Królowa kielichów
Dopiero po zaparkowaniu przed wieżowcem, w którym znajdowało się mieszkanie Jagody, Kamila znów wzięła do ręki telefon i wybrała numer kuzynki. Jagoda odebrała po paru sygnałach.
- Cześć, kochana. Właśnie stoję przed twoim blokiem. Jesteś w domu? Mogę na chwilę wpaść?
- Kamilko, zaczekaj kwadrans. Wracam od fryzjera. Jeszcze trzy przystanki i będę.
Wprawdzie Jagoda miała prawo jazdy, ale od wielu lat nie jeździła samochodem. Uważała się za fatalnego kierowcę i szybko przywykła do codziennego korzystania z komunikacji miejskiej. Faktem jest, że mieszkała na osiedlu, które mieściło się naprzeciwko pętli tramwajowej, a w bliskim sąsiedztwie znajdowały się także przystanki autobusowe. Niewiele było takich miejsc w Łodzi, do których musiała jechać z przesiadkami.
Jagoda, 3 lata młodsza od Kamili, zawsze była kimś bliskim. I nie chodziło tu tylko o fakt pokrewieństwa i idylliczne wspomnienia z dzieciństwa. Miały częsty i serdeczny kontakt, który z biegiem lat zacieśniał się i pogłębiał, osiągając poziom ogromnej zażyłości wtedy, gdy Kamila przeprowadziła się z córką na peryferyjne osiedle sąsiadujące z osiedlem Jagody. Od tego momentu często się odwiedzały i dzwoniły do siebie nawet kilka razy w tygodniu. Była to relacja siostrzano-przyjacielska, z której obie czerpały radość i siłę, uzupełniając się nawzajem. Nie we wszystkim się zgadzały, ale nawet o tych spornych kwestiach i odmiennych punktach widzenia potrafiły ze sobą rozmawiać albo przynamniej się o nie nie kłócić.
Teraz kwadrans niemiłosiernie się dłużył i Kamila poczuła wyraźną ulgę, gdy zobaczyła idącą w stronę domu Jagodę. Po wizycie u fryzjera jej włosy były trochę krótsze i jasnobrązowe. Wyglądała promiennie, widać było od razu, że nie tylko się opaliła, ale i odpoczęła nad morzem, wykorzystując okres swoich szkolnych wakacji. Kamila, od kilku dni zestresowana i przytłoczona wieściami ze szpitala, poczuła przez moment ukłucie zazdrości. Pomyślała, że chciałaby poczuć swobodę i lekkość, które emanowały od kuzynki. Uściskały się przed blokiem i udały się do mieszkania Jagody.
Kamila bardzo lubiła tu przychodzić. To mieszkanie już od progu doskonale odzwierciedlało osobowość jej ciotecznej siostry. Niezależnie od pory roku wypełniał je zapach świec i egzotycznych herbat. Jagoda nigdy nie uległa tak bliskiej Kamili modzie na minimalizm. Uwielbiała styl retro, bibeloty, tzw. rzeczy z duszą i nazywała siebie analogową dziewczyną. Każdy wolny kąt mieszkania, nie wyłączając kuchni, wypełniały półki z książkami. W przedpokoju był kącik rodzinnych pamiątek. Nad komodą wisiały zdjęcia najbliższych. Jedno z nich było ważne dla nich obu: pokazywało dwoje uśmiechniętych staruszków na białej ławce przed domem. Widok tego zdjęcia i zielonego babcinego wazonu, który od lat zdobił kuchenny stolik Jagody, zawsze działał kojąco i przywoływał najlepsze wspomnienia z odległej przeszłości. Nie inaczej było tym razem. Kamila usiadła na kuchennym taborecie i przypatrywała się Jagodzie, która już zaparzała dla nich jedną ze swoich aromatycznych herbat. Wciąż odczuwała lęk, ale już nie był paraliżujący.
- Masz w domu pramolan? – Zapytała Jagodę, która z zadawaniem istotnych pytań i rozmową na poważne tematy zawsze wstrzymywała się do momentu postawienia imbryczka z herbatą na stole. Nie miała podzielnej uwagi, potrzebowała skoncentrować się i na rozmówcy, i na rozmowie.
- Nie mam. Mogę ci dać co najwyżej valused.
- To daj dwie tabletki. Do wieczora powinno wystarczyć, najwyżej w domu wezmę jeszcze coś na sen.
- Rozumiem, że masz wieści ze szpitala… - Jagoda już po powrocie znad morza została telefonicznie poinformowana o problemach zdrowotnych Artura, więc była, jak zwykle, na bieżąco.
- Napisał do mnie. Operacja się nie udała, są komplikacje… i pewnie jutro będą go kroić.
- O matko!- W tym wykrzyknieniu Jagoda zawarła niedowierzanie, niepokój i współczucie. – Ale dlaczego się nie udała, co się właściwie stało?
Kamila wyjęła telefon z torebki i odczytała jej treść smsa od Artura.
- Wygląda na to, że ma stan zapalny, a zapalenie otrzewnej może skończyć się sepsą – wypowiedziała na głos to, co od godziny przeszywało ją lękiem. Właśnie w ten sposób, przez nieudaną operację i zbyt późną reakcję lekarzy, Kamila straciła rok wcześniej koleżankę z pracy.
- Szkoda, że od razu go nie otworzyli. Wychodzi na to, że będzie operowany podwójnie… jakby już sam guz nie był wystarczającym problemem! – Myślała na głos Jagoda. Była bardzo poruszona.
- Szkoda – dodała ponuro Kamila. – Cholera, nawet nie wiem, w którym szpitalu on jest. Nie napisał mi tego, a ja nie dopytałam.
- A nawet gdybyś teraz wiedziała, to co mogłabyś zrobić? Dostrzegli problem, więc na pewno naprawią szybko to, co spieprzyli – Jagoda starała się mówić rzeczowo i pewnie. Nie zawsze tak brzmiała, ale w tej chwili to właśnie ona była z nich dwóch tą silniejszą i pozytywnie myślącą. Tego dnia pokrzepienia wymagała Kamila, a wypoczętej i aktualnie wolnej od szkolnych i uczuciowych problemów Jagodzie łatwo przychodziło pocieszanie.
Te role nieustannie się odwracały. Na szczęście rzadko miały poważne troski w tym samym czasie, dzięki czemu jedna mogła stanowić oparcie dla drugiej. Przy czym Jagoda była empatyczna, ciepła, wsłuchana w siebie i innych ludzi, choć także nieco niefrasobliwa i zagubiona w codziennych sprawach, momentami wręcz naiwna, co niektórzy bez sentymentu wykorzystywali. Była towarzyska i wesoła, ale lubiła też samotność, którą wręcz celebrowała, pisząc swój wielotomowy pamiętnik, czytając Herberta i powieści biograficzne, czy słuchając Gintrowskiego. A nade wszystko praktykując, bo od kilkunastu lat była buddystką. Twierdziła, że tylko zen i codzienna praktyka sprawiają, że radzi sobie ze swoimi emocjami i problemami. „Pokłony czyszczą umysł” – mawiała.
Kamila pozostawała sceptyczna wobec niektórych przekonań i poglądów Jagody, ale starała się tego nie okazywać. Przede wszystkim widziała w niej dobrego, ciepłego i bliskiego sobie człowieka. Darzyła ją bezgranicznym zaufaniem. Choć miała innych przyjaciół, to właśnie Jagoda była tą osobą, z którą dzieliła niemal wszystkie radości i smutki. Gdy przegadały jakiś problem lub po prostu razem pomilczały, pijąc herbatę, a czasami coś znacznie mocniejszego, robiło się jakoś lżej na sercu, jakby już sama współobecność bliskiej osoby stanowiła remedium na wszelkie bóle istnienia.
Remedium zdecydowanie lepsze niż valused czy pramolan.
Dopiero po zaparkowaniu przed wieżowcem, w którym znajdowało się mieszkanie Jagody, Kamila znów wzięła do ręki telefon i wybrała numer kuzynki. Jagoda odebrała po paru sygnałach.
- Cześć, kochana. Właśnie stoję przed twoim blokiem. Jesteś w domu? Mogę na chwilę wpaść?
- Kamilko, zaczekaj kwadrans. Wracam od fryzjera. Jeszcze trzy przystanki i będę.
Wprawdzie Jagoda miała prawo jazdy, ale od wielu lat nie jeździła samochodem. Uważała się za fatalnego kierowcę i szybko przywykła do codziennego korzystania z komunikacji miejskiej. Faktem jest, że mieszkała na osiedlu, które mieściło się naprzeciwko pętli tramwajowej, a w bliskim sąsiedztwie znajdowały się także przystanki autobusowe. Niewiele było takich miejsc w Łodzi, do których musiała jechać z przesiadkami.
Jagoda, 3 lata młodsza od Kamili, zawsze była kimś bliskim. I nie chodziło tu tylko o fakt pokrewieństwa i idylliczne wspomnienia z dzieciństwa. Miały częsty i serdeczny kontakt, który z biegiem lat zacieśniał się i pogłębiał, osiągając poziom ogromnej zażyłości wtedy, gdy Kamila przeprowadziła się z córką na peryferyjne osiedle sąsiadujące z osiedlem Jagody. Od tego momentu często się odwiedzały i dzwoniły do siebie nawet kilka razy w tygodniu. Była to relacja siostrzano-przyjacielska, z której obie czerpały radość i siłę, uzupełniając się nawzajem. Nie we wszystkim się zgadzały, ale nawet o tych spornych kwestiach i odmiennych punktach widzenia potrafiły ze sobą rozmawiać albo przynamniej się o nie nie kłócić.
Teraz kwadrans niemiłosiernie się dłużył i Kamila poczuła wyraźną ulgę, gdy zobaczyła idącą w stronę domu Jagodę. Po wizycie u fryzjera jej włosy były trochę krótsze i jasnobrązowe. Wyglądała promiennie, widać było od razu, że nie tylko się opaliła, ale i odpoczęła nad morzem, wykorzystując okres swoich szkolnych wakacji. Kamila, od kilku dni zestresowana i przytłoczona wieściami ze szpitala, poczuła przez moment ukłucie zazdrości. Pomyślała, że chciałaby poczuć swobodę i lekkość, które emanowały od kuzynki. Uściskały się przed blokiem i udały się do mieszkania Jagody.
Kamila bardzo lubiła tu przychodzić. To mieszkanie już od progu doskonale odzwierciedlało osobowość jej ciotecznej siostry. Niezależnie od pory roku wypełniał je zapach świec i egzotycznych herbat. Jagoda nigdy nie uległa tak bliskiej Kamili modzie na minimalizm. Uwielbiała styl retro, bibeloty, tzw. rzeczy z duszą i nazywała siebie analogową dziewczyną. Każdy wolny kąt mieszkania, nie wyłączając kuchni, wypełniały półki z książkami. W przedpokoju był kącik rodzinnych pamiątek. Nad komodą wisiały zdjęcia najbliższych. Jedno z nich było ważne dla nich obu: pokazywało dwoje uśmiechniętych staruszków na białej ławce przed domem. Widok tego zdjęcia i zielonego babcinego wazonu, który od lat zdobił kuchenny stolik Jagody, zawsze działał kojąco i przywoływał najlepsze wspomnienia z odległej przeszłości. Nie inaczej było tym razem. Kamila usiadła na kuchennym taborecie i przypatrywała się Jagodzie, która już zaparzała dla nich jedną ze swoich aromatycznych herbat. Wciąż odczuwała lęk, ale już nie był paraliżujący.
- Masz w domu pramolan? – Zapytała Jagodę, która z zadawaniem istotnych pytań i rozmową na poważne tematy zawsze wstrzymywała się do momentu postawienia imbryczka z herbatą na stole. Nie miała podzielnej uwagi, potrzebowała skoncentrować się i na rozmówcy, i na rozmowie.
- Nie mam. Mogę ci dać co najwyżej valused.
- To daj dwie tabletki. Do wieczora powinno wystarczyć, najwyżej w domu wezmę jeszcze coś na sen.
- Rozumiem, że masz wieści ze szpitala… - Jagoda już po powrocie znad morza została telefonicznie poinformowana o problemach zdrowotnych Artura, więc była, jak zwykle, na bieżąco.
- Napisał do mnie. Operacja się nie udała, są komplikacje… i pewnie jutro będą go kroić.
- O matko!- W tym wykrzyknieniu Jagoda zawarła niedowierzanie, niepokój i współczucie. – Ale dlaczego się nie udała, co się właściwie stało?
Kamila wyjęła telefon z torebki i odczytała jej treść smsa od Artura.
- Wygląda na to, że ma stan zapalny, a zapalenie otrzewnej może skończyć się sepsą – wypowiedziała na głos to, co od godziny przeszywało ją lękiem. Właśnie w ten sposób, przez nieudaną operację i zbyt późną reakcję lekarzy, Kamila straciła rok wcześniej koleżankę z pracy.
- Szkoda, że od razu go nie otworzyli. Wychodzi na to, że będzie operowany podwójnie… jakby już sam guz nie był wystarczającym problemem! – Myślała na głos Jagoda. Była bardzo poruszona.
- Szkoda – dodała ponuro Kamila. – Cholera, nawet nie wiem, w którym szpitalu on jest. Nie napisał mi tego, a ja nie dopytałam.
- A nawet gdybyś teraz wiedziała, to co mogłabyś zrobić? Dostrzegli problem, więc na pewno naprawią szybko to, co spieprzyli – Jagoda starała się mówić rzeczowo i pewnie. Nie zawsze tak brzmiała, ale w tej chwili to właśnie ona była z nich dwóch tą silniejszą i pozytywnie myślącą. Tego dnia pokrzepienia wymagała Kamila, a wypoczętej i aktualnie wolnej od szkolnych i uczuciowych problemów Jagodzie łatwo przychodziło pocieszanie.
Te role nieustannie się odwracały. Na szczęście rzadko miały poważne troski w tym samym czasie, dzięki czemu jedna mogła stanowić oparcie dla drugiej. Przy czym Jagoda była empatyczna, ciepła, wsłuchana w siebie i innych ludzi, choć także nieco niefrasobliwa i zagubiona w codziennych sprawach, momentami wręcz naiwna, co niektórzy bez sentymentu wykorzystywali. Była towarzyska i wesoła, ale lubiła też samotność, którą wręcz celebrowała, pisząc swój wielotomowy pamiętnik, czytając Herberta i powieści biograficzne, czy słuchając Gintrowskiego. A nade wszystko praktykując, bo od kilkunastu lat była buddystką. Twierdziła, że tylko zen i codzienna praktyka sprawiają, że radzi sobie ze swoimi emocjami i problemami. „Pokłony czyszczą umysł” – mawiała.
Kamila pozostawała sceptyczna wobec niektórych przekonań i poglądów Jagody, ale starała się tego nie okazywać. Przede wszystkim widziała w niej dobrego, ciepłego i bliskiego sobie człowieka. Darzyła ją bezgranicznym zaufaniem. Choć miała innych przyjaciół, to właśnie Jagoda była tą osobą, z którą dzieliła niemal wszystkie radości i smutki. Gdy przegadały jakiś problem lub po prostu razem pomilczały, pijąc herbatę, a czasami coś znacznie mocniejszego, robiło się jakoś lżej na sercu, jakby już sama współobecność bliskiej osoby stanowiła remedium na wszelkie bóle istnienia.
Remedium zdecydowanie lepsze niż valused czy pramolan.