Biżuteria Marii Antoniny
#2

   
Afera Naszyjnikowa wybuchła z pełną mocą we Francji w 1785 roku.
Tragiczne perypetie jej głównych (a także mimowolnych) bohaterów stały się kanwą dla licznych powieści i filmowych ekranizacji.
Z historycznego punktu widzenia – sprawa wstrząsnęła władzą państwową i kościelną.
A przy okazji wyniosła pewien niewinny, acz wyjątkowo urodziwy naszyjnik do poziomu legendarnego symbolu nieszczęścia.

Główną, acz zupełnie przypadkową bohaterką jednej z najsłynniejszych – historycznych i jubilerskich – afer była Maria Antonina Habsburg, która przybyła do Francji w 1770 roku jako przyszła żona także przyszłego następcy tronu. 
Mariaż między piętnastoletnią, niedojrzałą Austriaczką i spadkobiercy tronu był zaaranżowany – połączenie francuskiego dziedzica i habsburskiej księżniczki miało zapewnić pokój między dwoma, walczącymi ze sobą od dawna krajami. 
Przed Marią Antoniną stało więc niebywale trudne zadanie.

Młodziutka dziewczyna, wyrwana spod troskliwej opieki matki musiała szybko odnaleźć się w nowym, wersalskim towarzystwie, spełnić pokładane w niej nadzieje, pogodzić się z brakiem sympatii ze strony podejrzliwych Francuzów, wytrzymywać oziębłość swojego małżonka i znosić stałą obecność nałożnicy swojego panującego wówczas teścia – słynnej kochanki Ludwika XV, pochodzącej z plebsu damy lekkich obyczajów, pani du Barry. 
Niekochana i odtrącana przez niezainteresowanego jej wdziękami męża, Maria Antonina popadła w zabawę – stroiła się w drogie kreacje i kupowała kolejne, biżuteryjne cacuszka. 
Za czasów względnego prosperity brak umiarkowania w wydawaniu królewskiej fortuny smucił, ale nie bulwersował przyzwyczajonych do luksusów Francuzów. 
Jednak kiedy Ludwik XVI wstąpił w 1774 roku na zubożały tron – dziedzicząc władzę po słynnym Ludwiku Słońce, najbardziej rozrzutnym władcy w historii – dobre czasy się skończyły, a ciągle bezdzietna Maria Antonina znalazła się pod wyjątkowym obstrzałem. 
Wydawało się, że gorzej już być nie może. A jednak!

Prezent za cenę życia
Lud względnie się uspokoił w roku 1781, kiedy to królewska para doczekała się pierwszego syna. 
Owszem, Francuzi wciąż narzekali na rozrzutność Marii Antoniny i spekulowali, że ojcem jej dziecka nie jest oziębły Ludwik, a jego brat. 
Mimo to – zła prasa chwilowo ustała, a Francja zaczęła okres celebracji.

Narodziny potomka zdecydowali się uczcić także dwaj paryscy jubilerzy.
Panowie Boehmer i Bassenge zaproponowali królewskiej parze piękny, wykonany z ponad pięciuset diamentów naszyjnik. 
Klejnoty z którego wykonane było to cudo zbierano latami w nadziei, że poprzedni władca Ludwik Słońce zdecyduje się go ofiarować pani du Barry. 
Ludwik XV zmarł jednak zanim naszyjnik został dokończony, a jego syn – Ludwik XVI zrezygnował z zakupu klejnotu, który wyceniony został na zawrotną kwotę ponad półtora miliona liwrów.
Piękny naszyjnik nie znalazł nabywcy na innych, europejskich dworach. 
Najpewniej zostały zdekompletowany i podzielony na mniejsze, mniej kosztowne kolie, gdyby nie niejaka hrabina de La Motte, która przedstawiła się jubilerom jako osoba ciesząca się niezwykłymi względami królowej. 
Boehmer i Bassenge bez wahania zaproponowali jej sutą nagrodę za namówienie Marii Antoniny na zakup naszyjnika. 
Hrabina przystała na taką umowę i wkrótce oznajmiła jubilerom, że Maria Antonina jest żywo nabyciem klejnotu zainteresowana, ale przez wzgląd na zły stan finansów pozwolić sobie może jedynie na zakup ratalny.

Pośrednikiem odpowiedzialnym za dostarczanie odliczonych kwot miał być nieziemsko bogaty kardynał Louis de Rohan. 
Sęk w tym, że Maria Antonina nic o umowie nie wiedziała, a kardynała, który miał być łącznikiem w interesach, szczerze nie znosiła za brak pobożności i skłonność do oddawania się frywolnym przyjemnościom niegodnym jego urzędu. 
Poza tym, purpurat otwarcie szydził z matki królowej – Marii Teresy. I jakby tego było mało – spiskował za plecami Marii Antoniny i naśmiewał się z niej wespół ze znienawidzoną panią de Barry. 
Każdy, kto był choćby odrobinę obeznany w sytuacji panującej na dworze – nie uwierzyłby w to, że królowa prowadzi z nim (lub za jego pośrednictwem) jakiekolwiek interesy.

Niestety, jubilerzy oferujący naszyjnik nie byli dopuszczeni do życia francuskiej śmietanki i dali się skutecznie porwać niecnym fantazjom pani de La Motte zapewniającej ich o czułej przyjaźni z królową i o tym, że Maria Antonina jest żywo zainteresowana zakupem wyjątkowo kosztownego naszyjnika. 
Problem w tym, że de La Motte to naprawdę Jeanne de Saint-Rémy de Valois, pochodząca ze zubożałego rodu Walezjuszy była hrabianka, owoc mezaliansu przedstawiciela „wyższych sfer” z chłopką, sierota przyuczona do zawodu krawcowej, skazana na życie z marnej, biskupiej pensyjki i bezskutecznie starająca się odzyskać należące niegdyś do jej rodziny ziemie.

Zubożała intrygantka
Jeanne de Saint-Rémy de Valois długo szukała poparcia wśród możnych, pukając od drzwi do drzwi i opowiadając o swoim nieszczęściu. Wkrótce trafiła do biskupa Rohana, który poradził jej, aby udała się wprost do Marii Antoniny, która być może zlituje się nad losem zubożałej, niegdysiejszej szlachcianki. 
Jeanne do królowej nie dotarła, mimo to – po pewnym czasie – pochwaliła się kardynałowi, że wielokrotnie gościła w prywatnych komnatach władczyni, która zaoferowała jej pomoc i dozgonną przyjaźń. 
Rohan uwierzył w opowieść przebiegłej intrygantki i liczył, że jej wstawiennictwo pomoże mu wrócić do łask Marii Antoniny.

Wkrótce, sprytna Jeanne zaczęła purpurata zasypywać spreparowanymi, napisanymi niejako ręką królowej liścikami, w których Maria Antonina nie szczędzi mu miłych słów i zapewnia o swojej przyjaźni. 
A przy okazji – prosi o przekazanie sporych kwot potrzebnych jej na działalność charytatywną…

Pieniądze oczywiście trafiały do kieszeni Jeanne, która wydawała je na luksusowe życie. 
Kiedy finanse się kończyły – intrygantka ponownie pojawiała się u kardynała z informacją, że na audiencję jest jeszcze za wcześnie i z kolejną prośbą o wsparcie działalności dobroczynnej królowej. 
Rohan zwiedziony zapewnieniami, że piękne, nowe suknie, bogaty dom, służba i powóz, którym przemieszczała się Jeanne są podarunkami od Marii Antoniny przekazywał kolejne pieniądze. 
A potem następne.
 I znowu kolejne… 
Kardynał był wyjątkowo naiwny. 
Opłacał suto przedstawionego mu przez Jeanne jasnowidza, który przepowiadał mu świetlaną, ozłoconą odzyskanymi właśnie łaskami królowej przyszłość. 
Ochoczo udał się także na nocną schadzkę z Marią Antoniną. 
Tyle tylko, że w rolę królowej wcieliła się wynajęta przez Jeanne, podobna do Marii Antoniny prostytutka.

Drogocenny naszyjnik
Pod koniec roku 1784 Jeanne przekazała kardynałowi kolejną wiadomość od królowej. 
W spreparowanym liściku Maria Antonina prosiła Rohana o pomoc w sfinalizowaniu zakupu kosztownego naszyjnika, który – po przekazaniu jubilerom uzgodnionych wcześniej, czterech rat – miał zostać przekazany hrabinie de La Motte.
Oczywiście, Rohan przystał na propozycję współpracy, a przekazany Jeanne naszyjnik został podzielony na mniejsze kamienie, które następnie sprzedano w Londynie. 
Pozyskana w ten sposób fortuna została szybko roztrwoniona. 
Jeanne najmocniej na świecie pragnęła wrócić do swojego rodzinnego miasta Bar-sur-Aube w dawnej chwale i zmyć hańbę zubożałej dziedziczki, panny z bękartem i uciekinierki z klasztoru. 
Ubrana w angielskie suknie i podróżująca bogatym powozem hrabina de La Motte nie zrobiła jednak wrażenia na miejscowych notablach, którzy wciąż kojarzyli ją z dzieckiem w łachmanach i uznawali za nędzną utrzymankę kardynała.

Naszyjnik został podzielony i sprzedany, pieniądze z tej transakcji – wydane. 
Pozostał dług, który Maria Antonina powinna spłacić za pośrednictwem Rohana. 
Kardynał poproszony – w imieniu królowej – o kolejną przysługę próbował renegocjować harmonogram spłaty rat. 
Jubilerzy (którzy włożyli w naszyjnik ogromny, także pożyczony kapitał) zaniepokoili się tym do tego stopnia, że wysłali do Marii Antoniny liścik w którym wyrazili nadzieję, ze władczyni spłaci klejnot w terminie. 
Królowa korespondencję otrzymała, zapoznała się z jej treścią, ostentacyjnie wyraziła niezrozumienie, a następnie – na oczach swojej lektorki – wiadomość spaliła. 
Wkrótce informacja dotarła do jubilerów, którzy zrozumieli, że stali się ofiarami intrygi.

Wkrótce wyszło na jaw, że w sprawę zamieszany był kardynał Rohan i tajemnicza, nikomu z dworu nieznana Jeanne de La Motte. 
Hierarcha przyznał się do winy i zadeklarował chęć spłaty długu. 
Mimo to został zaaresztowany na oczach całego Wersalu. 
Do tego – będąc w szatach liturgicznych. 
Pojmanie wielkiego księcia Kościoła i słynnego jałmużnika zostało ocenione jako skandal większy od całej naszyjnikowej intrygi.

Równi, równiejsi, rewolucyjni
Jeanne de La Motte także została aresztowana. 
Jej sprawę – tak jak kwestię Rohana – powierzono paryskiemu sądowi, czyli… parlamentowi, który składał się z urzędników od dawna marzących o tym, by obalić króla i przejąć władzę we Francji.
Proces przebiegał w atmosferze skandalu. 
Rohan został osadzony w komfortowej celi w Bastylii (opiekowali się nim trzej służący). 
Jeanne i jej pomocnicy od razu przyznali się do winy. 
Pani de La Motte została uznana winną, skazana na chłostę, napiętnowanie rozpalonym żelazem i dożywotnią odsiadkę.
W dniu ogłoszenia wyroku dotyczącego sprawy kardynała pod Pałacem Sprawiedliwości zebrał się tłum. 
Paryżanie głośno skandowali hasła ośmieszające rozrzutną, pochodzącą ze znienawidzonej Habsburgi królowej i – jednocześnie – domagali się uniewinnienia biednego Rohana, ofiary dworskich intryg.
Proces szybko zamienił się w gromadną demonstrację skierowaną przeciwko władzy królewskiej. 
Sąd, który od lat uznawany był za namiastkę głosu narodu, wydał oczywisty wyrok – kardynał został uniewinniony.

Ten sam trybunał skazał trzy lata później Marię Antoninę i Ludwika XVI na śmierć. 
Egzekucja została wykonana w imię Wielkiej Rewolucji, której początkiem stała się absurdalna Afera Naszyjnikowa. 
Niedługo po tym pani de La Motte uciekła z więzienia, ukryła się w Londynie i – skacząc z okna – zgięła śmiercią samobójczą. 
Historia naszyjnika posłużyła za kanwę wielu opowieści (między innymi spisanej ręką Aleksandra Dumasa ojca) i filmów.

Niestety, do dzisiaj nieznane są losy pięciuset, wybranych z wyjątkową pieczołowitością diamentów z których królewski klejnot się składał a które sprzedane zostały na sztuki w Anglii. 
Złośliwi twierdzą, że gro z nich spoczywa w skarbcu Windsorów, a wciąż żywa klątwa odpowiedzialna jest za wszystkie niepowodzenia dworu Elżbiety II.
Tekst Anna Kunicka
https://www.wec.com.pl/Pechowy-naszyjnik...83307.html
https://cpf.olsztyn.pl/2022/07/18/afera-...%EF%BF%BC/

[Obrazek: attachment.php?aid=69226]
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Biżuteria Marii Antoniny - przez Krystyna - 03-05-2012, 20:23
Biżuteria Marii Antoniny - przez Krystyna - 25-07-2023, 23:27



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości