Welecz...Pomnik przyrody – sosna pospolita Pinus Sylvestris.
Korzenie odsłonięte przez okolicznych mieszkańców podczas eksplantacji złoża pisaku
http://jakiecudne.pl/zdjecie/welecz-sosn...zczudlach/
http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/...sosna.html
Stara legenda mówi, że kiedy Pan Bóg stworzył polską ziemię i popatrzył na nią kontrolującym okiem, zauważył tu i ówdzie żółtą nagość suchych piasków, wypalonych słońcem, a tak łaknących wilgoci i roślinności, że aż ulitował się nad nimi w swoim dobrym sercu.
I wtedy specjalnie dla nich, dla tych naszych Szczyrków i Kujaw, stworzył Sosnę.
Sosnę i złotą dziewannę.
Miło człowiekowi, gdy się dowiaduje, że jego ziemia ojczysta jest wyróżniona przez samego Stwórcę.
Aliści gwoli prawdzie trzeba powiedzieć, że niemal identyczne podania znane są i na Półwyspie Bałkańskim, i w Pirenejach, zarówno po francuskiej, jak hiszpańskiej stronie, i chińska legenda mówi o czymś takim.
W jednym miejscu Pan Bóg ulitował się nad piaskami, w innym - nad bagnami.
Nic dziwnego, skoro Sosna występuje aż w 80 gatunkach drzew i krzewów na całym obszarze strefy umiarkowanej półkuli północnej, a niektóre gatunki zapędziły się nawet po Archipelag Malajski.
Jest to na domiar drzewo prastare.
Można śmiało powiedzieć, że istnieje od świata pamięci, gdyż niektóre jej gatunki wchodziły już w skład europejskiej nory okresu kredowego, zawartego w czasie od 135 do 70 milionów lat temu.
A w kilkadziesiąt milionów lat później, w oligocenie, na tym miejscu, gdzie szumi nasz Bałtyk, rósł sławny "Las Bursztynowy", złożony z czterech gatunków Sosen i jednego gatunku Świerka,
drzew wydzielających tak obficie żywicę, że powstały z niej całe złoża Bursztynu – polskiego złota.
To właśnie Sosna Pospolita, czyli Zwyczajna, była u różnych ludów drzewem świętym, ją otaczano szczególną czcią w starożytnych Chinach i Japonii, w Grecji, Rzymie i Galii rzymskiej, a także nasi pradziadowie mieli ją w wielkim poważaniu.
Chińczycy, kiedy poznali herbatę za panowania legendarnego cesarza Szen-nunga 3000 lat przed naszą erą, pijali ją ze ścisłym ceremoniałem pod Sosną - na cześć dobrego ducha mieszkającego w tym drzewie.
Od niepamiętnych czasów sadzili też Sosnę na grobach, aby ciała zmarłych wzmocnić żywotnością tego drzewa i ocalić przed rychłym rozsypaniem się w pył, a zarazem dodać energii duszom przodków.
Japończycy po sprowadzeniu w VIII wieku herbaty z Chin pijali ją również pod Sosną w celach obrzędowych.
Grecy poświęcili Sosnę Matce Bogów, bogini Kybele, i jej umiłowanemu Attisowi.
Temuż wybrańcowi za to, że z miłości do Kybele sam się wytrzebił (a może zazdrosny o matkę Zeus to mu uczynił?).
Potem ofiarnego Attisa spotkała jeszcze jedna wielka nagroda: gdy umarł, został wskrzeszony.
Rzymianie, do których Kybele przeszła jako Cybele, zwana Wielką Matką, Magna Mater, również ofiarowali jej świętą Sosnę.
Posługiwali sie też młodymi Sosenkami w Magalezjach, uroczystościach na cześć Wielkiej Macierzy odznaczających się orgiastycznymi obrządkami i zabawą.
Nasi przodkowie Słowianie byli skromniejsi.
Nawet nie śmieli pomyśleć o wyczynianiu jakichś tam świństw w obecności majestatycznej sosny.
Rosła w świętych borach i gajach, traktowana zawsze z należnym respektem i powagą.
Nawet przy witaniu Święta Wiosny nigdy nie doznawała kultu podejrzanej jakości.
Przy chodzeniu z gaikiem - u nas nazywało się to jeszcze chodzeniem z królewną", u sąsiednich Ukraińców "haiwki",u Białorusinów „zielone wino", u Czechów ,.kralovna nedele" - spełniała Sosna rolę przedmiotu liturgicznego.
Zieloną gałąź Sosnową lub małą Sosenkę strojono w kwiatki, świecidełka, brzękadła i obnoszono ze śpiewem po siołach życząc bliźnim szczęśliwego „nowego latka”.
O tym, jakim autorytetem cieszyła się Sosna jeszcze przez długie stulecia po przyjęciu chrześcijaństwa, świadczy bodaj legenda o Sośnie brata Piotra z zakonu św. Franciszka.
Krótko mówiąc, było mniej więcej tak:
Kasztelan sądecki Zygmunt Tarło sprowadził do Polski franciszkanów zwanych także reformatami.
W roku 1622 wystawił im drewniany klasztor.
Jeden z zakonnik6w, świątobliwy brat Piotr Chytkowicz, zasadził obok klasztoru małą Sosenkę, a kiedy go pytano, w jakim celu to zrobił, odpowiedział:
"Tak długo ściślejsza nasza obserwancja (odłam franciszkanów o surowej regule, obserwanci _ M.Z.) trwać będzie, jak długo to drzewko kwitnąć i trwać będzie.
Kiedy zaś pocznie usychać, stanie się to znakiem upadającej obserwancji".
Sosna Braciszkowa trwała... bez zmian - ani nie rosła, ani nie marniała, tylko wiecznie jednakowo kwitła...
Ciekawe, czy rosłaby do dziś, gdyby w 1656 roku Szwedzi nie obrócili li Zakliczyna, gdzie ona trwała, w popioły i zgliszcza.
Kto wie, skoro w korzystnych warunkach drzewo to może żyć nawet 600 lat.
Sosna, podobnie jak inne drzewa, już w prapuszczy związane z człowiekiem, miała również moce magiczne i uzdrawiające.
Popiół z jej igieł przykładany na dziąsła, uśmierzał bóle zębów nie tylko naszym protoplastom, ale też Japończykom (im do końca XVII wieku), a także Indianom po tamtej stronie Atlantyku i Pacyfiku.
Szyszki sosnowe i pęczki, gotowane razem w serwatce i wypijane zaraz po pacierzu porannym, stanowiły skuteczny lek przeciw darciu w kościach, swędzeniu głowy, paskudnikom, czyli wrzodziankom kamieniowi w dołku.
Nasiona jedzone na czczo uzdrawiały dychawicznych.
Ale powietrze, "napełnione balsamicznemi cząstkami Sosien” było - o, dziwo! - jeszcze w XIX wieku uważane przez niektóre sławy lekarskie za "wielce szkodliwe dla cierpiących na chorobę piersiową”.
Natomiast wióry z trumny Sosnowej, utarte na mąkę i uwarzone z gorzałką a następnie wlane w pusty żołądek, przeciwdziałały rzekomo przepuklinie wynikłej z dźwigania nadmiernego ciężaru.
A sama trumna Sosnowa była przez długie wieki wręcz nieocenionym dobrodziejstwem zarówno dla umarłych, jak i dla pozostałych przy życiu.
Pierwszym zapewniała spokój wieczny, sprawiała, że duchy ich godziły się z nową rzeczywistością i nie pragnęły wracać na ziemię z zaświatów.
Drugim zaś dawała pewność, że zmarły w najbliższym czasie nie pociągnie ich za sobą.
Ale pod warunkiem: deski na trumnę musiały być bez sęków.
W przeciwnym bowiem razie, gdyby sęk był w desce i z niej wypadł. nieboszczyk mógłby wypatrzyć sobie przez dziurę po sęku kogoś do towarzystwa.
Sosna pospolita, jest okazałym pięknym drzewem.
Pień ma mocny, prosty, strzelisty, jeżeli rośnie w lesie, gdzie musi pchać się w górę ku słońcu.
Jeśli natomiast rośnie samotnie, napastowana przez wichry, pień miewa krzywy, konary rachitycznie powykręcane.
I wtedy bywa nader interesująca, zarówno w rysunku, jak w tym, o czyni mówią jej deformacje.
Kora Sosny jest w młodości gładka i szarożółta, później u wierzchołka czerwonożółtawa, z cienkimi jak papier tafelkami, a w dolnej części gruba, na zewnątrz szarobrązowa, u podnóża jakby zabrudzona zeschłym błotem, od wewnątrz zaś czerwonobrązowa.
Starsze Sosny, już stuletnie i bardziej wiekowe, mają korę spękaną, pobrużdżoną.
Korona Sosny Pospolitej, w młodości stożkowata, w późniejszym wieku sklepiona, staje się wreszcie parasolowata.
Igły jej są ostre, zgięte, szarozielone lub niebieskozielone, z woskowym nalotem.
Dochodzą do 7 centymetrów długości.
Szyszki nie odznaczają się ani szczególną urodą, ani wielkością są popielate, matowe, zwisające, nie dłuższe niż igły.
Rozsiewanie się sosny utrudniają w pewnym stopniu wiewiórki, bardzo łase na wszelkie nasiona i cieszące się zawsze wielkim apetytem.
Młodym Sosnom, które dopiero co zdążyły oczyścić się z dolnych gałęzi, dokuczają jeleni i sarny, też młode, zmuszone przez naturę do ocierania poroża o pnie.
Owadów i pajęczaków, zajadle żerujących na Sośnie pospolitej, jest całe mnóstwo.
Ale do najbardziej reprezentatywnych szkodników należy niewątpliwie strzygonia choinówka; inaczej zwana sówką choinówką, motyl o przednich skrzydłach rdzawoszarych, tylnych brunatnoszarych, niepozorny jak zeschnięty listek.
Gąsienice strzygoni choinówki zjadają pączki i młode igły, a następnie stare igły sosen mających od 40 do 80 lat.
Widziałam kiedyś sędziwą Sosnę umierającą.
Pień miała suchy, popielaty, łuszcząca się kora odpadała płatami...
Pamiętam, jak w chwili ścinania piłą zaczęła drżeć, strząsnęła trochę igliwia i uschłych szyszek, zachwiała się potem, zatrzeszczała, jakby łamały się w niej kości, i padła z łomotem na ziemię,
Jej korona o przerzedzonym, pożółkłym igliwiu wydała się teraz, na ziemi, o wiele większa niż tam, w górze.
Sosna ścięta nie wypuszcza pędów z pozostawionego w ziemi pnia, jak to robią liczne drzewa liściaste.
Stąd pochodzi dawne powiedzenie żołnierskie "wyciąć wroga jak Sosnowy las" - czyli bez nadziei na odrodzenie pokonanego wojska.
Ale Sosna ma za to inną rzadką właściwość: umie sama wyleczyć się z ran po obłamaniu gałęzi.
Oblewa chore miejsca żywicą i powoli wychodzi z kryzysu.
Drewno Sosny już od zarania dziejów było dla człowieka prawdziwym dobrodziejstwem.
Z żywicznej sękatej drzazgi sosnowej zrobił sobie łuczywo, żeby nim rozświetlić mroczną chatę albo przegonić głodne wilki.
Gałęziami Sosnowymi, jako dającymi w ogniu więcej ciepła niż Jodłowe, palił na palenisku kurnej sadyby.
Czółno, niesłychanie ważny wynalazek w czasach rybołówstwa wydrążał nasz przodek najchętniej z Sosnowego pnia, gdyż nie na siąkało wodą - jak Topolowe czy Bukowe - było lżejsze i zwrotniejsze.
Z Sosny budował kiedyś pierwsze gontyny, później pierwsze kościoły.
Na koniec ciekawostki...
Największe szyszki - półmetrowej długości i szerokie do czterdziestu centymetrów - ma Sosna Pinus Coulteri, rosnąca w Kalifornii.
Drwale tamtejsi nazywają te szyszki ,.widow makers", czyli "wytwórcami wdów” gdyż zdarza się, że taka spadająca bomba zabija człowieka.
Najstarsze Sosny świata, jak podaje Stefan Myczkowski, rosną w Górach Białych w Arizonie.
Są przedstawicielkami gatunku Sosny Kolczastej - Pinus Aristata.
Najbardziej wiekowa z nich dożywa obecnie 4600 i czuje się znakomicie.
Może będzie miała szczęście zrównać się latami ze zbadaną w 1968 roku i niestety nieżyjącą już sosną, która liczyła sobie... 7112 wiosen
http://www.poema.art.pl/site/sub_12497_g...ewach.html