Wszystko zaczęło się od śmierci...
#1

Witam wszystkich serdecznie i proszę o pomoc, bo sen, który męczy mnie już od ponad roku sprawia, że zaczynam świrować Zmęczony
Na wstępie chciałabym krótko wspomnieć o głównych bohaterach. Ksiądz, czyli mój były przyjaciel, który w przeszłości bardzo mi pomógł, ja i duchy, których nigdy nie widzę.Pod koniec 2013roku, po ciężkiej chorobie zmarł mój dziadek, z którym byłam strasznie związana. Wtedy też zaczęły się te dziwne sny. Zawsze przebiegały tak samo. Zaczynam:
Po zmroku pojawiałam się na cmentarzu i siadałam na grobie Dziadka. Nagle wokół wyczuwałam obecność duchów (jak przed chwilą wspomniałam- ani razu żadnego nie widziałam). Byłam przerażona, brakowało mi tchu i podświadomie czułam, że grozi mi coś złego.
I wtedy pojawiał się on- mój były przyjaciel ksiądz. Podchodził do mnie, uśmiechał się szeroko i powtarzał "Jesteś bezpieczna, nic ci nie grozi", dopóki się nie uspokoiłam.
Sny jednak ostatnio trochę się zmieniły. Ta sama scena, ja pośrodku ciemnego cmentarza, siedząca na grobie Dziadka, wokół mnie duchy. Znów paraliżujący strach, że lada moment i coś mi się stanie, zamykanie oczu, próba uspokojenia się, która nic nie daje.
I znów pojawia się ksiądz. Tylko, że już się do mnie nie uśmiecha, nie podchodzi, nie mówi ani słowa. Tylko stoi i patrzy na mnie jakby z wyrzutem. Chcę powiedzieć, żeby mi pomógł, ale on odwraca się ode mnie, czego nie potrafię zrozumieć.

Powiedzcie mi proszę, o co w tym wszystkim tutaj chodzi?
Dlaczego ksiądz? Co ma to wspólnego z cmentarzem, duchami i moim Dziadkiem? Dlaczego zawsze jestem przerażona?

Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję!
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości