Nauczmy sie dawac...i brać...
#24

A moja perspektywa jest troszkę inna... Zawstydzony Uczciwie muszę przyznać, że jestem trochę bardziej nastawiona na siebie niż na innych, w ogóle jestem wyznawczynią szeroko pojętej wolności i swobody w ramach "nie przeszkadzania innym". Ciężko mi, kiedy patrzę na cierpienie innych ludzi - to odległe, i to bliskie, ale nie mam też potrzeby "dawania z siebie", kiedy tylko widzę, że ktoś ma gorzej niż ja... I jest jedna rzecz, dotycząca dawania, która dla mnie jest... powiedzmy, drażniąca. Wynika dla mnie z głębokiego niezrozumienia - dawanie jako przekupstwo, skoro ja tobie coś daję, będę mogła coś od ciebie wziąć (niekoniecznie w formie uświadomionej, ale np. zyskać czyjąś uwagę czy zainteresowanie). W kręgu zawodowym spotykam pewną panią, która w wyniku błędnych decyzji znalazła się w trudnej sytuacji finansowej, z mężem muszą spłacać duży kredyt, i chociaż mąż ma wysoką pensję, wszystko idzie na ten kredyt. Największy problem tej pani to to, że nie może, jak kiedyś, przeznaczać swojej (co prawda i tak niewysokiej) pensji na ubrania dla siebie i swoje przyjemności, i codziennie przeżywa, w jakiej są teraz z mężem fatalnej sytuacji... Oczywiście wszystkich naokoło obwinia o swoją sytuację - ona sama w swoich oczach jest najmniej temu winna (co nie jest prawdą). My z moją koleżanką żyjemy w dużo gorszych warunkach finansowych, ale nie robimy z tego w ogóle tematu rozmowy... Do czego zmierzam - otóż pani, o której piszę, niemal codziennie opowiada, jak to całe życie poświęciła swojej rodzinie, mężowi, dzieciom, jak to zawsze starała się pomagać, jak tylko ktoś miał gorzej niż ona, czy to pożyczyła pieniądze, czy sama dała coś od siebie... a jak teraz ona ma problem, to nikt jej nie pomaga... Została sama... Widzi siebie niemal jak "Matkę Teresę", przepełnioną dobrocią i życzliwością, a innych jako wiecznie wykorzystujących ją ludzi.
A kiedy się ją widzi, obserwuje, pozna - to jest to osoba zawsze oskarżająca innych, nie umiejąca samodzielnie podejmować decyzji, owszem, bardzo zagubiona, bliska depresji, z ogromnymi problemami natury psychicznej.
I co mnie drażni - ponieważ bardzo dobrze gotuje, przynosi coś często i częstuje, i nie uznaje odmowy. Stawia drugą osobę, np. mnie, w sytuacji, kiedy musisz coś od niej przyjąć. Jej dawanie nie jest gestem szczerej życzliwości - jest gestem pustej życzliwości. Jest jak przekupstwo: proszę, weź, zjedz, a w zamian będę mogła znowu obciążyć cię moimi problemami. Daję ci coś od siebie, więc teraz ty weź coś ode mnie - zabierz ode mnie te problemy... Czystość intencji z jej strony w moją (czy w kogokolwiek, komu "dobrze życzy"), jest naprawdę znikoma... Nie chcę powiedzieć, że jest złą kobietą - a jedynie, że pod płaszczykiem dawania często może kryć się nieuświadomione pragnienie brania... A ona właśnie jakby była uzależniona od dawania, czuje się w swoich oczach taka DOBRA...

I jeszcze - w moich oczach sztuka dawania to nie "wciskanie" komuś tego, czego akurat mamy nadmiar. Również dawanie tego, czego akurat nam brakuje jest "złym dawaniem" - w moich oczach - a również bardzo często się zdarza (tzn. tak naprawdę to ten, kto daje, pragnie tego, co daje - i potem nie potrafi zrozumieć, dlaczego obdarowany nie cieszy się tak, jak powinien).

Jak widać, ja osobiście nie lubię postawy dawania "mimo wszystko" Shifty Może to sygnał ubóstwa mojego wnętrza, nie wiem... A może ja z kolei za często miałam do czynienia z ludźmi, którzy pomimo moich - nie wprost, acz bardzo czytelnych gestów - "Nie chcę niczego od ciebie", nie potrafili powstrzymywać się od dawania, i jeszcze obrażali się na mnie, że jestem taka niewdzięczna...

Tak czy inaczej, życzę nam wszystkim dojścia do stanu równowagi na tym polu... Oczko Kwiatek
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości