Moje wiersze
#26

Przygody grajka Samozwańka
Piaszczysta dama

Pięknie migotał wtedy niebiosów pan.
Perełki zgubił wtedy gwiezdny dzban.

Życie ratował, mglisty skrytobójca.
Nie czas mu pukać do bram ogrójca.

Pędził po piasku w trwodze, biedaczyna.
Biegiem, by nie wyczuła go wilczyna.

Nagle! Podłoże lepi mu się pod stopami.
Grajek tonie w piachu, szamocze butami.

Spętał go pył, udusiła gęsta gleba.
Ugryzła go, jak chłop kromkę chleba.

I zasnął artysta w trumnie z ziemi.
I jedynie to widzieli utopce niemi.

Wyśnił wtedy grajek urodziwą marę.
Piękną, złotowłosą z piasku damę.

Wpisała się jawa w bajarskie gusta.
Oczy miała mokre. Suche miała usta.

Spijała mu z warg życiodajną wodę.
Wchłaniała jak wata bajarską urodę.

Nie umiał zaprzeczyć mglisty poeta.
Wszak, jak wielka jest powabu zaleta?

Czy większa od jej piaszczystych warg?
Czy warto mi wracać na sceniczny targ?

Mogę tonąć w rozkoszy! Oddać się cały!
Choćby me boskie wykony zaginąć miały!

Mogą zniknąć w tym piaszczystym grobie!
Chcę być tulony w mej ostatniej dobie!

Złotowłosa mara nie spełniła życzenia.
Serce jej wszak twardsze od kamienia.

Wyrzuciła grajka z piaszczystej sali.
Po tym jak swe usta do cna wykąsali.

Ukradła mu coś mara, co włosy ma jak kłos.
Coś bardzo cennego, a był to głęboki głos.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 4 gości