30-12-2012, 21:24
Depresję leczyłam u psychiatry, a nabyłam dzięki b. kochanemu mężowi. On na nią pracował przez lata, a ja przez lata pracowałam żeby się jej pozbyć. Gagulku, wiem i rozumiem co czujesz. Ataki paniki miałam takie, że siedziałam godzinami w kącie pokoju zakryta kocem i nie potrafiłam zmusić się do najmniejszej aktywności. Leki b. mi pomogły, chociaż trafiłam w skutkujący lek dopiero za którymś razem. Tak jak pisze noialbinoi, ataki paniki z czasem były co raz rzadsze. Ale to choroba, która jest w nas ciągle. I nawet teraz, po latach, zdarza się, że budzę się i po kilku minutach atakuje mnie lęk. Nie jest zależny od sytuacji, jest jak ból głowy bez powodu. Wtedy przez jakiś czas wracam do leków i lęki szybko mijają. To jest tak, jak ze starą blizną po ranie, która odzywa się co jakiś czas. Na zmianę pogody, przy osłabieniu organizmu, niewyspaniu, a czasem całkiem bez powodu. Z tym się da żyć bez problemu. Najważniejsza jest świadomość, że nie ma już powodu do lęku, nie ma tego co spowodowało chorobę. Lek jest tylko pomocą, dzieki której możemy zacząć racjonalnie myśleć i nie poddawać się negatywnym emocjom. No i wtedy trzeba znaleźć szybko jakieś absorbujące zajęcie. Najlepiej fizyczne i wyczerpujące. Zalecałabym rąbanie drzewa albo kopanie ogródka. Będzie dobrze. Zobaczysz



