Artur napisał(a):W tym konkretnym przypadku paradoks sprowadza się do stwierdzenia 'tarocista nie powinien używać alkoholu, gdyż zmienia on świadomość' skonfrontowanego ze zdaniem 'tarocista używa kart ponieważ zmieniają one świadomość'
Ja tu nie widzę żadnego paradoksu ...
Nie wiem jak inni, ale moja świadomość nie zmienia się kiedy odczytuję karty, ani też nie pracuję z kartami po to, żeby zmienić moją świadomość tylko na dany moment. Jeszcze przed rozłożeniem kart, staram siebie wprowadzić w jak najbardziej komfortowy i trzeźwy stan umysłu, nie zmienia to mojej świadomości, a jedynie odcinam się od moich własnych osądów, staram się być obiektywna, patrzeć z jakby punktu obserwatora, a raczej widza jakiegoś filmu - nie zmiana świadomości, a możliwie jak najbardziej pełny relaks i tylko tyle, a może aż tyle. Nie muszę siebie wprowadzać w jakiś odmienny stan świadomości, trans jak np. szamani, jasnowidze, a jedynie zbieram do kupy obraz, który pokazuje mi się przed kartami i dobrze mieć wówczas jasny i wolny umysł - nie ze zmienną/zmienioną świadomością. Pomijając oczywiście fakt medytacji z/nad kartami, co nie ma wiele wspólnego z wróżbą samą w sobie. Mogę pracować nad moją świadomością, aby uświadomić sobie moje odbieranie świata zewnętrznego, wady, zalety itd. dzięki medytacji, ćwiczeniom oraz wsłuchaniem się w siebie, mogę wpłynąć na moją świadomość, ale to nie zmienia faktu, iż przez to, nadal nie mam prawa wpływać na obraz jaki chcą przekazać karty dla kogoś, ponieważ mój poziom i to nie zależnie od tego jaki on jest, jest tylko moim własnym odczuwaniem świata zewnętrznego, a osoba po drugiej stronie stołu, jest odrębną świadomością, na którą mam lub mogę mieć wpływ i dlatego z całą odpowiedzialnością muszę w odpowiedni sposób umieć przekazać informacje płynące z kart. Moje odczucia nie wchodzą w grę, dlatego nie lubię kiedy osoba pytająca się kart jest zbyt bardzo wylewna przed ich rozłożeniem, potrzebne mi są niektóre fakty i tyle.
Mnie oburza wróżka pod wpływem alkoholu, ponieważ jak to określiłeś 'bycie po wpływem' to pewna stała, w której zmieniają się tylko środki zmieniające świadomość i stopień ich wpływu. Ja twierdzę, że nie jest tak do końca, ponieważ co innego jeśli mamy to jako ludzie w swojej naturze, mam namyśli biologię, hormony i to nie tylko kobiece, we własnym organizmie np. już sama odpowiednia technika oddychania może wprowadzić nas w pewien stan, co jest środkiem dla mnie naturalnym, a już zupełnie czymś innym jest wspomaganie się środkami chemicznymi... i to są właśnie te narzędzia, o których wspomniałeś, dla ludzi poszukujących, badających i z pewnością często przekraczających pewne granice, ale jednak nadal nie przesuwających tych granic. Można powiedzieć, że reguły są po to aby je łamać, ok, ale czymś innym jest propagowanie informacji, że chemia (alkohol to chemia) wspomoże twój dar, bo to akurat myślę, że jest nie prawdą ... to tak jak alkoholik nigdy nie da sobie powiedzieć, że pije nałogowo, zwala winę na otoczenie, które go nie rozumie. Alkoholik to nie menel, który obsikany śpi pod mostem, ale człowiek, który nie potrafi sobie odmówić tego alkoholu i pod różnymi pretekstami go pije, często za wszelką cenę szuka przyzwolenia społecznego.
Kiedyś w rytuałach pito krew, zastąpiono ją humanitarnie winem ... i jakie to ma skutki?
Bez dwóch zdań wzrost spożycia alkoholu i wzrost pijaństwa był następstwem zaprowadzenia chrześcijaństwa. Wraz z duchowieństwem zaczęły tworzyć się winnice przyklasztorne bo potrzebowano tego trunku do celów liturgicznych… i nie tylko. W XVI wieku Polska zbliżyła się do największych pijaków Europy – Francji i Niemiec dzięki tak zwanej „wodzie życia”, czyli okowicie zwanej wódką. Początkowo stosowana jako lekarstwo bardzo szybko stała się przysmakiem polskiej szlachty na tyle, że stopniowo zaczęła wypierać miód pitny. Chłopstwo nie było zadowolone z pijaństwa swoich panów, jednak wojny XVII wieku spowodowały załamanie eksportu zboża, więc szlachta wpadła na pomysł jak pozbyć się nadwyżek i jednocześnie zwiększyć zadowolenie na wsi. Wymyślono przymus propinacyjny – każdy chłop musiał odkupić od pana pewną ilość wódki. Początkowo stawiano opór, lecz pod naciskiem szlachty pogodzono się ze swym losem. Sto lat później chłopi nie mieli zamiaru iść w pole o suchym pysku i woleli dostawać wynagrodzenie w postaci wiadra horyłki. Nie jest to chwalebne biorąc pod uwagę, że pijaństwo w Rzeczypospolitej było większe niż w Carstwie Moskiewskim. Proces destylacji wynaleźli alchemicy arabscy dawno temu przez przypadek. Wynalazek ten dostał się do Bizancjum, stamtąd to Europy Zachodniej i wreszcie na Ruś. Kupcy genewscy przywieźli wtedy spirytus winogronowy i zdumieli się, że tamci uznali go za produkt nie nadający się do spożycia. 50 lat później dostarczyli wódkę na dwór Wasilija II, gdzie uznano ją za lekarstwo, które można stosować wyłącznie w formie rozcieńczonej. Do początków XVIII wieku wódkę i alkohol w ogóle sprzedawano w bukłakach a pito 3 razy do roku (w święta prawosławne). Za spożycie w inne dni groziły kary cielesne lub więzienie. Dlaczego tak rygorystycznie przestrzegano tych zasad? Ano bo pijaństwo uważane było na Rusi za hańbę. O spożyciu alkoholu przez kobiety oczywiście nie mogło być mowy bo zauważono, że wystarczy niewielka ilość by zwiększyć szansę na poronienie. Dlatego też Iwan Groźny wydał „Domostroj”, a więc zbiór praw mających umoralnić bojarstwo i zapobiec pijaństwu. Rosję rozpił dopiero car – reformator Piotr I do takiego stopnia, że pijaństwo okrzyknięto narodową tradycją i stan ten utrzymuje się dotychczas.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że ludzie korzystali z alkoholu oraz różnych roślin psychoaktywnych (m.in. maku lekarskiego, konopi i grzybów halucynogennych) już tysiące lat temu. Wiemy o tym chociażby z relacji dawnych autorów. Jedna z najstarszych wzmianek jest dziełem Herodota, który opisując pogrzebowe zwyczaje Scytów wspomniał, że na zakończenie pochówku budowali z namiotów łaźnię i na rozgrzane kamienie rzucali ziarna konopi. Jak sugestywnie opisuje grecki historyk, powstawała taka para, że żadna helleńska łaźnia nie mogłaby jej przewyższyć, a Scytowie ryczeli z zadowolenia. dawni ludzie nie korzystali z nich dla zwykłej przyjemności, jak to ma miejsce powszechnie w czasach współczesnych.
Znakomita większość zgromadzonego materiału jest bowiem związana z elitarnymi pochówkami oraz miejscami i zachowaniami o charakterze
ceremonialnym.. Korzystanie z alkoholu i innych środków psychoaktywnych było silnie regulowane i ściśle związane z wierzeniami oraz rytuałami (szczególnie pogrzebowymi). Zażywanie takich substancji było najwyraźniej integralną częścią dawnych wierzeń, a ludzie uważali, że pomagają one w kontaktach ze światem duchów. Niewykluczone nawet, że często nadawano używkom status świętych substancji.
Niestety, nawet najnowocześniejsze technologie nie pozwolą nam na poznanie szczegółów takich rytuałów oraz nigdy też nie dowiemy się, czy na przykład objęcie takich substancji religijnymi regułami nie było sposobem w jaki dawne społeczności radziły sobie z ich nadużywaniem.
Jakoś atrybutem wszelkiej maści czarownic i magów nie jest butelka wina ... a alkohol pito i to bez umiaru jedynie w czasie sabatu, w których wiedźma musi również uczestniczyć oraz pogańskich obrzędach - nie na co dzień.
Och Arturze ... ja chyba w zupełnie innym celu używam kart, niż ty ...