Samotność - czym jest ... ?
#23

Nooooooo Uśmiech

"Jesteśmy samotnikami. Wszyscy. Całe nasze życie takie jest, że mając rodziców, będąc dzieckiem, dorastając, wybierając partnera życiowego, pracę - robimy to sami. W środku jesteśmy sami ze sobą i dylematami: co mi wyszło, co zrobiłam dobrze, co źle. Wielu, wielu rzeczy nie mówimy, wielu nie potrafimy nazwać, choćby się chciało wyrzucić z siebie. Dlatego jesteśmy zbiorem samodzielnych i samotnych jednostek, które chcą zachować tę samodzielność. Kiedy z niej rezygnujemy na rzecz bycia z kimś, tworzenia grupy społecznej, związku itp. to oddajemy świadomie część samodzielności. Bo tak właśnie to działa: "kawałek" wolności by nie czuć się samotnie. Więc np. zawieramy małżeństwo, oddajemy jakąś tę część wolności by kogoś mieć, bo wydaje nam się, że świat bez tej osoby nie jest tak piękny. Ale uczucia mogą minąć. Wtedy obecność drugiej osoby jest nie powodem do radości ale utrudnieniem. Wtedy znów szuka się samotności - tej z której wyszło się kiedyś by znaleźć partnera."

Mogę podsumować jednym zdaniem: nie zgadzam się. Rotfl Ale wynika to po prostu z tego, że każdy z nas jest inny, ma inne odczucia, inaczej postrzega świat - i to jest piękne, wspaniałe, jakże ludzkie. 

Twoje podejście Seleno jest typowe dla numerologicznej jedynki - z kolei ja jako szóstka jestem dokładnie na przeciwległym biegunie. Uśmiech To są takie dwa skrajnie różne podejścia do tego, czym jest obecność drugiej osoby w naszym życiu...

Ja nie jestem samotnikiem. Tak, potrzebuję też czasu by pobyć sama ze sobą, czyli z tą osobą która rozumie mnie jak nikt inny - ale równie mocno potrzebuję do szczęścia obecności rodziny, bliskich. Oczko Natomiast nie zgadzam się z tym, że decyzje podejmujemy sami, że jesteśmy sami ze swoimi dylematami, czy że "oddajemy" część swojej samotności wchodząc w relację z drugą osobą. Takie podejście jest mi zwyczajnie obce - choć rozumiem, że ktoś inny tak to może własnie odczuwać. Dla mnie wejście w relację z drugą osobą to jest dodanie, wzbogacenie, wzrost, rozwój... a nie zmniejszenie, oddanie, rezygnacja z czegoś. Wcale nie chcę zachować samowystarczalności i całkowitej samodzielności - odrębność tak, jako jednostka ludzka, to jest absolutnie naturalne. Ale właśnie jako ta jednostka ludzka chcę być równocześnie częścią pewnego "stada", mieć poczucie, że obok jest ktoś bliski kto mnie wesprze, kto dzieli moje emocje, kto czuje podobnie, to mi daje szczęście i poczucie bezpieczeństwa. Jeśli mam problem, dylemat - potrzebuję podzielić się tym z bliską osobą... jeśli się z czegoś bardzo cieszę - podobnie. Bycie samemu to tylko część mojego życia - dla mnie samotność ma smak tylko wtedy jeśli nie jest wymuszona, jeśli wiem że w każdej chwili mogę ją sama przerwać wychodząc do innych.

Jest jednak jeden wyjątek - w momencie śmierci zawsze jesteśmy sami... choćby cała rodzina była przy nas.

Połóż rękę na sercu. 
Oddychaj. 
Żyj.
Odpowiedz
#24

(19-01-2022, 03:51)LeCaro napisał(a):  Dla mnie wejście w relację z drugą osobą to jest dodanie, wzbogacenie, wzrost, rozwój... a nie zmniejszenie, oddanie, rezygnacja z czegoś. Wcale nie chcę zachować samowystarczalności i całkowitej samodzielności - odrębność tak, jako jednostka ludzka, to jest absolutnie naturalne. Ale właśnie jako ta jednostka ludzka chcę być równocześnie częścią pewnego "stada", mieć poczucie, że obok jest ktoś bliski kto mnie wesprze, kto dzieli moje emocje, kto czuje podobnie, to mi daje szczęście i poczucie bezpieczeństwa. Jeśli mam problem, dylemat - potrzebuję podzielić się tym z bliską osobą... jeśli się z czegoś bardzo cieszę - podobnie. Bycie samemu to tylko część mojego życia - dla mnie samotność ma smak tylko wtedy jeśli nie jest wymuszona, jeśli wiem że w każdej chwili mogę ją sama przerwać wychodząc do innych.

Jest jednak jeden wyjątek - w momencie śmierci zawsze jesteśmy sami... choćby cała rodzina była przy nas.

Le Caro, nie rozumiem Twojego podejścia ale ciekawie jest poczytać jak inni postrzegają takie kwestie. No cóż, jesteśmy różni. Dla mnie w kwestii samotności wszystko sprowadza się do tego, że nie jestem w stanie z nikim, ale to absolutnie nikim, nadawać 100% na takich samych falach, bo nie ma drugiej osoby, która miałaby takie same wyobrażenie o świecie, motywacje, poglądy itd. Więc z wieloma osobami - tak, ale po troszkę. A reszta tematów? Hmmm... Nie wchodzę na nie, ale nie kłamię. Więc z danymi osobami z góry wiemy, że mamy inne zdania. A zatem w pewnych kwestiach nie zwierzam się im, bo nie zrozumieją. Natomiast samo powiedzenie czegoś na głos, wyrzucenie z siebie - ok, ale kiedy ktoś obok robi minę w stylu: "Ale w czym problem", "Nie kumam" - to tracę sens by o tym mówić. 

Samotność jest również efektem ubocznym indywidualności każdego z nas - im bardziej wtapiamy się w tłum, im bardziej żyjemy jak inni, według schematów, wartości rodzinnych itd. tym mniej jej mamy - to jasne, bo dopasowujemy się w sposób mniej lub bardziej świadomy do otoczenia. Wtedy ono nas akceptuje, uważa za "swoje". Ale gdy ktoś nagina zasady, jest inny, to już pojawia się problem - otoczenie uważa go za innego, a on sam czuje tę samotność i czasami, gdy ma odwagę, wyraża. A często nie i czuje się źle w środku, a dusza cierpi. Chyba Mikesz tak miał - czuł się inny od dziecka, gorszy. Nikt wtedy chyba nie powiedział, że jest indywidualistą. 

Pytanie o to ile z takich jednostek niezrozumiałych przez świat to jednostki wybitne? Można się spierać, bo Beksiński dla jednych jest genialny, a dla innych jego sztuka to pogranicze kiczu. Zresztą jego syn tak samo jest odbierany. 
Drugie pytanie: po co nam być wybitnymi indywidualistami albo ogólnie indywidualistami? Może po nic. Ale jak się urodziło jedynką numerologiczną to się nie da często wtapiać w ten tłum, bo to zwyczajnie boli - monotonne życie bez wyższych celów boi od środka. Nie wiem czy to ma sens. Może dla rzeczy, które robimy, które przysłużą się światu - ma. Ale dla nas samych? Żre od środka jak kornik drzewo, daje poczucie samotności i czasami bezsens, choroby nerwowe, depresje. 

Chciałabym być taką rodzinną, miłą 6. Albo 8, ale bez karmicznej 26, mieć dużo kasy, mniej myśleć niż 1. No moze jeszcze 2 z 11 - ale wyłączając te 11. Z 9 w punktach zwrotnych. Mam w 1 punkcie i to był super czas, gdy samotność była zaletą, a ja byłam zwyczajnie dobra dla ludzi, spokojna w środku. 
No cóż, czasami zazdroszczę innym wibracji Uśmiech
Odpowiedz
#25

Każda wibracja ma swoje plusy i minusy, wiadomo. Oczko Samodzielna jedynka będzie cierpieć gdy jej partner będzie chciał z nią dzielić dosłownie każdą chwilę życia, ponad to życie układa się jej na ogół tak że zwyczajnie musi być silna i samodzielna - ale ona rzeczywiście taka jest. Z kolei rodzinna i przyjacielska szóstka będzie cierpieć, gdy życie się jej ułoży tak że nie będzie mieć rodziny, nie będzie miała tego wsparcia i ciepła wokół siebie - bo nie bardzo umie iść sama przez życie.

Każdy chyba trochę tęskni za tym czego nie ma... ja także chciałabym być trochę jedynkowa i trochę czwórkowa a nawet czasem ósemkowa, Uśmiech ale jestem 6-tką z dnia i 33-ką - więc nie będą się bić sama ze sobą, albo też kopać z koniem jak to mówią. Oczko Staram się cieszyć tymi pozytywami które niesie mi moja data urodzenia, a w miarę sił i możliwości pracować nad poprawą negatywów. Nie jestem w 100% zadowolona z tego co mam i z tego jaka jestem - jak każdy z nas - ale nikt z nas przecież nie spada z Kosmosu na Ziemię w dniu swoich urodzin jako mistrz i perfekcjonista w każdym celu. 

Moje zdanie jest takie, że wystarczy dawać z siebie tyle ile maksymalnie jesteśmy z siebie w stanie wykrzesać w danym momencie, i nie starać się być tym kim nie jesteśmy i nigdy nie będziemy. Czym innym jest stawianie sobie celów, które mogą nas - nas, jako konkretną istotę ludzką - w tej chwili i na tym etapie życia uszczęśliwić,  a czym innym jest wskakiwanie na główkę do basenu który jest zatytułowany jakoś tak: "życie jest krótkie, spełniaj swoje marzenia, świat stoi otworem, jesteś tego wart, jak nie teraz to kiedy, każdy powinien to przeżyć!!!". To dla wielu może być pułapka dodająca nerwów i ciągnąca raczej w dól niż do góry. Cóż, pojedynczej istocie ludzkiej trudno przychodzi akceptacja faktu że nie każdy musi "wszystko", i że nie każdy to "wszystko" będzie w życiu miał... bo zawsze czegoś tam szkoda, no nie?  Oczko 

Moja filozofia jest taka, że faktycznie życie jest nadspodziewanie krótkie, więc lepiej się nim cieszyć w miarę możliwości, niż  traktować je "zadaniowo" (tj. powinnam zrobić to, tamto i owamto... i ewentualnie jeszcze to). Nie ma cudów - przy podejściu "zadaniowym" zawsze ale o zawsze będzie coś czego nam się zrobić/osiągnąć nie uda. A wtedy co? Frustracja, stres, żal, rozpamiętywanie gdzie pojawił się błąd.
I tu z kolei pojawia się jeden z nielicznych pozytywów starzenia się: na ogół z wiekiem człowiek odpuszcza, mniej mu wystarcza do szczęścia, przestaje się tak napinać w każdej kwestii... i zwyczajnie rzadziej używa słowa "muszę". Rotfl

Połóż rękę na sercu. 
Oddychaj. 
Żyj.
Odpowiedz
#26

Mikesz bardzo fajny wiersz . Gratuluję. Pisz jak tylko poczujesz wenę. Dobrze Ci to wychodzi. Kwiatek
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości