Bajki, przypowieści i inne mądrości
#41

Ognisko i Podróżny

Podróżny wędrował poprzez smętny i bezpłodny step. Skąd szedł? O tym wiedzieli tylko on i wiatr. Dokąd? Tego nie wiedział nikt. Zastygłym, niewidzącym wzrokiem patrzył przed siebie, ufając swoim nogom, które niosły go przez życie tak, jak przez ten step. Nie pamiętał ile dni i nocy już wędrował. Czas, niekiedy tak szybko przeciekający między palcami zdarzań, zatrzymał się jak kamienny głaz w trakcie jego monotonnego bytowania.
Szczególnie ciężko ciągnęły się w nieskończoność noce Podróżnego. Chłód i obojętność otaczającego świata tworzyły jego dach nad głową. Samotność służyła mu za poduszkę, tęsknota przykrywała go po gardło swoją sierocą kołdrą.
Pewnego razu, moszcząc sobie kolejne miejsce na nocleg pod starym, pokaleczonym przez pioruny drzewem, Podróżny zauważył resztki czegoś, co kiedyś było ogniskiem. Przykryte grubą warstwą popiołu węgielki leżały sobie na kupce i były tak samo obojętne wobec Podróżnego, jak reszta świata.
W głowie Podróżnego przemknęła jakaś myśl, a raczej – krótkie wspomnienie czegoś ciepłego, płomiennego, czegoś, co kiedyś miał szczęście posiadać i czego teraz tak bardzo potrzebował. Podróżny westchnął, zwinął się w kłębek i zapadł w kolejny bezbarwny sen.
Tymczasem wewnątrz czegoś, co niegdyś było Ogniskiem – drgnęło życie. Węgielki zadymiły, słychać było ciche potrzaskiwania, pokazały się maluteńkie, nieśmiałe płomyki, które szybko okrzepły i rosły wzdłuż i wszerz. Wkrótce Ognisko paliło się już całkiem pokaźnie, dając światło i ciepło. Fale stepowego powietrza nabrały smaku i zapachu, otuliły, ogrzały i dopieściły Podróżnego. Stopniowo jego ciało, naciągnięte jak zamarznięta sprężyna, wyprostowało się, rozluźniło i wróciło do wygodnej pozycji relaksu. Złagodniały rysy twarzy i coś na kształt uśmiechu pojawiło się na sennych wargach Podróżnego. Uspokoił się jego oddech, umożliwiając mu pierwszy od dłuższego czasu głęboki i dający wypoczynek sen.
Nadszedł świt. Podróżny niechętnie otworzył oczy i zrozumiał, że jego życie się zmieniło. Pomimo, że step był ten sam, że słońce i wiatr również były takie jak wczoraj – ale coś jednak uległo przemianie. Przeciągnął się i jego dłoń znalazła się w pobliżu Ogniska. Najpierw przestraszył się ciepła, ale potem przestał rozmyślać czemu Ognisko się pali. Skoro zapłonęło, to należy to wykorzystać.
Od tego momentu życie Podróżnego nabrało sensu i porządku. W dzień Podróżny oddalał się i spędzał jak najwięcej czasu na łonie natury. Zdobywał pożywienie i wracał do Ogniska. Ognisko zaś, podczas nieobecności swojego towarzysza, było osamotnione i czuło się nieswojo. Gdy Podróżny długo nie wracał – wydawało mu się, że znów zamienia się w popielisko. Podczas takich chwil Podróżny dorzucał leniwie do Ogniska kilka gałązek, a ono – czując odrobinę zainteresowania – trzeszczało tymi suchymi ochłapami, zamieniając je na węgielki, wesoło podrzucane przez dłonie-płomienie.
Ognisko szczególnie cieszyło się z nadejścia nocy, wówczas miało Podróżnego całkowicie w swoim posiadaniu, rozgrzewało jego plecy i uśmiechniętą twarz. Czasem, w przypływie wszystkich swoich płomiennych uczuć, Ognisko łaskotało Podróżnego po czole i policzkach wyjątkowo delikatnymi palcami i natychmiast cofało się w obawie, że go poparzy. Każde z nich było szczęśliwe: jedno – oddając ciepło, a drugie – przyjmując go łaskawie.
Czasami jednak Podróżny miał wrażenie, że Ognisko rozpala się nie na żarty.
- Irytujesz mnie tym swoim ciepłem! - mawiał wtedy zdenerwowany.
A następnie biegł do najbliższego źródła, nabierał wody w usta i zalewał nią Ognisko, które natychmiast się kurczyło, chowając swoje węgielki głęboko pod popiół.
Pewnego dnia Podróżny był w wyjątkowo podłym nastroju, a Ognisko – jak na złość – rozhulało się na dobre: ciskało w Podróżnego iskry, żeby go nieco rozśmieszyć; grzało do nieprzytomności, aż Podróżny odskakiwał w tył. Dwukrotnie biegał do źródła, by przywołać Ognisko do porządku. Wreszcie płomień skrył się pod warstwą popiołu, a Podróżny z ulgą mościł sobie nocleg. I wtedy zdarzyło się nieprzewidywalne. Ognisko bez opamiętania wytoczyło ze swojego wnętrza ostatni niedopalony węgielek. Być może chciało życzyć Podróżnemu dobrej nocy, a może chciało go uspokoić.
- Nie bój się, nic złego nie zrobiłeś, jeszcze się tlę, - szepnęło Ognisko.
To była ostatnia kropla, która przepełniła kielich goryczy i cierpliwości Podróżnego.
- Mam cię serdecznie dość!!! – krzyknął z całych sił i splunął ze złością w Ognisko, prosto na jego ostatni żarzący się węgielek.
Ognisko syknęło z bólu, skurczyło się i zamieniło w martwy szary popiół.
Rano Podróżny długo i bezskutecznie – krzycząc i płacząc i klnąc – próbował tchnąć w Ognisko życie.
Im dłużej dmuchał, tym bardziej jego głowa, ubranie i całe ciało pokrywały się szarym obojętnym popiołem.
Wkrótce cała jego nieruchoma figura zastygła nad popieliskiem niczym swoisty pomnik.
Pomnik Ogniska.

Autor: Po Pierwsze Ludzie (Fb)
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości