Portret tarotowy
#21

Weles napisał(a):odcięcie katów bijących ( a właściwie to złe słowo , powino być katujących) córkę do 18-tego roku życia a i czasem potem? znęcających się fizycznie i psychicznie? takich którzy chcą odebrać córce dzieci aby zniszczyć jej szczęście? takich którzy od 4-tego roku życia (bo od tego okresu żona pamięta) nigdy nie przytulili dziecka ani nie powiedzieli "dobrego słowa " córce?
Weles, jakbym czytała o sobie.... aż mnie zmroziło.. miałam propozycje "oddania" dzieci po porodzie bezdzietnej żonie rodzica, wręcz potem przez wiele lat byłam do tego namawiana, wręcz próbowali na mnie to wymusić (choć rozmówcą i negocjatorem warunków był ojciec Smutny , a ona miała pozostać taka nieskalana...), no bo "ona nie ma, a ty masz, no nie bądź głupia i samolubna!", mój rodzic zmarł jak miałam 5 lat na cięzką chorobę, M. chorowała odkąd miałam 4 lata Smutny byla bardzo dobra Uśmiech ale wtedy przestałam byc przytulana, tyle, że ja miałam babcie i dziadziusia od przytulania..niestety zabrana od nich zostałam Smutny

Takie "odcięcie" jakie Wy dokonaliście jest dobrym krokiem. Bardzo dobrym. Nie można pozwolić się gnębić, obrażać; godzenie się na znęcanie, na położenie ofiary, jeszcze bardziej "podnieca" sprawce-KATA i powoduje coraz większe rozpasanie. Tego nie da się wybaczyć jeżeli cały czas trwa, nie da się i nawet człowiek najbardziej miłosierny tego nie zrobi i nie powinien. Gdy człowiekiem kierują prymitywne i niemoralne pobudki ciągłe wybaczanie, będące jednocześnie przyzwoleniem, kształtuje w nim błedne poczucie, że to co robi jest właściwe, a przynajmniej nie jest niewłaściwe. Często takie osoby nie rozumieją argumentów, bowiem nie myślą "moralnie", mają swoją własną moralność, która z moralnością może nie mieć nic wspólnego... Ja pozwoliłam się troche zaprzedać w zamian za okruchy miłości, które nawet nimi nie były. Zrezygnowałam z siebie, skończyłam studia jakie mi kazano i wcale nie wiem co mam z tym dyplomem zrobić... a może chodziło o to, żeby skończyć już cokolwiek, bo przecież o alimenty bym go nie pozwała ( w końcu to rodzic kochany- uzależnienie od sprawcy) a wobec zapowiedzi, że nic innego nie wchodzi w gre i mogę sobie iśc pod most..., choć notabene i tak utrzymujemy się sami od 18 roku życia... człowiek czasem pewnych rzeczy nie widzi i tkwi tak w bagnie.. to nie ja -nie mój wybór, a z tego całego obrzydzenia rodzicem, nie mam zamiaru nawet wykonywać zawodu jaki on wykonuje :/ bo to by mogła być kolejna rzecz, która będzie nam wspólna. Zresztą już ja wiem, jakie były powody takiego mną pokierowania - on stary, zmęczony, a ja będę robic na niego... Bo każdą próbę mojego usamodzielnienia bojkotował. Bardzo boi się, abyśmy przypadkiem nie ustawili się w życiu. Krytykuje zięcia za całkiem niezłe zarobki, umniejsza zasługi jego... Mamy być na jego łasce, mamy żebrać a on i tak nam nic nie da... Miała być zależnośc ciągła. Część rodziny ciągle mi powtarza- nie miej litości, nic ci nie dał, to chociaż potem nie waż się oddawać jego babom, bo zabierać tobie to on miał czelność... Mam nie udawać matki miłosierdzia... Póki co o tym nie myślę (bo aż mi się słabo robi), ale widząc rozpasanie jego żony i kobiet, mam ochote im utrzeć nosa. Nigdy mu nie pomogły, a wszystkie siedzą przy jego kieszeni..

A odcięcie się może być w pewnym sensie "aktem łaski" wobec kata, bowiem nie "prowokuje się" go do "złego". Bo gwałcicielowi, mordercy, oprawcy wybaczyć się nie da, jest to niemożliwe, to tylko populistyczne teorie. Nawet jeżeli nie dosłownie, to takie osoby gwałcą nasze wartości, mordują po kolei każdą cząstke nas, malują na ciele wzory od paska czy od pięści. Przecież znęcanie psychiczne czy fizyczne to przestępstwo i jest przez polskie prawo penalizowane. Aktem łaski zaś może być rezygnacja z dochodzenia sprawiedliwości przed sądem. Bo tego wybaczyć się nie da, a zapomnieć już na pewno! i nawet nie powinno się, bowiem pamięć może uchronić przed kontynuacją. Więc pamiętać trzeba! Zrozumiałam ostatnio, że odciąć się trzeba psychicznie, zerwać patologiczną relacje, uwolnić, za tym czesto idzie separacja, odizolowanie, ograniczenie kontaktów, a odległośc nie ma znaczenia żadnego. W koncu sąsiedzi mogą sobie mówić tylko "dzień dobry" i nie zapraszać wzajemnie na kawe. Może to miał mi dac mój wyjazd do innego miasta? Choć nawet i przed wyjazdem to wiedziałam, ale mój partner już nie... Dla niego najlepsza byłaby ucieczka na drugą pólkule. W moim przypadku łudzę się, że gdyby nie żona i inne osobniki wokół rodzica byłby on zupełnie innym człowiekiem...a tak jest non stop utwierdzany we właściwości swojego niewłaściwego postępowania przez "zawsze wierną" żonę, pomagiera, wichrzyciela i jakby nie było zgodnie z terminologią współsprawcy i podżegacza.

Weles jesteś bardzo mądrym człowiekiem, wiem, że i Tobie się obrywa, ale dzielnie wspieraj żone, tak jak robisz to do tej pory, bo przemoc rodzi współuzależnienie i wystarczy niewielkie zachwianie wiary w prawdziwych bliskich, by zboczyć z dogi samouzdrowienia. Przynajmniej ja jestem jeszcze na takim etapie.

Jeżeli chodzi o Wisielca to czy może on nieść coś dobrego, czy całe te kilkanaście- dziesiąt lat ma być stagnacją? Możliwe jest jakieś działanie? Może chociaż po dogłębnym przeanalizowaniu? Partner każe mi się decydować czy mieszkanie tu czy tam, kredyt czeka ... A ja taka zawieszona, najlepiej nic nie robić...
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości