16-07-2021, 08:12
Ciekawa dyskusja. Bardzo podoba mi się określenie LeCaro: "narzędzie dywinacyjne"
Ja sama nie traktuję wróżby jako wyroczni, już częściej jako... wyrocznię delficką Karty dają jakąś odpowiedź na nasze pytanie, ale nie zawsze jest ona jasna, pełna. Oczywiście wiele zależy od postawionego pytania i od naszej umiejętności czytania kart, a czasami - mam takie nieodparte wrażenie - właśnie od tej energii danej chwili. Na pewno każdy wróżący tego doświadczył... Czasami stawiając sobie lub komuś karty, mam taką niesamowitą jasność. Wszystko widzę w sposób klarowny, mam nie tylko wrażenie, ale i pewność, że tak a nie inaczej coś się potoczy. I bardziej chodzi tu o kierunek zmian, bo już w szczegółach może to się ułożyć zaskakująco, jednak efekt jest taki, jak pokazały karty. Ale są też czytania bardzo niejasne, jakby pełne sprzeczności... Może dlatego preferuję układy krótsze, max. do 8 kart. Wszystko ponad wydaje mi się już zaciemniać, rozmywać, a nie rozjaśniać obraz. Jednak, wracając do głównego tematu dyskusji, nie odważyłabym się pomyśleć i powiedzieć komuś (a także samej sobie), że "tak musi być". W końcu "wszystko płynie", podlegamy nieustannym zmianom i ludzie, którzy nas otaczają też się zmieniają, rozwijają (lub zwijają), ot życie
Lubię też myśleć i mówić, że nie należy traktować tego, co pokazał nam tarot (a już tym bardziej tego, w jaki sposób to odczytaliśmy) jako ostateczności. To energie, z którymi możemy pracować, ale przecież nie musimy. Można je wręcz zignorować, myśleć i robić swoje. Wtedy po czasie okazuje się, na ile wróżba była prawdziwa, trafiona (i trafnie zinterpretowana).
Inna kwestia, to samo życie, które naprawdę bywa nieprzewidywalne. Wróżąc, nie jesteśmy w stanie przewidzieć pewnych zdarzeń, zwłaszcza tych zewnętrznych i odczytujemy karty w sposób już nam znany, zgodny z naszymi doświadczeniami oraz wyobrażeniami o świecie, o sytuacji, ogólnie o rzeczywistości. Tymczasem po paru czy parunastu miesiącach okazuje się, że wróżba, owszem, sprawdziła się, ale w sposób zupełnie inny, niż to sobie założyliśmy. To są te paradoksy wynikające nie tyle z wieloznaczności kart, co z istoty życia i tego, co dzieje się wokół nas. Ale o tym pisałam kiedyś w odrębnym wątku ("Zaskakujące spełnienie się wróżby czyli paradoksy, jakie przynosi nam życie") .
Ja sama nie traktuję wróżby jako wyroczni, już częściej jako... wyrocznię delficką Karty dają jakąś odpowiedź na nasze pytanie, ale nie zawsze jest ona jasna, pełna. Oczywiście wiele zależy od postawionego pytania i od naszej umiejętności czytania kart, a czasami - mam takie nieodparte wrażenie - właśnie od tej energii danej chwili. Na pewno każdy wróżący tego doświadczył... Czasami stawiając sobie lub komuś karty, mam taką niesamowitą jasność. Wszystko widzę w sposób klarowny, mam nie tylko wrażenie, ale i pewność, że tak a nie inaczej coś się potoczy. I bardziej chodzi tu o kierunek zmian, bo już w szczegółach może to się ułożyć zaskakująco, jednak efekt jest taki, jak pokazały karty. Ale są też czytania bardzo niejasne, jakby pełne sprzeczności... Może dlatego preferuję układy krótsze, max. do 8 kart. Wszystko ponad wydaje mi się już zaciemniać, rozmywać, a nie rozjaśniać obraz. Jednak, wracając do głównego tematu dyskusji, nie odważyłabym się pomyśleć i powiedzieć komuś (a także samej sobie), że "tak musi być". W końcu "wszystko płynie", podlegamy nieustannym zmianom i ludzie, którzy nas otaczają też się zmieniają, rozwijają (lub zwijają), ot życie
Lubię też myśleć i mówić, że nie należy traktować tego, co pokazał nam tarot (a już tym bardziej tego, w jaki sposób to odczytaliśmy) jako ostateczności. To energie, z którymi możemy pracować, ale przecież nie musimy. Można je wręcz zignorować, myśleć i robić swoje. Wtedy po czasie okazuje się, na ile wróżba była prawdziwa, trafiona (i trafnie zinterpretowana).
Inna kwestia, to samo życie, które naprawdę bywa nieprzewidywalne. Wróżąc, nie jesteśmy w stanie przewidzieć pewnych zdarzeń, zwłaszcza tych zewnętrznych i odczytujemy karty w sposób już nam znany, zgodny z naszymi doświadczeniami oraz wyobrażeniami o świecie, o sytuacji, ogólnie o rzeczywistości. Tymczasem po paru czy parunastu miesiącach okazuje się, że wróżba, owszem, sprawdziła się, ale w sposób zupełnie inny, niż to sobie założyliśmy. To są te paradoksy wynikające nie tyle z wieloznaczności kart, co z istoty życia i tego, co dzieje się wokół nas. Ale o tym pisałam kiedyś w odrębnym wątku ("Zaskakujące spełnienie się wróżby czyli paradoksy, jakie przynosi nam życie") .