(15-03-2017, 10:13)melkitheone napisał(a): Może kilka fachurów wyczerpie moją ciekawość a np. ciekawi mnie, jak wyglądało wasze pierwsze rozłożenie kart, ile z niego da się odczytać itd
Inne pytanie dotyczy dziennego rozkładu, czy widzicie sens np w rozkładaniu 3 kart w stosunku do jednego dnia (na zasadzie - ranek, południe, wieczór) czy lepiej ograniczyć się do jednej ogólnej?
Kolejne pytanie to jak to jest z dotykaniem kart? Gdzieś obiło mi się o uszy, że lepiej aby dotykał ich tylko właściciel, a co jeśli np córka wychaczy gdzieś fajne kolorowe karty i postanowi je pooglądać? No i czy jeśli wróży się komuś to nie powinien ich dotknąć, żeby jakoś przejąć trochę z jego energii? Czy wystarczy jego obecność?
1. Żadną tam fachurą nie jestem, no ale że wlazłeś - wlazłaś tutaj, na nasze "podwórko" ... no to ci wytłumaczę to, jak ja to widzę ...
2. Pierwsze moje odczyty i z tego co zdążyłam zauważyć, pierwsze kogokolwiek odczyty, są jak najbardziej trafne, powiedziałabym nawet, że w 100%

3. Czy jest sens rozkładać karty, np. 3 karty na jeden dzień? - Ja nie widzę w tym żadnego sensu ... a nawet twierdzę, że może to przeszkadzać, ale to jest tylko moje zdanie i nic więcej. Uważam, że takie co dzienne rozkładanie jednej lub 3 kart ma tylko jedno na celu - poznanie tej właściwej energii jaka za sobą niesie dana karta. Jednak nie można budować na własnym doświadczeniu tego, jakie niesie przesłanie dana karta w rozkładzie. Rozkładanie kart w co dziennej praktyce ma tylko na celu poznanie energii jaką nosi w sobie dana karta, "nosi" - jaka jest jej przypisana energia, "przypisana" - przez wielkich znawców tych kart, a dla mnie tutaj, historia odgrywa dużą rolę. Historia może być ta odległa lub historia twoich własnych doświadczeń, ale na to trzeba czasu i dużego doświadczenia, rzeczowo to chodzi mi o sprawdzalność twoich wróżb, a to zwykle zbiera się latami ... Taka profesja ... A jak wiemy wszelkie energie mieszają się, jedne są silniejsze, drugie nie ... W tym tylko widzę sens rozkładania kart na co dzień, ale to również świadczy o poziomie naszej znajomości kart. Oczywiście nie widzę w tym nic złego, jeśli tylko traktujemy to jako naukę dla nas samych, a jednocześnie nie głośmy wszem i wobec, że to "coś" jest przypisane do tej karty - no bo niby co jest przypisane? Czyjeś własne doświadczenia, czy też żelazne reguły? - a kto je ustalał? ... Są różne szkoły nauki kart Tarota, każdy musi znaleźć własną. Ja poszłam w rozkłady i historię ... każdą kartę staram się historycznie poznać, przecież nie od parady są tam symbole, znaki i inne cechy przypisane, a czyjeś zaszufladkowanie danej karty, tylko nas zubaża ... Tak karty Tarota, to ciągła nauka ... ale nawet ta z powiązaniami archeologa i psychologa, symbolizmu i religioznawstwa ... Karty wykładane na co dzień to pikuś .... z całą resztą, jaką za sobą kryją te karty tego trzeba mieć świadomość. Fakt, życia ci braknie, aby tak naprawdę poznać te karty, jednak od czegoś trzeba zacząć ....
4. Z tym dotykaniem kart to u mnie jest tak .... Nikt nie ma prawa ich dotknąć, a jeśli ja sama poczuję potrzebę, aby ktoś je dotknął, to daję je do przełożenia komuś ... Sama mam dzieci i to nie jedno i każde wie co im wolno lub nie, a i same karty trzymam w bezpiecznym miejscu ... Natomiast jeśli ktoś przyjdzie do mnie i wyczuję u niego tą fascynację kartami Tarota - pozwalam mu dotykać moje karty ... do woli
