05-10-2015, 15:28
Aha, czyli rozumiem, że według Panów wypowiadających się w tym wątku powinnam zrobić akt apostazji ponieważ zajmuję się stawianiem kart?
W takim razie - żeby było tak uczciwie i bez obłudy jak tego Panowie oczekują - bardzo proszę żeby równocześnie ze mną wystąpiły z Kościoła wszystkie pary które żyją ze sobą bez ślubu, jak również te małżeństwa które stosują antykoncepcję. Zobaczymy ile w Kościele zostanie tych kryształowo uczciwych katolików.
Uważam, że Tarot nie jest grzechem, bo (wbrew temu co mówią księża) nie godzi w żadne z 10 przykazań.
Natomiast sam Kościół nie jest przeznaczony tylko dla ludzi bez skazy. Pan Jezus powiedział "zdrowi nie potrzebują lekarza" - może zastanówcie się chwilkę nad tym słowami. Ja jestem w Kościele katolickim nie dlatego że są tam księża (a raczej często wbrew temu), którzy skończyli seminaria z bardzo ułomną wiedzą na temat tego kim i jaki powinien być ksiądz. Nie dlatego, że wierzę w Świętych, albo dlatego że wierzę w dogmat o nieomylności Papieża. Jestem w Kościele, bo jest to wspólnota ludzi z których każdy z osobna jest ułomny - jednak razem stanowią ogromną siłę, taką siłę że uznaje ją nawet Bóg: "Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.". Tak więc nie jestem w Kościele dla przykazań kościelnych, ale dla ludzi którzy siedzą w ławce kościelnej obok mnie i modlą się razem ze mną. Żaden z tych ludzi nie jest bez grzechu. Więc nawet gdybyśmy (błędnie) założyli, że Tarot jest grzechem, to dlaczego mój grzech (ten rzekomy grzech wróżenia z kart) miałby być większy od innych? Na tyle duży żeby nie pozwolić mi siąść obok tych ludzi w kościelnej ławce?
Uczciwość to nie jest to pojęcie, które tu powinno się pojawiać, bo jest inne pojęcie, które bardziej jest tu adekwatne - tym pojęciem jest sumienie. I to moje sumienie podpowiada mi co jest grzechem a co nie. A czy podpowiada mi słusznie - to już rozsądzi Pan Bóg, a nie inni ludzie.
W takim razie - żeby było tak uczciwie i bez obłudy jak tego Panowie oczekują - bardzo proszę żeby równocześnie ze mną wystąpiły z Kościoła wszystkie pary które żyją ze sobą bez ślubu, jak również te małżeństwa które stosują antykoncepcję. Zobaczymy ile w Kościele zostanie tych kryształowo uczciwych katolików.
Uważam, że Tarot nie jest grzechem, bo (wbrew temu co mówią księża) nie godzi w żadne z 10 przykazań.
Natomiast sam Kościół nie jest przeznaczony tylko dla ludzi bez skazy. Pan Jezus powiedział "zdrowi nie potrzebują lekarza" - może zastanówcie się chwilkę nad tym słowami. Ja jestem w Kościele katolickim nie dlatego że są tam księża (a raczej często wbrew temu), którzy skończyli seminaria z bardzo ułomną wiedzą na temat tego kim i jaki powinien być ksiądz. Nie dlatego, że wierzę w Świętych, albo dlatego że wierzę w dogmat o nieomylności Papieża. Jestem w Kościele, bo jest to wspólnota ludzi z których każdy z osobna jest ułomny - jednak razem stanowią ogromną siłę, taką siłę że uznaje ją nawet Bóg: "Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.". Tak więc nie jestem w Kościele dla przykazań kościelnych, ale dla ludzi którzy siedzą w ławce kościelnej obok mnie i modlą się razem ze mną. Żaden z tych ludzi nie jest bez grzechu. Więc nawet gdybyśmy (błędnie) założyli, że Tarot jest grzechem, to dlaczego mój grzech (ten rzekomy grzech wróżenia z kart) miałby być większy od innych? Na tyle duży żeby nie pozwolić mi siąść obok tych ludzi w kościelnej ławce?
Uczciwość to nie jest to pojęcie, które tu powinno się pojawiać, bo jest inne pojęcie, które bardziej jest tu adekwatne - tym pojęciem jest sumienie. I to moje sumienie podpowiada mi co jest grzechem a co nie. A czy podpowiada mi słusznie - to już rozsądzi Pan Bóg, a nie inni ludzie.