31-05-2015, 13:42
Och, Le Caro, to nam zrobiłaś powtórzenie z ewolucji człowieka jako gatunku To przedstawienie ewolucji (poza oczywiście abstrakcyjnymi liczbami w skali czasu) jest zrozumiałe, tylko nie wiąże się z kwestią poruszoną wcześniej, czyli jak należy rozumieć pierwszego i ostatniego wspólnego przodka wszystkich ludzi (15 tys. i 5 tys. lat temu). Chyba należy rozumieć to też tak, jak "klany" Ewy, czyli kilka głównych grup, a współczesnych ludzi można przyporządkować tym kilku głównym grupom - ja to tak zaczynam przynajmniej rozumieć
To, że żeński nie równa się "w ogóle wszystkich ludzi" to rozumiem
Le Caro, jeszcze możesz zamieścić autora czy link do strony, z której pochodzą fragmenty artykułów
Basiu, oczywiście że przekazałaś dzieciom swoje DNA! Twoje dzieci odziedziczyły geny obojga rodziców, zawsze tak się dzieje Twoi synowie w swoich mitochondriach także posiadają mitochondrialne DNA "pramatki Ewy", odziedziczone po Tobie, o którym piszą te artykuły, jedyna różnica polega na tym, że kiedy oni będą płodzili własne potomstwo, plemnik (z racji biologicznych uwarunkowań, które opisała krótko Le Caro we wcześniejszym poście) nie przekaże tego mitochondrium, ponieważ nie wniknie ono w czasie zapłodnienia do komórki jajowej kobiety. Wówczas poczęte dziecko Twojego syna będzie miało mitochondrialne DNA odziedziczone po swojej matce. Jeżeli to dziecko (Twój wnuk) będzie mężczyzną, również nie przekaże go dalej, jeżeli będzie kobietą, przekaże swojemu dziecku.
To Twój mąż nie przekazał Waszym dzieciom mitochondrialnego DNA, ale sam ma je w swoim genotypie odziedziczone po swojej matce.
To mitochondrialne DNA to w ogóle nie jest dokładnie to samo, co DNA zawarte w jądrze komórkowym, z tego co ja się orientuję (ale pobieżnie i nie doczytywałam teraz nic, więc na 100% nie potrafię wskazać różnic). W każdym razie rola mitochondrium w komórkach zwierzęcych (w tym i ludzkich) nie została chyba do tej pory w pełni wytłumaczona, przez długi czas traktowano je jako "pozostałość ewolucyjna" i mitochondrium nie bierze udziału w zapłodnieniu, tzn. łączeniu się męskich i żeńskich chromosomów (czyli materiału DNA). Mitochondrium, z własnym DNA, zwanym mDNA zawiera w sobie materiał genetyczny, i te geny mitochondrialne nie ulegają rearanżacji przez rekombinację, co oznacza, że zostają "biernie przekazywane" z pokolenia na pokolenie, nie mając jednak wpływu (z tego co pamiętam) na geny tworzące jądro komórkowe - geny realnie wpływające na rozwój konkretnego osobnika. Kojarzy mi się z taką "zapuszkowaną informacją", po prostu jest.
Właśnie, i jaka jest rola naszych genów w tym, kim jesteśmy i kim nie jesteśmy...
Kiedyś na You Tubie oglądałam rewelacyjny wykład człowieka o nazwisku Lipton, biologa, w przeszłości badacza akademickiego pracującego nad izolowaniem jąder komórkowych - czyli nie żaden oszołom nagle oświecony... Polecam, całość przetłumaczona na polski... Wykład poświęcony był właśnie m.in. roli genów w naszym życiu, a jego konkluzja - nie przeceniajmy tej roli.
Swoją drogą, wchodząc znów na tematy nieco ezoteryczne, w moim odczuciu to wszystko jest ze sobą znacznie silniej sprzęgnięte "u zarania" niż może to wyjaśnić po prostu nauka. W moim odczuciu poczęcie dziecka to nie tylko połączenie materiału A i B - włączenie maszyny losującej - i Bang! pewne geny zostały przekazane, inne nie...Moim zdaniem to dziecko, które jeszcze nie jest dzieckiem - jego energia (dusza), to co sobą wnosi, własne predyspozycje, ograniczenia, harmonia i dysharmonia która go tworzy wzmacniają i osłabiają czynniki odpowiedzialne za uruchamianie jednych i wyłączanie innych czynników. To wszystko w moim przekonaniu dzieje się oczywiście poza wolą, poza świadomością, na poziomie, na którym jako człowiek, kierujący się własnym mózgiem, nie jest w stanie zejść (czy się wznieść, nieistotne rozróżnienie). Tak czy inaczej wystarczy obserwować ludzi z założenia przecież najbardziej genetycznie podobnych - rodzeństwo i jeszcze bardziej bliźniaki jednojajowe. Potrafią być bardzo do siebie podobni, ale charakter zwykle bywa po prostu inny. Wśród rodzeństwa (już nie bliźniaki) zdarza się, że są do siebie bardzo podobni, od razu widać, że z jednych rodziców, ale przecież są i takie rodziny, w których każde dziecko kompletnie inne Kolejna rzecz, do mojej klasy chodziła dziewczyna o tak etnicznej urodzie, że wyglądała jak Azjatka. Do rodziców była podobna, ale ten rys Azjatki w ogóle dziwny, oboje rodzice o wyglądzie klasycznych Europejczyków... Jeżeli uruchomił jej się jakiś gen tureckich najeźdźców, to naprawdę z jakichś odległych przodków
Więc, Basiu, genetyczne obciążenia oczywiście istnieją (predyspozycja do szybszego uzależniania się czy chorób - czy pozytywne, jak geny długowieczności czy pięknych włosów), ale w moim odczuciu genetyka odbija (przynajmniej do pewnego stopnia) energetykę i jej harmonijny czy dysharmonijny układ... Są to układy wzajemnie wpływające na siebie, dlatego lepiej się starać i dbać o siebie jak najlepiej się da wśród ograniczeń czy bezsilności, które aż za często są obecne w życiu, niż popadać w autodestrukcję w którejkolwiek z przestrzeni naszego "ja"
To, że żeński nie równa się "w ogóle wszystkich ludzi" to rozumiem
Le Caro, jeszcze możesz zamieścić autora czy link do strony, z której pochodzą fragmenty artykułów
Basiu, oczywiście że przekazałaś dzieciom swoje DNA! Twoje dzieci odziedziczyły geny obojga rodziców, zawsze tak się dzieje Twoi synowie w swoich mitochondriach także posiadają mitochondrialne DNA "pramatki Ewy", odziedziczone po Tobie, o którym piszą te artykuły, jedyna różnica polega na tym, że kiedy oni będą płodzili własne potomstwo, plemnik (z racji biologicznych uwarunkowań, które opisała krótko Le Caro we wcześniejszym poście) nie przekaże tego mitochondrium, ponieważ nie wniknie ono w czasie zapłodnienia do komórki jajowej kobiety. Wówczas poczęte dziecko Twojego syna będzie miało mitochondrialne DNA odziedziczone po swojej matce. Jeżeli to dziecko (Twój wnuk) będzie mężczyzną, również nie przekaże go dalej, jeżeli będzie kobietą, przekaże swojemu dziecku.
To Twój mąż nie przekazał Waszym dzieciom mitochondrialnego DNA, ale sam ma je w swoim genotypie odziedziczone po swojej matce.
To mitochondrialne DNA to w ogóle nie jest dokładnie to samo, co DNA zawarte w jądrze komórkowym, z tego co ja się orientuję (ale pobieżnie i nie doczytywałam teraz nic, więc na 100% nie potrafię wskazać różnic). W każdym razie rola mitochondrium w komórkach zwierzęcych (w tym i ludzkich) nie została chyba do tej pory w pełni wytłumaczona, przez długi czas traktowano je jako "pozostałość ewolucyjna" i mitochondrium nie bierze udziału w zapłodnieniu, tzn. łączeniu się męskich i żeńskich chromosomów (czyli materiału DNA). Mitochondrium, z własnym DNA, zwanym mDNA zawiera w sobie materiał genetyczny, i te geny mitochondrialne nie ulegają rearanżacji przez rekombinację, co oznacza, że zostają "biernie przekazywane" z pokolenia na pokolenie, nie mając jednak wpływu (z tego co pamiętam) na geny tworzące jądro komórkowe - geny realnie wpływające na rozwój konkretnego osobnika. Kojarzy mi się z taką "zapuszkowaną informacją", po prostu jest.
Właśnie, i jaka jest rola naszych genów w tym, kim jesteśmy i kim nie jesteśmy...
Kiedyś na You Tubie oglądałam rewelacyjny wykład człowieka o nazwisku Lipton, biologa, w przeszłości badacza akademickiego pracującego nad izolowaniem jąder komórkowych - czyli nie żaden oszołom nagle oświecony... Polecam, całość przetłumaczona na polski... Wykład poświęcony był właśnie m.in. roli genów w naszym życiu, a jego konkluzja - nie przeceniajmy tej roli.
Swoją drogą, wchodząc znów na tematy nieco ezoteryczne, w moim odczuciu to wszystko jest ze sobą znacznie silniej sprzęgnięte "u zarania" niż może to wyjaśnić po prostu nauka. W moim odczuciu poczęcie dziecka to nie tylko połączenie materiału A i B - włączenie maszyny losującej - i Bang! pewne geny zostały przekazane, inne nie...Moim zdaniem to dziecko, które jeszcze nie jest dzieckiem - jego energia (dusza), to co sobą wnosi, własne predyspozycje, ograniczenia, harmonia i dysharmonia która go tworzy wzmacniają i osłabiają czynniki odpowiedzialne za uruchamianie jednych i wyłączanie innych czynników. To wszystko w moim przekonaniu dzieje się oczywiście poza wolą, poza świadomością, na poziomie, na którym jako człowiek, kierujący się własnym mózgiem, nie jest w stanie zejść (czy się wznieść, nieistotne rozróżnienie). Tak czy inaczej wystarczy obserwować ludzi z założenia przecież najbardziej genetycznie podobnych - rodzeństwo i jeszcze bardziej bliźniaki jednojajowe. Potrafią być bardzo do siebie podobni, ale charakter zwykle bywa po prostu inny. Wśród rodzeństwa (już nie bliźniaki) zdarza się, że są do siebie bardzo podobni, od razu widać, że z jednych rodziców, ale przecież są i takie rodziny, w których każde dziecko kompletnie inne Kolejna rzecz, do mojej klasy chodziła dziewczyna o tak etnicznej urodzie, że wyglądała jak Azjatka. Do rodziców była podobna, ale ten rys Azjatki w ogóle dziwny, oboje rodzice o wyglądzie klasycznych Europejczyków... Jeżeli uruchomił jej się jakiś gen tureckich najeźdźców, to naprawdę z jakichś odległych przodków
Więc, Basiu, genetyczne obciążenia oczywiście istnieją (predyspozycja do szybszego uzależniania się czy chorób - czy pozytywne, jak geny długowieczności czy pięknych włosów), ale w moim odczuciu genetyka odbija (przynajmniej do pewnego stopnia) energetykę i jej harmonijny czy dysharmonijny układ... Są to układy wzajemnie wpływające na siebie, dlatego lepiej się starać i dbać o siebie jak najlepiej się da wśród ograniczeń czy bezsilności, które aż za często są obecne w życiu, niż popadać w autodestrukcję w którejkolwiek z przestrzeni naszego "ja"