Wampiryzm energetyczny

Dla mnie wampiryzm energetyczny to szersze pojęcie, ale to co opisałaś Ashes przypomniało mi moją zwierzchniczkę, z którą przez kilka lat musiałam współpracować. Przez kilka godzin potrafiła dzień w dzień "wisieć" nade mną i wylewać na mnie wszystkie swoje emocje, żale, frustracje... Dialog w ogóle nie wchodził w rachubę. Nie ma na takie sytuacje lepszej metody niż "ucieczka gdzie pieprz rośnie", ale wiadomo, że zwykle nie jest to możliwe...

Nie oceniam tej kobiety, zdaję sobie sprawę, że cierpi nie tylko na depresję, ale i wewnętrzną niedojrzałość, niesamodzielność. Mimo to pozwalanie na podduszanie energetyczne każdego, kto poświęci jej uwagę nie rozwiązuje żadnego z jej problemów.


Oto co ja robiłam:
Przede wszystkim za każdym razem, kiedy kobieta "łapała mnie" (zaczynała pseudo rozmowę, w istocie polegającej na jej monologu - bo oczywiście żadna moja odpowiedź do niej nie docierała; nawet jeżeli jednego dnia do czegoś "doszłyśmy", następnego jakby niczego nie pamiętała, co dzień od nowa to samo...) wewnętrznie maksymalnie dystansowałam się. Oczywiście, nie dotyczyło to kwestii zawodowych, ale kiedy tylko zaczynała sprowadzać temat na siebie, wkładałam szczery wysiłek w psychiczne odseparowanie od treści, o jakich opowiada. Wyobrażałam sobie, że tylko patrzę na nią, nie wchodziłam w żadne "zrozumienia", "porozumienia", "potakiwania". W skupieniu na nią patrzyłam i to było wszystko (czasem i kontaktu wzrokowego unikałam, aczkolwiek nie miało to wpływu na jej wyczucie, że czas mnie "puścić"). Myślę, że to jest najlepsze rozwiązanie, jeśli realnie nie możemy wpłynąć na zachowanie drugiej osoby. Współczucie, współodczuwanie, emocjonalne zrozumienie w stosunku do osoby, która nie rozmawia, nie pragnie zmienić swojego zachowania, tylko narzuca się swoimi emocjami prowadzi tylko do śmielszego "podduszania energetycznego".

Kiedy wchodziła w treści absurdalne (o swoje nieszczęścia obwiniała wszystkich, poza samą sobą), patrząc jej w oczy pozwalałam sobie na wewnętrzne komentarze w stylu "przejrzyj na oczy kobieto". Takie komentowanie pozwalało mi też w jakimś stopniu bronić siebie przed niekończącym się potokiem słów (jej nieszczęść), dawało mi psychiczne poczucie obrony przed "tłamszeniem" z jej strony i przywracało realną proporcję między jej kompletnie rozwalonym światem wewnętrznym a realnie istniejącą rzeczywistością (w której ja też mam problemy, o których nie obwiniam całego świata). Więc dialog wewnętrzny, przywracający zaburzoną równowagę wobec takiego napierania.

Bardzo ważne jest panowanie nad własnymi emocjami. Często w takich nieharmonijnych kontaktach pojawiają się treści, przeciwko którym wewnętrznie się buntujemy. Ja to widzę jako taką nieświadomą prowokacją, ponieważ poprzez prowokowanie wkładamy energię, uwagę, której normalnie byśmy nie włożyli. Zaczynamy oponować, nawet jeżeli nie głośno, to coś nas gryzie wewnętrznie. Ja próbowałam w miarę możliwości trzymać "wewnętrzny luz". Jakkolwiek źle widzimy cynizm czy sarkazm, uważam, że w takich sytuacjach naprawdę bywa pomocny. Nie chodzi o to, że należy szydzić z drugiego człowieka, ale jeżeli bombardowani jesteśmy treściami, których nie mamy ochoty słuchać, sarkastyczny wewnętrzny komentarz pozwala uniknąć zaangażowania emocji i "wciągnięcia". Sarkazm pozwala psychicznie stanąć z boku i nie utożsamiać się z treściami, jakie są do nas kierowanie.

Niestety, mam świadomość ułomności takich technik - ja po dniu spędzonym przy tej kobiecie szukałam ludzi, którym mogłabym się wygadać, wyrzucić swoje "niewyartykułowane odpowiedzi", dla swojego zdrowego samopoczucia. Dlatego myślę ważne jest też mieć kogoś bliskiego - przyjaciela/przyjaciółkę, z którym w miarę możliwości można bez ogródek skomentować, skrytykować, nazwać po imieniu to, co (kogo) się widzi Oczko Taka krytyka też pozwala odzyskać energię, wziąć głębszy oddech po takim "podduszeniu".

Ostatnia podpowiedź, jakiej ja mogę udzielić - odzyskanie dobrego humoru i dystansu do zachowań pewnych ludzi przez przeczytanie śmiesznej książki lub obejrzenia komedii. Mieć coś, co bawi, redukuje stres i napięcie wywołane określoną sytuacją. Jako przykład mogę podać "Dziennik Bridget Jones" Helen Fielding lub jakiś odcinek "Przyjaciół"... Mi osobiście bardzo takie drobne zastrzyki pomagają, kiedy potrzebuję "przerzucić perspektywę", otrząsnąć się z określonego typu myśli. Zwłaszcza losy Bridget potrafią dać pozytywny zastrzyk, to taka cudownie niedoskonała kobietka, która wspaniale dystansuje się od problemów Oczko

Co do tego, że dwie osoby razem działają w specyficzny sposób, a osobno takich zachowań się nie widzi - skoro widzisz, że tak jest, to czemu się pytasz, czy to możliwe? Uśmiech
Przecież niejednokrotnie sam na sam z kimś nieco inaczej rozmawiamy, inaczej się zachowujemy, w większym gronie też często jesteśmy "trochę inni". Najwidoczniej będąc we trójkę tak się rozkłada "układ sił", że dominacja (narzucenie charakteru spotkania) leży po tamtej, wzajemnie się wzmacniającej, stronie.

Nie wiem też dokładnie, jaka jest relacja między Tobą a nimi, ale ostatecznie, jeżeli są to Twoi znajomi, to kiedy spotykacie się we trójkę w autobusie, a prośba o zmianę tematu nie działa, ja bym chyba powiedziała w końcu: Naprawdę, jesteście super, bardzo was lubię, ale po prostu wytrzymać nie mogę słuchając takiego narzekania. Nie mam już do tego cierpliwości. Dla naszego wspólnego dobra - siadam dzisiaj sama. Oczko
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości