duszę człowieka, jego świat wypełni radość, optymizm, poczucie bezpieczeństwa, wolności i wdzięczności za wszystko, co pojawi się jako zapis w księdze życia.

Pomysł na życie, który znajdzie z naszą pomocą, albo z pomocą innych ludzi, a także jego codzienna realizacja, sprawią, że i w nas pojawi się pragnienie poszukania pomysłu na życie. Za późno? Nie. Na pewno nie, jeśli żyjemy. Pomysł może być na jeden dzień, na jedną godzinę.

Ważne, by był. Bo cóż warte jest życie, które przeżywamy bez żadnego pomysłu? Życie, w którym nigdy nie pojawił się Głos wypełniony Miłością.

Jeśli nas nikt nie przywitał i nie karmił tym Głosem, zróbmy to wobec innych. Posłuchajmy, jaki mają pomysł na życie. Zobaczmy, czy możemy jakoś im pomóc go znaleźć, jeśli jeszcze im się nie udało. Może przy okazji sami trafimy na odkrycie swojego życia.

I tak jak przed wieloma milionami lat, pustkę naszego życia, przeniknie ten niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju Głos:

Mam Pomysł. Mam pomysł na swoje życie.
Odpowiedz
#58

"W pewnym małym miasteczku mieszkają po sąsiedzku dwa małżeństwa. Jedni małżonkowie stale się kłócą, oskarżając się wzajemnie o wszelkie nieszczęścia i dochodząc, które z nich ma rację, drudzy natomiast żyją zgodnie – ani kłótni, ani krzyków nie słychać. Kłótliwa małżonka zazdrości tej drugiej szczęścia. Mówi do męża:
- Poszedłbyś, podejrzał, jak oni to robią, że spokój tam i cisza…
Poszedł mąż, zaczaił się pod oknem. Obserwuje. Słucha. A pani domu akurat sprząta. Wazon piękny poleruje. Nagle zadzwonił telefon, pani wazon odstawiła na sam róg stołu, pobiegła do telefonu. A tu nagle mąż wszedł do pokoju, zaczepił o wazon, a ten spadł i w drobny mak.
- Ale afera teraz będzie! – pomyślał nasz podglądacz.
Pani domu wróciła, westchnęła i mówi do męża:
- Przepraszam, kochanie, jakoś tak niezdarnie ten wazon odstawiłam…
- No co ty, najmilsza! To ja się niezdarnie obróciłem. Spieszyłem się i nie zauważyłem wazonu. Ale to nic, żebyśmy tylko takie kłopoty mieli…
Sąsiadowi pod oknem serce się ścisnęło. Wrócił do domu smutny. Żona pyta:
- No i co? Jak tam u nich? Widziałeś? Słyszałeś?
- Ano widziałem i słyszałem. U nich każde winne. A u nas - każde ma rację…"
"Tam, gdzie inne pary odczuwają nieustanną potrzebę dyskusji oraz diagnozowania i demaskowania siebie nawzajem w najdrobniejszych szczegółach, my wypełniliśmy pustkę, która powstała wskutek częściowego braku słów, idealnym obrazem drugiej osoby. Zamiast więc kłócić się, niosąc za sobą bagaż różnych wzorców kulturowych, milczymy w razie wątpliwości niesieni starofińską mądrością, że prawdziwych życiowych problemów, zwłaszcza tych w małżeństwie, nie rozwiąże żaden język tego świata."
- Wolfram Eilenberger – "Co Finowie mają w głowie: O jednym takim, co poślubił Finkę"
Odpowiedz
#59

Był sobie kiedyś hinduski farmer, który miał dziesięć osłów pracujących z nim na roli. Pewnej nocy, po całym dniu ciężkiej pracy, zabrał osły do domu i zaczął wiązać je do słupa. W momencie jednak, gdy przywiązał dziewiątego osła, zauważył, że zgubił dziesiątą linę i nie ma czym uwiązać ostatniego. Co robić?
Nagle farmer spostrzegł, że nieopodal pod drzewem siedzi medytujący Sadhu - wędrowny mnich. Pełen szacunku podszedł do niego i czekał, aż Sadhu skończy swoją medytację. Potem zapytał, czy może zadać mu pytanie i wyjaśnił problem dziewięciu lin i dziesięciu osłów. Sadhu zastanowił się chwilę i rzekł: „Wszystko co musisz zrobić, to wykonać tak czy inaczej ruchy, które wykonywałbyś podczas wiązania liny, udając że wiążesz osła - to wszystko”.
Farmer wrócił więc do swojego dziesiątego osiołka i udał, że wiąże linę wokół jego szyi. Potem wszedł do domu, w połowie ufając dziwnej wskazówce Sadhu, a w połowie obawiając się, że być może jego osioł powędruje gdzieś w środku nocy.
Jednak następnego dnia, kiedy wczesnym rankiem z powrotem wyszedł na zewnątrz, wszystkie osły znajdowały się wciąż na swoich stanowiskach − również ten dziesiąty. Zadowolony, że wszystko skończyło się dobrze, farmer odwiązał dziewięć osłów i chciał zaprowadzić stado w pole do pracy. Jednak ku jego zdziwieniu dziesiąty osioł nie zechciał nawet ruszyć nogą. Farmer ciągnął, krzyczał i okładał osła po grzbiecie, ale zwierzę jakby zastygło bez ruchu.
Kiedy rozbiegane oczy farmera spoczęły na drzewie, zaczął się on obawiać, że to Sadhu mógł zaczarować jego osła. Był on stale pod tym samym drzewem, więc farmer podszedł do niego i powiedział mu, co się dzieje. Wtedy Sadhu zapytał: „Czy zwolniłeś linę dziesiątego osła?”. „Oczywiście, że nie” − odrzekł farmer – „zwierzę nie jest przywiązane!”. „Ach” - odparł Sadhu − „ty wiesz, że zwierzę nie jest przywiązane i że to było niemożliwe, ale osiołek wcale tego nie wie. On wciąż myśli, że jest uwiązany do słupa!”.
Tym razem farmer powrócił do swojego osła udając, że zdejmuje linę ze słupa i z szyi zwierzęcia. Zaraz po tym, jak farmer zwolnił fikcyjną linę, osiołek powędrował posłusznie w pole.
- Koniec przypowieści -
Czytając powyższą historię łatwo uświadomić sobie jak wielką władze nad nami mają nasze wyobrażenia. Czy wielu z nas nie zachowuje się podobnie jak opisany w niej osiołek? Czy wiemy o wszystkich linach, które nas wiążą?
Jesteśmy sterowani przez nasze wyobrażenia. Wyobrażeniami są nasze przekonania, nasze ograniczenia, to, czemu ufamy. Ale czy to wszystko rzeczywiście jest naszym życiem?
Albert Einstein powiedział kiedyś: „Nie możemy rozwiązywać problemów, używając takiego samego schematu myślowego, jakim posługiwaliśmy się w trakcie ich pojawienia się”. Żeby zmienić swoje życie, musimy najpierw zmienić nasze myśli. Nie możemy dłużej, tak jak osiołek w opowieści, wierzyć, że rzeczywistość jest taka, jakiej się spodziewamy. Musimy natomiast być zawsze gotowi do tego, aby zweryfikować własne wyobrażenia. To jest sposób na to, aby poluzować nasze liny. Drogą do oświecenia jest krok w kierunku rzeczywistej, ostatecznej wolności.
źródło: Kawiarnia Gnostyczna, <!-- m --><a class="postlink" href="https://www.facebook.com/KrakowskaKawiarniaGnostyczna/posts/997250203628320:0">https://www.facebook.com/KrakowskaKawia ... 03628320:0</a><!-- m -->
Odpowiedz
#60

SKORPION I ŻABA
Pewnego razu nad brzegiem rzeki spotkała się żaba i skorpion. Oboje chcieli przedostać się na drugą stronę.
Dla żaby, która była świetną pływaczką przeprawa nie była niczym nadzwyczajnym. Skorpion jednak nie był stworzeniem wodnym postanowił więc przekonać żabę, aby mu pomogła. Długo ją namawiał jednak żaba twierdziła, że nie może mu pomóc, gdyż zna sztuczki skorpiona i obawia się, że ten ją ukąsi swoim śmiercionośnym żądłem w trakcie przeprawy. W końcu skorpion powiedział, że ukąszenie żaby kiedy płynęliby przez głęboką rzekę byłoby z jego strony bardzo głupim zachowaniem. Przecież wtedy on sam zginąłby w rwącym nurcie. Ten argument przekonał żabę. Pozwoliła skorpionowi wejść na swój grzbiet i wskoczyła do wody. Gdy byli na środku rzeki skorpion wykonał gwałtowny ruch odwłokiem i śmiertelnie ukąsił żabę. Gdy oboje zaczęli tonąć żaba z wyrzutem zapytała dlaczego skorpion to zrobił. Przecież przez to oboje zginą. Skorpion odrzekł krótko, że nic nie mógł na to poradzić taka już jest jego natura i musiał to zrobić.
Morał z tej przypowieści jest następujący. Każdy chce wierzyć, że Ci z którymi mamy do czynienia mogą się zmienić. Zmiana taka jest jednak bardzo trudna i w większości przypadków kończy się porażką.
źródło: <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.bajkowyzakatek.eu/2012/05/legendy-swiata-przypowiesc-afrykanska.html">http://www.bajkowyzakatek.eu/2012/05/le ... anska.html</a><!-- m -->
Odpowiedz
#61

Kobieto Boska, bądź niewinna w swym spojrzeniu i MOCNA w osadzeniu w swej Prawdzie. Wielu pojawi się by sprawdzić jak daleko mogą sięgnąć ich manipulacje, jak głęboko mogą dotrzeć zanim Cię zranią. Nie musisz się bronić przed tym, jeśli UFASZ swemu sercu i zgodnie z nim TWORZYSZ Świat pełen Miłości. Tam gdzie DOBRO, nikt z nikim zmagać się nie musi, ani ustalać granic i zasad, tam samo wszystko dzieje się światłem tworząc portale dla GOTOWYCH by BYĆ, w TERAZ, Miłości dla JEDNOŚCI namalowanej zachwytem tym co Jest…
Nulina
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości