[ATTACHMENT NOT FOUND]
Hyzop Lekarski
Odłączcie i weźcie jagnię dla waszych rodzin i ofiarujcie Paschę.
Weźcie gałązkę Hyzopu i zanurzcie ją we krwi zwierzęcia, która jest w naczyniu, a krwią skropcie próg i odrzwia domów.
Aż do rana nie powinien nikt wychodzić przed próg swego domu.
A gdy Jahwe przyjdzie, aby porazić Egipcjan, i zobaczy krew na progu oraz na odrzwiach, wówczas ominie Jahwe takie drzwi i nie pozwoli niszczycielowi wejść do takiego domostwa, aby zabił jego mieszkańców. (…)
Gdy zaś wejdziecie do ziemi, którą wam Jahwe obiecał, przestrzegajcie tego obyczaju.
Jak przykazał Mojżesz starszyźnie żydowskiej w Księdze Wyjścia przed ucieczką Izraelitów z egipskiej niewoli.
Działo się to 3 tysiące lat temu…
Od tamtej pory kapłani żydowscy gałązkami Hyzopu umoczonymi we krwi zwierząt i ptaków ofiarnych skrapiali święte księgi, osoby „nieczyste” – zwłaszcza tych, którzy zetknęli się z umarłymi, co miało uchronić przed złymi duchami – oraz domostwa, by ich mieszkańców chronić od grzechu.
W Psalmie 50. Dawid – pokutnik – woła: „Pokrop mnie hyzopem, Panie, a stanę się czysty…”.
W wielką ochronną i oczyszczającą moc Hyzopu wierzyli nie tylko Izraelici, ale i Arabowie, a potem także chrześcijanie.
To na gałązce owego ziela litościwy człowiek podał umierającemu na krzyżu Jezusowi gąbkę umoczoną w occie – o czym wspomina Jan Ewangelista.
Nic dziwnego, że chętnie uprawiano je w przydomowych ogródkach – starożytny świat roił się przecież od upiorów i wszelakiego zła pochodzącego z „tamtej strony”, więc dobrze było mieć pod ręką świętą roślinę, zapewniającą bezpieczeństwo.
Służyło ono jednak również celom mniej chwalebnym – panienki, którym przydarzyło się nieszczęście w postaci rosnącego brzuszka, piły mocny wywar z Hyzopu, co miało je wybawić od kłopotu.
Co ciekawe, zalecano go również w celu całkowicie odwrotnym bezdzietnym niewiastom – podobno zapobiegał bezpłodności.
Od niepamiętnych czasów służył także Hyzop jako roślina lecznicza, przez stulecia uchodził wręcz za panaceum zdolne oddalić każdą chorobę.
Uważano go za roślinę orzeźwiającą – jego zapach odpędzać miał senność i przywracać myślom jasność.
Wierni wkładali jego gałązki między strony książeczek do nabożeństwa, by odpędzić zmęczenie i senność podczas mszy.
Hipokrates zalecał go jako ziele wykrztuśne o działaniu wymiotnym.
Pliniusz proponował miodowe plastry zrobione z Hyzopu, Kminu Rzymskiego i Soli „przeciw wężów ukąszaniu”.
Dioskorides pisał:
„Izop wycieńczającą, zagrzewającą siłę ma, dlatego warząc izop z rutą, figami a miodu przydawszy, bardzo pomaga dychawicznym, przeciw dawnemu kaszlowi, zepsowanym płucom, rymie (czyli katarowi) i flegmom, które zstępują do piersi”
(cyt. za Marcinem z Urzędowa wg Historii ziołowych Mariana Janusza Kawałko).
Odwary i powidełka z Hyzopu miały według niego działać rozwalniająco i usuwać pasożyty z przewodu pokarmowego, a octowe wywary stosowane jako płukanki – pomagać w łagodzeniu bólów zębów i gardła.
Ceniły to ziele także wieki średnie:
Awicenna uważał, że chroni ono przed wszystkimi chorobami, nawet trądem, jest między innymi doskonałym środkiem przeciw schorzeniom skóry (także nowotworom), wątroby, śledziony i macicy.
Święta Hildegarda rekomendowała Hyzop jako lek na bóle gardła i głowy, puchlinę wodną oraz choroby weneryczne.
Suszony Hyzop zarobiony z oliwą skutecznie zwalczać miał kołtun i wszawicę.
Nie zapomniały o nim i epoki późniejsze.
W renesansowych aptekach można było dostać zrobiony z niego syrop, wodę i powidełka oraz suche mieszanki, których był głównym składnikiem – zalecane na rozmaite dolegliwości.
Słynny w XVI wieku zielarz Hieronim Bock proponował wino gotowane z Hyzopem jako dobry lek na wszelkie trucizny.
Później ziele to chwalili Syreniusz i Kluk – zalecali je między innymi jako środek stosowany zewnętrznie przeciw stanom zapalnym skóry i sińcom, a wewnętrznie – na uspokojenie nerwów i wywołanie periodu oraz lek na schorzenia dróg moczowych.
Zaś jego młode, ulistnione pędy, usmażone na tłuszczu, zwalczać miały niestrawność.
Już od starożytności Hyzop dodawał również urody.
Sokiem z niego leczono opryszczkę, a wodne lub octowe wywary usuwały „siności i puchlinę” spod oczu.
Hyzopowa woda zwalczała krosty i wypryski, a oliwka nakładana jako maseczka nadawała cerze świeżość i gładkość.
Odkryto ponadto jego właściwości przeciwpotne – mocnym wywarem podczas upałów panie przecierały miejsca najbardziej się pocące, zwłaszcza pachy, dłonie i stopy.
I nagle, w XIX wieku Hyzop został niemal zapomniany!
Z medycyny oficjalnej praktycznie zniknął, co wiązało się między innymi z błyskawicznym rozwojem „aptekarskiej chemii” i prawie całkowitą rezygnacją z ziół.
Jednak i lecznictwo ludowe pamiętało teraz tylko o jego właściwościach wykrztuśnych.
Dopiero ostatnie dziesięciolecia przyniosły ponowne odkrycie zalet Hyzopu – zainteresował naukowców, którzy potwierdzili skuteczność wielu dawnych receptur.
Dziś już wiadomo, że ziele to zawiera cenne flawonoidy, garbniki i olejek eteryczny, nadające mu właściwości przeciwbólowe, przeciwzapalne i bakteriobójcze, oraz kwasy organiczne (między innymi jabłkowy), żywice i sporo minerałów – wapń, potas, fosfor, magnez, sód, bor, molibden, glin, kobalt, cynk, żelazo, mangan i miedź.
Współcześnie uchodzi za dobry środek łagodzący bóle menstruacyjne, gośćcowe, nerkowe i pęcherzyka żółciowego.
Działa przeciwzapalnie, uspokajająco, wzmacniająco, odflegmiająco.
W Anglii stosuje się go w leczeniu ciężkich przeziębień i kaszlu, chorób gardła, opryszczki oraz chorób układu pokarmowego – wszelkich dolegliwości żołądka i jelit.
Poprawia trawienie, przywraca jelitom prawidłowy ruch, znosi uczucie bólu i pełności spowodowane nagromadzeniem gazów (jest wiatropędny), poprawia apetyt, umożliwia lepsze przyswajanie składników odżywczych.
Jest moczopędny, wspomaga pracę nerek. Działa ściągająco, przyspieszając gojenie się ran.
Okłady z Hyzopu zalecane są na sińce, poparzenia – także słoneczne, ukąszenia i użądlenia owadów.
Zwalcza nadmierną potliwość i łagodzi problemy z cerą.
W tonikach i maseczkach odświeża, wygładza i uelastycznia skórę.
Są jednak również przeciwwskazania do jego stosowania – nie powinny się z nim „zadawać” kobiety w ciąży, bo rzeczywiście ma właściwości poronne – w większym stężeniu wywołuje silne skurcze.
Niebezpieczne jest jego przedawkowanie (co zresztą dotyczy większości leków zarówno roślinnych, jak i chemicznych) – mogą się wówczas pojawić objawy zatrucia.
O ile o Hyzopie w końcu sobie przypomniała medycyna, to w kuchni wciąż pozostaje jakby w niełasce.
A przecież niegdyś uznawany był za doskonałą przyprawę – gospodynie bardzo ceniły jego balsamiczną woń i charakterystyczny, gorzkawo-cierpki smak.
Wprawdzie jego zalety dla podniebienia odkryto stosunkowo późno, bo dopiero w XIII wieku, jednak szybko stał się kulinarnym hitem.
Z początku używano go głównie jako składnika surówek, łączono między innymi z Ogórecznikiem Lekarskim, Nacią Pietruszki, Biedrzeńcem, Balsaminą, Estragonem Maruną (przepis z 1521 roku wg Marxa Rumpolta) i dosmaczano nim zupy i mięsa.
M. Frantz de Rontzier – szesnastowieczny brunszwicki kucharz nadworny – w swym dziele Kuntsbuch przytacza mnóstwo przepisów z udziałem Hyzopu, podkreślając, że w potrawach ziele to działa leczniczo, gdyż sprawia, iż stają się lżej strawne i dzięki temu „nie kładą się kamieniem” na żołądku.
Proponował na przykład gulasz jeleni przyprawiony octem winnym ze świeżą Melisą, Hyzopem, Pieprzem, Goździkami oraz Cebulą;
Do dziczyzny kazał podawać w osobnym naczyniu mieszankę tłuszczowo-ziołową ze słoniny, Rozmarynu, Tymianku, Szałwii i Hyzopu, kaczkę garnirować siekaniną z Cebuli, Jabłek, Listków Hyzopu i tartego chleba, do gołąbków jego zdaniem doskonale pasowały knedelki z siekanego białego chleba, surowych żółtek, Szałwii, Tymianku i Hyzopu…
Warto przy tym wiedzieć, że Rotzier był zwolennikiem traktowania jedzenia również leczniczo – pisał przecież, że: „Sztuka gotowania utrzymaniu zdrowia w życiu służy, a chorym wielokroć pomaga, że na nowo zdrowia Onego dostępują.
Albowiem lepiej zawsze jest, gdy z kuchien, niźli z aptek, leku pobiera i zażywa”.
A za taki lek z „kuchien” uważał między innymi Hyzop.
Ziele to lubiane było także w Polsce, zarówno pod strzechami, jak w szlacheckich dworkach.
Chętnie stosowano je w rozmaitych nalewkach, czego świadectwo znaleźć można u Mikołaja Reja, który pisał: „Szpikonardy, Lawendy, Cyprysy, Izopki, co ono z nich bywają rozmaite wodki…”.
Niestety, już w XVII wieku przyprawa ta wyszła z mody, a wielka szkoda!
Może warto w końcu przywrócić ją do łask?
Drobno siekane listki Hyzopu sprawią, że ciekawiej będą smakować na przykład surówki i sałatki wielowarzywne, gotowane i smażone ziemniaki, dania mięsne (między innymi kotlety wieprzowe i wołowe, pieczeń cielęca), gotowane ryby, zimne przystawki, zupy mięsne i warzywne (doskonałe są zwłaszcza kartoflanka i fasolowa z dodatkiem Hyzopu), pasztety, jajecznica, majonez czy twarożek.
O ziele to jednak nie jest łatwo – dostać je można głównie w sklepach zielarskich i ze zdrową żywnością lub… zebrać Hyzop rosnący dziko, ewentualnie wyhodować go sobie w doniczce lub w ogródku.
Surowcem leczniczym i przyprawowym są kwitnące szczyty pędów razem z listkami i kwiatkami.
Więcej cennych składników zawierają rośliny kwitnące niebiesko niż te o białych kwiatach.
Beata Kondysar
Historia kulinarna Hyzopu – między innymi na podstawie "Historii ziołowych" Mariana Janusza Kawałko.
źródło