Jak informujecie klienta o delikatnych sprawach?... -
AgnesAngel - 02-01-2012
jak delikatnie informujecie (ubieracie w slowa ze: MAZ ma kochanke (przypuszczalnie ) mozecie stracic prace albo czyjas smierc ?
?
:confusion-helpsos: :confusion-helpsos: :confusion-helpsos: :confusion-helpsos:
Re: jak to delikatnie nazywacie -
FairyWitch - 02-01-2012
pitunia2005 napisał(a):jak delikatnie informujecie (ubieracie w slowa ze: MAZ ma kochanke (przypuszczalnie ) mozecie stracic prace albo czyjas smierc ?
? :confusion-helpsos: :confusion-helpsos: :confusion-helpsos: :confusion-helpsos:
Normalnie. Tak jak napisałaś.
Ale o śmierci się nie informuje.
Taki kodeks etyczny wróżek i wróży.
Re: jak to delikatnie nazywacie -
malwi - 11-08-2013
Jeśli nie będziesz szczera w swojej odpowiedzi, albo będziesz owijać w bawełnę to lepiej nie wróż. Osoba której stawiamy karty ,chyba, liczy się również z tym że usłyszy smutną prawdę.
Zgadzam się ze swoim przedmówcą o śmierci się nie informuje.
Re: jak to delikatnie nazywacie -
FairyWitch - 11-08-2013
Można w ogóle zwrócić uwagę na jakieś podejrzenie. Nie mamy nigdy 100% pewności, że coś się stanie, lub dzieje, więc nie powinniśmy mówić, że MA, albo STRACI itd...
lepiej używać słów "prawdopodobnie", "możliwe, że" itp.
Re: jak to delikatnie nazywacie -
Artur - 13-08-2013
Zastanawiam się o co chodzi z tą całą 'delikatnością'? Dlaczego ludzie, wydawać by się mogło, że dorośli, gdy trzeba poważnie porozmawiać nagle stają się tacy dziwnie 'mientcy'. Zdrada, utrata pracy czy w końcu śmierć. Dlaczego miałbym się ich obawiać? Dlaczego miałbym kombinować nad tym jak przekazać komuś, że jest zdradzany, lub wprost stwierdzić, że on/ona sam/a zdradza? Dlaczego miałbym rozważać jak poinformować kogoś, że zachodzi ryzyko zwolnienia z pracy? Czy śmierć jest aż tak drastycznym wydarzeniem, że nie powinienem o niej rozmawiać? Zastanawiam się dlaczego lepiej byłoby sugerować, że coś może, a nie, że coś się stanie?
Re: jak to delikatnie nazywacie -
goya - 13-08-2013
Po częsci Arturze sam udzieliłes odpowiedzi na to pytanie pisząc:
Cytat:Uznałaś 'wróżbę' nie tyle, za 'wskazówkę, 'prognozę' czy 'radę', ale za 'ogłoszenie bezwzględnego wyroku losu'.
Na osłodę życia dodam, że nie Ty pierwsza, ani zapewne nie ostatnia, popełniłaś ten błąd
Ps. Błąd (tak uważam) popełniła także osoba, która rozłożyła Ci karty i nie upewniła się zawczasu, nie ostrzegła, przed tym iż możesz paść ofiarą działania mechanizmu samospełniającego się proroctwa. Jeśli ostrzegła, a mimo to mu uległaś, odpuść sobie karty, wróżki, telewizję dla bezsennych; ogólnie wszystkie działania, które w dowolny sposób mogłoby sugerować Ci jakąkolwiek przyszłość, wpływać na nią, kształtować ją; wróżby, proroctwa, objawienia nie są czymś w obecności czego byłabyś bezpieczna.
Re: jak to delikatnie nazywacie -
Artur - 14-08-2013
Goya, przepraszam, ale nie dostrzegam sprzeczności pomiędzy jasnym, adekwatnym do sytuacji, precyzyjnym formułowaniem myśli, a stawianiem prognoz człowiekowi z kartami tarota w ręku, ze szczególnym uwzględnieniem faktu, że może łatwo ulec sugestii, i że przed potencjalnymi konsekwencjami takiej sytuacji należy go ostrzegać.
Re: jak to delikatnie nazywacie -
goya - 14-08-2013
Arturze - ja też nie dostrzegam, generalnie
Problem tkwi..."w uchu słuchającego"...
Wiesz, ja chyba kiedys wspominałam na tym forum o moim jedynym rozkładzie "z dreszczykiem"...
Było to 15-17 lat temu...
Nie było w nim typowych w takich sytuacjach: Śmierci, Koła, 10 Mieczy, Wieży...
Nie...Wieża była...
Ale karty "zlały" mi się...
Widziałam tylko tunel zakończony gestą, czarną mgłą...
I poczułam niepokój...
Powiedziałam jej, że powinna sią zatrzymać i poczekać aż wszystko się rozjaśni.
Nie podejmować żadnych nieprzemyślanych kroków...
Uspokoić się aż wszystko w głowie sobie poukłada..
Bo NIE WOLNO jej wchodzić w Mgłę...
Te słowa miały dla niej sens.
Znałam ja:dorosłą kobietę,jej dzieci...
Wiedziałam dużo o jej rodzinie i sytuacji...
To był maj...
We wrześniu przedawkowała leki...
Była piękna, szalona, zwariowana, inteligentna i miała wpisaną w siebie jakąś autodestrukcję...
Czy mogła z nią walczyc?
Uważam, że tak...
Że był to znak ostrzegawczy a nie Fatum...
Zlekceważyła...
Czy powinnam była powiedzieć - UMRZESZ?
Nie, takie moje zdanie..
Bo BYŁ WYBÓR!
Ostrzegłam uczciwie, że POWINNA się zatrzymać i NIE WOLNO jej wchodzić w To Coś...
Nie wiedziałam co to jest...
Tylko ...czułam?
Nicość.
Nie potrafię tego określić...
To była Emocja...
Ale nie werbalizowała się...
Może mętnie to tłumacze ale najlepiej jak potrafię...
Ta sytuacja bardzo dużo dała mi do myślenia...
Ponieważ wiekowa jestem, z Tarotem przyjaźnię się od 1982 roku i pamięć mam słonia, zaczęłam analizować i porównywać rozkłady z wydarzeniami...
I zauważyłam, że prawie zawsze BYŁ wybór...
Czasami tylko układ kart wskazywał, że mimo tej możliwości, NAJPRAWDOPODOBNIEJ
cechy charakteru danej osoby, jej tendencje w działaniach doprowadzą do mniej korzystnych dla niej rozwiązań.
Ale mimo to było zawsze troszkę jak z ...kotem Schrödingera
Arturze...
Piszesz....mądrymi słowami....
Nie pokonam Cię w dyskusji...
Nie znajdę odpowiednich, wyrafinowanych określeń...
Nie jestem fizykiem ani filozofem.
Wiem tylko, że tarot (jesli chodzi o przyszłość) pokazuje prawdopodobieństwo zdarzeń, energie w akcji...
Nie NIEUCHRONNOŚĆ...
Gdyby tak było - najznamienitsi tarociści byliby najbogatszymi ludźmi na świecie i wyrokowaliby
z PEWNOŚCIĄ o wynikach wyborów, kursach akcji a Hitler...nie przegrałby wojny....
Na szczęście życie wciaz jest przygodą...
I choć wiele rzeczy, spraw i zjawisk warunkuje je, to nawet przy tych ogranieczeniach -
mamy przywilej WYBORU...
A co do mówienia o zdradzie...
Jeśli ktoś widzi w kartach, że np mężczyzna dopuścił się jej z głupoty ale cholernie żałuje, zamartwia sie, kocha partnerkę, najprawdopodobniej nigdy więcej tego nie zrobi i mają szansę na szczęsliwe życie a powie o tym by pokazać jaki jest dobry i "zdolny" w odczytach, zamiast skupić się na tym, ze liczy się dzień dzisiejszy i to co nadejdzie...
To taki człowiek wystawia sobie bardzo złe świadectwo...
PRIMUM NON NOCERE!!!
W sprawach uczuć tarocista jest też lekarzem duszy...
Ma POMÓC by było dobrze...
Nie jest cyborgiem.
NIE MOŻE nim być ...
Dlatego oprócz znajomości kart i intuicji potrzeba jeszcze DOJRZAŁOŚCI!!!
W działaniach i dobieraniu słów...
Bo Tarot nie jest dla nieodpowiedzialnych palantów
Bo, choć nie jestem chrześcijanką, to patrząc na to co się dzieje w Tarotowym biznesie - wiem co miał na myśli ten, kto zakazał w Biblii działalności wróżbitom....
Re: jak to delikatnie nazywacie -
Kasha - 14-08-2013
Pięknie to napisałaś Goya!
I masz rację i dobre argumenty w rękach!
Re: jak to delikatnie nazywacie -
Caliel - 14-08-2013
Ojh Goya to madra kobitka jest...
potrafi tak napisac prosto i klarownie, ze kazdy zrozumie
Re: jak to delikatnie nazywacie -
Artur - 15-08-2013
goya napisał(a):Arturze...
Piszesz....mądrymi słowami....
Nie pokonam Cię w dyskusji...
To my walczymy?
Nie no, w sumie to dobrze, że uprzedzasz bo nie byłem świadomy; uważam, że lepiej dostać w ucho wiedząc z jakiego powodu niż tak bez zdania racji i znienacka
A teraz już poważnie. Staram się zrozumieć dlaczego w ogóle pojawiło się pytanie o to jak przekazywać
ostrzeżenia trudne,
możliwe uciążliwości, czy wręcz
potencjalne tragedie. Staram się pojąć dlaczego tak bardzo podkreślamy potencjalne
tragedie, możliwe
uciążliwości, trudne
ostrzeżenia. Im dłużej wczytuję się w wątek tym bardziej dochodzę do wniosku, że to co w nim robimy to w istocie dyskusja o akcentach i tonacji. Dobrze prezentuje to taki oto szmonces:
Cytat:Kon i Łabędź się posprzeczali i sprawa skończyła się w sądzie. Sędzia wydaje wyrok:
- Obecny tutaj Kon ma publicznie obwieścić iż to co powiedział o Łabędziu to nieprawda, niechaj powie iż "Łabedź nie jest żaden łobuz".
Kon przyjął wyrok i mówi:
- Łabędź nie jest żaden łobuz??
Sędzia:
- Panie Kon to nie tak miało być!
- Czy ja się z sądem umawiałem o słowa czy o melodię?
Melodia; bo wszystko można powiedzieć na wiele różnych sposobów, prawda? I nie zawsze ten delikatny, łagodny i miękki będzie tym właściwym (a co za tym idzie programowa 'delikatność' nie jest kluczem do czegokolwiek, nie mogę jej za taką uznać; raczej wrażliwość; raczej wyczucie miejsca, czasu, sytuacji). Mam rację czy się mylę?
Ps. Jestem człowiekiem 'z mgły'; tyle, że mam z niej tylko dobre wspomnienia; niezbyt wesołe natomiast mam z wychodzenia z owej, ale to osobna historia
Re: jak to delikatnie nazywacie -
littledaisy - 15-08-2013
A ja kilka lat temu dostałam od wróżki informację o śmierci, i wcale tego w bawełnę nie owijała ; po prostu mnie poinformowała co widzi.
Re: jak to delikatnie nazywacie -
goya - 15-08-2013
Arturze - masz rację...
Tylko...gdyby wszyscy potrafili tak rozumować jak Ty...
To, co dla Ciebie jest oczywiste i łatwe do ogarnięcia, nie jest takie dla większości, niestety
Ps. A szmonces - wyśmienity
Re: jak to delikatnie nazywacie -
werbena - 16-08-2013
Artur napisał(a):To my walczymy?
Eeeee
, no z tego co zrozumiałam czytając , to Goya wypowiadając się nie miała tego na myśli ( konkretnie nie było to jej intencją )
.
Skupiając się na odpowiedzi ( bardziej precyzyjnie chciała a wyszło jak wyszło , jak w necie )raczej poruszyła wyższe rejestry / oktawy tej melodii na instrumencie jakim jest nasza głowa ujmując to kolokwialnie.
A instrument jakim jest głowa ( jej myśli + wiedza w stopniu różnym jak wiemy ) prowadzi nieraz do współbrzmienia lub rozdźwięku.
Tu jak sądzę do kakofonii dźwięków nie doszło.
Goya napisał(a):Tylko...gdyby wszyscy potrafili tak rozumować jak Ty...
No, tu chyba jest clou.
Arturze nie ujmując ci nic a nic ( forum zasilają osoby o różnym stopniu wiedzy, intelektu i Twój poziom , owszem bardzo chwalebny , może być jednak niezrozumiały dla innych , z oczywistych względów). Z pewnością znalazło by się więcej dyskutantów ( włączających się w Twe poruszane zagadnienia ) , gdybyś ciutek mniej " odpuścił " w formie pewnego " przeintelektualizowania spraw/ problemów " tak by większość wiedziała / zrozumiała / wpadła o co kaman co autor miał na myśli.
Artur napisał(a):Dobrze prezentuje to taki oto szmoncesGoya napisał(a):Ps. A szmonces - wyśmienity
Owszem wyśmienity. Wręcz pyszny. Swietny. Gratuluję
Re: jak to delikatnie nazywacie -
Tarofides - 16-08-2013
Ja jakoś nie staram się być delikatny w przekazywaniu niepomyślnych wróżb, owszem taktowny, ale bez przesadyzmu.
W takich sytuacjach mam zwyczaj zwalać "winę" na karty pisząc: wg moich kart ...
Jednak nie owijam w bawełnę i unikam wyrażeń prawdopodobnie, możliwe (chyba że sam mam wątpliwości z odczytem kart).
Re: jak to delikatnie nazywacie - Suna - 17-08-2013
ktos ma kochanke/kochanka - mowie maz/partner, zona/partnerka ma inna kobiete
utrata pracy prosze sie miec na bacznosci i zaczac rozgladac za inna
smierc-pytam czy jest osoba starsza, chora i informuje zeby spedzic z ta osoba czas milo, aby pozniej nie zalowac, ze czegos sie nie zdazylo powiedziec, wyjasnic itp
ja mowie jak leci, kiedys probowalam byc "delikatna" ale to byl blad, bo osoby odczytywaly moje wrozby po swojemu
Re: jak to delikatnie nazywacie -
malwi - 18-08-2013
Przed chwilą przeglądałam ten blog i w dziale dla początkujących wróżek Rani podała link na stronę Agafi. Jest tam dużo cennych rad popartych przykładami, porusyła też temat który idealnie tu pasuję. Polecam przeczytać tą wypowiedż. Ja pozwolę sobie przytoczyć tylko fragment
,,Przeznaczenie nie ukazuje się w kartach Tarota. Jeśli nadchodzi nieodwracalna śmierć Tarot jej nie pokaże. Tarot w kartachukazuje nam tylko los, jego zmiany i ostrzeżenia''
Ciekawa jestem jakie doświadczenie macie Wy. Czy ta śmierć o której tu dyskutujemy - mówić nie mówić - wróżącemu to przypadkiem nie jest ostrzeżenie i jeśli o niej nie powiemy to możemy doprowadzić do tragedii np.: ktoś wpadnie pod samochód, albo wypadnie z okna.
Re: jak to delikatnie nazywacie -
Le Stelle - 18-08-2013
Malwi, chyba kojarzę ten wpis, kiedyś coś takiego czytałam - chodzi tam o to, że młody człowiek, zdrowy, bez żadnych objawów, nagle trafił do szpitala i po około 3 dniach zmarł? A pytając w kartach, czy wszystko będzie dobrze, wychodziły ładne karty? Może mylę z innym tekstem, tylko pamiętam, że wniosek był podobny...
Cóż, każdy ma prawo do snucia własnych wniosków i szukania sobie wytłumaczenia pewnych zjawisk - w stylu "karty ukazują nam los, przeznaczenie się nie pokaże", dywagacji na temat, na co mamy wpływ a na co nie mamy... Jak dla mnie, nie ma czegoś takiego jak zdeterminowana przyszłość (los, przeznaczenie), są tylko możliwości, prawdopodobieństwa (sięgające nieraz 100%) oraz konsekwencje. To, że coś się dzieje, w moich oczach jest zawsze konsekwencją czegoś innego. Zawsze określone wydarzenie, sytuacja, do pewnego momentu jest możliwa do przekształcenia, ale w miarę "zbliżania się do niej" wydarzenie staje się "losem". Jedyne, co determinuje nasz los to ograniczenia, jakie każdy z nas niesie w sobie, a jest ich mnóstwo. I tak - z niektórymi obciążeniami, które utrudniają nam życie, radzimy sobie lepiej, z innymi, niestety, nie dajemy sobie rady. Tak, zgadzam się z tym, że pewne wydarzenia "czekają na nas", ale nadal są tylko prawdopodobieństwami, szansami lub niebezpieczeństwami - ale to, że w ogóle są, również jest konsekwencją czegoś innego... Na ten temat mogłabym długo, ale nie chcę kolejnej dygresji wprowadzać
Wracając do Twojego pytania, uważam, że w tego typu wnioskach za mało uwagi poświęca się samemu sobie jako osobie rozkładającej karty oraz konkretnej sprawie, którą chcemy poznać, zrozumieć poprzez karty. W moich oczach nie jest trafny wniosek, że w kartach pokazuje się śmierć, której można zapobiec, a piękny, lecz nieprawdziwy, układ kart ma chronić przed lękiem i "przynieść ukojenie" w ostatnich chwilach. Może być tak, że w konkretnej sprawie otoczenie oczekujące odpowiedzi z kart (być może krewny, być może sam tarocista, szczególnie jeżeli jest to jedna osoba), podświadomie neguje nadchodzące, nieuniknione wydarzenia i odrzuca prawdę. Rozchwiane emocje, zdenerwowanie, presja to naprawdę silne energie, które potrafią wpływać na sensowność odpowiedzi. Do tego dochodzi sam fakt, co konkretnie dzieje się z osobą, na której życie kładziemy karty, na ile poprzez tarota mamy wgląd w jej aktualny stan, a na ile zamieszanie energetyczne, które akurat silnie wpływa na określoną osobę, blokuje wgląd, itd...
Krótko mówiąc, z doświadczenia wiem, że karty pokazują również jak najbardziej śmierć, na którą "nie mamy wpływu" (tzn. przestrzeganie przed nią nie zmieni sytuacji). Co więcej, potrafią pokazać to ostateczne odejście nawet zupełnie nie pytane i zrobić to jednoznacznie.
Przede wszystkim jednak tarot nie jest od przepowiadania komuś, kiedy umrze. Inaczej w kartach pokazuje się wypadek, który może zakończyć się tragicznie - widać w kartach, że określona decyzja źle rokuje, lepiej przemyśleć, zachować ostrożność itd. Przed tym można przestrzec. Zdecydowanie jednak przeważają sytuacje, w których sam zainteresowany nie ma jako takiego wpływu na to, co się wydarzy w jego życiu (np. ciężka choroba jego lub w rodzinie). W takim wypadku każdy musi postąpić zgodnie z własnym wyczuciem, co i jak powiedzieć - i na ile jego słowa, jakiekolwiek, będą w stanie zmienić to, co spotka człowieka, któremu wróżymy.
"Czy ta śmierć o której tu dyskutujemy - mówić nie mówić - wróżącemu to przypadkiem nie jest ostrzeżenie i jeśli o niej nie powiemy to możemy doprowadzić do tragedii."
Jak dla mnie, dziwny punkt widzenia... Mogę kogoś przed czymś przestrzec, ale dopóki poprzez karty nie mam 100% pewności, o jakim wydarzeniu karty mówią i jak ono się rozwinie, trudno brać na siebie odpowiedzialność. Chyba nie jest dobrze nadmiernie upraszczać taką dyskusję...
Bo właśnie, jeżeli ktoś mnie pyta o konkretną sprawę - jak minie mu podróż z punktu A do B: w kartach - same groźne karty, wszystkie krzyczą : nie jedź, zagrożenie życia. Wtedy, jeżeli celowo i świadomie nie powiedziałabym tego osobie, która pyta, pewnie czułabym się rzeczywiście współwinna, po części odpowiedzialna - nie za to, co ją spotkało, ale za nieuświadomienie jej, kiedy sama wiedziałam o problemie związanym z określoną sprawą.
Ale w sytuacji, w której robię duży ogólny rozkład, powiedzmy roczny, a na stole mam również trudne karty - nie jestem w stanie sprowadzić ich do jednoznacznego sprecyzowania, gdzie jest problem (no tu też może być różnie, ale powiedzmy, że jest to bardzo niejasno pokazane). Mogę starać się wyszukać dziedzinę, jakoś ją zinterpretować, ale wszystko krąży wokół dużych uogólnień, i nadmierne sianie lęku w osobie zainteresowanej też nie jest właściwym krokiem.
Po prostu... naprawdę trzeba mieć wyczucie, umieć odróżnić użyteczną informację od blokującej dezinformacji, a także pokorę wobec życia i dystans do wiedzy czerpanej z kart
(Teoretycznie to ujmując, bo to, że tak widzę temat, nie oznacza jeszcze, że sama umiem tak postępować
)
Re: jak to delikatnie nazywacie -
goya - 18-08-2013
:text-goodpost:
Le Stelle napisał(a):Bo właśnie, jeżeli ktoś mnie pyta o konkretną sprawę - jak minie mu podróż z punktu A do B: w kartach - same groźne karty, wszystkie krzyczą : nie jedź, zagrożenie życia. Wtedy, jeżeli celowo i świadomie nie powiedziałabym tego osobie, która pyta, pewnie czułabym się rzeczywiście współwinna, po części odpowiedzialna - nie za to, co ją spotkało, ale za nieuświadomienie jej, kiedy sama wiedziałam o problemie związanym z określoną sprawą.
No, a w tej sytuacji mówisz "nie jedź, zagrożenie życia", czy "to nie jest najlepszy okres na podróże i jeśli już musisz jechać - zachowaj szczególną ostrożnośc, wyśpij sie i bądź podwójnie czujny, za siebie i za innych" ???
Bo ja mówię to drugie...
Ostrzegam i daję dobrą radę bez ewentualnego"wpisywania programu" wydarzeń...
Taka jest moja filozofia...
Re: jak to delikatnie nazywacie -
Le Stelle - 18-08-2013
No tak, nie mówię "zagrożenie życia". Nawet może - z mojej perspektywy
- nie chodzi już o to programowanie, tylko o sam fakt, że jestem zdania, że nawet trudna sytuacja (tzw. "wydarzenie losowe") nie niesie ze sobą przesądzenia o śmierci, więc... przestrzegam, bo widzę "trudną energię", a nie dlatego przestrzegam, że "widzę czyjąś śmierć"
Re: jak to delikatnie nazywacie -
goya - 20-08-2013
:text-goodpost:
Re: jak to delikatnie nazywacie -
Miriam - 20-08-2013
Le Stelle uwielbiam Ciebie czytać !!! Podpisuje sie pod tym co napisałaś( Goya również) obiema łapkami.