29-06-2015, 07:08
Lady, ja z kolei jestem córką wampira energetycznego.
Mój Tata to połączenie Ofiary z Pogranicznikiem... Wszyscy byli źli: Mama, Teściowie, mój brat, ja... On jest skrzywdzony przez wszystkich, wspaniały człowiek, a dookoła sami źli ludzie i przez całe życie wiatr w oczy. Syn zamiast przejąć jego interesy miał własne plany na życie - paradoksalnie każda dziewczyna z którą się spotykał nie była go warta, była głupia i pusta. Żona jest winna, bo 50 lat temu flirtowała z kimś innym i nie zgadza się z nim w każdej sprawie, dodatkowo ośmiela się go krytykować. Córka (czyli ja) którą rozpuszczał ponad miarę - okazało się, że nie wielbi go ponad wszystko i nie czuje należytej wdzięczności. Teściowie (którzy naprawdę wiele pomogli i nigdy nie mieszali się do ich życia) też winni - bo Żona zamiast ich porzucić zaraz po ślubie, nadal ich kochała i często odwiedzała zamiast postawić męża na pierwszym miejscu i zapomnieć o rodzicach raz na zawsze. Kiedy Mama zakomunikowała mu o tym, że jest ze mną w ciąży potrafił z miną cierpiętnika powiedzieć jej (a miał wtedy 35 lat) "no........ cieszę się........ ale ja już jej nie zdążę wychować...". I jeszcze cecha , której nie cierpię: sam jest niesamowitym pesymistą - i jeżeli ktokolwiek z nas się z czegoś cieszył - zawsze sprowadzał nas do parteru mówiąc coś w rodzaju: "to i tak się nie uda", "nie ciesz się bo jeszcze może być różnie", "co z tego, że to się udało - ale za to to jest źle". Człowiekowi odechciewało się śmiać. Kiedyś spytałam go wprost - bo nie chciało mi się w to wierzyć - czy Ty uważasz, że życie nie jest po to, żeby się cieszyć, że życie jest ciężkie i nie ma w nim radości? A on odpowiedział "tak, uważam, że tak jest." I powiem Ci Lady... zrobiło mi się go żal...
Mój Tata to połączenie Ofiary z Pogranicznikiem... Wszyscy byli źli: Mama, Teściowie, mój brat, ja... On jest skrzywdzony przez wszystkich, wspaniały człowiek, a dookoła sami źli ludzie i przez całe życie wiatr w oczy. Syn zamiast przejąć jego interesy miał własne plany na życie - paradoksalnie każda dziewczyna z którą się spotykał nie była go warta, była głupia i pusta. Żona jest winna, bo 50 lat temu flirtowała z kimś innym i nie zgadza się z nim w każdej sprawie, dodatkowo ośmiela się go krytykować. Córka (czyli ja) którą rozpuszczał ponad miarę - okazało się, że nie wielbi go ponad wszystko i nie czuje należytej wdzięczności. Teściowie (którzy naprawdę wiele pomogli i nigdy nie mieszali się do ich życia) też winni - bo Żona zamiast ich porzucić zaraz po ślubie, nadal ich kochała i często odwiedzała zamiast postawić męża na pierwszym miejscu i zapomnieć o rodzicach raz na zawsze. Kiedy Mama zakomunikowała mu o tym, że jest ze mną w ciąży potrafił z miną cierpiętnika powiedzieć jej (a miał wtedy 35 lat) "no........ cieszę się........ ale ja już jej nie zdążę wychować...". I jeszcze cecha , której nie cierpię: sam jest niesamowitym pesymistą - i jeżeli ktokolwiek z nas się z czegoś cieszył - zawsze sprowadzał nas do parteru mówiąc coś w rodzaju: "to i tak się nie uda", "nie ciesz się bo jeszcze może być różnie", "co z tego, że to się udało - ale za to to jest źle". Człowiekowi odechciewało się śmiać. Kiedyś spytałam go wprost - bo nie chciało mi się w to wierzyć - czy Ty uważasz, że życie nie jest po to, żeby się cieszyć, że życie jest ciężkie i nie ma w nim radości? A on odpowiedział "tak, uważam, że tak jest." I powiem Ci Lady... zrobiło mi się go żal...