Życie kartami pisane - powieść w odcinkach
#1

Zapraszam Was do lektury mojej powieści w odcinkach, które będę kilka razy w tygodniu umieszczać na forum. Znajdziecie tu dalsze losy bohaterów, którzy pojawili się w naszej wspólnej próbie literackiej ("Opera mydlana tarotem pisana"). Pojawią się też, a jakże, nowe, ciekawe  postacie Oczko

W dalszym ciągu zamierzam inspirować się tarotem, ale także - w większym stopniu - życiem: zarówno własnym, jak i innych ludzi z mojego bliższego i dalszego otoczenia. Bo tych ciekawych ludzkich historii poznaję wiele i... nie przestają mnie zadziwiać, ciekawić, poruszać. W końcu nie od dziś wiadomo, że najlepsze scenariusze pisze właśnie życie. 
Natomiast jestem przekonana o tym, że nie ma takiej życiowej sytuacji, której nie mógłby pokazać nam tarot  Uśmiech

Zastosuję trochę inne zasady. Przed napisaniem odcinka wyciągnę 3 karty, z których wybiorę jedną, by kontynuować opowieść - to da mi większą elastyczność w doborze treści, a całej historii - większą spójność.


Zapraszam Was do komentowania, podsuwania pomysłów, wyrażania opinii. Może kiedyś wydam zbiór opowiadań, więc tę powieść na forum traktuję jako ważne dla mnie wprawki literackie i wyraz ekspresji twórczejOczko

Pierwszy odcinek ukaże się jutro - 13. 07. to ważna dla mnie data, nieprzypadkowo wybrana na startOczko 
Odpowiedz
#2

XVIII Księżyc
Tego wieczoru Kamila nie spieszyła się do domu. Celowo wybrała okrężną drogę, by jak najdłużej siedzieć za kierownicą. Lubiła jeździć. Miała wtedy czas, by spokojnie pomyśleć, przeanalizować zdarzenia. Tak było i teraz. Właśnie odbyła jedną z najtrudniejszych rozmów w swoim niespełna 40-letnim życiu: oznajmiła mężczyźnie, który był tą licealną miłością przez wielkie M, że jest ojcem jej 18-letniej córki. Od kilku miesięcy robiła przedziwne podchody, by znów się do niego zbliżyć. Chciała wejść w jego życie stopniowo, krok po kroku, tak, żeby go nie wystraszyć, tylko na nowo sobą zainteresować. I dopiero wtedy powiedzieć mu o Lilce. Sama nie wiedziała, snując te plany, czy kiedykolwiek wyjawi prawdę córce. To miało zależeć od tego, jakim człowiekiem okaże się Artur. Jak odbierze go teraz, po tych dwóch dekadach. Wszystko teoretycznie wydawało się proste. Jednak sprawy wymknęły się spod kontroli, i nastąpiło to zdecydowanie za szybko.
To, że Lila jest nie tylko jej ukochaną córką, ale i młodą kobietą, Kamila zrozumiała kilka lat wcześniej. Dziewczyna była ładna i najwyraźniej miała temperament, bo odkąd zaczęła naukę w liceum, wciąż pojawiali się obok niej przystojni koledzy. Od czasu do czasu któryś zyskiwał status „chłopaka”, o czym córka chętnie jej opowiadała. Miały, jak dotąd, doskonały, bliski kontakt. Kamila uważała to za największy, a może nawet jedyny bonus swojego wczesnego, nieplanowanego macierzyństwa. Ale teraz ich relacja mogła się zmienić i tego bardzo się obawiała. Szybko pożałowała, że wcisnęła Lilkę na te cholerne praktyki do TCE. Ale czy mogła się spodziewać, że osiemnastolatka, która dotąd interesowała się co najwyżej studentami drugiego roku, nagle zacznie zalotnie spoglądać na rówieśnika jej matki? A teraz Lila musi się dowiedzieć, że ten rówieśnik nie jest jedynie jakimś znajomym sprzed lat, ale także… jej ojcem. Ojcem, którego nigdy, nawet przez chwilę, nie miała.
Już sama myśl o tej rozmowie budziła ogromny lęk. Chciało jej się płakać. Jak powie to córce? Jak wyjaśni jej, że przez tak wiele lat okłamywała ją, uparcie powtarzając bajeczkę o człowieku, z którym jako 19-latka przeżyła wakacyjny romans, a jego owocem niespodziewanie była Lila? Wiele razy tłumaczyła jej, dlaczego biologiczny ojciec nie wie o jej istnieniu: wyjazd za granicę, problemy z kontaktem itp. Od kilku lat Lila już nie pytała. Prawdopodobnie nie tęskniła za czymś, czego po prostu nigdy nie poznała.
Kamila przeczuwała, że ich spokojne, poukładane życie i jej relacja z córką bardzo się teraz zmieni. Czuła się jak pająk, który zaplątał się we własną sieć. Ale nie było odwrotu.
Odpowiedz
#3

Pięknie dopasowałaś XVIII Księżyc do energii, która wypływa z tego tekstu. Mam na myśli kobiecą energię, umysł ludzki, a także proces dojrzewania człowieka - jak wchodzenie w następujące po sobie fazy księżyca. Przypomniała mi się saga o dziewczynie zakochanej w wampirze - tam był chyba "Księżyc w nowiu". Na jakim etapie jest teraz Lilka? Z pewnością jest już kobietą lub "kobietką", z silną energią, cielesną inteligencją, świadomością swoich potrzeb, ale żyjącą w złudzeniu, fikcji co do jej ojca. Gdybym miała namalować obraz, który ją przedstawia to wciąż byłaby to mała dziewczynka siedząca nad wodą, w której odbija się światło księżyca - póki co jeszcze dojrzewającego. Może to kwadra pierwsza, jeśli nawet nie nów...

Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy Uśmiech
Odpowiedz
#4

Dziękuję, Seleno Oczko Dodałaś mi skrzydeł!
Ty też jesteś księżycowa, przez imię, które tu sobie wybrałaś Uśmiech Ciąg dalszy jutro.
Odpowiedz
#5

Coś czuję, że zostanę fanką Twoich opowieści Uśmiech Lubię takie, a ogólnie to kiedyś dużo czytałam. Teraz wciąż brakuje czasu, a szkoda... Nawet romanse znanego wydawnictwa Harlequin czytywałam w tajemnicy przed mamą, ale chyba każda dziewczyna dorastająca i wchodząca w okres "kobietki" czytywała to Uśmiech Nie myśl, że porównuję je do Twoich historii - to inna półka. Ale też czyta się jednym tchem Uśmiech
Odpowiedz
#6

Król buław
Gdy podjeżdżała pod dom, usłyszała sygnał przychodzącej wiadomości:
Nie możesz mnie ciągle zwodzić. Chcę Cię porwać na najbliższy weekend. Nie przyjmę kolejnej odmowy – pisał Wilczyński, już czwarty raz w podobnym tonie od momentu, gdy wyszła dzisiaj z pracy.  Ten esemes jeszcze bardziej ją przygnębił. „W co ja się wpieprzyłam?!” – pomyślała z irytacją, uprzytamniając sobie jednocześnie, że sama postarała się o to, by ją zauważył, zapamiętał i szybko zaproponował jej pracę w TCE.  Długo starać się nie musiała, mimo że kręciło się koło niego parę innych babek. I trudno było się temu dziwić. Facet był zadbanym, zamożnym i pewnym siebie pięćdziesięcioparolatkiem, który niedawno się rozwiódł i od tej pory lubił pokazywać się w towarzystwie znacznie młodszych od siebie kobiet.  Kamila przypuszczała, że wcześniej też od ich towarzystwa nie stronił, tyle że robił to bardziej dyskretnie… Mimo średniego wzrostu i widocznego łysienia miał w sobie jakiś magnetyzm, który nie wynikał z zasobności portfela, choć ten czynnik, podobnie jak kierownicza pozycja Wilczyńskiego, na pewno nie były tu bez znaczenia. I najwyraźniej czuł się dyrektorem nie tylko w swojej firmie. Był zdecydowany i szedł po swoje, nie licząc się z odmową. A jednocześnie – to Kamila zauważyła już po kilku dniach w TCE – jako szef był naprawdę dobry: decyzyjny, konkretny i skuteczny.  Mimo widocznej dla innych nerwowości i niecierpliwości,  cieszył się dobrą opinią wśród pracowników. Lubił ludzi, a oni czuli się przy nim bezpiecznie, choć też nie przebierał w słowach, gdy któryś z podwładnych spartaczył swoją robotę lub czegoś zaniechał. Tak, szefem był świetnym, tyle że ona – na własne życzenie – znalazła się teraz na jego celowniku zupełnie z innych powodów, co znacząco wykraczało poza sferę zawodową. I od paru dni przestał to nawet ukrywać, stawał się coraz bardziej śmiały, wręcz nachalny i… no właśnie, w tym sęk, że zupełnie nie przyjmował odmowy.
„To będzie kolejna sieć, z której trzeba się będzie wyplątać” – pomyślała Kamila, otwierając drzwi swojego mieszkania.
Odpowiedz
#7

Taki typowy Król Buław - niby wypisz wymaluj jaki jestem, a jednak kobiety garną. Tutaj pokazałaś jednak i pozytywne cechy tego pana, bo są i takie - o dziwo. Czyli charyzma, dobra organizacja w pracy, działanie, aktywność.
Dla mnie Król Buław może być w gruncie rzeczy dobrym człowiekiem, który dba o najbliższych. To nie jest egoista, choć sprawia takie wrażenie. On po prostu kocha siebie i bycie w centrum uwagi, a, że jest atrakcyjny to przyciąga kobiety jak magnes.
Odpowiedz
#8

Królowa Mieczy i Paź Mieczy

- Mamo, wiem, że jest późno i na pewno jesteś zmęczona, ale muszę ci coś powiedzieć – przywitała ją córka niemal w progu.  Kamila wychwyciła w jej głosie dobrze znaną sobie niecierpliwość i nutę desperacji. Wiedziała, że Lila powie jej za chwilę coś ważnego i zrozumiała, że ona sama musi się wstrzymać ze swoimi wyjaśnieniami na temat Artura. Poczuła ulgę, ale zdawała sobie sprawę, że jest to ulga chwilowa.                                   
- Zaczekaj moment. Wstaw wodę, od rana nie piłam swojej herbaty. Przebiorę się w coś wygodniejszego i zaraz do ciebie przyjdę.

Po chwili siedziały już na narożniku w salonie, trzymając swoje kubki w dłoniach. Kamila wyczuwała napięcie córki i stopniowo ogarniał ją niepokój.
- Będziesz na mnie zła – zaczęła Lilka cicho.
- Może będę, może nie. Zobaczymy, jak już mi powiesz. Co się stało?
- Nie pójdę na informatykę, mamo. W ogóle nie będę tam składać dokumentów.
- A zatem zostajesz przy dziennikarstwie – Kamila nie była zdziwiona. Spodziewała się takiego obrotu sprawy, ale nie sądziła, że Lilka podejmie decyzję tak szybko.
- Nie jesteś zdenerwowana? Myślałam, że to cię wkurzy. I wiesz, jest mi strasznie głupio.
- A to dlaczego? Przecież masz prawo do swoich decyzji. Nie musisz przecież studiować tego, co ja i... „…i twój ojciec” – pomyślała Kamila, ale w porę ugryzła się w język. – I.. jestem pewna, że wiesz, co robisz – dokończyła. Córka spojrzała na nią z wdzięcznością. Wyraźnie odczuła ulgę.
- Jest mi głupio, bo wciągnęłaś mnie na te praktyki do swojej nowej firmy – powiedziała Lila.
- A ty po już ośmiu dniach w TCE oznajmiasz, że chrzanisz informatykę – Kamila nie potrafiła ukryć swojego rozbawienia. – Niestety jeszcze miesiąc musisz wytrzymać. Do końca czerwca. Jeśli nie dla siebie, to zrób to dla mnie. Dasz radę?
- Jasne. Nawet mogę ci obiecać, że będę się starać, w końcu zawsze czegoś się tam nauczę, prawda?    
- Prawda – odpowiedziała Kamila z lekką ironią. Lilka czuła się teraz tak lekka i uwolniona od „matczynego balastu informatyki”, że obiecałaby wszystko.
- Wiesz co myślę? – sprowadziła ją na ziemię Kamila – Powinnaś mieć jakiś plan B. Jeśli nie jest nim informatyka, to trzeba znaleźć coś innego. Przecież na dziennikarstwo niełatwo się u nas dostać, a na twoje studia w innym mieście po prostu nas nie stać. Póki co nie znasz jeszcze wyników matury. To, czy naprawdę poszło ci tak dobrze, jak myślałaś, okaże się za miesiąc. Przemyśl sprawę, rozważ różne opcje. Lepiej, byś miała jakąś sensowną alternatywę.
- Już o tym myślałam, mamo. Jeśli dziennikarstwo nie wypali, pójdę na kulturoznawstwo.
- To może od razu idź na etnologię albo filologię klasyczną – tu ironia Kamili wyraźnie przekroczyła granice tzw. ironii lekkiej. – Skutek będzie ten sam.
- A jednak jesteś trochę zła – skonstatowała Lilka z satysfakcją. – Uspokój się, żartowałam – łobuzersko mrugnęła do matki, a potem nieoczekiwanie wstała i podeszła, by cmoknąć ją w policzek.
Odpowiedz
#9

O dopiero dziś zauważyłem, że założyłaś wątek.
Gratuluję i życzę powodzenia, będę śledził na bieżąco. Wydaje się, że masz lekką rękę do pisania  Uśmiech

I proszę nie śmiać się z filologii klasycznej, to też jest potrzebne  Paluszkiem

Wciągnąłem się  Uśmiech
Odpowiedz
#10

Cieszę się, że czytaszOczko Następne odcinki dopiero za tydzień. Jadę jutro na krótki wypoczynek i robię sobie tygodniową przerwę od ezoteryki, od forum i od pisaniaOczko Pora coś poczytać, a przede wszystkim popływać i trochę pozwiedzać. Do usłyszenia! Uśmiech
Odpowiedz
#11

Cieszę się, że Ci się w końcu udało  Uśmiech
Miłych wakacji  Kwiatek
Odpowiedz
#12

Dziękuję Uśmiech
Odpowiedz
#13

7 buław

Czerwcowe dni w pracy mijały szybko, ale nerwowo. Kamila wdrażała się w nowe obowiązki, poznawała ludzi z innych działów i od czasu do czasu sprawdzała, jak radzi sobie Lila, która od momentu pamiętnej rozmowy wyraźnie straciła zapał, by szkolić się w dziedzinie informatyki. Zresztą pod nieobecność Artura, który – jak ustaliła Kamila w dziale kadr – przedłużył zwolnienie, Lila nie za bardzo wiedziała, co ma robić i w związku z tym przypadkowe osoby zlecały jej jakieś doraźne zajęcia. Dla matki i córki było jasne, że chodzi już tylko o wytrwanie dziewczyny w TCE do końca miesiąca. Obie robiły więc dobrą minę do kiepskiej gry, choć dla Kamili ta gra była kiepska głównie z jednego powodu. Ów powód nazywał się Robert Wilczyński. Trudno jej było unikać prezesa, który wciąż znajdywał pretekst, by o coś ją zapytać, poprosić, czy – jak o tym coraz częściej myślała – po prostu ją nękać. Najgorsze było to, że w oczach większości pracowników oni dwoje już stanowili parę, a powściągliwość i dystans ze strony Kamili postrzegano jako grę pozorów. Wilczyński z trudem przełknął odmowę weekendowego wyjazdu. Kamila tym razem wykręciła się wymyśloną historyjką o przyjeździe z zagranicy chrześnicy, której nie widziała przez ostatnie dwa lata… chrześnicy, której nigdy nie miała.  Jednocześnie – kłamiąc jak z nut i unikając wszelkich okazji do bardziej poufałego kontaktu – była kompetentna, rzetelna i opanowana. Chciała, by wszyscy, z Wilczyńskim na czele, dostrzegli jej bystrość i pracowitość. Grała na czas. Sądziła, że jeśli pokaże się zawodowo od najlepszej strony, Robertowi głupio będzie ją zwolnić, gdy w końcu powie mu wprost, że nie chce rozwijać z nim relacji na gruncie prywatnym. Miała nadzieję, że człowiek, któremu zależało na kompetentnych pracownikach i dobru firmy, będzie potrafił wzbić się ponad osobistą urazę i przełknąć gorzką pigułkę. Ale nadzieja to nie pewność. Dlatego, póki co, unikała szczerej, prywatnej rozmowy z Robertem i koncentrując się na pracy, dzień po dniu budowała swoją pozycję w firmie.
Ta czujność i konsekwencja w realizacji planu kosztowała ją wiele energii. Myślała o Wilczyńskim i jego finalnej reakcji, która teoretycznie mogła pozbawić ją dobrego stanowiska. Ale myślała też o Arturze i jego przedłużającej się nieobecności. Kilka razy już wybierała jego numer, ale nie zdecydowała się na rozmowę. Wiedziała, że po pamiętnym spotkaniu w parku piłeczka jest po jego stronie. Musi dać mu czas na oswojenie się z prawdą, którą usłyszał. W końcu nie co dzień człowiek dowiaduje się, że ma nastoletnie dziecko. Właśnie, dziecko! Dziecko, które wciąż nie zna swojego ojca, choć właśnie osiągnęło pełnoletniość. Kolejny węzeł gordyjski, który splatała latami i który teraz domagał się przecięcia. Odczuwała niepokój i w pracy, i w domu. Niepokój, a przy tym coraz większe zmęczenie.
Odpowiedz
#14

7 bułąw to dla mnie nie tylko zmęczenie, bo obowiązków jest wiele, ale też takie irracjonalne działania, jak ukrywanie przez lata prawdy o ojcu Lilli. Trzeba walczyć, choć nie widać przeciwnika.
Jestem ciekawa dalszych części Uśmiech
Odpowiedz
#15

9 denarów

Krótkie wytchnienie przyniósł najbliższy weekend. Była połowa czerwca i właśnie zaczęły się prawdziwie letnie upały. Lilka już w piątkowe przedpołudnie wyjechała nad jezioro ze swoimi znajomymi z klasy. Miał to być pożegnalny, pomaturalny biwak, który pozwoli im na rozładowanie napięcia związanego z oczekiwaniem na wyniki egzaminów. Natomiast Kamila chciała spędzić cały weekend sama na działce. I po zrobieniu większych zakupów pojechała tam już w piątkowe popołudnie.
Od dwóch lat cieszyła się tym miejscem. Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży mieszkania po babci Kamila kupiła niewielki kawałek ziemi w Grotnikach, ponad 20 km za miastem. Znalazła wykonawcę, któremu zleciła zbudowanie drewnianego domku o podwyższonym standardzie. Powierzchnia była niewielka, niespełna 60 m2, ale ta drewniana chałupka z urokliwym gankiem na skraju lasu była teraz jej skrawkiem raju na ziemi. Zwykle w wiosenne i letnie weekendy przyjeżdżały tu obie z córką, ale Lilka niechętnie nocowała w Grotnikach, dlatego wieczorem wracały do miasta. Brakowało jeszcze wielu rzeczy, choć każdy dodatkowy grosz od kilkunastu miesięcy Kamila wydawała właśnie na wyposażenie domku i upiększenie swojej niewielkiej działki. Zadbała o to, by w małym ogrodzie znalazły się jej ulubione krzewy owocowe: dereń, maliny, jeżyny, pigwowiec, czarny bez. Było też trochę ziół i oczywiście peonie i hortensje, a ostatniej jesieni dosadziły też dwa krzewy różane – prezent imieninowy od córki. Stworzenie ogrodu pod lasem, na dosyć piaszczystym gruncie, wymagało sporo wysiłku. Przed posadzeniem krzewów trzeba było nawieźć odpowiednią ziemię, by to wszystko miało szansę urosnąć, ale z pomocą paru życzliwych ludzi i pożyczonego sprzętu udało się to sprawnie wykonać.  Bardzo pomocny okazał się także pan Witek – jeden z sąsiadów. Był to rencista, który od zawsze mieszkał w Grotnikach i chętnie podlewał w tygodniu ogrody „letnikom” – tak nazywał tych, którzy na co dzień żyli w mieście, a w Grotnikach pojawiali się weekendowo. Kamila także dała mu klucz do furtki i za tę przysługę, która zwalniała ją z konieczności przyjeżdżania do Grotnik co parę dni, regularnie wypłacała mu symboliczną stówę.
Peonie kwitły już od kilku tygodni i pięknie pachniały. Na krzewach różanych pojawiły się pierwsze pąki. Ale największą satysfakcję Kamila odczuwała, patrząc na krzewy owocowe. Wyglądało na to, że tego lata i jesieni zbierze już pierwsze owoce i będzie mogła dodać je do swoich słynnych nalewek, którymi lubiła częstować i obdarowywać nie tylko pana Witka, ale przede wszystkim rodzinę i nielicznych, lecz sprawdzonych przyjaciół. Zastanawiała się nawet przez chwilę, czy kogoś z nich nie zaprosić na ten weekend do siebie, ale szybko odpędziła te myśl. Potrzebowała ciszy, śpiewu ptaków, szumu drzew, drobnych prac ogrodowych, popołudnia z książką i odcięcia od ludzi.                     


 „Samotność bywa cudowna” – pomyślała, dolewając swoje ulubione aperitivo do prosecco i dorzucając do szklanki dwie kostki lodu.
Odpowiedz
#16

Rycerz kielichów

Sobota zapowiadała się rozkosznie leniwie, ale i upalnie. Po prostym śniadaniu i porannej kawie, którą wypiła, siedząc na ganku, Kamila zabrała się za podlewanie krzewów i drobne prace w ogrodzie. Dochodziło południe, gdy spostrzegła, że na wąskiej drodze tuż przed jej bramą zatrzymało się srebrne volvo. Wysiadł z niego mężczyzna… Piękny, młody mężczyzna, na widok którego usłyszała szybsze i jakby mocniejsze bicie serca. „Apollo” – pomyślała z zachwytem i melancholią, bo jednocześnie odezwało się w niej znienawidzone poczucie conradowskiej smugi cienia. Im bardziej zbliżała się do 40-ki, tym częściej myślała o upływającym czasie. I widok takich bezczelnie młodych i przystojnych facetów jakoś ją ranił.
- Przepraszam panią… – odezwał się niskim, aksamitnym głosem, który wrażliwą na głos Kamilę po prostu obezwładnił – Czy to jest ulica Zagajnikowa?
Podeszła do furtki, starając się nie okazywać emocji, które tak niespodziewanie wywołał w niej widok Apolla – tak już go w myślach nazywała.
- Dzień dobry. To jest Letniskowa. Ale jeśli pojedzie pan nią jeszcze z 200 metrów dalej,  dojedzie pan do Zagajnikowej. Dopiero w tym momencie odważyła się spojrzeć mu w oczy i wtedy zobaczyła, że on uporczywie się jej przypatruje. Zobaczyła też drobne zmarszczki wokół jego oczu. Nie mógł być tak młody, jak jej się w pierwszej chwili wydawało. To spostrzeżenie wyraźnie ją ucieszyło. Stali niespełna  metr od siebie, ale dzieliła ich furtka. Była w tym jakaś magia chwili, a oni jakby w niej zastygli. Nie padały kolejne słowa, po prostu stali naprzeciw siebie, patrząc coraz zachłanniej i uśmiechając się do siebie. W końcu, czując, że lekko kręci jej się w głowie, otworzyła furtkę i wyciągnęła dłoń, a on natychmiast zrobił to samo.
- Jestem Kamila. A ty?
- Tomek – odpowiedział mężczyzna i w tym momencie Kamila chciała powiedzieć, że chyba ją okłamuje, bo to niemożliwe, by bóg miał takie zwyczajne imię. I choć ten fakt nieco ją otrzeźwił, magia wciąż trwała. Nie wypuścił jej dłoni ze swojej, a ona nie próbowała jej cofnąć.
- Przyjechałem do znajomych. Pewnie zostanę u nich do jutra, a ty?
- Do jutrzejszego popołudnia będę na działce. Może nawet do wieczora – odpowiedziała Kamila i nagle usłyszała swoje własne, bezwiednie wypowiedziane słowa:
- Przyjdź dzisiaj na kolację.
- Będę po 21, wcześniej trudno mi będzie od nich wyjść.
- A zatem do wieczora – powiedziała Kamila, uwalniając dłoń z jego uścisku i cofając się na teren swojej posesji.
Odpowiedz
#17

8 buław

Przez całe popołudnie Kamili towarzyszyło  napięcie i trudno było jej się na czymkolwiek skoncentrować. A przy tym odczuwała ekscytację na myśl o tym, że wieczorem zobaczy go ponownie. Od dawna już nie była w takiej euforii i teraz delektowała się tym cudownym stanem oczekiwania na spotkanie z nieziemsko atrakcyjnym mężczyzną.
Martwiło ją jedynie to, że nie ma na działce żadnej ze swoich seksownych letnich sukienek. Jadąc do Grotnik, nastawiała się raczej na wariant „działkowy luz” niż „kolacja przy świecach z opcją śniadania”. Kiedy okazało się, że brakuje też paru zasadniczych składników, by przygotować prostą, lecz niebanalną kolację, nie zastanawiając się dłużej, opuściła na 3 godziny Grotniki, by w najbliższym centrum handlowym, znajdującym się dokładnie w połowie drogi między jej działką a mieszkaniem, zrobić stosowne zakupy. Poza dyskontem spożywczym odwiedziła dwie ulubione sieciówki z odzieżą oraz… dobrze jej znany sklep z bielizną. W wyśmienitym humorze (pomimo wydania paruset złotych) wróciła na działkę. Jej nastrój trochę się pogorszył, gdy skonstatowała, że ma nieco ponad 2 godziny, by – w miarę ograniczonych, „działkowych” możliwości – zrobić się na bóstwo i przygotować swoją popisową sałatkę z indykiem.

„Muszę się, cholera jasna, pospieszyć” – pomyślała, nakładając pod prysznicem szampon na swoje długie, ciemne włosy.
Odpowiedz
#18

Robi się gorąco  Uśmiech
Kamo, czym jest conradowska smuga cienia? Nie czytałem nigdy tej książki. To coś z kryzysem wieku średniego? Tak zrozumiałem z opisu.
Odpowiedz
#19

Dokładnie takOczko
Dopada wielu ludzi około 40-ki... niektórych wcześniejOczko
Wprawdzie Joseph Conrad pisał o mężczyznach (w większości "wilkach morskich"), ale kobiety też smugę cienia mogą odczuwać... oj mogą! Oczko

Twojej uwadze polecam też frazeologizm "kobieta w wieku balzakowskim" Uśmiech
Odpowiedz
#20

Dziękuję, warto znać takie określenia  Uśmiech

A co do kryzysów to podobno nie tylko 40 latków dotyka. Psychologia opisuje takie zjawisko jak kryzys ćwierćwiecza, który dotyka młode osoby około 25 letnie.
Odpowiedz
#21

I  Mag

Kwadrans po 21-ej Kamila zobaczyła, jak znajome volvo wjeżdża na podwórko. Otworzyła wcześniej bramę, by mógł wygodnie zaparkować. Gdy wysiadał z auta, wyszła na ganek. Najwyraźniej on też odwiedził jakiś sklep, bo teraz miał w ręku torbę.
- Przepraszam za spóźnienie.  I tak z trudem się od nich wyrwałem – tłumaczył się, lecz jego głos nie brzmiał przepraszająco. Był pewny siebie i świadomy wrażenia, jakie na niej wywarł. – Pięknie wyglądasz. Uwielbiam naturalność – to był zgrabny komplement, ale Kamila zastanowiła się przez moment, czy w słowie „naturalność” nie kryje się przypadkiem  jakiś ironiczny komentarz do jej nonszalanckiej kombinacji stylów „seksowny wygląd” i „działkowy luz”, bo nowej fioletowo–czarnej sukience z gołymi plecami towarzyszyły, niestety, zwykłe klapki na koturnie – jej najwygodniejsze letnie buty.
- Cieszę się, że jesteś. Przygotowałam lekką kolację – mówiła to, patrząc mu w oczy. Chciała zobaczyć, czy jest choć trochę stremowany tą niecodzienną sytuacją.
- A ja przyniosłem wino do kolacji. A raczej dwa różne wina, bo nie wiedziałem, co lubisz i… co ugotujesz – mówił to z uśmiechem i z dużą swobodą, jakby co tydzień atrakcyjne babki zapraszały go do swoich domów. Wyraźnie był świadomy swojego uroku, co dawało mu pewność siebie i luz w kontaktach z kobietami. Było to niezwykle pociągające, a jednocześnie zachęciło Kamilę do tego, by – niejako wbrew sobie i swojemu pożądaniu – nie ułatwiać mu sprawy.
- To miłe, że pomyślałeś o winie. Niestety na większość reaguję alergicznie. Zwłaszcza na czerwone. Ale otworzymy któreś dla ciebie. Ja pijam tylko swoje nalewki. I drinki na bazie martini lub prosecco. Czasami jeszcze mohito – wypowiedzenie tych paru zdań dało jej drobną satysfakcję. Jakby odzyskiwała utraconą pozycję. Ale w tym momencie Tomasz wyciągnął kolejnego królika z kapelusza, a raczej z wewnętrznej kieszeni swojej granatowej wiatrówki. – Mam dla Ciebie coś jeszcze – powiedział, wręczając jej małe, białe pudełeczko.
„Punkt dla ciebie” – pomyślała Kamila, bo takiego obrotu sprawy absolutnie się nie spodziewała. Spojrzała na niego pytająco, ale on po prostu przyglądał jej się z uśmiechem. – Nie jest to wprawdzie pierścionek z brylantem, jakby mogło sugerować opakowanie, ale i tak warto otworzyć. Śmiało! – uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Otworzyła. I oniemiała. W pudełeczku był duży ametyst. Kamień, około 6-centymetrowy, był lekko oszlifowany, miał kształt obelisku i srebrną obrączkę z jednej strony, co umożliwiało noszenie go jako wisiorka.
- Jest… jest przepiękny – Kamila wiedziała już, że tym niezwykłym, nieoczekiwanym prezentem Tomasz wytrącił jej oręż z ręki. A jednocześnie wzbudził w niej poczucie wdzięczności. I ciekawość.
 - Zrobiłem go już dawno temu. Kiedy cię dzisiaj zobaczyłem przed furtką, wiedziałem, że ten kamień czekał na ciebie. Po prostu bardzo do siebie pasujecie. A swoją drogą to interesujące, że założyłaś dzisiaj fioletową sukienkę – powiedział, a potem po prostu lekko przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.
Odpowiedz
#22

Coś czuję, że zapowiada się konkurencja dla Króla Buław Uśmiech
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 11 gości