Bajki, przypowieści i inne mądrości
#36

Przebaczenie jest drogą do szczęścia i spokoju...

Podobno człowiek jest najbardziej wrażliwym stworzeniem na świecie. Nie wiem, czy to prawda, ale rzeczywiście jesteśmy istotami bardzo podatnymi na zranienie. Wystarczy niewielki uraz, aby pojawił się bolesny siniak czy rana, której zagojenie się wymaga sporo czasu. Czasami pamiątką po takim wydarzeniu pozostaje blizna, widoczna jeszcze przez wiele miesięcy. Ale człowiek jest podatny nie tylko na urazy fizyczne; nasza sfera psychiczno–duchowa, odróżniająca nas od zwierząt, jest jeszcze delikatniejsza. I dlatego w tej sferze tak łatwo jest nas zranić.
Chyba każdy doświadczył kiedyś odrzucenia,obojętności kogoś, kto był dla nas ważny, czy wykorzystania pod pozorem dobrych intencji. Wiemy, jak bardzo to boli — i że ból ten obecny jest jeszcze po wielu latach. Jeśli nawet nie odczuwamy go na co dzień i myślimy, że to już przeszłość, odzywa się niespodziewanie, kiedy wydarza się coś przypominającego tamtą sytuację, albo nawet bez powodu — gdy na przykład budzimy się w nocy.
Ktoś traktował nas życzliwie, stopniowo zaczynaliśmy mu ufać i odsłaniać się przed nim, zachowywać się swobodnie w jego towarzystwie, przedstawiać mu nasze prawdziwe myśli i poglądy bez strachu o jego reakcję, mówić mu o naszych uczuciach, wierząc, że nas akceptuje... a wtedy ta osoba nagle odsuwała się od nas, zaczynała nas unikać.
Takie urazy latami gromadzą się w psychice. Niektóre z nich pamiętamy, inne nie — ale żaden z nich nie znika bez śladu. Trwają w podświadomości w postaci lęków, blokad emocjonalnych, mechanizmów obronnych i utrwalonych sposobów reagowania, niszcząc nasze samopoczucie i relacje z ludźmi...
A jednak, jeśli ktoś nas zranił, to nie możemy zakładać, że zrobił to świadomie. Często nam się tak wydaje, bo odczuwamy gniew, gorycz i ból — ale mimo wszystko osoby, które krzywdzą innych rozmyślnie, zdarzają się rzadko.
Niestety krzywdy mają tendencję do powielania się. Zupełnie jak w Starym Testamencie, kiedy Bóg mówi Mojżeszowi, że będzie mścił grzechy na trzecim i czwartym pokoleniu. Ale w rzeczywistości to nie Bóg mści grzechy — bo Bóg nie karze niewinnych, nie stosuje odpowiedzialności zbiorowej — tylko rany powstałe na skutek grzechów przenoszą się z pokolenia na pokolenie.
Ludzie, których miłość została zraniona, ranią innych — czasami specjalnie, żeby się w jakiś sposób odegrać, zemścić, a czasami nieświadomie, gdyż z powodu nie zaleczonych urazów reagują lękiem, agresją, podejrzliwością. Są zniewoleni przez urazy, więc taki też obraz innych osób sobie tworzą, a następnie traktują je jako agresorów i krzywdzicieli, chociaż nic im one nie zawiniły. Powstaje efekt samospełniającej się przepowiedni, gdyż „zaatakowane” w ten sposób osoby najczęściej zaczynają zachowywać się tak, jak się od nich „oczekuje”. A zranione niesprawiedliwą oceną, mogą z kolei z lękiem i podejrzliwością podchodzić do kolejnych osób... Tak tworzy się łańcuch zranień.
Inny powód to nieświadome powtarzanie we własnym życiu wzorców zachowań wyniesionych z rodzinnego domu. Wiadomo, że przemoc stosują najczęściej ludzie, którzy sami jej doznali w dzieciństwie. Mimo że obiecują sobie, że stworzona przez nich rodzina będzie wolna od przemocy, nieświadome, utrwalone wzorce zachowań okazują się silniejsze.
Wracając do języka teologicznego, można więc powiedzieć, że nasze grzechy ranią nie tylko nas samych, lecz także inne osoby (najbardziej najbliższe, bo one są „najbliżej”oczko.gif , a my z kolei ponosimy bolesne skutki cudzych grzechów. Czy istnieje wyjście z tego zaklętego kręgu? Tak — trzeba przecinać łańcuchy krzywd. Trzeba starać się uwalniać od naszych zranień, choć jest to bardzo trudne, i próbować ochraniać innych ludzi przed ich skutkami, tak żeby ich z kolei nie ranić.

PRZEBACZENIE

Dlatego tak ważne jest przebaczenie, bo tylko ono umożliwia zerwanie związków z bolesną przeszłością. Dopóki nie przebaczymy osobie, która nas zraniła, nie zdołamy naprawdę uwolnić się od doznanej krzywdy. Temat będzie powracał, nawet jeśli na co dzień uda nam się go wyprzeć ze świadomości. Oczywiście nie jest to łatwe. Nie wystarczy powiedzieć „Od dziś przebaczam Iksińskiemu”. Przebaczenie, zwłaszcza w przypadku dużych krzywd, jest długotrwałym procesem, który wymaga sporej pracy nad uczuciami i kosztuje czasem wiele cierpienia. Ale za to przynosi ogromną ulgę, spokój wewnętrzny i pogodę ducha.
Będzie nam łatwiej zaakceptować drugiego człowieka wraz z jego niedoskonałością i błędami, zawinionymi lub nie, jeśli będziemy pamiętać, że sami też często potrzebujemy cudzego przebaczenia.
Dostrzeżenie ran, które zadajemy innym osobom, jest znacznie trudniejsze niż w odwrotną stronę i często nam się wydaje, że nie ponosimy żadnej winy. Jeśli jednak spróbujemy „wyjść z siebie” i zaczniemy analizować nasze zachowania i motywy z punktu widzenia innych ludzi, odkryjemy, ile jest w nas egoizmu i wad, i jak uciążliwi potrafimy być dla otoczenia. Nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy, bo mechanizmy obronne, takie jak racjonalizacja i wypieranie, dbały, abyśmy nie utracili pozytywnego obrazu siebie we własnych oczach... Przypowieść z Ewangelii o człowieku, który chciał wyjąć źdźbło z oka drugiego, a nie dostrzegał belki we własnym, ma silne podstawy psychologiczne...

Przebaczenie jest najtrudniejszą miłością.
Albert Schweitzer

Przebaczanie jest przywróceniem sobie wolności, jest kluczem w naszym ręku od własnej celi więziennej.
prymas Stefan Wyszyński
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości