OSHO - medytacje
#1

Wewnętrzny uśmiech

Zawsze gdy siedzisz i nie masz nic do roboty, po prostu odpręż dolną szczękę i otwórz nieco usta. Zacznij oddychać ustami, ale nie za głęboko. Niech tylko ciało oddycha, aby był to płytki oddech. A kiedy poczujesz, że oddychanie stało się bardzo płytkie i usta są otwarte i szczęka rozluźniona, całe ciało będzie bardzo odprężone.

W tej chwili zacznij odczuwać uśmiech - nie na twarzy, a w całym swoim wewnętrznym istnieniu... i zdołasz to uczynić. Nie jest to uśmiech, który pojawia się na ustach - jest to uśmiech egzystencjalny, który rozprzestrzenia się w samym wnętrzu.

Spróbuj, a przekonasz się, czym on jest... bo nie można tego objaśnić. Nie potrzeba uśmiechać się ustami, twarzą, będzie to tak, jakbyś uśmiechał się z brzucha - brzuch się uśmiecha. I jest uśmiech - nie uśmiech, jest więc bardzo, bardzo łagodny, delikatny, wrażliwy - przypomina małe kwiat róży, który rozwija się w twoim wnętrzu, a jego aromat rozprzestrzenia się w całym ciele.

Gdy poznasz ten uśmiech, możesz pozostać szczęśliwy przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. A zawsze gdy czujesz, że brak ci tego szczęścia, tylko zamknij oczy i pochwyć ten uśmiech, a szczęście się pojawi. W ciągu dnia jest wiele okazji do schwytania go. On zawsze jest.


Osho
The Orange Book
(polskie wydanie: Techniki medytacyjne
Letra Vision, 1996)
Tłumaczenie: Sw. Aadhar
Odpowiedz
#2

Stań się smakiem

Jedna z tantrycznych sutr mówi: Podczas jedzenia lub picia, stań się smakiem jedzenia lub picia, i bądź wypełniony.

Ciągle coś jemy. Nie sposób przecież żyć bez jedzenia. Ale jemy w sposób nieświadomy, automatyczny, mechaniczny. Jeśli nie potrafisz poczuć smaku, wtedy pożywieniem się jedynie napychasz. Nie spiesz się, zwolnij i bądź świadomy smaku. Tylko wtedy gdy zwolnisz, możesz być świadomy smaku. Przestań pośpiesznie wrzucać w siebie jedzenie, zwolnij i stań się smakiem. Gdy czujesz słodycz, stań się tą słodyczą. A wtedy ona rozpłynie się po całym ciele - nie tylko w ustach, nie tylko na języku - odczujesz ją w całym ciele! Odczujesz ją rozpływającą się po ciele jak fale. Cokolwiek jesz, poczuj smak, stań się smakiem.

Oto jak tantra wydaje się być w opozycji do innych tradycji. Dżiniści mówią: żadnego smaku - ashwad. Mahatma Gandhi uczynił to zasadą w swoim ashramie: ashwad - nie smakuj niczego. Jedz, ale nie smakuj, zapomij o smaku. Jedzenie jest koniecznością, ale wykonuj tę czynność mechanicznie. Smak jest pragnieniem, więc nie smakuj. Natomiast Tantra mówi: smakuj tak bardzo, jak to tylko możliwe; stań się bardziej wrażliwy, żywy... nie tylko wrażliwy - stań się smakiem.

Bez żadnego smaku, twoje zmysły zaczną obumierać. Staną się coraz mniej wrażliwe. A bez tej wrażliwości, nie będziesz w stanie odczuwać swojego ciała, odbierać własnych uczuć. Wtedy pozostaniesz ześrodkowany w głowie.

Można jeść bez smakowania, nie jest to sztuka. Można dotykać kogoś bez dotykania, nie jest to sztuka. Wszyscy to robimy. Ściskamy czyjąś dłoń bez dotykania jej, gdyż aby naprawdę dotknąć, musisz w tę dłoń najpierw wejść, musisz stać się palcami, tak, jakbyś ty sam, twoja dusza weszła do dłoni. Tylko wtedy możesz dotknąć. Ale możesz też się wycofać - wtedy zostaje tylko martwa dłoń... wydaje się, że dotyka, ale tak naprawdę nie dotyka wcale.

Nie dotykamy się! Tak bardzo obawiamy się kogoś dotykać, gdyż symbolicznie, dotyk stał się seksualny. Możesz stać w tramwaju, w tłumie, dotykając wielu osób, ale tak naprawdę nie dotykasz ich, ani one ciebie. Tylko ciała się stykają - ty sam pozostajesz z boku. Jeśli naprawdę kogoś dotkniesz w tłumie, poczujesz różnicę - od razu ten ktoś poczuje się urażony. Więc musisz pozostać z boku - jakby nie w ciele, jakby tylko martwe ciało kogoś dotykało.

Ta niewrażliwość jest zła. Jest zła dlatego, że bronisz się przed życiem. Tak bardzo obawiasz się śmierci... nie musisz się jej obawiać, gdyż nie umrzesz - powód jest prosty: ty już umarłeś. Obawiasz się, bo nie żyłeś, przegapiasz życie i otacza cię śmierć...

Gdy jesz, pijesz, stań się smakiem. Pijąc wodę, poczuj jej chłód. Zamknij oczy, pij powoli, smakuj. Czuj jej chłód i stań się tym chłodem, gdyż ów chłód przenosi się z wody na twoje ciało i staje się tego ciała częścią. Dotykasz ustami, dotykasz językiem i chłód przenosi się. Pozwól, aby ogarnął całe ciało. Pozwól tym falom rozchodzić się po całym ciele. W ten sposób, możesz rozwinąć własną wrażliwość, możesz stać się bardziej żywy, bardziej wypełniony.

Jesteśmy sfrustrowani, czujemy się puści i bez przerwy gadamy o tym, jakie to życie jest puste. Ale to my sami jesteśmy przyczyną pustki życia. Nie wypełniamy jej i nie pozwalamy niczemu aby tę pustkę wypełniło. Otacza nas zbroja, zbroja, która ma nas bronić. Obawiamy się bycia podatnym na zranienie, więc bronimy się przed wszystkim. I stajemy się grobowcami, stajemy się martwi.

Tantra mówi: żyj, żyj coraz pełniej, gdyż życie to Bóg. Nie ma innego Boga poza życiem. Żyj coraz pełniej, a staniesz się bardziej wypełniony boskością. Żyj totalnie, a śmierć nie będzie miała do ciebie dostępu.

Osho (fragment książki "The Book of Secrets")
tłum. Marcin Jedliński
Odpowiedz
#3

Świadomość prostych czynności

Prezentujemy kilka bardzo prostych technik opracowanych przez Osho School of Centering - jeden z wydziałów Osho Multiversity w ashramie w Poonie. Metody te mogą być pomocne w przywracaniu uważnej świadomości podczas czynności, które wykonujemy zazwyczaj mechanicznie, rutynowo.
Ćwiczenia oparte są na metodach stosowanych przez Georgija Gurdżijewa mistyka żyjącego w latach 1877-1949.

1. ODWRACANIE NAWYKÓW

Ćwiczenia te najlepiej jest wykonywać wtedy, gdy się nie spieszysz i masz trochę wolnego czasu, aby pozwolić sobie na eksperymentowanie.

Jeśli jesteś praworęczny, zacznij od umycia zębów lewą ręką. Podczas jedzenia używaj sztućców za pomocą odwrotnych dłoni. Jeśli zwykle nosisz zegarek na lewej dłoni, załóż go na prawą: zauważ, jak wiele razy w ciągu dnia spoglądasz na pusty lewy przegub.

Stwórz swoje własne odmiany odwracania nawyków.

2. LICZENIE

Liczenie pozwoli ci powracać do teraźniejszości, do tu-i-teraz.

Licz po cichu podczas siedzenia, chodzenia, wypoczywania. Możesz liczyć grupami po dziesięć, na zmianę: w dół i w górę:

100, 99, 98, 97, 96, 95, 94, 93, 92, 91

81, 82, 83, 84, 85, 86, 87, 88, 89, 90

80, 79, 78, 77, 76, 75, 74, 73, 72, 71

61, 62, 63... itd.

Albo seriami czterech liczb, powtarzając je w cyklu:

4, 2, 8, 5 / 2, 8, 5, 4 / 8, 5, 4, 2 / 5, 4, 2, 8



3. STUKANIE

Stukaj palcami o jakiś przedmiot: dwa razy prawą dłonią, raz lewą. Raz prawą, dwa razy lewą. Zacznij powoli, potem zwiększaj tempo do jak najszybszego.

4. OBSERWACJA WSKAZÓWKI ZEGARKA



Patrz na dłuższą wskazówkę zegarka, obserwuj tylko ją. Jednocześnie bądź świadomy siebie obserwującego wskazówkę zegarka.

5. NIE KRZYŻUJ NÓG



Podczas pracy przy biurku lub podczas jedzenia, siadaj ze stopami ułożonymi płasko na podłodze - nie krzyżuj nóg.

--------------------------------------------------------

Jak widać, ćwiczenia te nie wymagają żadnego przygotowania. Staraj się pamiętać o ich regularnym wykonywaniu w sposób zrelaksowany.
Odpowiedz
#4

Ciało

Żyj w swoim ciele.
Żyj w nim głęboko, żyj blisko niego.

Czuj swoje ciało i pozwól jemu czuć ciebie.

Zadziwiające jest, jak wiele ludzi jest kompletnie nieświadomych swojego ciała.

Ciało jest stłumione, stało się ciężarem,
a nie radością.

Nalegam: powróć do swojego ciała,
odzyskaj tę cudowną radość z każdego ruchu,
zwykłego ruchu.

Uczyń to medytacją,
a bezgranicznie się wzbogacisz.
Odpowiedz
#5

Promień uważności


Osho, czy dwadzieścia minut codziennej medytacji wystarczy, abym znalazł się na ścieżce prowadzącej do Prawdy, Boskości i Piękna, które nam wskazujesz?

Ty sknero! Nigdy bym nie pomyślał, że jesteś takim skąpcem - nie mówisz nawet o dwudziestu czterech minutach, ale o dwudziestu!

Kompletnie nie zrozumiałeś czego tu nauczam. Nie chcę abyś myślał o medytacji, jako o czymś ograniczonym...

Chcę aby medytacja stała się całym twoim życiem.

Był to jeden z błędów przeszłości - medytujesz dwadzieścia minut, albo medytujesz trzy razy dziennie, albo pięć razy dziennie - w zależności od religii... ale zasadniczo chodziło o to, abyś poświęcał kilka minut dziennie na medytację.

A co z pozostałym czasem? Co z pozostałymi dwudziestoma trzema godzinami i czterdziestoma minutami? Oczywiście coś anty-medytacyjnego. I naturalnie, twoje dwadzieścia minut znika, zostaje pokonane. Przeciwnicy są zbyt potężni.

Chcę abyś spojrzał na medytację z kompletnie odmiennej strony. Możesz nauczyć się medytować przez dwadzieścia lub czterdzieści minut, ale wtedy musisz przenieść to, czego się nauczyłeś do swojego codziennego życia. Medytacja musi stać się jak bicie twojego serca.

Nie możesz przecież powiedzieć: Osho, czy wystarczy abym oddychał przez dwadzieścia minut każdego dnia? Nie dożyjesz jutra.

Twój oddech, bicie twojego serca, cyrkulacja krwi - to wszystko odbywa się poza twoją kontrolą. Natura wzięła te rzeczy w swoje ręce, gdyż na tobie nie można polegać - możesz zapomnieć i nie będzie już okazji by powiedzieć: O przepraszam, zapomniałem oddychać. Poproszę o jeszcze jedną szansę...

Ale medytacja nie jest częścią twojej biologii, fizjologii; nie jest częścią naturalnego, zwyczajnego procesu. Jeśli na zawsze chcesz pozostać taki jaki jesteś, może tak się stać - natura osiągnęła taki punkt ewolucji, że nie jest ci więcej nic potrzebne - jesteś doskonale wyposażony aby produkować dzieci, to wystarczy. Umrzesz, a potem twoje dzieci będą ciągnąć to dalej. Będą zajmować się takimi samymi głupotami jakimi zajmujesz się ty. Będą chodzić do kościoła, jakiś idiota będzie wygłaszał kazania... wszystko będzie po staremu - o to się nie musisz martwić.

Jeśli nie podejmiesz indywidualnej odpowiedzialności - nie możesz się rozwijać. Natura zrobiła wystarczająco wiele. Dała ci życie; dała ci szansę - teraz od ciebie zależy, czy ją wykorzystasz.

Medytacja to twoja wolność, a nie biologiczna konieczność. Możesz nauczyć się jak wzmacniać medytację przez jakiś okres w ciągu dnia, ale musisz przenieść smak medytacji na resztę życia.

Przede wszystkim - w momencie kiedy się budzisz, natychmiast uchwyć ten promień bycia czujnym i uważnie świadomym, gdyż ten moment jest dla świadomości najcenniejszy.

W ciągu dnia wiele razy będziesz zapominał, ale w momencie kiedy sobie przypomnisz, natychmiast zacznij być ponownie czujnym. Nigdy nie żałuj, gdyż rozpamiętywanie to zwykła strata czasu. Nigdy nie żałuj: O boże, znowu zapomniałem!

W tym czego nauczam, nie ma miejsca na żal. Cokolwiek się stało - stało się, odeszło w przeszłość. Znowu chwyć promień uważnej świadomości. Powoli, staniesz się zdolny aby być czujnym przez cały dzień - strumień uważnej świadomości w każdym ruchu, w każdym działaniu - we wszystkim co robisz i we wszystkim czego nie robisz. Coś wewnątrz będzie bezustannie płynęło.

Nawet gdy kładziesz się spać, niech promień uważnej świadomości będzie w tobie do ostatniego momentu, gdyż ostatnia rzecz tuż przed snem stanie się pierwszą rzeczą po obudzeniu. Wypróbuj to.

Więc kontynuuj naukę odświeżania się przez dwadzieścia minut dziennie, aby zdobyć energię i podstawy. Ale nie myśl, że to wystarczy.

Rozumiem, że masz wiele rzeczy do zrobienia w ciągu dnia. Więc znajdź swój czas aby się odświeżyć, ale nie jest to medytacja. A potem wracaj do codziennych zajęć, pracuj i rób inne rzeczy. Tylko pamiętaj i bądź czujny - czy jest w tobie spokój, czy też zniknął.

Ten strumień stanie się podobny do girlandy uplecionej z dwudziestu czterech godzin. I tylko wtedy będziesz w stanie doświadczyć Prawdy, Boskości i Piękna.

Nigdy przedtem.
Odpowiedz
#6

Zatrzymaj świat

W miarę jak wchodzisz głębiej w medytację, czas znika. Kiedy medytacja naprawdę rozkwitnie, zniknie czas. Dzieje się to równocześnie - gdy znika umysł, znika czas. Dlatego przez całe stulecia mistycy powiadali, że czas i umysł to tylko dwie strony tej samej monety. Umysł nie może żyć bez czasu i czas nie może żyć bez umysłu. Czas daje umysłowi możliwość istnienia.

Dlatego wszyscy buddowie nalegają: "Żyj TĄ chwilą". Życie w TEJ chwili to medytacja; samo bycie tu i teraz to medytacja. Ci, którzy są tu i teraz, w tej chwili, ze mną, są w medytacji. Oto jest medytacja - kukułka woła z oddali i samolot przelatuje, i gawrony, i ptaki, i wszystko jest w ciszy i w umyśle nie ma poruszenia. Nie myślisz o przeszłości i nie myślisz o przyszłości. Czas się zatrzymał. Świat się zatrzymał.

Zatrzymanie świata - to cała sztuka medytacji. A żyć tą chwilą - to żyć w wieczności. Posmakowanie tej chwili, bez żadnej myśli, bez umysłu, to posmakowanie nieśmiertelności.

Osho
The Orange Book
(polskie wydanie: Techniki medytacyjne
Letra Vision, 1996)
Tłumaczenie: Sw. Aadhar
Odpowiedz
#7

Skrzynki idiotów

W ciągu swojego życia wiele podróżowałem i zastanowił mnie taki fakt. Jeśli pociąg spóźniał się na przykład o pół godziny, wszyscy ludzie wpadali we wściekłość, psioczyli na koleje, psioczyli na rząd, psioczyli na wszystko co przyszło im do głowy.


Dlaczego nie mogli po prostu odprężyć się, zrelaksować? Masz pół godziny - możesz sobie "odpuścić", naprawdę odpocząć, przecież masz doskonałą wymówkę: "pociąg się spóźnił, cóż mogę na to poradzić, odpocznę sobie". Ale nie, oni tego nie potrafią, gotują się w sobie, stają się wulkanami złości. A przecież są to ci sami ludzie, którzy gdy w końcu dojadą do domu, natychmiast zasiadają przed "skrzynką idiotów" - tak nazywam telewizor - na pięć godzin! Przeciętny Amerykanin spędza tak czas przez pięć godzin dziennie.

Skrzynki idiotów to spore niebezpieczeństwo dla Ameryki: jeśli gapisz się w skrzynkę przez pięć godzin dziennie, wywołuje to niemal hipnotyczny efekt i chcąc nie chcąc musisz stać się w końcu idiotą! Tylko idiota może gapić się w skrzynkę przez pięć godzin. I w dodatku oni wręcz przyklejają się do swoich foteli, podobno jedzą przed telewizorami, a niektórzy nawet uprawiają miłość podczas oglądania telewizji, żeby nie stracić najlepszych fragmentów programu...

Ci idioci stanowią większość. Na przykład grają w karty i gdy zapytasz ich dlaczego to robią, odpowiadają, że "dla zabicia czasu". A wystarczy, że pociąg spóźni się parę minut i stają się wściekli... co wobec tego robią z "oszczędzonym czasem"? Zabijają go!

Idą do kina dla zabicia czasu... podobno chodzą na ten sam film po parę razy! Ludzka głupota wydaje się nie mieć końca. Zabijają czas, oszczędzają czas... i budzą się w trumnie. 

Zanim obudzisz się w trumnie spróbuj na przykład... pobiegać. Działanie, w które potrafisz zaangażować się totalnie, staje się
medytacją. Bieg jest tak wspaniały, że możesz się w nim zupełnie zatracić. Jednocześnie wchodzisz w kontakt z wieloma elementami - słońcem, ziemią, powietrzem; wchodzisz w kontakt z egzystencją.

Podczas biegu twój oddech w naturalny sposób pogłębia się i zaczyna masować harę - centrum ciała skąd wypływa medytacyjna energia. Centrum to znajduje się około 5 cm poniżej pępka. Gdy oddech pogłębia się, staje się jednocześnie masażem dla hary, ożywia to centrum. Poza tym, gdy biegniesz, wyrzucasz z płuc dwutlenek węgla, który czyni ludzi tępymi, zablokowanymi, martwymi. Dwutlenek węgla jest dobry dla drzew i bardzo szkodliwy dla ludzi. Znajdujemy się we wzajemnym powiązaniu z drzewami: one pochłaniają dwutlenek węgla i uwalniają tlen; my wdychamy tlen i wydychmy dwutlenek węgla. To dlatego człowiek traci swoją żywotność - na ziemi jest coraz mniej drzew - umiera partner człowieka... Oto całe przesłanie ekologii - jesteśmy jednością!

Ty wydychasz, drzewo wdycha; drzewo wydycha, ty wdychasz. Ty "odżywiasz" drzewo dwutlenkiem węgla, ono oczyszcza cię tlenem. Podczas biegu twoje płuca wypełniają się tlenem, tlen oczyszcza twoją krew, oczyszcza twój cały system. To jest prawdziwa czystość, która nie ma nic wspólnego z moralnością. Czystość związana jest z biologią - gdy twoja krew jest czysta, uwolniona od rozmaitych trucizn; gdy twoja krew pulsuje życiem, każda jej kropla w tobie dosłownie tańczy, wtedy jest to odpowiedni moment do medytacji. 

I nie ma potrzeby jej robić - ona po prostu się przydarza! Bieg, bieg pod wiatr jest do tego doskonałą sytuacją. Jest to niczym taniec różnych żywiołów. W dodatku podczas biegu nie możesz myśleć; gdy myślisz, wtedy jest to niewłaściwy bieg. Gdy biegniesz naprawdę totalnie, wtedy myślenie ustaje. Stajesz się tak powiązany z ziemią, że głowa nie może funkcjonować w swój tradycyjny sposób. Ciało jest tak pochłonięte aktywnością, że nie wystarcza już energii dla głowy i myślenie ustaje.

I właśnie w tych momentach nie-myślenia twoje istnienie, twoja egzystencja jest prawdziwie czysta, po prostu jesteś, jesteś nie wiedząc kim.  Nie wiesz czy jesteś Niemcem, Anglikiem, Polakiem; czy jesteś chrześcijaninem, hinduistą, buddystą - nie wiesz kim jesteś.

Wszystko jest zapomniane, wszystko to wylatuje z twojej głowy... stajesz się ponownie zwierzęciem! I w tym momencie - gdy jesteś znów zwierzęciem - istnieje możliwość, że spotkasz Boga.

Oto moje przesłanie: jeśli człowiek chce spotkać Boga, musi stać się zwierzęciem, gdyż tak zwany człowiek nie jest istnieniem autentycznym - jest istotą zafałszowaną. Zanim staniemy się wyższą formą egzystencji, musimy stać się naturalni i autentyczni, autentyczni tak jak zwierzęta.

Owa autentyczność może przydarzyć się podczas zwykłego biegu: będziesz uczył się czym jest medytacja, będziesz poznawał jej smak. Z kolei podczas medytacji będziesz przypominał sobie doświadczenie biegu i w ten sposób bieg i medytacja staną się wzajemnie powiązane, staną się jednym. I nie będzie już potrzeby wykonywać tych czynności oddzielnie: możesz biec i jednocześnie medytować, możesz medytować i jednocześnie biec.

Spróbuj pewnej prostej techniki. Leżąc w łóżku wyobraź sobie, że biegniesz. Wyobraź sobie całą tę scenę: drzewa, wiatr, słońce, plaża i wilgotne powietrze. Wizualizuj swój bieg we wszystkich drobnych barwnych szczegółach. Przypomnij sobie swój ulubiony poranek gdy biegniesz wzdłuż plaży lub przez las. Niech ta wizja wypełni cię kompletnie, poczuj zapach drzew, zapach morza... i biegnij, biegnij... zauważysz, że  zmienia się twój oddech, pogłębia się wraz z biegiem. Biegnij w ten sposób przez wiele kilometrów, możesz biec przez wiele godzin. Będziesz zaskoczony, że nawet w łóżku osiągniesz te piękne momenty, gdy nagle pojawia się medytacja. Zatem jeśli pewnego dnia nie będziesz mógł z jakiegoś powodu naprawdę pobiegać, spróbuj tego prostego ćwiczenia, a posmakujesz prawdziwej medytacji.
Odpowiedz
#8

Alkohol

Alkohol to technika zapominania chemiczny sposób, by zapomnieć o kłopotach, niepokojach, problemach; zapomnieć o sobie. Nawet jeśli jesteś szczęśliwy, wtedy też idziesz się upić i zapominasz o radości. Musisz usunąć z siebie myśl, że ktoś jest odpowiedzialny za twoje kłopoty i cierpienia; usunąć myśl, że alkohol pozwoli ci zapomnieć; usunąć myśl, że ktoś może nadać znaczenie twojemu życiu.

Zaakceptuj fakt, że urodziłeś się samotny, jesteś samotny i będziesz samotny. Być może masz żonę, dziewczynę, przyjaciela, żyjesz wśród ludzi - ale oni są samotni w ich własnej samotności, a ty jesteś samotny w swojej własnej samotności. Jesteśmy obcy. Być może żyjemy razem, ale nasza samotność jest zawsze z nami. Nie zapominaj o tym, bo musisz nad tym popracować... ale ty robisz coś wręcz odwrotnego - jakby to zapomnieć o swojej samotności?

I idziesz spotkać się z kimś, albo idziesz się upić. A to stwarza następne problemy, które zamieniają się w błędne koło. Przestań przerzucać swoje problemy na innych. Musisz rozwiązać je sam. A głównym problemem jest to, jak zaakceptować własną samotność bez lęku... po prostu przyjmij ją świadomie, z radością. Z chwilą gdy ktoś staje się świadomy, zostaje sam i wszystko zależy od niego. Im większa świadomość, tym bardziej pojmujesz, że jesteś sam. Więc nie uciekaj przed tym faktem między ludzi. Więc nie uciekaj przed tym faktem w alkohol.

Pamiętaj: jestem przeciwny odurzaniu się, które czyni cię nieświadomym - jestem przeciwny, gdyż już teraz jesteś nieświadomy. Picie nie jest prawdziwym życiem, jesteś po prostu ofiarą - ofiarą nieświadomych instynktów. Życie daje ci dużo sposobności by zacząć żyć świadomie. Gdy przychodzi cierpienie, jest to właśnie dobra okazja by się obudzić, ale ty lecisz się upić, utopić zmartwienie w alkoholu.

Aby się od tego uwolnić, zacznij żyć świadomie, uważnie, medytacyjnie. Medytacja jest po prostu obserwacją, odkrywasz cudowną pustkę, pełną światła i zapachu. Medytacja jest łatwą sprawą: bądź cichy i zacznij zatapiać się w tej ciszy. Na początku pojawi się lęk, bo cisza jest jak przepaść i wymaga odwagi. Chwila, w której pozbędziesz się tego lęku i wejdziesz we własną samotność, będzie początkiem pięknego i przejmującego doświadczenia.

Tylko nie uciekaj!
Odpowiedz
#9

Samotność

Moja cała praca polega na tym, żeby zburzyć wszystkie kłamstwa, które cię otaczają i nie zastępować ich niczym – po prostu zostawić cię nagiego we własnej samotności. Tylko w samotności możesz znaleźć prawdę – bo to ty jesteś tą prawdą.

Człowiek nie nauczył się jeszcze, jak poznać piękno samotności. Zawsze tęskni za kimś, zawsze pragnie być z kimś – z przyjacielem, z żoną, z mężem, z dzieckiem... z kimś. Stworzył więc społeczności, kluby, partie, ideologie, kościoły. U podstaw tego tkwi potrzeba, by jakoś zapomnieć o własnej samotności. Będąc powiązanym z tak wieloma tłumami próbujesz zapomnieć o czymś, co pojawia się natychmiast po zapadnięciu ciemności – o tym, że urodziłeś się samotny, że umrzesz samotny, że cokolwiek robisz – jesteś samotny.

Samotność jest czymś esencjonalnie związanym z twoim istnieniem i nie ma sposobu, by tego uniknąć. Ludzie boją się samotności i robią wszystko by jej uniknąć. Pójdą do kina na kiepski film, obejrzą mecz piłki nożnej... czy widzieliście coś bardziej idiotycznego? Kilku idiotów przerzuca piłkę na drugą stronę boiska, kilku kolejnych idiotów odrzuca ją z powrotem... a miliony innych idiotów gapi się na to, jakby działo się coś niezmiernie ważnego. W tłumie czują się lepiej i zdrowiej, gdyż wokół jest tylu podobnych ludzi. Każdy wspiera każdego by nie czuć się szalonym.

Wystarczą trzy tygodnie całkowitej izolacji: żadnych gazet, telewizji, radia, żony, męża, dzieci. Trzy tygodnie bez religii, społeczeństwa, klubów, uniwersytetów... pojawi się lęk, dosłownie oszalejesz. Będziesz zdumiony, widząc siebie w zupełnej samotności. Zrozumiesz, że to co robiłeś przez całe swoje życie, było niczym innym, jak tylko zakrywaniem dziur i ran własnego istnienia, zakrywaniem ich pięknymi kwiatami. Ale kwiaty nie uleczą ran. Być może odkryte rany mogą się zabliźnić. Zakryte, wypełniają się coraz większą ropą. Samotność to odkrywanie samego siebie. Osamotnienie to tęsknota za innymi, dopominanie się o innych, uzależnienie od innych. Stąd, ktoś inny ma nad tobą władzę, a ty masz władzę nad kimś innym. Osamotnienie jest słabością. Samotność jest siłą.

Jesteśmy sobie obcy. Być może spotkaliśmy się i żyjemy razem, ale nasza samotność jest zawsze z nami. Przestań uciekać od siebie samego i zatapiać się w różnych rodzajach narkotyków, relacji, religii. Nie przerzucaj własnych problemów na innych. Każdy musi sam rozwiązywać własne problemy, a nie ma ich zbyt wiele wszystkie są wynikiem jednego, którego nie rozwiązałeś dotychczas. Problem ten tkwi w tym, jak wejść we własną samotność bez lęku? Moment, w którym wejdziesz we własną samotność bez lęku, będzie tak pięknym i ekstatycznym doświadczeniem, że nie istnieje nic, z czym mógłbyś to porównać.

Zaakceptuj samotność radośnie, wejdź w nią tak głęboko, jak to tylko możliwe. Im głębiej się znajdziesz, tym odleglejsze staną się wszystkie problemy. Nie ma już potrzeby potrzebować, nie ma potrzeby być potrzebnym. I chwila gdy dotkniesz samego centrum własnego istnienia będzie oznaczała, że dotarłeś do domu.
Odpowiedz
#10

Kim jestem?

Wszyscy żyjemy jak tchórze. Zostaliśmy wychowani, by żyć jak tchórze. Zostaliśmy uwarunkowani, by żyć jak tchórze. Nauczono nas, że trzeba najpierw pomyśleć o bezpieczeństwie, zabezpieczeniu, a dopiero potem postawić pierwszy krok. Ostateczny rezultat jest taki, że nigdy nie stawiamy nawet pierwszego kroku, nigdy nie przeżywamy przygód - a największą przygodą jesteśmy my sami.

Podróż na księżyc nie jest niebezpieczna; wspinanie się na Mount Everest nie jest niebezpieczne. Niebezpieczne jest kierowanie się do wewnątrz.

To właśnie tam Nieznane jest nie tylko nieznane, ale staje się niepoznawalne... a przed tym, co niepoznawalne umysł po prostu czuje ogromny lęk. Potrafi zajmować się wiedzą - z tym, co znane, radzi sobie świetnie. Potrafi poradzić sobie nawet z tym, co nieznane, gdyż to, co nieznane, w każdej chwili może zostać zamienione w znane. Ale gdy przychodzi do zajęcia się czymś, co niepoznawalne, umysł kompletnie nie wie, co robić. I wtedy nie potrafi posunąć się do przodu nawet o jeden centymetr, mówi: “nie”.

Umysł najbardziej lubi zajmować się tym, co znane. Jeśli będziesz nalegał i zmusisz go do zajęcia się nieznanym, uczyni to. Ale w przypadku tego, co niepoznawalne, umysł stwierdza: nie... i tu właśnie potrzebna jest odwaga. A tylko wtedy, gdy poznamy to, co niepoznawalne - poznamy samych siebie, gdyż nasze istnienie jest zbudowane z czegoś niepoznawalnego - z samego boga.

Przedstawię teraz buddyjską medytację - metodę penetracji tego, co niepoznawalne.

Każdego dnia zamykaj drzwi, wyłączaj telefon, powiedz domownikom, że przez godzinę nie będzie cię na tym świecie, choćby dom się palił. Weź prysznic, załóż lekkie ubranie, a jeśli jest ciepło - pozostań bez ubrania i usiądź.

Możesz skrzyżować nogi, a jeśli sprawi ci to trudność, usiądź na krześle. Najważniejsze jest, abyś czuł się wygodnie i mógł pozostawać w tej samej pozycji co najmniej przez najbliższą godzinę. Zamknij oczy, odpręż ciało i zacznij odcinać swoje relacje z innymi ludźmi.

Pomyśl: Jeśli nie jestem synem swojego ojca - kim jestem? I odetnij to, odetnij tę relację. Relacja bycia synem twojego ojca jest jedynie częścią twojej tożsamości - odetnij ją.

Pomyśl: Jeśli nie jestem mężem swojej żony - kim jestem?

I odetnij to.

Jeśli nie jestem ojcem swoich dzieci - kim jestem?

I odetnij to.

Jeśli nie jestem znajomym swoich przyjaciół - kim jestem?

I odetnij to.

Jeśli nie jestem obywatelem kraju o nazwie Polska - kim jestem?

I odetnij to.

Zacznij odcinać wszystko, co znajdziesz - wszelkie rodzaje powiązań i relacji. Należysz do jakiegoś kościoła, do jakiegoś kraju, do jakiegoś klubu, do czegoś innego, jesteś profesorem, jesteś terapeutą, jesteś tym, jesteś tamtym... odcinaj to.

Przez dwadzieścia minut bardzo usilnie staraj się odciąć wszelkie relacje, i gdy już zostaniesz pozostawiony w Nieznanym, wtedy zapytaj: KIM JESTEM?

Teraz żadna odpowiedź nie będzie miała sensu - że jesteś ojcem, synem, mężem, profesorem... kimkolwiek. Odciąłeś wszystkie relacje... skończyłeś z nimi! Nie ma do nich powrotu.

Wraz z tymi relacjami znika twoja tak zwana tożsamość, czyli sposób, w jaki określasz siebie; sposób, w jaki stałeś się tym czy tamtym. Gdy zostaje zniszczone wszystko to, co o sobie wiesz; gdy zostaje zniszczone to, co znane, wtedy nagle odnajdujesz się w środku oceanu Nieznanego.

Ale twój umysł zacznie znowu próbować zamienić ten Nieznany Ocean w znane bajorko.

Od znanego, przeniosłeś się w Nieznane. Teraz umysł zaczyna mówić: Tak, nie jesteś tym, nie jesteś tamtym - jesteś duszą, jesteś świadomością.

Ale to ciągle są pułapki umysłu. Zapomnij o nich także! Odrzuć je!

Nie wiesz. Budda mówi, że jesteś świadomością, ale kto wie? Może Budda oszukuje? Na tych wszystkich buddach nie można polegać.

Ktoś ci powiedział, że jesteś duszą a nie ciałem. Ale to nie twoja własna wiedza - i nie jest nic warta. Ktoś ci powiedział, że jesteś nieśmiertelną duszą i gdy umrzesz, pójdziesz do nieba, do boga... ale wszystko to są głupoty - głupoty opowiedziane ci przez innych. Może tak jest rzeczywiście, może tak nie jest - nie możesz być tego pewnym. A jeśli nie możesz być tego pewnym - musi to być odrzucone.

Poszukujemy czegoś, co jest niepodważalne. Poszukujemy czegoś, co jest podstawowe, co jest esencjonalne, co nie może być odrzucone.

Więc na początku zaprzecz temu, co znane, potem zaś zaprzecz temu, co nieznane. I zacznij wchodzić w tę pustkę.

Przez pierwsze kilka dni będziesz czuł lęk. Będzie to doświadczenie porównywalne ze śmiercią - w Zen nazywa się to “Wielką Śmiercią”. Ale po kilku dniach, jeśli będziesz odważny i wejdziesz w to... po trzech, czterech tygodniach, pewnego dnia To się pojawi. Nagle wszystko zniknie i ciebie już nie będzie. Nie będziesz już tą samą osobą - pojawi się nowa Postać.

Nie można tego opisać - trzeba to przeżyć. Tylko doświadczenie jest tego dowodem; tylko poprzez doświadczenie możesz to poznać - nie ma innego sposobu. Więc wytrwaj.

Nawet jeśli to uczucie niepoznawalnego pojawi się na kilka sekund - wystarczy. Wystarczy nawet wtedy, jeśli w ciągu godziny choć na jedną chwilę wejdziesz w ten świat nicości, bezciałowości, bezjaźniowości... ludzie Zen nazywają to anatta - “nie-ego”. To czysta pustka, bez granic - kropla rozpłynęła się w oceanie.

Czasem będzie to trudne na początku - zaczniesz się pocić i twoje serce będzie szybko bić, poczujesz się źle, niespokojnie. Nie martw się - w ciągu trzech tygodni wszystko się uspokoi, a gdy tak się stanie, wtedy wszystko zacznie płynąć łagodnie i coś w środku ciebie zacznie rozkwitać.

Będzie potrzebna odwaga. Odwaga to wszystko, czego potrzebujesz.

Jeśli zapytasz mnie o definicję osoby religijnej, nie powiem, że powinna być cnotliwa... niekoniecznie. Ale musi być odważna, koniecznie.

Odwaga to największa i podstawowa cnota - wszelkie inne idą za nią - są jej cieniem i wynikiem.
Odpowiedz
#11

Nie rób nic...

Nie potraficie posiedzieć w spokoju nawet przez kilka minut. Byłoby to marnotrawstwem czasu. Tak po prostu siedzieć i nic nie robić? Zamknąć oczy? A czemuż miałoby to służyć?

...Zachód nie posiada mistycznej tradycji, jest ekstrawertyczny, zwrócony na zewnątrz...

Lecz w środku, poza samym szkieletem tkwi jeszcze coś - twoja świadomość. I gdy zamkniesz oczy, natrafisz nie na szkielet, ale na źródło życia.

Zachód potrzebuje poznania źródła życia.
Odpowiedz
#12

Uważność i czujność


Osho, pracuję jako prawnik i jestem ciągle zajęty. Nie wiem jak medytować. Co mam robić?

Medytacja musi być jak wewnętrzny strumień płynący wraz ze wszystkimi twoimi działaniami w ciągu dnia. Zaproponuję ci bardzo prostą medytację. Cokolwiek robisz - czy kopiesz dół, czy też sadzisz kwiaty, albo prowadzisz sprawę w sądzie - rób to świadomie, z pełną uważnością i czujnością.

Wytłumaczę ci co mam na myśli.

Kiedyś Budda szedł wraz ze swym uczniem Anandą. Nadleciała mucha i usiadła na jego czole. Budda, tak jak my wszyscy zwykliśmy to robić, machnął ręką i mucha odleciała. Po pewnym czasie zatrzymał się i wykonał bardzo uważny, spokojny ruch ręką, zrobił to z wielkim wdziękiem.

Ananda nie mógł zrozumieć co się stało. Zapytał: "Mucha już dawno odleciała. Co robisz?"

Budda odpowiedział: "Wtedy zrobiłem to niewłaściwie, nieuważnie. Ciągle z tobą rozmawiałem i mechanicznie machnąłem ręką, nie będąc świadomym co robię. I teraz robię to tak, jak powinienem zrobić przedtem - chcę zapamiętać, żeby nie powtórzyło się to znów."

Każde działanie z uważną świadomością jest medytacją.

Na początku będzie ci to sprawiać wiele trudności. Będziesz ciągle zapominał. Ale nie zniechęcaj się. To tylko kwestia czasu.

Powoli będą pojawiać się coraz dłuższe momenty kiedy będziesz uważnie świadomy.

Działanie będzie kontynuowane - a nawet nie tylko kontynuowane, ale kontynuowane lepiej niż dotąd, gdyż teraz będziesz działał świadomie. Cała jakość działania się zmieni, gdyż będziesz totalnie tu-i-teraz. A wtedy twój wgląd, twoje rozumienie i twoje działanie zaczną nabierać wdzięku.

Nie możesz znaleźć czasu, jasne, nikt nie ma czasu. Ale biorąc prysznic - dlaczego masz to robić mechanicznie, a nie uważnie i świadomie? Robisz to jak automat, gdyż jest to codziennie powtarzana czynność, więc staje się mechaniczna.

Rób wszystko nie-mechanicznie, a wkrótce medytacja nie będzie już kwestią znalezienia jakiegoś czasu w ciągu dnia.

Nigdy nie tłum żadnej myśli, ani z nią nie walcz, gdyż jeśli będziesz to czynił, nigdy się od niej nie uwolnisz. Walcząc, zapraszasz ją jeszcze bardziej. Tłumiąc, powodujesz, że wróci z podwójną siłą...

...Słyszałem taką historyjkę: ktoś umieścił w sklepowej witrynie reklamę produktu dla kobiet, ale w nagłówku napisał:

UWAGA! TYLKO DLA MĘŻCZYZN!

Podobno spośród 1000 przechodzących kobiet, 996 zatrzymało się, czytając ogłoszenie. Pozostałe 4 były niewidome.
Odpowiedz
#13

Tantra

- Osho, jestem zagubiony jeśli chodzi o hinduską i buddyjską Tantrę, z których obie próbuję praktykować. Czasem odczuwam wiele napięcia w ośrodku seksu i nie wiem co z tym zrobić.

Buddyjska Tantra i Tantra hinduska są dwiema totalnie różnymi rzeczami. Tylko nazwa jest taka sama. Jeśli nie masz w tym rozeznania, może to stworzyć głęboki konflikt w twoim ciele. Zapomnij o obydwu, dobrze? - ponieważ będzie ci trudno dojść do harmonii pomiędzy tymi dwiema. Dam ci prostą metodę. Nie zawracaj sobie głowy hinduską i buddyjską Tantrą.

Kiedy kochasz się, musisz pamiętać o trzech rzeczach.

Pierwsza: przed kochaniem się - medytować. Nigdy nie kochaj się bez medytowania, w przeciwnym razie miłość będzie pozostawać seksualna. Zanim spotkasz się z kobietą, powinieneś wznieść się wyżej w swojej świadomości, gdyż wówczas i wasze spotkanie rozegra się na wyższym planie.

Przez co najmniej 40 minut siedź, patrząc na ścianę w bardzo przyćmionym świetle, które stworzy aurę tajemniczości. Siedź cicho i nie poruszaj ciałem, pozostawaj jak posąg. Wtedy gdy będziesz się kochać, ciało będzie się poruszać, zatem daj mu drugą skrajność - najpierw bycia nieruchomym - aby ciało nabrało rozpędu ku poruszaniu się głęboko. Wówczas popęd staje się tak wibrujący, że całe ciało, każde włókno gotowe jest do poruszenia. Wtedy tylko tantryczny orgazm jest możliwy.

Możesz mieć włączoną jakąś muzykę... wybierz muzykę klasyczną, coś co poda ciału bardzo subtelny rytm. Zwolnij oddychanie na tyle, na ile to możliwe, ponieważ gdy się kochasz, oddychanie będzie głębokie i szybkie. Tak wiec stopniowo zwalniaj, lecz nie wymuszaj tego - w przeciwnym razie będziesz oddychał szybko. Po prostu zasugeruj żeby zwalniało.

Medytujcie razem, a kiedy oboje czujecie się medytacyjni - jest to moment na miłość. Wtedy nie będziesz nigdy odczuwał napięcia, a energia będzie płynąć. Jeśli nie czujesz się medytacyjny - nie kochaj się. Jeśli medytacja nie ma miejsca tego dnia - zapomnij całkiem o miłości.

Ludzie robią dokładnie na odwrót. Prawie zawsze pary walczą przed kochaniem się. Stają się zagniewani, gderają na siebie nawzajem i doprowadzają do każdego rodzaju konfliktu - a wtedy kochają się. Opadają bardzo nisko we własnej świadomości - więc oczywiście miłość nie może być bardzo satysfakcjonująca. Będzie to frustrujące i będziesz czuł napięcie.

Druga sprawa: kiedy się kochacie, zanim zaczniecie, czcij swojego partnera i pozwól mu oddać cześć tobie. Zatem po medytacji: cześć, adoracja. Zwróćcie się do siebie całkowicie nadzy i oddajcie sobie nawzajem cześć, ponieważ Tantra nie może zaistnieć pomiędzy kobietą a mężczyzną. Może być jedynie pomiędzy bogiem i boskością. Jest to gest lecz bardzo znaczący.

Całe ustosunkowanie do siebie nawzajem musi stać się wysubtelnione tak, że wy znikacie. Dotykajcie swoich stóp, kładźcie na nie girlandy kwiatów. Mężczyzna zostaje przetransformowany w Śiwę, a kobieta jest przetransformowana w Shakti. Teraz wasze człowieczeństwo nie ma nic do rzeczy, twoja forma nie ma nic do rzeczy, twoje imię nie ma nic do rzeczy, jesteś czystą energią. Oddanie czci zogniskuje tę energię. Ale nie pozoruj. Kult musi być prawdziwy. Nie może być po prostu rytuałem, w przeciwnym razie zaprzepaścisz sprawę. Tantra nie jest rytuałem. Jest tu wiele rytuału, lecz Tantra nie jest obrządkiem. Rytuał możesz powtarzać. Możesz schylać się do jej stóp i dotykać je - to nie pomoże.

Niech będzie to głęboko znaczącym gestem. Rzeczywiście patrz na nią. Nie jest ona już twoją żoną, nie jest już dziewczyną, nie jest już kobietą, nie jest ciałem, lecz konfiguracją energii. Niech najpierw stanie się ona boską, wówczas kochaj się z nią. Wówczas miłość zmieni swą jakość. Stanie się boska. Oto cała metodologia Tantry.

Wtedy w trzecim kroku kochacie się. Ale niech wasze kochanie się bardziej dzieje się samo, aniżeli jest przez was robione. Angielskie wyrażenie "robić miłość" jest złe. Jak możesz zrobić miłość? To nie jest coś jak robienie, to nie jest akcja. Jest to stan. Możesz w nim być, lecz nie możesz go zrobić. Możesz się w tym poruszać, lecz nie możesz tego wykonywać. Możesz być kochający, lecz nie możesz manipulować tym. Cały Zachodni umysł próbuje manipulować wszystkim. Nawet jeśli Zachodni umysł dostąpi któregoś dnia odnalezienia Boga, Bóg będzie w kłopocie. Oni będą ciągać Go w tę stronę, w drugą, manipulować Nim. Zaprzęgną Go do jakiejś użytecznej roboty, wykorzystają do jakiegoś celu. W ten sposób nawet miłość musi stać się rodzajem czynności. Nie.

Kiedy kochasz się, bądź owładnięty. Poruszajcie się wolno, dotykajcie nawzajem waszych ciał; bawcie się swoimi ciałami. Ciało jest jak muzyczny instrument. Nie spieszcie się. Niech sprawy rosną. Jeśli poruszacie się wolno, nagle obie wasze energie wzniosą się razem - jak gdyby coś was posiadło. Stanie się to natychmiastowo i równocześnie. Tylko wtedy możliwa jest Tantra. Ruszajcie teraz w miłość....

Po prostu czujcie energię spływającą na was i pozwólcie tej energii mieć swój własny ruch. Czasem zaczniesz krzyczeć, krzycz. Czasem zaczniesz coś mówić, mów. Czasem tylko wydasz jęk, lecz musisz na to pozwolić. I nie obawiaj się ponieważ dzieje się to poprzez twoje przyzwolenie. W chwili, w której chcesz to zatrzymać, zatrzymuje się to, zatem nigdy nie jesteś bez kontroli.

A kiedy bogowie kochają się, jest to niemal dzikie. Nie ma tu żadnych zasad, żadnych ustaleń. Ktoś porusza się po prostu pod wpływem chwilowego impulsu. Nic nie jest tabu... nic nie jest zakazane. Cokolwiek w danym momencie się dzieje jest piękne i święte. Jeśli wniesiesz w to swój rozum, zniszczysz to kompletnie. Jeśli nagle poczujesz, że ssiesz jej palec i powiesz "Co za nonsens!" wówczas wprowadziłeś umysł. Możesz czuć jakbyś ssał jej pierś, nie ma w tym nic złego. Nikt nie wie, co się stanie. Jesteś po prostu porzucony w boskim wirze. Zabierze cię to i weźmie gdziekolwiek chce. Jesteś po prostu dostępny, gotowy się z tym poruszać. Nie kierujesz tym ... wy zwyczajnie macie stać się pojazdami.

Niech energie spotykają się na swoje własne sposoby. Mężczyzna powinien być tym owładnięty - po prostu czysta energia. Nie będziecie kochać się tylko poprzez genitalne organy, będziecie kochać się poprzez całe wasze ciała.

Nie że używacie tylko waszych seksualnych organów; seks rozpościera się wokół. Twoja głowa jest jego częścią w takim samym stopniu jak twoje stopy. Nie jesteś już mężczyzną; jesteś po prostu energią. Ona także nie jest już kobietą; po prostu energia. To bardzo dzika rzecz.

Jeśli medytujecie przed, a potem czcicie siebie nawzajem, nie ma niebezpieczeństwa; wszystko będzie poruszać się odpowiednio. Osiągniecie szczyt orgazmu, jakiego nigdy nie zaznaliście. Czasem osiągniecie to: prawdziwie wielki orgazm, w którym całe ciało drga i pulsuje.

Stopniowo sięgniecie punktu kulminacyjnego; znów opadniecie. To oczyści całe twoje istnienie, cały system. Czasem nie będzie wytrysku, lecz będzie orgazm.

Są dwa typy orgazmów: szczytowy orgazm i dolinowy orgazm. W szczytowym orgazmie będziesz miał ejakulację i ona także będzie mieć wytrysk pewnych subtelnych energii. W dolinowym orgazmie nie będziecie mieć żadnej ejakulacji. Będzie to pasywny orgazm... bardzo cichy, bardzo subtelny. Będzie drganie, lecz prawie niezauważalne. W szczytowym orgazmie poczujecie wielką, wielką błogość. W dolinowym orgazmie poczujecie wielkie, wielkie uspokojenie. I oba są potrzebne; oba są aspektami Tantry. Każdy szczyt ma swą dolinę, a każda dolina ma swój szczyt. Szczyt nie może istnieć bez doliny ani vice versa.

A kiedy się to stało i oboje osiągnęliście głęboki orgazm, nie wychodź z niej. Po orgazmie pozostań w jej wnętrzu i odpoczywaj przez parę chwil. Ten odpoczynek jest bardzo głęboki. Po orgazmie odpoczynek jest jak dolina. Sięgnęliście samego szczytu, a teraz musicie powrócić do doliny. Jest ona bardzo chłodna i cienista, a wy odpoczywacie. I tak wiele dzieje się po orgazmie... zlewanie się, roztapianie. Ciała są zmęczone, wyczerpane, zużyte. Umysł zaszokowany. Było to niemal jak elektryczny szok.

Kiedy wychodzicie ze swojego stanu miłości, znów módlcie się; zakończcie modlitwą. Różnica jest taka, że kiedy medytujecie, ty medytujesz osobno i ona medytuje osobno, ponieważ medytacja nie może być robiona wspólnie. Medytacja jest osobistym wysiłkiem. Nie jest to relacja. Więc możecie być medytujący razem, ale wciąż medytujecie osobno; jesteś sam i ona jest sama. Wtedy oddajecie sobie nawzajem cześć. To znów jest inne. Jedno staje się obiektem kultu dla drugiego. Później kochacie się i jesteście kompletnie zatraceni. Nie jesteś sobą, ona nie jest sobą. Nikt nie wie, kto jest kim. Wszystko jest porzucone w wirze energii. Biegunowość mężczyzny i kobiety nie jest dalej biegunowością; granice łączą się, mieszają. Czasem będziesz czuł jak kobieta, a ona będzie czuć jak mężczyzna. Czasem ona będzie na tobie. Czasem ty staniesz się bierny, a ona stanie się aktywna i role będą się zmieniać. Jest to wielka dramaturgia energii. Wszystko jest zatracone.

Wtedy wychodzicie z tego najskrytszego z doświadczeń - módlcie się razem. Jest to czwarta rzecz. Po prostu dziękujcie Bogu. I nigdy nie skarż się. Cokolwiek się dzieje - jest dobre. Dzięki Niemu wszystko się dzieje; dziękujcie Mu z głęboką wdzięcznością. Pochylcie się i połóżcie wasze głowy na ziemi i pozostańcie tak przez kilka chwil w głębokiej wdzięczności.

Medytacja jest samotna. W czci ważna jest druga osoba, a w modlitwie oboje modlicie się do Boga. Zatem te trzy rzeczy powinny być włączone. One stworzą ekologię, w której powstaje Tantra. I któregoś tygodnia zdarzy się to.

Jeśli poruszacie się w Tantrze wówczas żadna inna miłość nie powinna być dopuszczona, w przeciwnym razie rozproszy to energię. Lecz kiedykolwiek chcecie się kochać, upewnijcie się, że macie dość czasu. To nie powinno być robione w pośpiechu. To nie powinno być jak praca. Jest to gra, zabawa, a te energie są tak subtelne, że jeśli jesteś w pośpiechu nic się zdarza. Tantra nie jest fragmentem. Nie możesz jej praktykować póki nie stworzysz sytuacji. To jest jak kwiat.

Musisz zasiać ziarno i dbać o roślinę, nawadniać ją każdego dnia. Sprawdzać czy oświetla ją słońce czy nie. Nie możesz stworzyć kwiatu, lecz możesz stworzyć sytuację, w której pewnego dnia kwiat pojawia się i otwiera pączek. Zatem te trzy rzeczy są sianiem ziarna, dbaniem o roślinę, podlewaniem jej i byciem ciągle nią zajętym; byciem ostrożnym, chroniącym ją. Wtedy pewnego dnia nagle - kwiat Tantry. To się stanie.

tłum. Marija Bualos
Odpowiedz
#14

Medytacja Śmiechu

20 min. Śmiech
20 min. Relaks w pozycji leżącej na brzuchu
20 min. Taniec

Siedząc w ciszy, wywołaj chichot w najgłębszym centrum swojego istnienia. To tak, jakby całe twoje ciało chichotało, śmiało się. Zacznij kołysać się, niech śmiech rozprzestrzenia się od twojego brzucha na całe ciało, niech ręce się śmieją, niech śmieją się stopy. Oszalej. Przez 20 minut śmiej się. Jeśli masz ochotę śmiać się głośno, śmiej się głośno; jeśli masz ochotę śmiać się cicho, śmiej się cicho.

Potem połóż się na ziemi lub na podłodze, rozciągnij się leżąc twarzą do ziemi. Najlepiej, jeśli jest ciepło i możesz połóżyć się w ogrodzie na ziemi, jeszcze lepiej, gdy możesz połóżyć się nago. Nawiąż kontakt z ziemią, poczuj, że jest ona matką a ty jej dzieckiem. Pozwól temu odczuciu cię pochłonąć. Oddychaj wraz z ziemią, poczuj jedność z ziemią. Pochodzimy z ziemi i pewnego dnia do niej powrócimy.

Po tych 20 minutach energetyzowania, zacznij tańczyć, włącz jakąś muzykę i po prostu tańcz. Ziemia da ci tyle energii, że twój taniec będzie miał zupełnie inną jakość. Jeśli masz taką możliwość, tańcz na powietrzu.

Po sześciu miesiącach praktykowania zobaczysz, jak wielkie zmiany pojawią się w twoim życiu.

Osho. "The Sun Behind the Sun". 1978
Odpowiedz
#15

Cztery kroki

Osho, chciałbym cię zapytać o precyzyjnie i krótkie określenie, czym jest esencja twojego nauczania?

Moje nauczanie jest bardzo proste: żadnych dogmatów, żadnych wiar, żadnego credo, żadnej religii. Ufaj tylko temu, czego jesteś w stanie sam doświadczyć, we wszystko inne wątp.

Tak jak inne religie mają swoją podstawę w wierze, ja opieram się na wątpieniu, podobnie jak na wątpieniu opiera się nauka: wątp, zanim nie odkryjesz czegoś, co możesz uzasadnić empirycznie.

Różnica polega na tym, że nauka kieruje się na zewnątrz, ja zaś kieruję się do wewnątrz. Ten ruch do wewnątrz nazywam medytacją.

Musisz zrobić trzy kroki w kierunku do wewnątrz, czwarty krok przydarzy się samoistnie.

Pierwszy krok to obserwacja swojej aktywności: aktywności ciała – jak ono się porusza, chodzi, rąbie drewno, sięga po wodę ze studni. Pozostań świadkiem. Nie wykonuj tych czynności jak robot.

Czy mogę ci przerwać?

Nie, nie możesz. Żadnego przerywania. (śmiech)

Gdy już staniesz się zdolny, by obserwować i być świadkiem aktywności swojego ciała, możesz wykonać drugi krok: zacznij obserwować swój umysł – myśli, marzenia, fantazje, wyobrażenia. Pozostań świadkiem – tak, jakbyś stał przy drodze, którą przebiegają twoje myśli. Nie jesteś ich częścią. Jesteś jedynie lustrem, odbijającym bez żadnych opinii i sądów. Gdy w lustrze pojawia się śliczna twarz, lustro nie mówi: „och, jakie wspaniałe lico”, po prostu odbija to, co pojawi się przed lustrem.

Musisz stać się czystym świadkiem, bez żadnych osądów, opinii, wartościowania: dobre czy złe. Wtedy przydarzy się dziwne doświadczenie: gdy twoje bycie świadkiem będzie coraz uważniejsze, myśli zaczną same znikać.

Proporcjonalnie: gdy jest w tobie 10 procent bycia świadkiem, jest też 90 procent myśli. Gdy jest w tobie 90 procent uważności, świadomości, wtedy jest jedynie 10 procent myśli.

Gdy jesteś w stu procentach świadkiem, wtedy jest już tylko czysta nicość, stan bez-umysłu, są to wrota do trzeciego i ostatniego kroku: obserwuj swoje emocje, nastroje. Myśli nie są tak subtelne jak emocje, odczucia, odcienie smutku, barwy radości.

Tak więc: pierwszy krok skupiony jest na ciele, drugi na umyśle, trzeci na sercu.

A gdy będziesz już umiał obserwować swoje emocje, czwarty krok przydarzy się samoistnie.

Pojawi się nagły przeskok i znajdziesz się w samym centrum swojego istnienia – tam, gdzie nie ma już niczego, czego mógłbyś być świadomy. Świadomość jest świadoma siebie samej. I jest to moment ostatecznej ekstazy, samadhi, oświecenia, czy jak to tam sobie nazwiesz. Ponad tym nie ma już nic. Gdziekolwiek się nie skierujesz, zawsze będziesz świadkiem. Bycie świadkiem jest kresem podróży – przybyłeś do domu.

Oto całe moje nauczanie. Jest naukowe – nie wymaga od ciebie wiary, wymaga eksperymentowania. Nie proszę nikogo, aby mi uwierzył. Proszę jedynie, aby sam eksperymentował i sam doświadczał.

Wiem, że przydarzy się to tobie, gdyż przydarzyło się to mnie, a jestem zwykłym ludzkim istnieniem – tak jak ty.

Nie jestem nikim nadzwyczajnym, nie jestem boskim wcieleniem. Jestem dokładnie tym samym, kim jesteś ty. Jedyna różnica polega na tym, że ty śpisz, a ja się obudziłem. Ale to tylko kwestia czasu – wcześniej czy później, ty też się obudzisz.

Nie oddawaj mi czci, nie bądź moim wyznawcą. Wystarczy, że zaczniesz eksperymentować. A wtedy ci się to przydarzy.

Nie jestem twoim zbawicielem. Jestem twoją zachętą. Nie mogę brać za ciebie odpowiedzialności, ale mogę tobą potrząsnąć i rzec: obudź się.

                                          /Osho. Last Testament 328/
Odpowiedz
#16

Najbardziej wyjątkowe u Osho jest to, że zauważył, iż współczesnemu człowiekowi bardzo trudno jest po prostu... siedzieć. Owszem - siedzimy i czytamy gazety. To potrafimy. Owszem - siedzimy i oglądamy telewizję. Potrafimy. Owszem - siedzimy i rozmawiamy, siedzimy i jemy, siedzimy i myślimy, siedzimy i słuchamy muzyki, siedzimy i..., ale nigdy po prostu nie siedzimy. Tego NIE potrafimy.

Tak więc człowiek współczesny musi zdobyć się na coś więcej niż powtarzanie technik wymyślonych dwa tysiące lat temu, kiedy to ludzie byli bardziej prości i niewinni - wtedy siedzenie, zwyczajne siedzenie, było czymś naturalnym. Teraz niestety nie jest. Człowiek współczesny zwyczajnie siedzieć nie potrafi. Jak mówi Osho:

W czasach Buddy, dynamiczne metody medytacji nie były potrzebne. Ludzie wtedy byli bardziej prości, autentyczni. Żyli prawdziwszym życiem. Teraz żyją życiem stłumionym, życiem nieprawdziwym. Śmieją się wtedy, gdy nie mają na to ochoty, okazują współczucie wtedy, gdy są - tak naprawdę - wściekli. Ludzie są fałszywi. Całe ich życie to kłamstwo, to fałsz. Ludzie wcale nie żyją - oni grają. To, czego doświadczają, gromadzą w swoich umysłach, ładują to do swoich mózgów. Tak więc dla nich: usiąść i siedzieć - nie zadziała. W chwili gdy usiądziesz w ciszy, zobaczysz tysiące rzeczy wirujących w umyśle, nie będzie możliwe się wyciszyć. Tak więc najpierw wyrzuć z siebie te rzeczy, abyś mógł w sposób naturalny przybyć do przystani spokoju. Prawdziwa medytacja przydarza się tylko wtedy, gdy jesteś całkowicie odprężony.

Tak więc Osho zaproponował nam, abyśmy najpierw wyrzucili z siebie towarzyszące nam napięcie, aby stworzyć przestrzeń dla ciszy. Zaproponował techniki wykorzystujące dynamikę ruchu oraz katharsis jako metody na uwolnienie napięcia - medytację Dynamiczną, medytację Kundalini, No-Dimensions, Gourishankar... Możesz także wybrać jedną z metod statycznych, np. Nadabrahmę.

Jak zacząć? Kup kasetę z muzyką i instrukcją do którejś z medytacji  i codziennie poświęć czas na ich praktykowanie.

Czy jest możliwe medytować bez techniki? Oto co na ten temat powiedział Osho:

Pytanie, czy można medytować bez techniki, jest oczywiście bardzo ważne, gdyż medytacja jako taka nie potrzebuje żadnej techniki! Ale techniki są potrzebne, aby usunąć przeszkody na drodze medytacji. Tak więc musisz to dokładnie zrozumieć: sama medytacja nie potrzebuje żadnych technik - jest uważnością, czujnością, zrozumieniem. Lecz na drodze do uważności napotykasz wiele przeszkód, które trzeba pokonać, a do tego potrzebne są techniki.
Tak więc zadaniem technik jest przygotowanie gruntu do medytacji. Techniki medytacją nie są. Jiddu Krishnamurti przez całe swoje życie podkreślał, że nie istnieje technika dla medytacji.
Lecz nie spowodowało to, że ludzie znaleźli się w stanie medytacji - oni jedynie zostali przekonani, że do medytacji nie jest potrzebna technika. Lecz kompletnie zapomnieli, jak pokonywać przeszkody, walczyć z trudnościami. Pozostało jedynie intelektualne przekonanie, że techniki są niepotrzebne.
To, o czym mówi Krishnamurti, jest prawdą, lecz opisuje on jedynie pozytywną stronę doświadczenia. A istnieje jeszcze negatywna - i właśnie dla niej potrzebne są wszelkie rodzaje technik, gdyż jeśli nie przygotujesz gruntu, jeśli nie wyrwiesz chwastów, róże nie rozkwitną. Róże nie mają nic wspólnego z chwastami, lecz usunięcie tych ostatnich jest konieczne, aby róże mogły rozkwitnąć.
Jeśli chodzi o medytację, żadna technika nie jest potrzebna, lecz twój umysł będzie stwarzał tysiące problemów. Techniki są potrzebne do uciszenia, uspokojenia umysłu - do uczynienia umysłu wręcz nieobecnym. Wtedy medytacja przydarzy się sama, nie jest to kwestia techniki, nie musisz nic robić. Medytacja jest czymś naturalnym, ukrytym w tobie i czekającym na sposobność, aby się wydostać na zewnątrz - ku światłu, ku niebu. Lecz umysł otacza medytację ze wszystkich stron: wszystkie drzwi i okna są pozamykane. Techniki są potrzebne do otwarcia tych drzwi i okien... a wtedy, nagle pojawiają się całe przestworza, wszystkie gwiazdy, wschody i zachody słońca... Lecz techniki są potrzebne, aby  otworzyć drzwi i okna, usunąć bielmo z twoich oczu.
A sama medytacja jest czymś naturalnym, twoim potencjałem. Medytacja to uważność. Medytacja to uważna świadomość, pojawiająca się bez wysiłku. Lecz twój umysł jest wypełniony myślami, błądzi od przeszłości do przyszłości, nigdy nie ma go tu-i-teraz. A medytacja musi być tu-i-teraz. Techniki służą temu, aby odciąć cię od wspomnień z przeszłości, od marzeń o przyszłości i osadzić w TYM momencie, tak jakby istniał tylko TEN moment.
Icek Goldberg odwiedził przyjaciela - Mosze Cohena, który leżał na łożu śmierci. Icek poprosił: "Mosze, gdy będziesz już w niebie, dowiedz się, czy grają tam w baseballa?". Cohen zgodził się bez wahania i w kilka dni po swojej śmierci zadzwonił do przyjaciela:
"Jak się masz, Icek. Tu Mosze.
Jestem w niebie i mam dla ciebie dwie wiadomości: jedną dobrą, drugą złą. Dobra jest taka, że w niebie grają w baseball. Zła - że będziesz grał z nimi w następny czwartek".

Życie to skomplikowana sprawa. Składa się z dobrych i złych wieści.
Dobra wieść jest taka, że medytacja nie jest techniką.
Zła - że bez techniki nie dotrzesz do medytacji.

sw amirto
Odpowiedz
#17

Piękna, prosta, bardzo skuteczna medytacja.

Pamiętaj, że jesteś światłem.
Wyobraź sobie, że w twoim sercu pali się płomień, a całe twoje ciało jest aurą, poświatą wokół tego płomienia.

Niech świadomość tej wizualizacji wypełni twój umysł. Spróbuj naprawdę tego światła doświadczyć.

Kiedy chodzisz, wyobrażaj sobie, że jesteś poruszającym się płomieniem, a twoje ciało jest aurą wokół niego; nie masz ciała fizycznego, ale uczynione ze światła i energii.

Po trzech miesiącach medytacji ludzie wokół zauważą zmianę, poczują subtelne światło, a kiedy ich dotkniesz, odczują płomienny dotyk.

Po tym okresie możesz przenieść ten stan świadomości do snu.
Odpowiedz
#18

miriam napisał(a):Piękna, prosta, bardzo skuteczna medytacja.

Pamiętaj, że jesteś światłem.
Wyobraź sobie, że w twoim sercu pali się płomień, a całe twoje ciało jest aurą, poświatą wokół tego płomienia.

Niech świadomość tej wizualizacji wypełni twój umysł. Spróbuj naprawdę tego światła doświadczyć.

Kiedy chodzisz, wyobrażaj sobie, że jesteś poruszającym się płomieniem, a twoje ciało jest aurą wokół niego; nie masz ciała fizycznego, ale uczynione ze światła i energii.

Po trzech miesiącach medytacji ludzie wokół zauważą zmianę, poczują subtelne światło, a kiedy ich dotkniesz, odczują płomienny dotyk.

Po tym okresie możesz przenieść ten stan świadomości do snu.
Wspaniale opisane.
Ciekawe.
Może spróbuję, nie mniej dziękuję za tą wiadomość  Oczko
Odpowiedz
#19

" Medytacja to stan nie-umysłu. Medytacja to stan czystej świadomości bez żadnej zawartości. Zazwyczaj świadomość jest zapełniona śmieciami, przypomina lustro okryte kurzem. Umysł to ciągły ruch – poruszają się myśli, poruszają się pragnienia, poruszają się wspomnienia, poruszają się ambicje – nieprzerwany ruch! Dzień po dniu. Umysł funkcjonuje nawet, gdy śpisz – śni. Wciąż myśli, wciąż jest w zmartwieniach i niepokojach.
To nie jest stan medytacji. Medytacją jest coś dokładnie odwrotnego. Gdy nie ma ruchu i myślenie ustało, nie porusza się żadna myśl, nie wzbudza się żadne pragnienie, gdy jesteś całkowicie wyciszony – to wyciszenie jest medytacją, i w tym wyciszeniu poznaje się prawdę, nigdy inaczej. Medytacja to stan nie-umysłu."

Choć wiele różnych technik medytacyjnych opiera się na skupianiu się na jakimś obiekcie, Osho twierdzi, że koncentracja to nie medytacja, bo ta powinna być rozluźnieniem i odprężeniem, a nie wysiłkiem. Mamy przebywać w stanie medytacji, a nie medytować, chodzi o to by być w stanie bez wysiłku, nic nie robiąc tylko po prostu będąc.
Osho pisze też, że dlatego też mamy wybrać taką medytację, jaka nam pasuje, w jakiej czujemy się dobrze. Medytacja ma być stanem naturalnym, a nie wynikającym z przymusu. Twierdzi też, że jedna metoda nie zaprowadzi nas do samego końca, pozwoli nam jedynie osiągnąć pewien stan, konkretny kawałek. Dlatego nie ma nic złego w rezygnowaniu z jakiejś metody, jeśli czujemy, że już nam nie odpowiada, nie daje radości.

Oto, co proponuje Osho:

" Idąc ulicą – nagle przypomnij sobie. Zatrzymaj się, zatrzymaj się całkowicie, bez żadnego ruchu. Przez pół minuty tylko bądź obecny. Bez względu na sytuację zatrzymaj się całkowicie i tylko bądź obecny dla tego wszystkiego, co się dzieje. Potem znów zacznij iść. Sześć razy dziennie. Możesz robić więcej, ale nie mniej – to spowoduje silne otwarcie. Trzeba to robić nagle. (…) Jeśli nagle staniesz się po prostu obecny, zmieni się cała energia. Ustanie ciągłość, która trwała w umyśle, i jest to tak nagłe, że umysł nie zdoła tak szybko wytworzyć jakiejś nowej myśli."

w oparciu o "Techniki medytacji" Osho
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości