27-09-2021, 22:55
Jakiś czas próbowałam tego olejowania, jak opisała Kama. Robiłam sobie własne mieszanki olejów - np. z migdałów, nasion baobabu, do tego skwalan i witaminy w kroplach.
Mam takie mieszane uczucia. Nie powiem że to jest zła metoda, nie. Dodatkowo naturalna, bez zbędnej chemii - więc to ogromny plus. Natomiast wciąż miałam uczucie że te oleje siedzą sobie na powierzchni skóry i właściwie głębsze warstwy naskórka nie mają z nich większego pożytku. Buzia niby gładka, ale jak się już zmyło oleje, to nie zauważyłam poprawy stanu skóry, zmarszczki nawet były jakby bardziej widoczne.
Dlatego jednak wróciłam do tego, co mi od dawna odpowiada najbardziej - czyli do pielęgnacji koreańskiej. Jeśli chodzi o te kosmetyki, to po prostu czuć i widać że one działają... nie obciążają skóry, mają leciutką konsystencję, ale gdy je nałożysz rano, to skóra jest w dobrym stanie właściwie przez całą dobę i również po zmyciu płynem micelarnym wygląda po prostu dobrze. Jest to w dużej mierze zasługą tego słynnego nawilżenia. Dla Azjatek nawilżenie to jest podstawa działania kosmetyku - w każdym wieku skóra musi być nawilżona, im bardziej tym lepiej. W europejskiej pielęgnacji do tej pory uważano że podstawą jest działanie odżywcze kosmetyków, teraz przekonujemy się że jednak nawilżanie, dlatego kwas hialuronowy robi taką karierę. Druga sprawa: azjatyckie kosmetyki mają niesamowite, bardzo bogate składy (np. serum z modną ostatnio wąkrotą azjatycką ma w sobie aż 60% wyciągu z tej rośliny, który zastępuje w składzie czystą wodę - a nie jak u nas zazwyczaj 0,6% - plus jeszcze szereg innych naturalnych wyciągów i witamin) i są zabójczo wydajne, więc nie zrażajcie się ceną. Na przykład buteleczka 200 ml super nawilżającego toniku w formie żelowej, która kosztuje od ok. 70 - 130 zł starcza na minimum pół roku codziennego używania. Serum z genialnym składem, po prostu bomba nawilżających, odżywczych, łagodzących i przeciwzmarszczkowych składników - wychodzi cenowo (gdy się weźmie pod uwagę wydajność) na tym poziomie co przeciętne polskie sera z ubogim i "chemicznym" składem. Kolejny plus - właściwie nie ma opcji by te kosmetyki kogoś uczuliły czy zapchały skórę. No a jeśli chodzi o nowinki i trendy w kosmetyce - to te składniki, które stają się "odkryciem" tutaj, prawie zawsze w Korei i Japonii pojawiły się już parę lat wcześniej. No i ostatni plus: ogromna przyjemność stosowania tych kosmetyków, to jest takie mini-spa dla twarzy.
Tak więc ja na razie raczej pozostanę przy tym sposobie pielęgnacji skóry, bo moja skóra najbardziej go lubi.
Mam takie mieszane uczucia. Nie powiem że to jest zła metoda, nie. Dodatkowo naturalna, bez zbędnej chemii - więc to ogromny plus. Natomiast wciąż miałam uczucie że te oleje siedzą sobie na powierzchni skóry i właściwie głębsze warstwy naskórka nie mają z nich większego pożytku. Buzia niby gładka, ale jak się już zmyło oleje, to nie zauważyłam poprawy stanu skóry, zmarszczki nawet były jakby bardziej widoczne.
Dlatego jednak wróciłam do tego, co mi od dawna odpowiada najbardziej - czyli do pielęgnacji koreańskiej. Jeśli chodzi o te kosmetyki, to po prostu czuć i widać że one działają... nie obciążają skóry, mają leciutką konsystencję, ale gdy je nałożysz rano, to skóra jest w dobrym stanie właściwie przez całą dobę i również po zmyciu płynem micelarnym wygląda po prostu dobrze. Jest to w dużej mierze zasługą tego słynnego nawilżenia. Dla Azjatek nawilżenie to jest podstawa działania kosmetyku - w każdym wieku skóra musi być nawilżona, im bardziej tym lepiej. W europejskiej pielęgnacji do tej pory uważano że podstawą jest działanie odżywcze kosmetyków, teraz przekonujemy się że jednak nawilżanie, dlatego kwas hialuronowy robi taką karierę. Druga sprawa: azjatyckie kosmetyki mają niesamowite, bardzo bogate składy (np. serum z modną ostatnio wąkrotą azjatycką ma w sobie aż 60% wyciągu z tej rośliny, który zastępuje w składzie czystą wodę - a nie jak u nas zazwyczaj 0,6% - plus jeszcze szereg innych naturalnych wyciągów i witamin) i są zabójczo wydajne, więc nie zrażajcie się ceną. Na przykład buteleczka 200 ml super nawilżającego toniku w formie żelowej, która kosztuje od ok. 70 - 130 zł starcza na minimum pół roku codziennego używania. Serum z genialnym składem, po prostu bomba nawilżających, odżywczych, łagodzących i przeciwzmarszczkowych składników - wychodzi cenowo (gdy się weźmie pod uwagę wydajność) na tym poziomie co przeciętne polskie sera z ubogim i "chemicznym" składem. Kolejny plus - właściwie nie ma opcji by te kosmetyki kogoś uczuliły czy zapchały skórę. No a jeśli chodzi o nowinki i trendy w kosmetyce - to te składniki, które stają się "odkryciem" tutaj, prawie zawsze w Korei i Japonii pojawiły się już parę lat wcześniej. No i ostatni plus: ogromna przyjemność stosowania tych kosmetyków, to jest takie mini-spa dla twarzy.
Tak więc ja na razie raczej pozostanę przy tym sposobie pielęgnacji skóry, bo moja skóra najbardziej go lubi.