22-10-2016, 15:19
Niestety jestem pedantką jeśli chodzi o dom, i moje otoczenie. Ubolewam nad tym bo czuję przymus doprowadzenia do ładu wszystkiego na bieżąco. Nie umiem funkcjonować w ogromnym rozgardiaszu, w takim lekkim owszem choć z trudem. Sprzątanie i układanie w szafkach mnie wycisza. Uwielbiam to uczucie, gdy wszystko jest na swoim miejscu. Wychowano mnie dość rygorystycznie, w moim pokoju musiał panować porządek, mama potrafiła zrobić mi "lotnika" w szafie. Czyli wepchnięte swetry wyrzucała i kazała porządnie poskładać. Do dziś pilnuje porządku w szafach, dokumentach. Na bieżąco sprzątam porozrzucane przedmioty. To ułatwia życie, tym bardziej że męża mam bałaganiarza, nigdy na miejsce nie odłoży czegoś co ma w ręce. Bez żalu pozbywam się zbędnych przedmiotów, staram się nie obrastać. Jedyne czego mam ewidentnie za dużo w mieszkaniu, to książki. Kocham każdą i trudno mi się z nimi rozstać
Często na Discovery pokazywano program o zbieraczach, czyli osobach które doprowadzają domy do stanu nie nadającego się do zamieszkania. Góry śmieci wymieszane z przedmiotami codziennego użytku, brak przejścia do innych pomieszczeń. Zawsze oglądałam to z pewną niezdrową fascynacją, dopiero córka zwróciła mi uwagę, że to straszne. Faktycznie te osoby nie potrafią rozstać się z wyszczerbionym kubkiem czy jednym ze 100 pluszaków. Muszą przejść przez pewien proces, by móc coś oddać i wreszcie doprowadzić do ładu swoje życie. Pracuje nad nimi psycholog, doradca i sztab ochotników oraz specjalne firmy do wywózki tych nieraz ton śmieci. Na zachodzie, pewnie też i u nas traktuje się to jak chorobę, są specjaliści, doradcy co pomagają tym ludziom wyjść na prostą i odzyskać swoją przestrzeń w mieszkaniu.
LeStelle to pierwsze zdjęcie to już prawie pokoik zbieracza...
Często na Discovery pokazywano program o zbieraczach, czyli osobach które doprowadzają domy do stanu nie nadającego się do zamieszkania. Góry śmieci wymieszane z przedmiotami codziennego użytku, brak przejścia do innych pomieszczeń. Zawsze oglądałam to z pewną niezdrową fascynacją, dopiero córka zwróciła mi uwagę, że to straszne. Faktycznie te osoby nie potrafią rozstać się z wyszczerbionym kubkiem czy jednym ze 100 pluszaków. Muszą przejść przez pewien proces, by móc coś oddać i wreszcie doprowadzić do ładu swoje życie. Pracuje nad nimi psycholog, doradca i sztab ochotników oraz specjalne firmy do wywózki tych nieraz ton śmieci. Na zachodzie, pewnie też i u nas traktuje się to jak chorobę, są specjaliści, doradcy co pomagają tym ludziom wyjść na prostą i odzyskać swoją przestrzeń w mieszkaniu.
LeStelle to pierwsze zdjęcie to już prawie pokoik zbieracza...