Arcydzięgiel litwor
Jego angielska nazwa – holy ghost – daje się przetłumaczyć jako „święty Duch”.
Po niemiecku (engelwurz), francusku (archangelique) i łacinie (Angelica archangelica L.) to ziele anielskie. Nazwy te wiążą się z legendą, że o cudownych właściwościach owej rośliny pouczył ludzi jeden z archaniołów.
Wedle podania niemieckiego był to Gabriel, który odpowiedział na błagania mnicha modlącego się o ochronę przed siłami nieczystymi.
Biedaka wodził na pokuszenie szatan, zsyłając mu we śnie wizje lubieżnych zabaw z urodziwymi czarownicami.
Co gorsza, jedna z tych wiedźm była szalenie podobna do dziewczyny mieszkającej w sąsiadującej z klasztorem wiosce.
Ilekroć mnich ją widział, nachodziły go nieprzystojne myśli także na jawie…
A ona zachowywała się prowokująco.
Zaczął się zastanawiać, czy panna w istocie nie jest sługą szatana.
Tymczasem zbliżała się Noc Walpurgii, przypadająca na przełom kwietnia i maja.
Wizje stawały się coraz barwniejsze i bardziej kuszące.
Obiecywały, że właśnie w tę noc, gdy władzę nad światem (a już na pewno w okolicach góry Brocken, gdzie usytuowany był macierzysty klasztor bohatera legendy) obejmują siły nieczyste, nastąpi spełnienie szatańskich obietnic. Mnich czuł, że tego pragnie, że nie potrafi się oprzeć i – wezwany – weźmie udział w sabatowej orgii, gubiąc bezpowrotnie swoją duszę.
Modlił się żarliwie do Boga i wszystkich świętych, by pomogli mu uniknąć pokusy.
I oto w Noc Walpurgii, gdy był już gotów na zew czarownic opuścić swoją celę i udać się na górę Brocken, objawił mu się archanioł Gabriel.
Nakazał zakonnikowi odnaleźć rosnącą nad leśnym strumieniem roślinę i nosić ją przy sobie, a ochroni go ona przed szatańskimi knowaniami.
Mnich zrobił, jak mu kazano i przespał spokojnie całą noc.
Następnego dnia opowiedział o wszystkim przeorowi, ten zaś polecił niezwykłą roślinę hodować w przyklasztornym ogrodzie.
Zwyczaj ten przejęli okoliczni wieśniacy, potem ich dalsi sąsiedzi.
Odtąd arcydzięgiel litwor (anielskie ziele) rósł przy każdym domu, którego mieszkańcy obawiali się czarów.
Tylko jedna osoba odrzuciła ze wstrętem nasiona ofiarowane przez mnicha – dziewczyna podobna do wiedźmy z jego wizji.
Wiedząc, że się zdradziła, uciekła z wioski, unikając stosu, i słuch o niej zaginął. Poszła szkodzić tam, gdzie arcydzięgiel jeszcze nie dotarł…
Od tamtej pory mieszkańcy gór Harzu nie obawiali się tak bardzo nocy świętej Walpurgii.
Wierzyli, że anielskie ziele ochroni ich domy przed złymi mocami i nawet – mając przy sobie jego listki – odważali się wieczorem 30 kwietnia wychodzić na zewnątrz.
Do dziś arcydzięgiel zdobi ich ogrody.
Wiara w „antyczarowskie” właściwości ziela objęła niemal całą Europę i przetrwała setki lat.
Jeszcze w XIX wieku nasz zielarz, Ryszard W. Berliński, pisał, że: „dzięgiel lekarski stale noszony chroni od uczarowania, wypędza duchy nieczyste, zaś zdrowych broni przed czarownicami”.
Ale to nie jedyne zalety anielskiego ziela. Wedle podania francuskiego swoją nazwę zawdzięcza ono archaniołowi Rafałowi.
Gdy we Francji w X wieku dżuma zbierała straszne żniwo, a ludzie marli jak muchy i wydawało się, że ziemia się wyludni, pewien mnich modlił się do Boga o ocalenie.
Ukazał mu się archanioł Rafał i kazał odnaleźć roślinę rosnącą na brzegu rzeki.
Opisał ją dokładnie.
Miała być wyższa niż człowiek, o tęgiej dętej łodydze, dużych pierzastych liściach i drobnych kwiatach zebranych w kiście…
Anioł obiecywał, że lek zrobiony z jej korzeni uchroni przed zarazą.
Mnich zastosował się do instrukcji i ocalił ludzkość.
Na cześć Rafała roślinę nazwano anielskim zielem. I przez kilkaset następnych lat, gdy pojawiała się jakakolwiek zaraza, zalecano ludziom „co powietrza jeszcze nie zachwycili, rano, na czczo zaczym z domu wychodzić mają, niech ten korzeń żują i trzymają w gębie”.
Odkryto też wiele innych dobroczynnych właściwości arcydzięgla.
Według Syreniusza „proch z jego korzenia piersi i płuca z grubych wilgotności wyswobadza, a także ciężkiemu rodzeniu jest ratunkiem, takoż sok z korzenia warzonego w winie lub miodzie jady i trucizny z ciała wywodzi”.
Zielarz ten podał też przepis na „kołaczki dzięglowe dla wdzięcznego używania przeciw morowemu powietrzu, a także dychawicy.
Biorąc funt cukru maczać go w wodzie dzięglowej do zawrzenia.
Po tym dać dwa łuty prochu dzięglowego, wymieszać i wylać na wilgotną marmurową płytkę, pokroić na kwadraty do zażywania” (za: Danuta Tyszyńska-Kownacka, Teresa Starek, Zioła w polskim domu).
Według księdza Kneippa herbatka z korzenia anielskiego ziela miała skutecznie likwidować zgagę, leczyć katary, zapalenie płuc i oskrzeli.
Stosowano ją także po spożyciu nieświeżych potraw – chroniła przed niestrawnością i zatruciem.
Przez całe wieki wierzono też, że żucie korzenia arcydzięgla zapewnia długowieczność.
Wywar z korzenia z dodatkiem octu służył też do nacierań przy podagrze, reumatyzmie, bólach krzyża i ogólnym osłabieniu, a także przy wszawicy i świądzie skóry.
Pito go przy szkarlatynie, odrze, padaczce, nieżytach dróg oddechowych, a naparem płukano bolące gardło.
W XIX wieku obwołano arcydzięgiel „żeń-szeniem Europy”, panaceum pomagającym na wszystko.
Arcydzięgiel nie jest trudny w hodowli.
Można go u nas spotkać nawet rosnącego dziko – głównie w północno-zachodnich regionach kraju oraz w Sudetach i Karpatach.
Jest rośliną dwuletnią.
W pierwszym roku wytwarza rozetę dużych pierzastych liści, jajowatych, o ząbkowanych brzegach. Jej korzeń jest walcowaty, często rozgałęziony, brunatny z zewnątrz, w środku biały i gąbczasty.
W drugim roku w końcu maja arcydzięgiel dorasta już do 2 m – łodygę ma grubą, walcowatą, zakończoną wielkim, kulistymi baldachami żółtozielonych drobnych kwiatków.
Kwitnie w czerwcu i lipcu. Można go uprawiać jako roślinę ozdobną.
Potrzebuje żyznej, dobrze nawilżonej gleby, ale poza tym nie jest grymaśny – dobrze znosi zarówno słońce, jak i półcień.
Nasiona wgniata się do ziemi, nie przykrywając, punktowo – po 3–5 w odstępie 1 m.
Po wzejściu (czyli po około 2 tygodniach) z tych rosnących w grupie należy pozostawić tylko jedną roślinę – tę najsilniejszą.
Korzenie zbiera się jesienią w pierwszym roku uprawy lub wczesną wiosną drugiego roku, jeszcze przed wybiciem się w pęd kwiatowy.
Po wykopaniu należy obciąć część naziemną, starannie umyć korzeń pod bieżącą wodą i oczyścić z drobnych odrostów.
Potem pociąć go na kilka części i suszyć w temperaturze około 40 st. C – np. w piekarniku lub przy kaloryferze.
Ogonki liściowe, same liście i młode pędy arcydzięgla wycina się w kwietniu i maju, nim zdrewnieją.
Należy je przerabiać w stanie świeżym.
Ziele to rzeczywiście posiada sporo dobroczynnych właściwości, co potwierdziły współczesne badania.
Cała roślina, a zwłaszcza kłącze, korzenie i owoce, zawierają olejek arcydzięgielowy (Angelicae), składający się m.in. z kumaryny, furokumaryny, gorzkiego glikozydu angelicyny, garbników, kwasów organicznych, terpenów.
Do tego dochodzą pektyny, tanina, witamina C i witaminy z grupy B.
Przetwory z korzenia arcydzięgla regulują pracę układu pokarmowego – zwiększają wydzielanie soków trawiennych, poprawiają apetyt, przywracają właściwą perystaltykę jelit, rozluźniają je, przyspieszają usunięcie gazów.
Łagodzą nudności, wzdęcia, odbijanie.
Działają rozkurczowo.
Poprawiają pracę wątroby i dróg moczowych.
Arcydzięgiel litwor należy do środków skutecznie „czyszczących krew” – pomaga organizmowi usuwać toksyny, a to dzięki temu, że pobudza wydzielanie śliny, soków trawiennych, moczu i potu. Jest jednym z ziół zalecanych przy wiosennym oczyszczaniu ustroju.
Koi nerwy, uspokaja – działa niemal tak skutecznie jak waleriana. Arcydzięgiel stosuje się przy nerwicy wegetatywnej, stanach depresyjnych i lękowych, przy urazach powypadkowych, szoku, bezsenności – jest składnikiem wielu mieszanek uspokajających (np. nerwosolu) i nasennych.
Pomaga przy bólach głowy, nawet migrenowych.
Jest dobrym środkiem wykrztuśnym i napotnym, można go z powodzeniem stosować przy chorobach, którym towarzyszą katar, kaszel i gorączka – przeziębieniach, grypie, a także w stanach zapalnych gardła.
Działa ożywczo i rozgrzewająco, pomaga przy uczuciu osłabienia, zmęczenia i zimna – pobudza krążenie krwi w kończynach, od wieków podawano go ludziom skarżącym się na zimne stopy i dłonie.
Stosowany zewnętrznie, jako nalewka, odwar czy w postaci kąpieli działa przeciwbólowo, jest zalecany przy dolegliwościach reumatycznych, w stanach zapalnych korzonków nerwowych, przy nerwo- i mięśniobólach.
Łagodzi stany zapalne skóry (m.in. świąd) oraz zwalcza wszawicę.
Ze względu na właściwości antygrzybiczne i odkażające jest skutecznym środkiem zapobiegającym grzybicy i leczącym ją, a także łagodzącym infekcje towarzyszące uszkodzeniom skóry.
Ponadto kandyzowane młode pędy arcydzięgla od wieków służyły do żucia przy stanach zapalnych jamy ustnej i dziąseł.
I nie była to kuracja przykra…
Uchodziły one bowiem również za przysmak – do dziś są używane do dekorowania słodkich wypieków.
Chyba każdy z nas miał okazję widzieć i spróbować zielonych, soczystych, słodkich ozdób wieńczących torty i lodowe piramidki, choć niewielu pewnie wiedziało, że to arcydzięgiel…
Te młode łodygi i ogonki liściowe, smażone w cukrze, nazywane są anżeliką.
Uwielbiała je Marysieńka Sobieska.
Zielone części rośliny są również aromatyczną przyprawą do zup, sosów, sałatek i surówek, niegdyś bardzo popularnych wiosną, kiedy brakowało świeżej zieleniny i trudno było dostarczyć organizmowi witamin.
A w dodatku arcydzięgiel oczyszczał z toksyn i służył wiosennym wzmacniającym kuracjom.
I to nie tylko w Europie – roślina ta dobrze znosi surowe warunki klimatyczne – rośnie nawet na Islandii, Grenlandii i Syberii.
Mieszkańcy tamtych regionów szybko odkryli i docenili jej zalety.
Już w XII wieku zaczęli uprawiać arcydzięgiel jako cenne warzywo wzbogacające ich monotonny, ubogi w witaminy jadłospis.
W Polsce z młodych łodyg arcydzięgla smażono bardzo aromatyczną zieloną wiosenną konfiturę, która nie tylko była smaczna, ale i zbawiennie wpływała na żołądek.
Korzeń i owoce wykorzystywano jako przyprawę o ostrym korzennym zapachu i lekko gorzkawym smaku do wielu potraw mięsnych i rybnych, zup (m.in. owocowych) oraz słodkich i słodko-kwaśnych sosów. Do dziś arcydzięgiel jest składnikiem oryginalnych nalewek i likierów, np. sławnej francuskiej wódki Chartreuse, dzięgielówki przypominającej tokaj, benedyktynki czy trojanki litewskiej oraz win – przy czym większość tych trunków, poza niezwykłym smakiem i aromatem, ma również (jeśli zażywa się je w niewielkich dawkach, oczywiście) działanie lecznicze. Może warto sobie te dawne smaki przypomnieć?
Katarzyna Wysocka
źródło