Po maju nadchodzi gorący czerwiec,
Słońce rozgrzewa zielone, kwieciste łąki,
Żywo niebieskie niebo, przemijające chmury, dzikie kwiatów pąki,
Polną drogą idzie dziewczyna,
Ubrana w czerwoną sukienkę do kolan, różę przypomina,
Usiadła na skraju ścieżki i podziwia teren wokół,
Jej brązowe oczy dostrzegają coś w oddali,
„To jakieś dzieci” stwierdza, przyjaciele mali,
Tańczą razem i trzymają się za ręce,
Jedno drugiemu daje prezent, zapewne w podzięce
Dziewczyna się uśmiecha i zamyka oczy,
Wyobraża sobie góry, doliny i lasy gdzieś daleko się rozciągające,
Czuje, że unosi się nad ziemią, niczym słońce wschodzące,
Ciepłe, łaskoczące promyki muskają jej skórę,
Ona powoli leci jak ptak coraz wyżej w górę
Pośród chmur ujrzała symbol trójkąta,
A wierzchołek jego w dół skierowany, mienił się barwami z każdego kąta,
Przyciągało ją do niego, nie mogła oderwać od figury wzroku
Mistyczna moc płynęła do niej, była jak w amoku
Usłyszała różne dźwięki a wśród nich wody potoku
Przeniosła się do rozświetlonego światłem lasu
„Cóż za intensywne barwy wokół” pomyślała, żadnego hałasu
Ścieżka, którą podążała zaprowadziła ją do polany:
Przez jej środek przepływał potok, rwący swym strumieniem
Ona podleciała, położyła się na trawie,
I wtedy obudziła się z tego snu na jawie
Jej wcześniejszy smutek zniknął jak zdmuchnięty płomień
Letni wiaterek przemknął przez łąkę
Symbolizował z wiosną niepewną rozłąkę
Wierzby nieopodal przyglądają się tej zmianie
Która zachodzi co roku w tej magicznej przemianie
Coś się kończy, coś się zaczyna
A gdzie podąża ta samotna dziewczyna?
Nie ważne, bo lato jej przypomina
że istnieje jakaś nadzieja i o problemach zapomina.
Słońce rozgrzewa zielone, kwieciste łąki,
Żywo niebieskie niebo, przemijające chmury, dzikie kwiatów pąki,
Polną drogą idzie dziewczyna,
Ubrana w czerwoną sukienkę do kolan, różę przypomina,
Usiadła na skraju ścieżki i podziwia teren wokół,
Jej brązowe oczy dostrzegają coś w oddali,
„To jakieś dzieci” stwierdza, przyjaciele mali,
Tańczą razem i trzymają się za ręce,
Jedno drugiemu daje prezent, zapewne w podzięce
Dziewczyna się uśmiecha i zamyka oczy,
Wyobraża sobie góry, doliny i lasy gdzieś daleko się rozciągające,
Czuje, że unosi się nad ziemią, niczym słońce wschodzące,
Ciepłe, łaskoczące promyki muskają jej skórę,
Ona powoli leci jak ptak coraz wyżej w górę
Pośród chmur ujrzała symbol trójkąta,
A wierzchołek jego w dół skierowany, mienił się barwami z każdego kąta,
Przyciągało ją do niego, nie mogła oderwać od figury wzroku
Mistyczna moc płynęła do niej, była jak w amoku
Usłyszała różne dźwięki a wśród nich wody potoku
Przeniosła się do rozświetlonego światłem lasu
„Cóż za intensywne barwy wokół” pomyślała, żadnego hałasu
Ścieżka, którą podążała zaprowadziła ją do polany:
Przez jej środek przepływał potok, rwący swym strumieniem
Ona podleciała, położyła się na trawie,
I wtedy obudziła się z tego snu na jawie
Jej wcześniejszy smutek zniknął jak zdmuchnięty płomień
Letni wiaterek przemknął przez łąkę
Symbolizował z wiosną niepewną rozłąkę
Wierzby nieopodal przyglądają się tej zmianie
Która zachodzi co roku w tej magicznej przemianie
Coś się kończy, coś się zaczyna
A gdzie podąża ta samotna dziewczyna?
Nie ważne, bo lato jej przypomina
że istnieje jakaś nadzieja i o problemach zapomina.