12-06-2016, 22:12
Zielarstwo w Polsce
W Polsce zioła znane były od najdawniejszych czasów, a już w czasach bursztynowego szlaku handlowano u nas także ziołami z dalekich krain.
Prawdziwy rozwoju zielarstwa, jako osobnej gałęzi wiedzy medycznej datuje się także w czasach średniowiecza, wraz z przybyciem do Polski znawców ziół i medyków z innych krajów Europy oraz z Bliskiego Wschodu.
Podróżnicy przywieźli ze sobą wiele roślin pochodzenia śródziemnomorskiego, które po aklimatyzacji szybko rozpowszechniły się w uprawach przydomowych.
Kontynuacją tej wspaniałej, średniowiecznej wiedzy przyrodniczej było zielarstwo praktyczne.
Na użytek lecznictwa średniowiecznego zaczęły się ukazywać pierwsze książki (zwane Herbarzami), medyczno - botaniczne z zakresu ziołolecznictwa.
Te bogato zdobione i obszerne w treść – początkowo pisaną - Herbarze, oprócz przepisów leczenia ziołami, zawierały porady i wskazówki o zastosowaniu ziół i roślin w kosmetyce, farbiarstwie, garbarstwie i gospodarstwie domowym.
Najsłynniejsze herbarze minionych okresów to m.in. dzieła Stefana Falimirza (1534), Marcina z Urzędowa (1595) oraz Szymona Syreniusza (1613).
Księgi te były jednak niestety pisanie po łacinie, co utrudniało szersze ich ywkorzystanie przez zielarzy ludowych zwanych znachorami (znawcami chorób, lekarzami).
Dawne herbarze były bogato zdobione w rysunki oraz charakteryzowały się szczegółowymi opisami znanych ziół w owych czasach.
Te swoiste księgi medyczne czasów średniowiecza były dostępne tylko niewielkiej grupie lekarzy i aptekarzy, którzy przeważnie byli podróżnikami, uczonymi medykami lub osobami wysoko postawionymi.
Warto zaznaczyć że przepisy zielarskie w tamtych czasach były znane także ludziom zwykłym a raczej tzw. Zielarzom i zielarkom (Znachorom i Znachorkom) żyjącym wśród mieszczaństwa jak i na wsi.
W wielu przypadkach miało to zgubny wpływ ze względu na wprowadzoną ludobójczą Inkwizycję w Kościele katolickim w XIII wieku i masowe mordowanie zielarzy, znachorów, podczas gdy ich wiedzę i księgi kradli i zbójecko sobie przywłaszczali mnisi katolickiej inkwizycji, w tym dominikanie, benedyktyni, cysteri czy augustianie.
Znajomość ziół i ziołolecznictwa wśród zwykłych ludzi była przez zbrodniczą inkwizycję katolicką ograniczonym a zioła i ziołolecznictwo stawały się raczej domeną mnichów i zakonów, którzy z monopolu na leczenie ludzi czerpali niegodziwe zyski.
Jednak w dużych ośrodkach miejskich w czasach średniowiecznych były nieliczne apteki oraz wykształceni lekarze.
Społeczeństwo średniowiecza było jednak w większości zdane na znachorów i znachorki posiadające wykształcenie w systemi z mistrza na ucznia w rodzinnym klanie ze względu na niedostępność jak i ogromną barierę jaka była między pospólstwem a klasą średnią czy wyższą.
Pierwszą znaną drukowaną książką w języku polskim o ziołach i ziołolecznictwie była encyklopedia zdrowia Stefana Falimirza "O ziołach i o mocy ich".
Książka ta na owe lata miała ogromną wartość społeczną i była dostępna dla szerszej grupy odbiorców.
Encyklopedia zdrowia jest tłumaczeniem z języka łacińskiego na podstawie oryginału llcrbariusa i Ortus sanitatis'a.
Zielnik Falimirza doczekał się kilku wydań.
Po niemalże 10 latach ukazał się w opracowaniu Hieronima Spiczyńskiego pod tytułem "O ziołach mlecznych i zamorskich".
W tej wersji wydania poprawione zostały drzeworyty.
Następnym dostępnym opracowaniem było wydane w 1568 roku pod tytułem "Herbarz to jest ziół tutecznych, postronnych i zamorskich opisanie" autora Hieronima Spiczyńskiego.
Wersja tego wydania była poprawiona pod kontem drzeworytów jak i terminologii.
Oryginalne i nowe podejście do tematu ziół i ziołolecznictwa opracował Marcin z Urzędowa w dziele „Herbarz polski” wydanym w 1595 roku w Krakowie, w ktorym to dziele opisano wszystkie znane i stosowane zioła oraz leki roślinne na terenie Polski.
Marcin z Urzędowa podaje wiele własnych, trafnych obserwacji dotyczących ziołolecznictwa.
Następne dzieło to – Zielnik Szymona Syreńskiego wydany w 1613 roku.
Zielnik ten był już bardzo oryginalny i obejmował 1540 stron.
Było to największe dzieło Europy i opisywało około 760 roślin leczniczych z których wszystkie można stosować także współcześnie.
Polskie ziołolecznictwo okresu XVI i XVII wieku używano w większości środków leczniczych, roślinnych, ziół pochodzenia rodzimego.
Nieliczne zioła takie jak imbir, cynamon czy pieprz holenderski sprowadzane były z innych krajów np. z Włoch , Francji czy Portugalii.
Zioła dostarczane były przez kupców wędrujących szlakami handlowymi prowadzącymi początkowo przez Morze Czarne aż do Lwowa a od XIV wieku przez Lizbonę, gdzie znajdował się jeden z największych targów korzennych tamtych czasów.
Był on od wieku XVI do XVIII głównym szlakiem prowadzącym do Gdańska.
Okres Baroku jak i Oświecenia nie przyniósł większych zmian w ziołolecznictwie.
Leczono się za pomocą wiedzy z zielników oraz spuścizny z poprzednich okresów, kiedy to był rozkwit ziołolecznictwa.
Jedyną różnicą między wcześniejszymi okresami a Barokiem czy Oświeceniem w dziedzinie ziół i ziołolecznictwa to lepszy przekaz informacji już za pomocą druku oraz stopniowy rozwój cywilizacji.
Zioła i ziołolecznictwo okresu drugiej połowy XIX wieku to spadek zainteresowania lecznictwem ziołowym, głownie z powodu szkodliwej działalności środowisk marksistowskich i leninowskich.
Wraz z rozwijaniem się materialistycznych, marksistowskich nauk przyrodniczych jak i marksistowskiej medycyny leki chemiczne znacząco wyparły stosowanie ziół do których jednak ludzie masowo wracają z poczatkiem XXI wieku.
Osobami najbardziej zasłużonymi w dziedzinie upowszechniania ziołolecznictwa w okresie międzywojennym w Polsce to: Jan Biegański (1863-1939), aptekarz i pionier zielarstwa oraz Jan Muszyński (1884-1957), profesor farmakognozji i uprawy roślin leczniczych a także Wacław Strażewicz (1889—1950), profesor farmakognozji.
Z pod jego pióra wyszło wiele prac naukowych i popularyzatorskich, które do dnia dzisiejszego stanowią wartościowe opracowania z zakresu zielarstwa.
W okresie PRL tradycyjne ziołolecznictwo przetrwało dzięki licznym w Polsce zielarzom i zielarkom działającym głównie w środowiskach klubów radiestezyjnych oraz z pomocą nielicznych w marksistowskim PRL lekarzy, którzy poświęcili się zachowaniu i obronie tradycyjnej wiedzy!
W zamożniejszych domach i dworach książęcych w Polsce organizowano większe apteki, które z reguły były zarządzane przez panią domu.
Sztuka przygotowywania leków była również domeną kobiet, a profilaktyka i leczenie domowymi sposobami, zgodne z wiedzą wynikającą z doświadczeń, przekazywanych z pokolenia na pokolenie, dawało fachową pomoc.
Była to więc wiedza nie byle jaka, a opanowanie wspomnianych umiejętności zapewniało dziewczętom „dobre wyjście” za mąż.
Obszerny opis apteczki domowej z polskiego dworku – pisze Katarzyna Hanisz z Katedry Historii Medycyny i Farmacji AM w Łodzi – można odnaleźć w „Encyklopedii staropolskiej” Z. Glogera, gdzie wspomniano o oddzielnej izdebce służącej do przechowywania leków, a obok nich przypraw, korzeni, konfitur, soków, wódek i likierów.
Apteczki były dobrze zaopatrzone i starannie urządzone.
W większych dworach przeznaczano im specjalne pomieszczenie, w mniejszych – szafę w spiżarni lub obok niej.
Pani domu miała z tym huk roboty, a jakby tego było mało, musiała jeszcze leczyć domowników i chłopów z wszystkich wsi należących do dworu.
Do pomocy miała czeladź, a przy opiece nad chorymi „pannę apteczkową” – była to funkcja poważna i nie powierzało się jej byle komu
. Ona to otrzymywała klucze do apteczki.
Taki wiejski dwór czy dworek musiał być samowystarczalny, zatem na miejscu wyrabiano nie tylko wszelkie artykuły spożywcze świeże i konserwowane, leki, ale także materiały i ubrania oraz przedmioty codziennego użytku.
Ten rodzaj lecznictwa ludowego ziołami w roli głównej utrzymał się aż do drugiej wojny światowej, bo choć lekarze pojawiać się zaczęli na wsiach w XIX wieku, nie cieszyli się dobrą opinią, a to z powodu niskiej wiedzy i wysokich honorariów oraz odmowy leczenia niewypłacalnej biedoty.
Pomocy szukano we dworze, dopiero gdy te metody zawiodły i chory był umierający, wzywano lekarza.
Utarł się nawet zwyczaj wzywania go razem z księdzem, taką lekarz miał wtedy renomę.
Panny apteczkowe czyli de facto znachorki miały tak mocną pozycję, że towarzystwa naukowe, zajmujące się między innymi szerzeniem wiedzy medycznej, zaadresowały do nich spis leków, które powinny się znajdować w każdej apteczce dworskiej.
Spis ten ogłoszony w 1844 roku powtórzony został bez zmian w sto lat później.
To, że opieką zdrowotną zajmowały się kobiety, panny apteczkowe, wcale nie było typowe dla wszystkich kultur w Europie, tylko dla słowiańszczyzny, a wśród Słowianek pierwsze były Polki.
Objęcie tą opieką wszystkich chłopów przynależnych do dworu, było zjawiskiem charakterystycznym wyłącznie dla Polski, gdzie indziej w ogóle nieznanym.
W XVI stuleciu, a po części i w następnych, przez „dwór” rozumiano u nas wszystko, co się w obrębie całej tej jednostki terytorialno-społecznej skupiało.
Podobny, dworski model medycyny ludowej istniał tradycyjnie w Indii, jednak medykami byli głownie mężczyźni z tak zwanych lekarskich rodów, vaidya, jednak cała rodzina takiego książęcego czy królewskiego medyka na dworach radżów bywała zaangażowana w usługi sprawowane przez głowę domu, niejako mistrza lekarskiego.
Wielka piątka ziół leczniczych to dziurawiec, rumianek, mięta, melisa i szałwia - wylicza dr Jerzy Jambor.
Wschodzące na nowo gwiazdy to kozieradka pospolita i słonecznik bulwiasty, które mogą być stosowane u osób zagrożonych cukrzycą.
Wiecznym przebojem jest kozłek lekarski, a Polska to największy producent waleriany na świecie.
Zielarz Wojciech Biernat najwyżej ceni chmiel, melisę, serdecznik i męczennicę.
Zioła pasują do zdrowego odżywiania - zapewnia Maja Błaszczyszyn, autorka wielu bliskich natury książek kucharskich.
Dziurawiec - naturalny środek przeciwdepresyjny.
Kocimiętka - obniża gorączkę, powstrzymuje wymioty.
Korzeń waleriany - na lepszy sen i opanowanie niepokoju.
Kozieradka - obniża gorączkę.
Krwawnik - redukuje gorączkę i dreszcze.
Mięta - likwiduje bóle głowy i żołądka, pomaga przy mdłościach, pobudza myślenie.
Melisa - uspokaja, usypia, stosowana przy przewlekłym zmęczeniu.
Nagietek - zewnętrznie: rany, łuszczyca, trądzik, wewnętrznie: przy problemach układu trawiennego.
Piołun - wspomaga trawienie i czyści krew, jest więc znakomity na wodną puchlinę. Działa dalej skutecznie na chorych umysłowo i pomaga w cierpieniach pęcherza.
Rumianek - podrażnienia skóry i niewielkie rany, przy rozstroju żołądka, na bezsenność i jako okłady na opryszczkę.
Szałwia - stosowana do płukania gardła, łagodzi ból, pomaga też przy zaburzeniach trawienia.
Tymianek - brak apetytu, problemy układu trawiennego.
więcej tutaj...
W Polsce zioła znane były od najdawniejszych czasów, a już w czasach bursztynowego szlaku handlowano u nas także ziołami z dalekich krain.
Prawdziwy rozwoju zielarstwa, jako osobnej gałęzi wiedzy medycznej datuje się także w czasach średniowiecza, wraz z przybyciem do Polski znawców ziół i medyków z innych krajów Europy oraz z Bliskiego Wschodu.
Podróżnicy przywieźli ze sobą wiele roślin pochodzenia śródziemnomorskiego, które po aklimatyzacji szybko rozpowszechniły się w uprawach przydomowych.
Kontynuacją tej wspaniałej, średniowiecznej wiedzy przyrodniczej było zielarstwo praktyczne.
Na użytek lecznictwa średniowiecznego zaczęły się ukazywać pierwsze książki (zwane Herbarzami), medyczno - botaniczne z zakresu ziołolecznictwa.
Te bogato zdobione i obszerne w treść – początkowo pisaną - Herbarze, oprócz przepisów leczenia ziołami, zawierały porady i wskazówki o zastosowaniu ziół i roślin w kosmetyce, farbiarstwie, garbarstwie i gospodarstwie domowym.
Najsłynniejsze herbarze minionych okresów to m.in. dzieła Stefana Falimirza (1534), Marcina z Urzędowa (1595) oraz Szymona Syreniusza (1613).
Księgi te były jednak niestety pisanie po łacinie, co utrudniało szersze ich ywkorzystanie przez zielarzy ludowych zwanych znachorami (znawcami chorób, lekarzami).
Dawne herbarze były bogato zdobione w rysunki oraz charakteryzowały się szczegółowymi opisami znanych ziół w owych czasach.
Te swoiste księgi medyczne czasów średniowiecza były dostępne tylko niewielkiej grupie lekarzy i aptekarzy, którzy przeważnie byli podróżnikami, uczonymi medykami lub osobami wysoko postawionymi.
Warto zaznaczyć że przepisy zielarskie w tamtych czasach były znane także ludziom zwykłym a raczej tzw. Zielarzom i zielarkom (Znachorom i Znachorkom) żyjącym wśród mieszczaństwa jak i na wsi.
W wielu przypadkach miało to zgubny wpływ ze względu na wprowadzoną ludobójczą Inkwizycję w Kościele katolickim w XIII wieku i masowe mordowanie zielarzy, znachorów, podczas gdy ich wiedzę i księgi kradli i zbójecko sobie przywłaszczali mnisi katolickiej inkwizycji, w tym dominikanie, benedyktyni, cysteri czy augustianie.
Znajomość ziół i ziołolecznictwa wśród zwykłych ludzi była przez zbrodniczą inkwizycję katolicką ograniczonym a zioła i ziołolecznictwo stawały się raczej domeną mnichów i zakonów, którzy z monopolu na leczenie ludzi czerpali niegodziwe zyski.
Jednak w dużych ośrodkach miejskich w czasach średniowiecznych były nieliczne apteki oraz wykształceni lekarze.
Społeczeństwo średniowiecza było jednak w większości zdane na znachorów i znachorki posiadające wykształcenie w systemi z mistrza na ucznia w rodzinnym klanie ze względu na niedostępność jak i ogromną barierę jaka była między pospólstwem a klasą średnią czy wyższą.
Pierwszą znaną drukowaną książką w języku polskim o ziołach i ziołolecznictwie była encyklopedia zdrowia Stefana Falimirza "O ziołach i o mocy ich".
Książka ta na owe lata miała ogromną wartość społeczną i była dostępna dla szerszej grupy odbiorców.
Encyklopedia zdrowia jest tłumaczeniem z języka łacińskiego na podstawie oryginału llcrbariusa i Ortus sanitatis'a.
Zielnik Falimirza doczekał się kilku wydań.
Po niemalże 10 latach ukazał się w opracowaniu Hieronima Spiczyńskiego pod tytułem "O ziołach mlecznych i zamorskich".
W tej wersji wydania poprawione zostały drzeworyty.
Następnym dostępnym opracowaniem było wydane w 1568 roku pod tytułem "Herbarz to jest ziół tutecznych, postronnych i zamorskich opisanie" autora Hieronima Spiczyńskiego.
Wersja tego wydania była poprawiona pod kontem drzeworytów jak i terminologii.
Oryginalne i nowe podejście do tematu ziół i ziołolecznictwa opracował Marcin z Urzędowa w dziele „Herbarz polski” wydanym w 1595 roku w Krakowie, w ktorym to dziele opisano wszystkie znane i stosowane zioła oraz leki roślinne na terenie Polski.
Marcin z Urzędowa podaje wiele własnych, trafnych obserwacji dotyczących ziołolecznictwa.
Następne dzieło to – Zielnik Szymona Syreńskiego wydany w 1613 roku.
Zielnik ten był już bardzo oryginalny i obejmował 1540 stron.
Było to największe dzieło Europy i opisywało około 760 roślin leczniczych z których wszystkie można stosować także współcześnie.
Polskie ziołolecznictwo okresu XVI i XVII wieku używano w większości środków leczniczych, roślinnych, ziół pochodzenia rodzimego.
Nieliczne zioła takie jak imbir, cynamon czy pieprz holenderski sprowadzane były z innych krajów np. z Włoch , Francji czy Portugalii.
Zioła dostarczane były przez kupców wędrujących szlakami handlowymi prowadzącymi początkowo przez Morze Czarne aż do Lwowa a od XIV wieku przez Lizbonę, gdzie znajdował się jeden z największych targów korzennych tamtych czasów.
Był on od wieku XVI do XVIII głównym szlakiem prowadzącym do Gdańska.
Okres Baroku jak i Oświecenia nie przyniósł większych zmian w ziołolecznictwie.
Leczono się za pomocą wiedzy z zielników oraz spuścizny z poprzednich okresów, kiedy to był rozkwit ziołolecznictwa.
Jedyną różnicą między wcześniejszymi okresami a Barokiem czy Oświeceniem w dziedzinie ziół i ziołolecznictwa to lepszy przekaz informacji już za pomocą druku oraz stopniowy rozwój cywilizacji.
Zioła i ziołolecznictwo okresu drugiej połowy XIX wieku to spadek zainteresowania lecznictwem ziołowym, głownie z powodu szkodliwej działalności środowisk marksistowskich i leninowskich.
Wraz z rozwijaniem się materialistycznych, marksistowskich nauk przyrodniczych jak i marksistowskiej medycyny leki chemiczne znacząco wyparły stosowanie ziół do których jednak ludzie masowo wracają z poczatkiem XXI wieku.
Osobami najbardziej zasłużonymi w dziedzinie upowszechniania ziołolecznictwa w okresie międzywojennym w Polsce to: Jan Biegański (1863-1939), aptekarz i pionier zielarstwa oraz Jan Muszyński (1884-1957), profesor farmakognozji i uprawy roślin leczniczych a także Wacław Strażewicz (1889—1950), profesor farmakognozji.
Z pod jego pióra wyszło wiele prac naukowych i popularyzatorskich, które do dnia dzisiejszego stanowią wartościowe opracowania z zakresu zielarstwa.
W okresie PRL tradycyjne ziołolecznictwo przetrwało dzięki licznym w Polsce zielarzom i zielarkom działającym głównie w środowiskach klubów radiestezyjnych oraz z pomocą nielicznych w marksistowskim PRL lekarzy, którzy poświęcili się zachowaniu i obronie tradycyjnej wiedzy!
W zamożniejszych domach i dworach książęcych w Polsce organizowano większe apteki, które z reguły były zarządzane przez panią domu.
Sztuka przygotowywania leków była również domeną kobiet, a profilaktyka i leczenie domowymi sposobami, zgodne z wiedzą wynikającą z doświadczeń, przekazywanych z pokolenia na pokolenie, dawało fachową pomoc.
Była to więc wiedza nie byle jaka, a opanowanie wspomnianych umiejętności zapewniało dziewczętom „dobre wyjście” za mąż.
Obszerny opis apteczki domowej z polskiego dworku – pisze Katarzyna Hanisz z Katedry Historii Medycyny i Farmacji AM w Łodzi – można odnaleźć w „Encyklopedii staropolskiej” Z. Glogera, gdzie wspomniano o oddzielnej izdebce służącej do przechowywania leków, a obok nich przypraw, korzeni, konfitur, soków, wódek i likierów.
Apteczki były dobrze zaopatrzone i starannie urządzone.
W większych dworach przeznaczano im specjalne pomieszczenie, w mniejszych – szafę w spiżarni lub obok niej.
Pani domu miała z tym huk roboty, a jakby tego było mało, musiała jeszcze leczyć domowników i chłopów z wszystkich wsi należących do dworu.
Do pomocy miała czeladź, a przy opiece nad chorymi „pannę apteczkową” – była to funkcja poważna i nie powierzało się jej byle komu
. Ona to otrzymywała klucze do apteczki.
Taki wiejski dwór czy dworek musiał być samowystarczalny, zatem na miejscu wyrabiano nie tylko wszelkie artykuły spożywcze świeże i konserwowane, leki, ale także materiały i ubrania oraz przedmioty codziennego użytku.
Ten rodzaj lecznictwa ludowego ziołami w roli głównej utrzymał się aż do drugiej wojny światowej, bo choć lekarze pojawiać się zaczęli na wsiach w XIX wieku, nie cieszyli się dobrą opinią, a to z powodu niskiej wiedzy i wysokich honorariów oraz odmowy leczenia niewypłacalnej biedoty.
Pomocy szukano we dworze, dopiero gdy te metody zawiodły i chory był umierający, wzywano lekarza.
Utarł się nawet zwyczaj wzywania go razem z księdzem, taką lekarz miał wtedy renomę.
Panny apteczkowe czyli de facto znachorki miały tak mocną pozycję, że towarzystwa naukowe, zajmujące się między innymi szerzeniem wiedzy medycznej, zaadresowały do nich spis leków, które powinny się znajdować w każdej apteczce dworskiej.
Spis ten ogłoszony w 1844 roku powtórzony został bez zmian w sto lat później.
To, że opieką zdrowotną zajmowały się kobiety, panny apteczkowe, wcale nie było typowe dla wszystkich kultur w Europie, tylko dla słowiańszczyzny, a wśród Słowianek pierwsze były Polki.
Objęcie tą opieką wszystkich chłopów przynależnych do dworu, było zjawiskiem charakterystycznym wyłącznie dla Polski, gdzie indziej w ogóle nieznanym.
W XVI stuleciu, a po części i w następnych, przez „dwór” rozumiano u nas wszystko, co się w obrębie całej tej jednostki terytorialno-społecznej skupiało.
Podobny, dworski model medycyny ludowej istniał tradycyjnie w Indii, jednak medykami byli głownie mężczyźni z tak zwanych lekarskich rodów, vaidya, jednak cała rodzina takiego książęcego czy królewskiego medyka na dworach radżów bywała zaangażowana w usługi sprawowane przez głowę domu, niejako mistrza lekarskiego.
Wielka piątka ziół leczniczych to dziurawiec, rumianek, mięta, melisa i szałwia - wylicza dr Jerzy Jambor.
Wschodzące na nowo gwiazdy to kozieradka pospolita i słonecznik bulwiasty, które mogą być stosowane u osób zagrożonych cukrzycą.
Wiecznym przebojem jest kozłek lekarski, a Polska to największy producent waleriany na świecie.
Zielarz Wojciech Biernat najwyżej ceni chmiel, melisę, serdecznik i męczennicę.
Zioła pasują do zdrowego odżywiania - zapewnia Maja Błaszczyszyn, autorka wielu bliskich natury książek kucharskich.
Dziurawiec - naturalny środek przeciwdepresyjny.
Kocimiętka - obniża gorączkę, powstrzymuje wymioty.
Korzeń waleriany - na lepszy sen i opanowanie niepokoju.
Kozieradka - obniża gorączkę.
Krwawnik - redukuje gorączkę i dreszcze.
Mięta - likwiduje bóle głowy i żołądka, pomaga przy mdłościach, pobudza myślenie.
Melisa - uspokaja, usypia, stosowana przy przewlekłym zmęczeniu.
Nagietek - zewnętrznie: rany, łuszczyca, trądzik, wewnętrznie: przy problemach układu trawiennego.
Piołun - wspomaga trawienie i czyści krew, jest więc znakomity na wodną puchlinę. Działa dalej skutecznie na chorych umysłowo i pomaga w cierpieniach pęcherza.
Rumianek - podrażnienia skóry i niewielkie rany, przy rozstroju żołądka, na bezsenność i jako okłady na opryszczkę.
Szałwia - stosowana do płukania gardła, łagodzi ból, pomaga też przy zaburzeniach trawienia.
Tymianek - brak apetytu, problemy układu trawiennego.
więcej tutaj...