Życie kartami pisane - powieść w odcinkach
#23

Dobrze przeczuwasz! Uśmiech  Dziękuję, za tak hojne nagrodzenie mnie punktami za kolejne odcinki  Kwiatek   Kwiatek Kwiatek  Od razu wzrosła mi motywacja do dalszego pisania  Buziak
Odpowiedz
#24

Proszę Uśmiech

Pisz, pisz, bo zaczyna się dziać Uśmiech Oczko
Odpowiedz
#25

As buław

Tomasz całował tak cudownie, że popisowa sałatka musiała kilka godzin zaczekać. Zjedli ją dopiero po północy, zmęczeni i wygłodniali po szaleństwie zmysłów, które nastąpiło po serii pocałunków. Kamila wyzbyła się wszelkich hamulców. Czerwcowa, ciepła noc, tak niespodziewane pojawienie się zjawiskowego mężczyzny, który okazał się nie tylko uzdolnionym artystycznie człowiekiem, ale i namiętnym, bardzo sprawnym kochankiem – wszystko to wprowadziło ją w stan upojenia, rozkosznej lekkości. Mając prawie 40 lat, wiedziała dobrze, że chwile prawdziwej magii zdarzają się niezwykle rzadko, co tym bardziej czyni je cennymi i wartymi przeżycia na sto procent. Dlatego tej nocy kochali się właśnie tak, jakby jutra miało nie być. Było czule, namiętnie, drapieżnie i…znowu czule. Po przerwie na zjedzenie mocno spóźnionej kolacji, znów wylądowali na rozłożonej sofie, kontynuując cudowny proces zaspokajania wszystkich zmysłów. Ostatecznie żadna butelka alkoholu nie została nawet otwarta. Oboje o tym zapomnieli w swoim cielesnym zatraceniu. Była to czysta rozkosz niezmącona poważnymi rozmowami na temat przeszłości czy jakimikolwiek planami na przyszłość.  Rozmowy dotyczyły tylko ich pragnienia oraz wzajemnego zachwytu, oczarowania sobą. Zresztą słowa wydawały się zbędne, gdy komunikacja na poziomie innym, tym niewerbalnym (choć nie zawsze cichym J), była więcej niż zadowalająca.

Byli w chwili. Tutaj i teraz. I gdyby Kamila mogła wypowiedzieć jedno życzenie do losu, z pewnością powtórzyłaby Faustowskie : „Trwaj chwilo, boś piękna”.
Odpowiedz
#26

Ehhhh. Nic więcej nie trzeba dodać Uśmiech Uśmiech Uśmiech
Odpowiedz
#27

Kwiatek
Odpowiedz
#28

As pucharów

Niedzielne przedpołudnie przyniosło otrzeźwienie. Zaspali i Tomasz pospiesznie jadł śniadanie, które dla nich przygotowała. Wciąż był czarujący, uśmiechał się i komplementował ją, lecz Kamila czuła, że myślami jest już w trasie. Mieszkał w okolicach Warszawy, ponad 100 km od Grotnik, w których pojawił się na zaproszenie swoich dobrych znajomych. Odwiedzał ich parę razy w roku. W ciągu tych kilkunastu godzin, które razem spędzili, Kamila czegoś jednak się o nim dowiedziała. Był od niej o 6 lat młodszy, nie miał żony ani dzieci, pracował w rodzinnej firmie, którą prowadził ze starszym bratem, a poza metaloplastyką ogrodzeniową hobbistycznie zajmował się projektowaniem i wykonywaniem biżuterii. Niewątpliwie był człowiekiem bardzo zajętym, co szybko zrozumiała. Nie mogła oczekiwać, że będą się często i regularnie spotykać. Zresztą w tej chwili nie wiedziała nawet, czy on w ogóle będzie dążył do kolejnego spotkania, chociaż poprosił o numer jej telefonu.
Przed odjazdem mocno ją uściskał, wycałował po twarzy i patrząc jej w oczy, ciepło powiedział:  
- Było niesamowicie. Dziękuję.
- Zobaczymy się jeszcze? – Nie chciała o to zapytać, a jednak te słowa same domagały się wypowiedzenia na głos.
- Oczywiście. I oboje musimy się postarać, żeby nastąpiło to jak najszybciej – odpowiedział, wsiadając już do auta.

Gdy odjechał, poczuła ogromny żal. Niemal fizyczny ból. Ukochana działka, która zaledwie dobę wcześniej dawała jej radość i poczucie wolności, teraz wydawała się potwornie pusta. W domku wszystko przypominało o jego niedawnej obecności: talerz z resztkami jajecznicy, fusy w filiżance, niedosunięte do stołu krzesło. Najbardziej zabolał widok zmiętej pościeli w sypialni.  I zamiast ją schować i wziąć się za sprzątanie, położyła się na łóżku i sięgnęła po ametystowy wisiorek, który leżał na szafce nocnej. Odczuwała teraz ambiwalentne emocje: wdzięczność do losu, że po paru latach pozbawionych wyższych uniesień, dane jej było znów doświadczyć prawdziwej namiętności i tak cudownej bliskości fizycznej ze wspaniałym mężczyzną; błogość i wzruszenie, gdy przypominała sobie jego dotyk, głos i smak ust; radości z pięknego upominku, którym została przez niego tak nieoczekiwanie obdarowana oraz… lęk. Zrozumiała, że ten człowiek obudził w niej coś, co przez ostatnie lata było uśpione. Poruszył czułą strunę, której ona sama wolała nie dotykać; sprawił, że całkowicie przestała kontrolować i tłumić swoje uczucia. I teraz łkała, przyciskając do siebie wymiętą poduszkę, nie zastanawiając się nad tym, czy płacze ze szczęścia, czy raczej ze spodziewanego  nieszczęścia i lęku przed odczuwaniem tęsknoty. A może ze wszystkich tych powodów naraz.
„Nektar szczęścia nigdy nie bywa bez domieszki. Lepiej jednak wypić go razem z piołunem, aniżeli nigdy nie skosztować” – te słowa z przeczytanej w młodości powieści pojawiły się nagle w jej głowie, przypominając o  uczuciach, z którymi kilkakrotnie musiała sobie w ciągu ostatnich 20 lat jakoś poradzić...
Odpowiedz
#29

As pucharów często odczytywałam jako pozytywną kartę, a tymczasem wiele jest w nim kolorów, a miłość smakuje nie tylko słodko, ale i słono. Ale to takie przypomnienie po co tu jesteśmy: w końcu dbanie o uczucia powinno być najważniejszą sprawą w życiu.

Dziękuję za piękną lekturę Uśmiech
Odpowiedz
#30

A ja dziękuję Ci za miłe słowa  Kwiatek

Będzie teraz tygodniowa przerwa... Odłączam się od komputera, żeby popływać, o ile pogoda pozwoli. I znaleźć nowe źródła inspiracji  Oczko
Odpowiedz
#31

Udanego wypoczynku Uśmiech Wracaj z nowym natchnieniem Uśmiech
Odpowiedz
#32

IV Cesarz

Z błogiego, pełnego wzruszeń stanu wytrącił ją dźwięk telefonu.
- Dzień dobry, Kamilko. Jesteś jeszcze w Grotnikach? – zagadnął ojciec swoim energicznym, donośnym głosem.
- Tak, będę tu do wieczora. Pewnie jeździsz od rana na motorze i chcesz mnie odwiedzić – Kamila uśmiechnęła się do siebie. Dobrze znała zwyczaje ojca. – Jasne, przyjedź.
- To wpadnę jeszcze na chwilę do Staniaszków, a około 14-ej powinienem być u ciebie.
- Dobrze, tato. Zjemy razem jakiś prowizoryczny obiad – odpowiedziała, kończąc rozmowę.  Szybko wzięła się za porządki. Miała jakieś półtorej godziny, by uprzątnąć ślady po upojnej nocy i przygotować coś przypominającego letni obiad.
Jeśli jej ojciec powiedział, że będzie około 14-ej, to znaczyło, że będzie  n a j p ó ź n i e j  o tej godzinie. Nigdy się nie spóźniał. Nie tolerował też spóźniania i ociągania się u innych. Lubił dyscyplinę, porządek i jasne sytuacje. Jego „tak” i „nie” zawsze brzmiało pewnie, co miało swoje dobre i złe strony. 
We wczesnej młodości Kamila miała znacznie lepszy kontakt z matką niż z ojcem. Wydawał jej się apodyktyczny, zbyt surowy i zasadniczy. Zawsze dużo od niej wymagał, ale – to przyznawała, oddając mu sprawiedliwość – w pierwszej kolejności wymagał bardzo dużo od siebie. Bywał szorstki, nie miał tego ciepła, które roztaczała wokół siebie jej matka. Kamila często zastanawiała się, jakim cudem ci dwoje ludzie w ogóle stworzyli związek. Byli swoimi całkowitymi przeciwieństwami. Chropowate, trudne małżeństwo, które obojga zmuszało do ciągłych kompromisów – tak widziała swoich rodziców i w głębi serca każdemu z nich współczuła. Chciała uciec z rodzinnego domu zaraz po maturze, dlatego wymyśliła, że będzie studiować we Wrocławiu. Była zmęczona ciągłymi konfliktami z ojcem i frustracjami matki. Sądziła wtedy naiwnie, że gdy odsunie się od domu rodzinnego i spotkania z rodzicami będą sporadyczne, wszystkie jej problemy znikną. Jednak życie brutalnie to zweryfikowało. Nie tylko nigdzie nie uciekła, ale to oni – nagle zgodni i niemalże jednomyślni – udzielili jej ogromnego wsparcia, gdy przyszło jej się zmierzyć z wczesnym, nieplanowanym macierzyństwem. Kamila wciąż pamiętała, jak bardzo bała się im o tym powiedzieć. Paraliżował ją lęk i wstyd. Jednak nie miała innego wyjścia, bo nie wyobrażała sobie, że tego dziecka miałaby się pozbyć.  Od początku wiedziała, że je urodzi i  j a k o ś  wychowa, choć to oznaczało całkowitą zmianę wszystkich jej planów i rezygnację z marzeń.
Po matce spodziewała się ataku histerii, po ojcu…  Nie, absolutnie nie miała pojęcia, jak on zareaguje na wiadomość, że jego jedynaczka - trudna i uparta, ale ambitna, zdolna, inteligentna – w wieku 19 lat zaszła w ciążę podczas swoich pierwszych studenckich wakacji… prawdopodobnie z człowiekiem, którego znała zaledwie 2 tygodnie! Wtedy jeszcze Kamila nie przypuszczała, że ojcem dziecka jest Artur, którego rodzice dość często widywali w jej burzliwym okresie licealnym.

Reakcja ojca bardzo ją zaskoczyła. Pokazał ogromną klasę. Nie beształ jej, ani razu nie podniósł głosu. Najpierw jakby zapadł się w sobie, co było niepokojące. Widocznie musiał przetrawić rozczarowanie, złość na głupotę córki. Ale nie okazał jej tego. A po dwóch dniach miał obmyślony cały plan działania, który wspólnie przegadali. 
Plan nie był doskonały i Kamila nie raz irytowała się tym, że mieszkając z nimi przez kolejne 6 lat, doświadcza zbyt częstych ingerencji w swoje sprawy i relacje z małą Lilką,  jednak wiedziała doskonale, iż tylko dzięki pomocy rodziców skończyła studia, znalazła pierwszą pracę, mieszkanie i „odchowała” dziecko.
Lilka nie miała ojca, ale miała fantastycznego dziadka. To było dla Kamili kolejne zaskoczenie. Jej ojciec pokazał przy wnuczce swoje najlepsze cechy. Był wspaniałomyślny, hojny, troskliwy i… czuły! Chętniej od babci zajmował się dzieckiem, zabierał małą Lilkę na ryby, nauczył ją rozróżniać drzewa, ptaki i owady, zbierał z nią ślimaki po deszczu. To on nauczył dziewczynkę jeździć na rowerze, chodził z nią na hulajnogę i na rolki, grał w badmintona, puszczał latawce. I przy niej był radosny, tak jakby miłość do wnuczki stanowiła remedium na wszystko: zawirowania w jego małej firmie, niesnaski z żoną, ciągłą konieczność naprawiania lub usprawniania czegoś w domu, który, jak mawiali rodzice, był skarbonką bez dna.

Gdy Kamila skończyła studia, a mała Lilka poszła do zerówki, ojciec pomógł w znalezieniu i kupnie dwupokojowego mieszkania niedaleko ich domu. Wiedział, że córka marzy o samodzielnym mieszkaniu i choć bardzo przeżył ich wyprowadzkę, rozumiał, że Kamila musi wreszcie stanąć na własnych nogach. Oczywiście rodzice wciąż jej pomagali, zwłaszcza, że spłacała kredyt i brała coraz więcej zleceń. Ojciec często urywał się z pracy, by odebrać Lilkę z przedszkola, a później ze szkoły. Zabierał ją na lody lub prosto do domu, gdzie babcia już czekała z krupnikiem czy z pomidorową – ulubioną zupą Lilki. Późnym popołudniem przyjeżdżała Kamila po córeczkę i też dostawała odgrzany obiad.
Obiad… wspomnienie maminych zup przywróciło Kamili poczucie czasu. Zajrzała do lodówki i wyjęła z niej wszystko, co można było dodać do treściwej sałatki na niedzielny lunch. „Najpóźniej za kwadrans tu będzie” – pomyślała Kamila, patrząc na zegarek.
Odpowiedz
#33

XX  Sąd Ostateczny

Faktycznie pięć minut przed 14-tą Kamila usłyszała motor ojca. Kupił go sobie kilka lat wcześniej, na 60-te urodziny.                    
W ciepłe weekendy często udawał się na przejażdżki, odwiedzając przy tym kogoś ze znajomych lub rodziny. Był to jego trzeci (po wędkowaniu i  krótkich wypadach rowerowych) sposób na niedzielny odpoczynek.
Ojciec był w dobrym humorze. Pytał jak zawsze o Lilkę i pracę Kamili, z uwagą obejrzał cały ogród. Potem ustalili, że tym razem to on przywiezie za tydzień mamę z sanatorium, skoro Kamila ją tam zawiozła.
Zjedli wspólnie przygotowaną przez nią sałatkę, a potem, już po kawie i lodach, ojciec podjął temat, którego do tej pory nigdy z nią nie poruszał.
- Chciałbym, córko, żebyś się w końcu związała z jakimś poważnym mężczyzną – powiedział to tak, jakby te słowa od dawna tylko czekały na wystrzelenie. – Lila jest już dorosła, zaraz zacznie studia i za parę lat ucieknie ci z domu. Dobrze ją wychowałaś – powiedział, a Kamila poczuła ucisk w gardle. Ojciec rzadko rozmawiał z nią w ten sposób i nie przychodziło mu to łatwo. Był skryty. Łatwiej było mu okazywać uczucia w działaniu, niż o nich rozmawiać.
- Bardzo mi w tym pomogliście – odpowiedziała. – Zawsze to doceniam, nawet gdy się z wami w czymś nie zgadzam. Dlaczego namawiasz mnie teraz, żebym się z kimś związała?
- Bo czas upływa dla nas wszystkich. I chciałbym, żeby był przy tobie człowiek, który będzie dla ciebie podporą, gdy mnie zabraknie.
- Czy coś przede mną ukrywasz, tato? Jesteś… chory? – Kamila poczuła, że ucisk w gardle narasta.
- Nie. O ile mi wiadomo, nieźle się trzymam, chociaż ciśnienie ciągle mi skacze. Ale wiesz, jak było z Tadkiem.
W tym momencie zrozumiała. Kilka miesięcy temu dobry kolega ojca, jego rówieśnik, nieskarżący się nigdy na żadne poważne dolegliwości, po prostu zasnął i już się nie obudził. Ojciec bardzo przeżył tę nagłą śmierć Tadeusza. A parę lat wcześniej śmiertelny udar swojego ulubionego szwagra, niespełna 60-letniego. Takie zdarzenia zawsze pozostawiają lęk i trwały ślad w pamięci bliskich. Uruchamiają w człowieku myślenie spod znaku „memento mori”. Najwidoczniej ojciec miał w sobie teraz więcej lęku, niż to na co dzień okazywał.
- Pora, byś pomyślała o swoim życiu, póki jesteś młoda i….  – „I na tyle atrakcyjna, że jeszcze możesz znaleźć sensownego partnera” – dopowiedziała sobie w myślach Kamila, rozumiejąc, co ojciec próbuje jej powiedzieć.
- To nie jest takie łatwe, tato – powiedziała. – Ci twoi sensowni faceci nie rosną na drzewach – próbowała nadać rozmowie lżejszy, żartobliwy ton, ale ojciec najwyraźniej miał potrzebę, by wreszcie powiedzieć na głos wszystko, o czym od dawna myślał, więc kontynuował:
- Czasami żałuję, że nie namawiałem cię, żebyś powiedziała Arturowi o dziecku, jak jeszcze było małe. Może zachowałby się przyzwoicie i stworzylibyście rodzinę. Ale sam nie wiedziałem, co wtedy było lepsze dla ciebie i dla Lilki. Dla naszej całej rodziny. Dlatego nic ci nie doradzałem. A może trzeba było… – zabrzmiało to, jakby tłumaczył się sam przed sobą z jakiegoś urojonego grzechu zaniechania. Kamili zrobiło się go nagle żal.
- Tato, odnalazłam Artura jakiś czas temu. Teraz… nawet razem pracujemy – mówiła to wolno, ostrożnie, bo wiedziała, że wiadomość okaże się dla ojca szokująca. Nie myliła się.
- Pracujecie razem? To dzięki niemu tam cię przyjęli? Nic nie mówiłaś! – nie potrafił ukryć emocji.
- Nie mówiłam. Nie o wszystkim wam mówię, tak jak i wy nie o wszystkim mówicie mnie. Mamy prawo do swoich tajemnic, prawda? Chciałam wam powiedzieć, gdy wszystko zostanie doprowadzone do końca.
- Do jakiego końca? Mówże wprost! – zaczynał się wyraźnie niecierpliwić.
- Tato, rok temu dowiedziałam się, że Artur jest w Łodzi. Przez jakiś czas był w Holandii, ale wrócił. Później dowiedziałam się, że dotąd nie założył rodziny. Ale przecież ja straciłam z nim kontakt 20 lat temu. Skąd miałam wiedzieć, jakim jest teraz człowiekiem?! Tak, chciałam się do niego jakoś zbliżyć, dlatego postarałam się o pracę w TCE – tu Kamila taktownie przemilczała informacje o tym, na czym polegały te starania – …A nawet wkręciłam tam na praktyki Lilkę, chociaż to akurat nie był najlepszy pomysł, bo informatyka już jej się odwidziała, jak zapewne wiesz – tu znów nastąpiło przemilczenie innych istotnych informacji na temat Lilki, które zapatrzonego w nią dziadka mogłyby zaszokować jeszcze bardziej niż zaszokowały w swoim czasie Kamilę obserwującą umizgiwanie się jej córki do Artura.
- Mówiła mi o tym. Co zrobić, niech sama wybierze – odparł ojciec, ale widać było, że teraz to nie studia wnuczki są dla niego najważniejszym tematem. – No i jaki on teraz jest? Podoba ci się tak jak kiedyś? – ewidentnie jakaś tama w ojcu „puściła”, bo już nie wydawał się skrępowany. „Dobre pytanie” – pomyślała Kamila. Nagle uderzyło ją, że w zasadzie nie potrafi odpowiedzieć, jak obecnie odbiera Artura.
- Nie wiem, tato. Naprawdę, jeszcze tego sama nie wiem. Niewiele czasu z nim spędziłam. Ale skoro już tak szczerze rozmawiamy, to muszę ci się przyznać, że powiedziałam mu o Lilce.
- Powiedziałaś?! – zdumienie i napięcie u ojca właśnie osiągnęło apogeum. – Iii …co on na to? Jak zareagował?
- Przeżył znacznie większy wstrząs niż ty w tej chwili. Choć zaczął się tego domyślać wcześniej, już jak zobaczył Lilę u nas na praktykach. Jest do niego trochę podobna, co nie umknęło jego uwadze. Ale oczywiście nie co dzień człowiek słyszy takie rewelacje… Pewnie musi to jakoś przetrawić. Miał kłopoty zdrowotne i po tej wiadomości przedłużył zwolnienie. Nie widziałam go już prawie trzy tygodnie – relacjonowała Kamila. – Od tamtej rozmowy.
Ojciec podniósł się z ławki. Był bardzo poruszony i trudno było mu wysiedzieć w jednym miejscu. Nerwowo przygryzał wargę, co świadczyło o tym, że intensywnie o czymś myśli.
- A Lilianka? Czy ona też już wie? – zapytał nagle.
- Jeszcze nie. Wciąż to odkładam. Strasznie się boję jej reakcji, tato – powiedziała Kamila jak bezradne dziecko.
- Pewnie tak samo bałaś się powiedzieć nam o niej 19 lat temu – odparł cicho ojciec.  – A jednak, zobacz, wszystko dobrze się ułożyło. I teraz też się ułoży, Kamilko… choć może nie od razu.
- Obyś miał rację, tato – odpowiedziała z nadzieją, że ojciec i tym razem się nie pomyli.
Odpowiedz
#34

Rycerz mieczy

Ostatnia dekada czerwca przyniosła nie tylko niespodziewane ochłodzenie w pogodzie, ale i ważne, rozstrzygające wręcz wiadomości w różnych nurtujących Kamilę kwestiach. Tak jakby życie nagle bardzo przyspieszyło, nie pozwalając jej zbyt długo rozpamiętywać cudownej sobotniej nocy. Tym bardziej, że Tomasz nieczęsto się odzywał, a smsy, które od niego dostawała, pozbawione były tego żaru i uroku, jaki roztaczał wokół siebie  w tamten weekend na działce. Często o nim myślała, tęskniła, marzyła o kolejnym spotkaniu, ale rozum podpowiadał, że odległość i proza życia wyciszą tę znajomość.

W firmie huczało od plotek. Wilczyńskiego widywano coraz częściej w towarzystwie urodziwej, niespełna 30-letniej  dziewczyny z działu kadr. Jednocześnie zdecydowanie rzadziej wzywał do siebie Kamilę, jakby unikał z nią bycia sam na sam. Niektórzy przypatrywali jej się ze współczuciem, dało się też usłyszeć w korytarzach i firmowym barze ironiczne komentarze i niewybredne żarty. Starała się nie zwracać na nie uwagi. Nikt poza nią nie mógł wiedzieć, jak bardzo na rękę jest jej ta odmiana w uczuciach szefa. Jeden z nurtujących ją problemów po prostu rozwiązał się sam. Mogła spokojnie pracować, nie martwiąc się już o swoją dwuznaczną relację z dyrektorem i pozycję w firmie.

Te najbardziej niepokojące wiadomości dotyczyły Artura. Wciąż był na zwolnieniu i nie zanosiło się na to, że szybko wróci do pracy. Jego choroba okazała się czymś znacznie poważniejszym niż początkowo sądzono. Kamila dowiedziała się od jego najbliższego współpracownika, że Artur czeka na operację. Miał podobno niewielki guz na dwunastnicy, który należało jak najszybciej usunąć. Ta wiadomość wyraźnie ją przybiła i odsunęła inne troski na dalszy plan. Pisała, ale nie odpowiadał na jej smsy, co tym bardziej ją smuciło. Pojechała do niego nawet, lecz nie zastała go w domu albo po prostu nie chciał otworzyć drzwi. Choć jego samochodu nie było na parkingu... Pomyślała, że być może przebywa u siostry lub robi kolejne badania.

Lilka zakończyła praktyki w TCE i ze wzrastającym napięciem czekała na wyniki matury. Miały być na początku lipca.  

Kalendarzowe lato właśnie się zaczęło, ale zarówno aura na zewnątrz, jak i psychiczne samopoczucie Kamili i jej córki dalekie było w tym momencie od wakacyjnego luzu...
Odpowiedz
#35

As denarów

Na szczęście z początkiem lipca nastąpiło znaczące ocieplenie w pogodzie. Termometry znów wskazywały powyżej 20 st. C, a znacznie wyższą temperaturę od tej zewnętrznej odnotowała Kamila we własnym mieszkaniu, gdy Lila nareszcie otrzymała wyniki matury. Okazało się, że tym razem trafnie oceniła sytuację – egzamin zdała świetnie, a uśredniony wynik z sześciu egzaminów pisemnych, do których przystępowała, wyniósł ponad 80%, z czego najsłabiej zdała… matematykę, co automatycznie zamknęło sprawę studiowania informatyki. Zdecydowała, że będzie aplikowała na dziennikarstwo na Wydziale Filologicznym, a oprócz tego także na anglistykę i socjologię. I w zasadzie wszędzie miała wielkie szanse się dostać, gdyż zarówno wynik z polskiego, jak i angielskiego na poziomie rozszerzonym był po prostu rewelacyjny – powyżej 90%. Pozostawało złożyć dokumenty i spokojnie czekać na wyniki rekrutacji, a tymczasem uczciły wyniki matury, idąc na kolację do ulubionej pizzerii. Lilka zaproponowała, żeby dziadkowie uczestniczyli w tym rodzinnym świętowaniu, do czego nie trzeba ich było długo zachęcać. Piękny prezent – iphone, o którym od dawna marzyła – dali wnuczce kilka tygodni wcześniej, z okazji 18-ych urodzin. Ale, ku zaskoczeniu zarówno Lilki, jak i Kamili, podczas tej lipcowej kolacji obie otrzymały jeszcze jeden prezent: dwa bony, o wartości 500 zł każdy, do największej galerii handlowej w mieście.

Kamila już od wielu lat nie potrzebowała pomocy finansowej od rodziców, bo nawet w okresach niestabilnej pracy zarabiała wystarczająco, by nieźle sobie radzić.  Dzięki temu mogła po niespełna 10 latach pracy zawodowej zamienić swoje pierwsze, dwupokojowe mieszkanie na komfortowe 80 m2 w wymarzonej lokalizacji, a potem urządzać i stopniowo doposażać działkę w Grotnikach.  Ale rodzicom sprawiał przyjemność fakt, że od czasu do czasu mogą sprezentować coś córce i wnuczce. Najwyraźniej pomyślnie zdaną maturę Lilki potraktowali jako jedną z tych wyjątkowych okazji, by sypnąć groszem.

Od czasu rozmowy w Grotnikach ojciec nie pytał już o Artura. Widocznie uznał, że gdy wydarzy się coś istotnego, Kamila sama mu o tym powie.  Ale te sprawy wciąż stały w miejscu, choć bardzo absorbowały jej myśli. Przeczuwała też, że niebawem coś ważnego się wydarzy. Coś niezależnego od niej.                                                                                      

I w końcu nadszedł TEN dzień. 9 lipca.
Odpowiedz
#36

I znów emocje sięgają zenitu... Uśmiech
Odpowiedz
#37

10 mieczy

Dzień w pracy Kamila zaczęła, jak zwykle, od sprawdzenia poczty elektronicznej. Wśród paru nowych wiadomości od razu zauważyła tę jedną bardzo dla niej zaskakującą, bo wysłaną z firmowego adresu Artura dzień wcześniej. Musiał napisać do niej z domu. Nie znał jej prywatnego maila, dlatego wysłał na adres TCE.
Już otwierając wiadomość, czuła, że za chwilę przeczyta coś ważnego. Nie myliła się.

Cześć. Przepraszam, że nie odbierałem Twoich telefonów i nie odpisywałem na wiadomości. Za dużo zwaliło mi się ostatnio na głowę. Nie zdążyłem jeszcze oswoić się z myślą, że mam dorosłe dziecko, o istnieniu którego przez 18 lat nie miałem pojęcia, a już pojawiły się inne sprawy, które, niestety, nie wyglądają najlepiej...
Jak zapewne wiesz, nie miałem zwykłego zatrucia pokarmowego. Dzięki pomocy i znajomościom Wiktora (kuzyn – lekarz, wspominałem Ci o nim), zostałem dosyć szybko dokładnie przebadany i zdiagnozowany. Znaleźli nieduży polip na dwunastnicy, który na szczęście sprawnie usunęli podczas duodenoskopii  trzy tygodnie temu. Ale jest też inny guz, umiejscowiony w sieci żołądka. To on był przyczyną moich dolegliwości. Prawdopodobnie usuną go laparoskopowo. Jutro rano idę do szpitala. Pewnie tylko na kilka dni, jeśli wszystko dobrze pójdzie. Ale… nie ukrywam, że się boję. Chyba nie zdążyłem Ci tego powiedzieć (bo w sumie niewiele ze sobą rozmawialiśmy, odkąd tak niespodziewanie znów pojawiłaś się w moim życiu), więc nie wiesz, że mój ojciec zmarł kilka lat temu na raka żołądka. A w najtrudniejszym okresie mnie przy nim nie było, choć mogłem być, gdybym podjął inną decyzję zawodową… Nie jestem z siebie dumny, Kamilo. Popełniłem w życiu sporo błędów, ale ten – jak dotąd – był największy. Dobrze, że siostra (pewnie w obliczu mojej choroby) mi wybaczyła i przynajmniej tę relację udało się w jakoś naprawić. No właśnie, siostra. Przerwę między zabiegami wykorzystałem, by uporządkować z nią sprawy majątkowe. Chcą z mężem sprzedać dom po rodzicach i przeprowadzić się do Łodzi. Mam wobec Ani ogromny dług wdzięczności i jeszcze większe wyrzuty sumienia, więc zdecydowałem, że zrezygnuję ze swoich praw do części majątku i spłaty. Chociaż w tej sprawie chcę być fair.
Nie odpowiadałem Ci i sam nie dzwoniłem, bo czułem się fatalnie, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Schudłem 7 kg. Nie miałem siły. Do tego te wszystkie wspomnienia, obawy i… niewiadome. No i Wy. Zastanawiałem się, czy już rozmawiałaś z Lilką, a jeśli tak, to jak ona zareagowała. Czuję, że coś powinienem dla Was zrobić, ale zupełnie nie wiem, co. Nie wiem też, co tak naprawdę mi wytną, czym okaże się ten guz. To wykaże dopiero biopsja, więc czeka mnie jeszcze parę nerwowych tygodni.

Trzymaj kciuki i proszę, nie myśl o mnie źle, cokolwiek się stanie.

Ściskam Was. 

PS  Boję się jak cholera L
Odpowiedz
#38

9 mieczy

Kamila z trudem dotrwała do 16-ej w pracy. Nie mogła się skoncentrować na swoich zadaniach, bo jej myśli od rana całkowicie absorbował Artur. Jego stres udzielił się i jej. Nie spodziewała się, że sytuacja jest tak poważna.  Nie miała pojęcia o chorobie nowotworowej jego ojca. Ten fakt całkowicie tłumaczył obawy i ogromne zdenerwowanie Artura. Około południa wysłała do niego sms:  
Dziękuję za Twój list. Wiele mi wyjaśnił. Proszę, odezwij się po zabiegu. Jestem z Tobą, Arturze. Wierzę, że będzie dobrze i Ty też w to musisz wierzyć!
Dopiero wieczorem otrzymała odpowiedź: Cały dzień mnie badali. Zabieg jutro ok. 10. Dziękuję za Twoje wsparcie.

Lila, czekając na wyniki rekrutacji, spędzała teraz prawie wszystkie wieczory ze swoimi przyjaciółmi, dzięki czemu Kamili łatwiej było ukryć niepokój przed córką. Postanowiła, że nie wyjawi jej prawdy przynajmniej do momentu wyjścia przez Artura ze szpitala. A może nawet do chwili otrzymania przez niego wyników biopsji. Nie widziała sensu , by fundować teraz i sobie, i córce tylu trudnych emocji. Poza tym przeczuwała, że nie będzie tak dobrze, jak to wmawiała Arturowi.
Prawie nie spała tej nocy. Przewracała się z boku na bok, próbując zasnąć, ale kiedy się to w końcu udawało, sen był płytki i znów się budziła. Pomyślała, jak wiele takich nocy miał za sobą w ostatnich tygodniach Artur. Musiał żyć w ogromnym stresie. Rozumiała teraz doskonale, dlaczego się do niej nie odzywał. Nie chciał jej obarczać swoimi problemami, był po prostu przybity. Przybity i udręczony, bo zmagał się z lękiem, bólem i pewnie bezsennością, jak ona w tym momencie. 

Parę tygodni wcześniej, rozmawiając z ojcem, Kamila nie wiedziała, co właściwie czuje wobec Artura. Ale po tej nieprzespanej nocy wiele rzeczy się wyklarowało. Poczuła, że jest jej bliski. Że zależy jej na nim. I że bardzo chce, by naprawdę „było dobrze”.
 
Odpowiedz
#39

Trzymam kciuki za Artura. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży i wróci do zdrowia  Uśmiech
Odpowiedz
#40

Się zobaczy...Oczko
Odpowiedz
#41

XVI  Wieża

Około południa następnego dnia Kamila zaczęła nerwowo spoglądać na telefon. O skupieniu na pracy nie było mowy. Odczuwała wzrastający niepokój i wręcz zmuszała się, by poświęcić choć trochę uwagi najpilniejszym kwestiom. Z ulgą opuszczała o 16-tej teren firmy. Jadąc do domu, zboczyła ze swojej codziennej trasy i zatrzymała się przed kościołem, z którym wiązało się wiele wspomnień… To tutaj przystępowała do I Komunii, Bierzmowania, i to tu ochrzciła swoją córkę. W ciągu ostatnich lat coraz rzadziej bywała w kościele, choć uważała się za osobę wierzącą. Ale tego dnia, podobnie jak w kilku innych trudnych chwilach swojego życia, potrzebowała znaleźć się właśnie w tym miejscu. Tam jakoś łatwiej było jej się modlić i prosić o opiekę, choć w takich momentach odczuwała też swoją małość i niewdzięczność. Wręcz hipokryzję. Wiedziała, że w tym momencie jest żywym dowodem na prawdziwość przysłowia „jak trwoga, to do Boga”. I, znając siebie, wiedziała, że ani choroba, ani wyzdrowienie Artura nie spowodują, że zacznie regularnie chodzić na mszę.
A jednak wychodząc z kościoła, poczuła, że jest jej lżej. I że w tej chwili nic więcej prócz modlitwy nie może zrobić dla Artura.

Była zaledwie pół kilometra od rodzinnego domu i przez chwilę zastanawiała się, czy nie podjechać do rodziców. Miała ochotę ich zobaczyć i nie chciała być przez popołudnie sama ze swoimi myślami. Ale też wiedziała, że łatwo wyczują jej niepokój. Nie zamierzała ich martwić. Wyciągnęła telefon, by wybrać numer swojej siostry ciotecznej. I wtedy zauważyła, że przyszedł sms, na który czekała od południa:

Jestem po zabiegu, ale coś poszło nie tak. Gorączkuję i mam jakieś cholerne skurcze. Potwornie bolesne. Deliberują, co ze mną zrobić. Prawdopodobnie jutro rano mnie otworzą, żeby zobaczyć, co się dzieje L… Pieprzona laparoskopia! L  Bałem się, co mi wytną, a teraz modlę się, bym w ogóle opuścił ten szpital na własnych nogach.

Poczuła potworny lęk. I chłód. Nie była w stanie napisać do niego teraz. Nie umiała znaleźć sensownych słów, w dodatku trzęsły jej się ręce. Czuła, że za chwilę cała będzie dygotać. W rzadkich chwilach ogromnego stresu tak właśnie reagowała. Odłożyła telefon i włożyła kluczyk do stacyjki. 
Jagoda przedwczoraj wróciła znad morza i były spore szanse na to, że o tej porze zastanie ją domu.
Odpowiedz
#42

Królowa kielichów

Dopiero po zaparkowaniu przed wieżowcem, w którym znajdowało się mieszkanie Jagody, Kamila znów wzięła do ręki telefon i wybrała numer kuzynki.  Jagoda odebrała po paru sygnałach.
- Cześć, kochana. Właśnie stoję przed twoim blokiem. Jesteś w domu? Mogę na chwilę wpaść?
- Kamilko, zaczekaj kwadrans. Wracam od fryzjera. Jeszcze trzy przystanki i będę.
Wprawdzie Jagoda miała prawo jazdy, ale od wielu lat nie jeździła samochodem. Uważała się za fatalnego kierowcę i szybko przywykła do codziennego korzystania z komunikacji miejskiej. Faktem jest, że mieszkała na osiedlu, które mieściło się naprzeciwko pętli tramwajowej, a w bliskim sąsiedztwie znajdowały się także przystanki autobusowe. Niewiele było takich miejsc w Łodzi, do których musiała jechać z przesiadkami.
Jagoda, 3 lata młodsza od Kamili, zawsze była kimś bliskim. I nie chodziło tu tylko o fakt pokrewieństwa i idylliczne wspomnienia z dzieciństwa. Miały częsty i serdeczny kontakt, który z biegiem lat zacieśniał się i pogłębiał, osiągając poziom ogromnej zażyłości wtedy, gdy Kamila przeprowadziła się z córką na peryferyjne osiedle sąsiadujące z osiedlem Jagody. Od tego momentu często się odwiedzały i dzwoniły do siebie nawet kilka razy w tygodniu. Była to relacja siostrzano-przyjacielska, z której obie czerpały radość i siłę, uzupełniając się nawzajem. Nie we wszystkim się zgadzały, ale nawet o tych spornych kwestiach i odmiennych punktach widzenia potrafiły ze sobą rozmawiać albo przynamniej się o nie nie kłócić.
Teraz kwadrans niemiłosiernie się dłużył i Kamila poczuła wyraźną ulgę, gdy zobaczyła idącą w stronę domu Jagodę. Po wizycie u fryzjera jej włosy były trochę krótsze i jasnobrązowe. Wyglądała promiennie, widać było od razu, że nie tylko się opaliła, ale i odpoczęła nad morzem, wykorzystując okres swoich szkolnych wakacji. Kamila, od kilku dni zestresowana i przytłoczona wieściami ze szpitala, poczuła przez moment ukłucie zazdrości. Pomyślała, że chciałaby poczuć swobodę i lekkość, które emanowały od kuzynki. Uściskały się przed blokiem i udały się do mieszkania Jagody.

Kamila bardzo lubiła tu przychodzić. To mieszkanie już od progu doskonale odzwierciedlało osobowość jej ciotecznej siostry. Niezależnie od pory roku wypełniał je zapach świec i egzotycznych herbat. Jagoda nigdy nie uległa tak bliskiej Kamili modzie na minimalizm. Uwielbiała styl retro, bibeloty, tzw. rzeczy z duszą i nazywała siebie analogową dziewczyną. Każdy wolny kąt mieszkania, nie wyłączając  kuchni, wypełniały półki z książkami. W przedpokoju był kącik rodzinnych pamiątek. Nad komodą wisiały zdjęcia najbliższych. Jedno z nich było ważne dla nich obu: pokazywało dwoje uśmiechniętych staruszków na białej ławce przed domem. Widok tego zdjęcia i zielonego babcinego wazonu, który od lat zdobił kuchenny stolik Jagody, zawsze działał kojąco i przywoływał najlepsze wspomnienia z odległej przeszłości. Nie inaczej było tym razem. Kamila usiadła na kuchennym taborecie i przypatrywała się Jagodzie, która już zaparzała dla nich jedną ze swoich aromatycznych herbat. Wciąż odczuwała lęk, ale już nie był paraliżujący.  
- Masz w domu pramolan? – Zapytała Jagodę, która z zadawaniem istotnych pytań i rozmową na poważne tematy zawsze wstrzymywała się do momentu postawienia imbryczka z herbatą na stole. Nie miała podzielnej uwagi, potrzebowała skoncentrować się i na rozmówcy, i na rozmowie.
- Nie mam. Mogę ci dać co najwyżej valused.
- To daj dwie tabletki. Do wieczora powinno wystarczyć, najwyżej w domu wezmę jeszcze coś na sen.
- Rozumiem, że masz wieści ze szpitala… - Jagoda już po powrocie znad morza została telefonicznie poinformowana o problemach zdrowotnych Artura, więc była, jak zwykle, na bieżąco.
- Napisał do mnie. Operacja się nie udała, są komplikacje… i pewnie jutro będą go kroić.
- O matko!- W tym wykrzyknieniu Jagoda zawarła niedowierzanie, niepokój i współczucie. – Ale dlaczego się nie udała, co się właściwie stało?
Kamila wyjęła telefon z torebki i odczytała jej treść smsa od Artura.
- Wygląda na to, że ma stan zapalny, a zapalenie otrzewnej może skończyć się sepsą – wypowiedziała na głos to, co od godziny przeszywało ją lękiem.  Właśnie w ten sposób, przez nieudaną operację i zbyt późną reakcję lekarzy, Kamila straciła rok wcześniej koleżankę z pracy.
- Szkoda, że od razu go nie otworzyli. Wychodzi na to, że będzie operowany podwójnie… jakby już sam guz nie był wystarczającym problemem! – Myślała na głos Jagoda. Była bardzo poruszona.
- Szkoda – dodała ponuro Kamila.  – Cholera, nawet nie wiem, w którym szpitalu on jest. Nie napisał mi tego, a ja nie dopytałam.
- A nawet gdybyś teraz wiedziała, to co mogłabyś zrobić?  Dostrzegli problem, więc na pewno naprawią szybko to, co spieprzyli – Jagoda starała się mówić rzeczowo i pewnie. Nie zawsze tak brzmiała, ale w tej chwili to właśnie ona była z nich dwóch tą silniejszą i pozytywnie myślącą. Tego dnia pokrzepienia wymagała Kamila, a wypoczętej i aktualnie  wolnej od szkolnych i uczuciowych problemów Jagodzie łatwo przychodziło pocieszanie.

Te role nieustannie się odwracały. Na szczęście rzadko miały poważne troski w tym samym czasie, dzięki czemu jedna mogła stanowić oparcie dla drugiej. Przy czym Jagoda była empatyczna, ciepła, wsłuchana w siebie i innych ludzi, choć także nieco niefrasobliwa i zagubiona w codziennych sprawach, momentami wręcz naiwna, co niektórzy bez sentymentu wykorzystywali. Była towarzyska i wesoła, ale lubiła też samotność, którą wręcz celebrowała, pisząc swój wielotomowy pamiętnik, czytając Herberta i powieści biograficzne, czy słuchając Gintrowskiego.  A nade wszystko praktykując, bo od kilkunastu lat była buddystką. Twierdziła, że tylko zen i codzienna praktyka sprawiają, że radzi sobie ze swoimi emocjami i problemami. „Pokłony czyszczą umysł” – mawiała.
Kamila pozostawała sceptyczna wobec niektórych przekonań i poglądów Jagody, ale starała się tego nie okazywać. Przede wszystkim widziała w niej dobrego, ciepłego i bliskiego sobie człowieka. Darzyła ją bezgranicznym zaufaniem. Choć miała innych przyjaciół, to właśnie Jagoda była tą osobą, z którą dzieliła niemal wszystkie radości i smutki. Gdy przegadały jakiś problem lub po prostu razem pomilczały, pijąc herbatę, a czasami coś znacznie mocniejszego, robiło się jakoś lżej na sercu, jakby już sama współobecność bliskiej osoby stanowiła remedium na wszelkie bóle istnienia.
Remedium zdecydowanie lepsze niż valused czy pramolan.
Odpowiedz
#43

XIV  Umiarkowanie

Kolejne dni przyniosły zdecydowanie lepsze wiadomości i wyciszenie negatywnych emocji. Artur dobrze zniósł operację, podczas której poprawiono to, co nie powiodło się przy laparoskopii. Wewnętrzne krwawienie zostało zatamowane, a stan zapalny w porę opanowany. Konieczne było pozostanie jeszcze przez następne dwa tygodnie w szpitalu, ale z każdym dniem czuł się lepiej. I prawie codziennie pisał kilka słów, co Kamilę uspokajało i cieszyło.

W połowie lipca Lila zobaczyła swoje nazwisko na liście przyjętych na I rok dziennikarstwa i obie poczuły zarówno radość, jak i ogromną ulgę. Plan B na szczęście pozostał w sferze planów awaryjnych, gdyż udało się wdrożyć plan A – Lilka dostała się na studia, które stawiała na I miejscu. Mogła wreszcie w pełni cieszyć się swoimi pierwszymi studenckimi wakacjami. Spakowała plecak, namiot i wraz z grupą najbliższych znajomych pojechała nad morze. Kamila odwiozła ją na dworzec i z nostalgią patrzyła, jak rozbawiona młodzież lokuje się w przedziale. Przypomniała sobie własne wakacyjne wyjazdy sprzed 20 lat. Niewiele ich było. Nieplanowana ciąża i konieczność tak wczesnego zmierzania się z rolą matki, w dodatku samotnej, pozbawiły ją możliwości beztroskiego wojażowania i przeżywania przygód, których doświadczali jej rówieśnicy. Bardzo kochała córkę i z biegiem lat dostrzegała coraz więcej dobrych stron swojego wczesnego macierzyństwa, ale też była całkowicie świadoma poniesionych strat. I o tym szczerze, otwarcie nie raz rozmawiała z Lilą, chcąc ustrzec dorastającą córkę przed podobnym scenariuszem.

Dni były teraz bardzo ciepłe, wciąż jeszcze długie, więc Kamila chętnie jeździła po pracy na działkę. Było tam o wiele przyjemniej niż w dusznym mieście. Czasami zostawała na noc i z Grotnik przyjeżdżała rano do firmy. Zamierzała urządzić w nadchodzący weekend całonocne zakrapiane spotkanie dla swoich przyjaciół, ale niespodziewane czwartkowe zdarzenia sprawiły, że weekendowe plany musiały ulec zmianie.
Odpowiedz
#44

XVII Gwiazda

Od kilku dni w TCE czas mijał spokojniej i zdecydowanie przyjemniej. Wilczyński wyjechał na dwutygodniowy odpoczynek. W tym samym czasie urlop wzięła Alicja z działu kadr, podsycając tym samym plotki na temat swojego związku z szefem. O domniemanym romansie Wilczyńskiego z Kamilą już zapomniano, ku radości i uldze zarówno jednej, jak i drugiej kobiety. Pod nieobecność  Roberta, w myśl przysłowia „gdy kota nie ma, myszy harcują”, dawało się odczuć rozprężenie w całej firmie. Niemal wszyscy pracowali wolniej i mniej, za to chętnie rozmawiali o planowanych urlopach. Mariusz,  którego Wilczyński wyznaczył na swojego tymczasowego zastępcę, dobrze znał zwyczaje sezonu ogórkowego i nie wszczynał larum, gdy ludzie nieco przedłużali sobie przerwę na lunch lub wyłączali swoje komputery pół godziny wcześniej niż zwykle. Przypominał tylko, że zadania muszą być wykonane, a projekty zakończone bez opóźnień.

Podczas czwartkowej przerwy na poranną kawę Kamila wysłała kurtuazyjną wiadomość do Artura:
Hej! Jak się dzisiaj czujesz? Dobrze przespałeś ostatnią noc?

Po dziesięciu minutach otrzymała odpowiedź:
Dzisiejszy dzień jest rzeczywiście dobry. Odłączyli mnie od wszystkiego. Poza wenflonem nie mam już nic: żadnych rurek wystających z brzucha, żadnych worków. Już nie karmią mnie dożylnie i mogę swobodnie wstawać. Jestem jeszcze obolały i trochę spuchnięty, ale chodzę i nawet się sam wykąpałem. Obiecali, że najpóźniej za tydzień mnie wypuszczą. Mam nadzieję, że nie zmienią zdania. Nudzę się strasznie, nie spodziewałem się, że będę tutaj tak długo L  A może… zechciałabyś mnie odwiedzić i podrzucić coś do czytania?

Bez wahania odpowiedziała:
Oczywiście. Mogę przyjechać choćby dzisiaj po 18. Podaj tylko nazwę oddziału i numer sali. I określ precyzyjniej swoje aktualne preferencje czytelnicze, bo przypuszczam, że z fantasy wyrosłeś J

Przed opuszczeniem firmy Kamila miała już wszystkie niezbędne informacje. Artur musiał się faktycznie znacznie lepiej czuć, bo przysłał kilka smsów i wyraźnie czekał na jej odwiedziny.
Bardzo chciała go zobaczyć, ale też trochę obawiała się tego spotkania. Nie widziała go od wielu tygodni, od czasu pamiętnej rozmowy w parku. Domyślała się, że temat Lilki powróci. Do tego z pewnością dojdą emocje związane z jego sytuacją zdrowotną i pobytem w szpitalu… Ale poprosił, by go odwiedziła. Nareszcie mogła coś dla niego zrobić i to było w tej chwili ważne. Nie mniej ważne od nadziei, że wyniki biopsji przyniosą dobre zakończenie tej trudnej szpitalnej historii.

Kilka minut po 18-ej weszła na oddział chorób wewnętrznych i zapytała napotkaną pielęgniarkę o salę nr 53.
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości