Religia a karty. Czy tarot to grzech?

barbara40 napisał(a):Wtrąciłam się w tę rozmowę, bo w wcześniejszym wpisie 1., z którego przytoczyłam twój wpis, odniosłam inne wrażenie, że jest to twoja opinia, zdanie i tylko do tego chciałam się odnieść. W drugim twoim kolejno wpisie wyjaśniasz mi, iż to już nie jest twoje założenie, ale jesteś tylko "adwokatem diabła", jednak nadal nie traktujesz ludzi poważnie, którzy chcą pogodzić obie te dwie ze sobą sporne kwestie. Mnie też wprawia to w ogromne zdumienie, że nie rozumiesz mojej potrzeby bycia związaną z moją religią. Na temat Kościoła Katolickiego nie zamierzałam wchodzić w dyskusje, a jak wiadomo z historii on sam wielokrotnie zmieniał swoje stanowisko, z upływającym czasem na lepsze, ba nawet klątwy zrzucał wcześniej nakładane, więc dialog uważam, że jest potrzeby, nie mniej jednak pozwolę sobie tylko na obserwację tematu. Pozdrawiam

Słuszna uwaga. Z tym, że moje podejście do zagadnienia to konglomerat trzech (a nie dwóch) podejść.

W pierwszym staram się spojrzeć na wróżbiarstwo z punktu widzenia nauczania Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Nauczanie to nie pozostawia żadnej wątpliwości w gestii stanowiska i łączenia wiary oraz wróżbiarstwa czy to uprawianego aktywnie, gdy katolik zaczyna komuś wróżyć, czy uprawianego pasywnie, gdy uczestniczy z cudzych działaniach wróżbiarskich.

W drugim patrzę na temat z punktu widzenia poganina, okultysty lub ezoteryka. Jako taki nie dostrzegam niczego zdrożnego czy niewłaściwego w próbie włączania pewnych elementów katolicyzmu rzymskiego, czy dowolnej innej formacji chrześcijańskiej, do systemu przekonań własnych. Traktuję to w takich okolicznościach jak próbę zrozumienia i budowania własnych cnót etycznych w typowym ujęciu arystotelejskim, w którym cnota wynika ze zrozumienia samego siebie i stanowi próbę odnalezienia własnego złotego środka między postawami skrajnymi.

W trzecim wyrażam niezrozumienie dla osób, które będąc członkami Kościoła Rzymsko-Katolickiego odkrywają ezoterykę lub okultyzm na swojej drodze życia i ... podchodzą do takiego kryzysu bezrefleksyjnie, najczęściej usprawiedliwiając własną postawę łączenia sprzeczności wbrew logice. Katolicyzm jest z mojej perspektywy religią ludzi uległych, poddanych, podporządkowanych, posłusznych, niesamodzielnych i niewolnych. Jeśli taka osoba zaczyna zajmować się szeroko rozumianą ezoteryką, bez woli wyjścia ze wszystkich tych uwarunkowań, bez wyraźnego wskazania miejsca rozejścia się jej dróg, z wyraźną wolą zachowania dotychczasowego statusu 'wiernego' mimo oczywistego 'nieposłuszeństwa', często z negacją tego drugiego, to ezoteryka jaką zbuduje na własny użytek będzie siłą rzeczy skażona wskazanymi ułomnościami oraz, że będzie tylko luźną koncepcją, z której w stosownym momencie może się wycofać i bezpiecznie powrócić 'na łono kościoła'. Jan Parandowski, w książce pt. Niebo w płomieniach wkłada w usta racjonalisty i ateisty, profesora Kaliny taki słowa:

"W twoim wieku dziewięciu chłopców na dziesięciu przechodzi podobny kryzys, lecz iluż jest takich, którzy to biorą na serio? Trochę się tam w nich zagotuje, trochę zakłębi, potem wszystko ostygnie i ani się spostrzeżesz, a oni znów siedzą w starym rodzinnym domu i opowiadają stare brednie małym smykom, którzy znów kiedyś powtórzą ich gnuśny bunt i tak samo jak oni skończą na różańcu."

Zdanie to jest kwintesencją tego co myślę o ludziach, którzy zajmują się wróżbiarstwem i jednocześnie mają siebie za katolików rzymskich, oraz powodem dla którego nie mogę traktować takich ludzi poważnie.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości