Perły Królowej Barbary Radziwiłłówny
#1

   
   
Perły Królowej Barbary Radziwiłłówny
Barbara Radziwiłłówna była Litwinką i z bardziej kontrowersyjnych postaci epoki polskiego renesansu.
W 1547r. wzięła potajemny ślub z właśnie owdowiałym Zygmuntem Augustem.
Ślub uznano za niebezpieczny politycznie, ponieważ po pierwsze bardzo wzmacniał pozycję Radziwiłłów, a po drugie nie przynosił żadnych korzyści ani międzynarodowych, ani dynastycznych.
Bona oczywiście pomysłu nie poparła, ponieważ wyznawała zasadę, że władca zawsze rezygnuje z osobistego szczęścia  dla dobra kraju, a sam ślub stał się przyczyną konfliktu młodego króla z polską szlachtą.
Barbarze zarzucano wszystko, co najgorsze, między innymi zbytnią swobodę obyczajów,  brak wykształcenia, wyniosłość, egoizm, despotyzm i upartość.
Niemniej jednak Zygmunt August pokochał ją całym sercem i starał się zaspokoić wszelkie zachcianki swej żony.
A było ich niemało.
Piękna Litwinka ubóstwiała kosztowności, klejnoty i drogocenne szaty, zwłaszcza zaś kochała perły.
Król, cieszący się uzasadnioną opinią jednego z najbogatszych władców w Europie nie żałował pieniędzy na zachcianki żony, która, trzeba przyznać, w Perłach wyglądała wyjątkowo efektownie.
Zygmunt August zlecał więc swoim agentom, skupującym klejnoty do skarbca królewskiego, aby nabywali co wspanialsze okazy Pereł – przeważnie na rynku holenderskim, dokąd przywoziły je statki z Indii.
Wykładane na ten cel kwoty były olbrzymie.
Po śmierci Barbary jej klejnoty i kosztowne suknie Zygmunt August przechowywał na zamku w Tykocinie.
Te wspaniałe ubiory, zgodnie z testamentem króla, miały przypaść Annie Jagiellonce, ale już jesienią 1574 r. okazało się, że – złożone w piwnicach zamkowych – padły pastwą szczurów.
Ale co stało się z bajecznymi wprost Perłami królowej?
W 1914 r. jeden z kustoszów British Museum w Londynie odkrył korespondencję królowej angielskiej Elżbiety I Tudor, w której polecała ona swoim agentom w Polsce nabycie dla niej Pereł Radziwiłłówny.
Tą drogą znalazły się one w królewskim skarbcu angielskim i w wyniku działów spadkowych przypadły dworowi hanowerskiemu, z którym bez skutku procesowała się o ich posiadanie królowa Wiktoria.
Jak wspominał pamiętnikarz i szambelan cesarza austriackiego, Marian Rosco Bogdanowicz, w 1900 r. oglądał on – rzekomo te właśnie Perły – na szyi eks–królowej hanowerskiej Marii, spadające długimi rzędami prawie do kolan.
O tych faktach przypomniał w swoim czasie Stanisław Szenic.
Niestety, bardzo mało pamiątek po ukochanej małżonce Zygmunta Augusta zachowało się do dzisiaj.
Przed 1939 r. istniały jeszcze klejnoty (trzy złote pierścienie) oraz insygnia pogrzebowe  (korona, berło i jabłko insygnialne ze srebra złoconego), wydobyte z trumny monarchini, odnalezionej we wrześniu 1931 r. w krypcie bazyliki wileńskiej ; niestety, zaginęły one podczas drugiej wojny światowej.
Nie pozostaje nam więc nic innego, jak tylko podziwiać Perły i inne klejnoty Królowej na jej licznych wizerunkach.
Opracowała: Katarzyna Stępień
https://www.wilanow-palac.pl/perly_krolo...lowny.html
http://strefahistorii.pl/article/6154-pe...-monarchii

[Obrazek: attachment.php?aid=69226]
Odpowiedz
#2

   
Elżbieta I była wielką wielbicielką pereł. Portret z Armadą. © Wikimedia Commons (luminarium.org).

Korona Imperium Brytyjskiego zawiera blisko trzy tysiące diamentów, po kilkanaście szafirów i szmaragdów oraz 269 pereł, z czego cztery największe należały do ostatniej z Tudorów. 
A jak wiadomo, Elżbieta I je uwielbiała. 
Część z nich odziedziczyła, niektóre pochodziły z pirackich łupów, a część podobno kazała „zrabować” swojemu wysłannikowi w Polsce…

Perły cieszą się popularnością już od kilku tysięcy lat – jako element biżuterii, remedium na rozmaite choroby, talizman chroniący przed złymi mocami, afrodyzjak czy oznaka bogactwa i statusu. Nic więc dziwnego, że ten wytwór małża broniącego się przed obcym ciałem, od wieków otoczony aurą tajemniczości, doceniła Elżbieta I (1533–1603), która chciała zostać posiadaczką najwspanialszej kolekcji pereł w Europie. Wiele z nich odziedziczyła po ojcu, część zagrabiła Szkotom, inne pochodziły z hiszpańskich statków przejętych przez korsarzy plądrujących kolonie w imię Korony, a jeszcze inne kupowała w Portugalii, Burgundii i Nawarze.

Symbolizujące czystość i niewinność perły służyły do zdobienia sukien Elżbiety, która kreowała się na Królową Dziewicę – kogoś, kto w nowej protestanckiej Anglii miał zastąpić czczoną do niedawna Matkę Boską. Upodobanie angielskiej monarchini do pereł zdradza chociażby Portret z Armadą (1588) George’a Gowera, na którym widać ich całe setki: w haftach i lamowaniach sukni, w sznurach na piersi, a nawet we włosach. Niezwykła wystawność tego i innych strojów, w których królowa pozowała do licznych portretów, miała onieśmielać poddanych i skutecznie służyła tudorowskiej propagandzie. Podobnie jak perły, które ponoć nieustannie gubiła. Nawet jeśli część z nich była fałszywa – jak twierdzi badaczka Alison Sim – stanowiło to nie lada problem dla służby, zobowiązanej dbać o królewskie stroje.

[Obrazek: attachment.php?aid=69226]
Odpowiedz
#3

   
Zygmunt August nigdy nie pogodził się ze śmiercią Barbary. Pamiątki po niej, w tym słynne Perły, przechowywał do końca życia. 
Wikimedia Commons 

Równie wielką wielbicielką Pereł była Barbara Radziwiłłówna (1520?–1551), którą Zygmunt August (1520–1572) poślubił wbrew woli szlachty i matki, znienawidzonej przez Polaków, pragmatycznej Bony.
Zanim jednak owdowiała „litewska nierządnica” wpadła w oko ostatniemu z Jagiellonów, rodzina wydała ją za Stanisława Gasztołda i zadbała o bogaty posag, w którym znajdowało się m.in. dziesięć perłowych kołnierzy, siedem „bramek”, dwa szamerunki, trzy czepce i obojczyk czarny z Perłami.

O perłowych kołnierzach i czepcach Barbary Radziwiłłówny zrobiło się głośno w całej Europie, kiedy została królową Polski, i chociaż nie nosiła ich na co dzień, stały się jej znakiem rozpoznawczym, czego dowodzą zachowane portrety.
Nawet jeśli kwestia urody Litwinki, która zawróciła w głowie samemu królowi, pozostaje dziś sprawą dyskusyjną, taka biżuteria bez wątpienia wzbudzała podziw i mogła przykuć uwagę Elżbiety I.
Barbara ponadto obficie zdobiła perłami suknie, na ogół szyte z gładkich tkanin w kolorze złotym, czarnym i czerwonym, które stanowiły również doskonałe tło dla naszyjników, medalionów, krzyży itp.
Na wielu portretach ukazywano ją w charakterystycznym perłowym czepcu z perłową opaską zachodzącą pod brodę, który najpiękniej wygląda na wyidealizowanych XIX-wiecznych malowidłach i grafikach.
Bez tej ozdoby nie mogły się oczywiście obyć stroje królowej w filmach Barbara Radziwiłłówna (1936) z Jadwigą Smosarską czy Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny (1982) z Anną Dymną w roli głównej.

Koronowana na kilka miesięcy przed śmiercią, chora już Barbara, nie nacieszyła się długo pięknymi perłami, które zakochany Zygmunt August sprowadzał dla niej w hurtowych ilościach z Holandii, dokąd docierały z Indii.
Umarła w jego ramionach 8 maja 1551 roku, prawdopodobnie na raka narządów rodnych, a zrozpaczony król nigdy nie pogodził się z jej śmiercią.

Zygmunt August przeżył Barbarę o 21 lat, w ciągu których imał się rozmaitych sposobów, aby… skontaktować się z jej duchem!
Według legendy miał go wywołać Twardowski, zaprzedany diabłu czarnoksiężnik, a w rzeczywistości zaślepiony król stał się ofiarą przebiegłych dworzan, którzy potrafili zbić niezły kapitał na jego słabości, podsuwając mu kochanki podobne do zmarłej.
Wciąż niezdolny zapomnieć o kobiecie, dla której wzgardził nawet racją stanu, na zamku w Tykocinie przechowywał niczym najcenniejsze relikwie jej haftowane perłami szaty i klejnoty, które obiecał w testamencie swoim siostrom.
Anna Jagiellonka wspomniała jednak w liście do Zofii, że nie otrzymała sukien, bo zjadły je szczury.

A co się stało ze słynnymi perłami?
Jedna z teorii głosi, że trafiły do Anny, a inna, że zostały skradzione – być może z grobowca Barbary, a być może po śmierci króla, bo nie ma dowodów na to, że została pochowana w perłowym kołnierzu.

Schorowany Zygmunt August zmarł na zamku w Knyszynie 7 lipca 1572 roku.
Obecni przy jego śmierci senatorowie opieczętowali komnaty, w których pośród innych skarbów znajdowały się pamiątki po Barbarze, ale nie uchroniło ich to przed grabieżą.
Jak wynika z raportu powołanej przez sejm komisji śledczej, w kradzież zamieszana była wpływowa koteria Mikołaja i Jerzego Mniszchów.
Chaos związany w pierwszą polską elekcją, a następnie krótkie rządy Henryka Walezego nie sprzyjały jednak śledztwu, którego zaniechano po ucieczce Walezjusza1 (1574) do Francji.
Niemniej wciąż plotkowano, że klienci Mniszchów wynosili z knyszyńskiego zamku ciężkie skrzynie już na cztery dni przed śmiercią Zygmunta Augusta i jeszcze w noc po jego zgonie.
Miał o tym również świadczyć fakt, że związani z Mniszchami ludzie zaczęli nagle szastać pieniędzmi; była wśród nich m.in. Barbara Giżanka, kochanka podsunięta królowi przez Mniszchów, którzy wykorzystali jej podobieństwo do zmarłej Radziwiłłówny. Niewykluczone, że zagrabione bogactwa umożliwiły Jerzemu Mniszchowi sfinansowanie wyprawy na Moskwę, gdzie chciał osadzić na tronie swojego zięcia Dymitra Samozwańca. Część pieniędzy, które wydał na przygotowania wojenne, mogły pochodzić z transakcji zawartej potajemnie z wysłannikami angielskiej królowej, którzy od lat zabiegali o kupno Pereł Radziwiłłówny.

Czy Perły Barbary Radziwiłłówny rzeczywiście trafiły do rąk ostatniej z Tudorów?
Czy zabiegała o ich kupno po śmierci Barbary?
Czy wysłała po nie swoich agentów do Polski po śmierci Zygmunta Augusta?
Czy udało im się sfinalizować transakcję?

Nie ma na to dowodów, choć w 1914 roku jeden z kustoszy londyńskiego British Museum miał odnaleźć listy Elżbiety I, w których królowa zlecała swoim agentom w Polsce ich nabycie.
Pisał o tym we Wspomnieniach niejaki Marian Rosco-Bogdanowicz2 (1862–1955), swego czasu szambelan cesarza Austro-Węgier, sprytny jegomość i pamiętnikarz, który w 1900 roku podziwiał Perły Elżbiety, opadające długimi sznurami niemal do kolan, na szyi byłej królowej hanowerskiej Marii.
Dwór hanowerski miał je odziedziczyć w spadku, a królowa Wiktoria na próżno procesowała się z nim o ich posiadanie.

Fakt, że po korespondencji Elżbiety I z agentami w Polsce nie ma śladów w londyńskich archiwach, a Rosco-Bogdanowicz był hochsztaplerem, czyni jego relację mało wiarygodną.
Hanna Widacka, autorka publikacji z zakresu historii sztuki, uważa jednak, że w jego opowieści może tkwić ziarno prawdy.
Chociaż wiódł on barwne życie i nieraz skompromitował się na wiedeńskim dworze, w Paryżu, Brukseli i Londynie, opisane przez niego anegdoty z życia wyższych sfer (nieraz frywolne, bo nie zawsze przejmował się etykietą) nie mogą być w stu procentach wyssane z palca.

Niestety, Rosco-Bogdanowicz nie sprecyzował, gdzie dokładnie kustosz British Museum natrafił na korespondencję Elżbiety I, a w dostępnych zbiorach listów z epoki elżbietańskiej nie ma po niej śladu.
Niemniej, na rewelacje Rosco-Bogdanowicza powołuje się wielu badaczy i pisarzy, łącznie ze Stanisławem Szenicem, który wspominał o tym w swoim zbiorze felietonów zatytułowanym Ongiś (1975).

Sprawa Pereł Barbary Radziwiłłówny pozostaje otwarta, a teoria, że trafiły do angielskiego skarbca, jest jedną z wielu.
Czy kiedykolwiek się potwierdzi?
Jeśli Rosco-Bogdanowicz nie fantazjował, w angielskich archiwach wciąż czeka na odnalezienie zaginiona korespondencja królowej Elżbiety…
https://astrahistoria.pl/czy-elzbieta-i-...iwillowny/

[Obrazek: attachment.php?aid=69226]
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości