15-07-2015, 11:13
I o to chyba w tym wszystkim chodzi, nic dodać, nic ująć. Ja miałam koleżankę chorą na sm, zajęła się tarotem, ukończyła kursy. Myślę, że dla niej to była forma terapii, miałam czasami wrażenie, że nasze wspólne znajome ją wykorzystywały, a jej chodziło o to, żeby ktoś z nią po prostu był, rozmawiał z nią, całymi dniami siedziała w domu bo nie mogła sprawnie się poruszać. Ja odwiedzałam ją bo lubiłam z nią rozmawiać. Wiedziałam czym się zajmuje, ale nie miałam pytań, nie czułam potrzeby aby korzystać z jej umiejętności. Kiedyś jakoś tak pomyślałam, że może ona się poczuć urażona tą ignorancją z mojej strony. Poprosiłam, aby mi pokazała jak to robi, ale nie umiałam sformułować pytania. Pomogła mi, chodziło o jakąś bzdurkę. Złożyła karty po wykonanej wróżbie i powiedziała "zresztą co ja Ci będę w tej sprawie mówić, ty dużo wiesz, tobie karty nie są potrzebne", przychodź do mnie bo ja się od Ciebie dużo uczę. Przychodziłam do niej i nie krzyczałam od progu, Beata rozkładaj te swoje karty, robimy czary mary. Wspierałam ją i patrząc na nią, i słuchając jej sama odzyskiwałam chęć do życia i walki o siebie (myślę, że na tym polegała ta nasza wymiana energii). Ja się od niej też dużo nauczyłam, przede wszystkim pomaga mi to w podejściu do osób, którym wróżę i zrozumieniu czego oni tak naprawdę ode mnie oczekują. Czasami warto w życiu zastosować zasadę - oddaj darmo to co darmo dostałeś.