28-11-2021, 22:36
Rzeszotarski Przemysław
Marzenia
Białe, czyste, nie do zatrzymania w biegu,
Spływają z nieba wraz z płatkami śniegu.
Czekają na nie wszystkie dzieci małe,
Aż do nich przybędą, by zostać na stałe.
Razem z nimi żyć będą, lecz nie dorosną wcale.
Bo to są marzenia, dziecięce, co stale
Są z nimi i czuwają prowadząc przez życie,
Wyznaczając im cele, pomagając skrycie.
Pilnują ich by w przyszłości zostać kimś chciały,
Wykonując zawody i kochając, innym pomagały.
Ale są i takie dzieci, biedne, zastraszone,
Nie znające miłości, małe, zagubione.
One nie znają, co to dom rodzinny,
Kiedy człowieka bliźni kocha inny.
Czują ciągłe zimno i brak uczuć wszelkich.
Bez planów na życie, choćby tych niewielkich.
Żyją z dnia na dzień. Bez jakichkolwiek wrażeń.
Jak pies na śmietniku szukając swoich marzeń.
W samotności dorastając. Ich matką ulica.
Czy marzą o czymkolwiek? Gdy ich małe lica,
Pokrywa rzeka łez. Strumień bardziej słony,
Niż mórz wszystkich solne dla bogów pokłony.
One marzą o jednym. Lecz to jedno małe
Marzenie większe jest niźli to całe,
Przepyszne marzenie bogatego świata.
Ślepego na los innych, krwiożerczego kata.
Do nich też przybędą. Może trochę później.
Może bardziej realne, formowane schludniej.
Wielcy mają marzenia wielkie i poważne.
Mali mają mniejsze, lecz nie mniej ważne.
Jednym braknie lalki innym piersi matki.
Ci mają salony. Tym wystarczą klatki-
-Schodowe. Tam ciepło znajdują fizyczne.
Lecz nie wiedzą co to jest ciepło psychczne.
Ilu jest takich co w zimną godzinę,
Przytulą to dziecię i dadzą rodzinę.
Ono na to czeka, moknąc w deszczu i mrozie,
W ciemnościach złych ulic w przeraźliwej pozie.
Gdy to małe serduszko ogarniesz miłością.
Ono zaraz zapłonie, odpowie wdzięcznością.
Każdy o czymś marzy i czeka tej doby.
Na bogactwo lub czułość kochanej osoby.
Marzenia to my. Jeśli ich nie mamy,
To nie ma nas. Bez nich usychamy.
Jak flora bez wody, jak fauna bez jedzenia,
Giniemy powoli , odchodząc w stronę cienia.
Marzenia
Białe, czyste, nie do zatrzymania w biegu,
Spływają z nieba wraz z płatkami śniegu.
Czekają na nie wszystkie dzieci małe,
Aż do nich przybędą, by zostać na stałe.
Razem z nimi żyć będą, lecz nie dorosną wcale.
Bo to są marzenia, dziecięce, co stale
Są z nimi i czuwają prowadząc przez życie,
Wyznaczając im cele, pomagając skrycie.
Pilnują ich by w przyszłości zostać kimś chciały,
Wykonując zawody i kochając, innym pomagały.
Ale są i takie dzieci, biedne, zastraszone,
Nie znające miłości, małe, zagubione.
One nie znają, co to dom rodzinny,
Kiedy człowieka bliźni kocha inny.
Czują ciągłe zimno i brak uczuć wszelkich.
Bez planów na życie, choćby tych niewielkich.
Żyją z dnia na dzień. Bez jakichkolwiek wrażeń.
Jak pies na śmietniku szukając swoich marzeń.
W samotności dorastając. Ich matką ulica.
Czy marzą o czymkolwiek? Gdy ich małe lica,
Pokrywa rzeka łez. Strumień bardziej słony,
Niż mórz wszystkich solne dla bogów pokłony.
One marzą o jednym. Lecz to jedno małe
Marzenie większe jest niźli to całe,
Przepyszne marzenie bogatego świata.
Ślepego na los innych, krwiożerczego kata.
Do nich też przybędą. Może trochę później.
Może bardziej realne, formowane schludniej.
Wielcy mają marzenia wielkie i poważne.
Mali mają mniejsze, lecz nie mniej ważne.
Jednym braknie lalki innym piersi matki.
Ci mają salony. Tym wystarczą klatki-
-Schodowe. Tam ciepło znajdują fizyczne.
Lecz nie wiedzą co to jest ciepło psychczne.
Ilu jest takich co w zimną godzinę,
Przytulą to dziecię i dadzą rodzinę.
Ono na to czeka, moknąc w deszczu i mrozie,
W ciemnościach złych ulic w przeraźliwej pozie.
Gdy to małe serduszko ogarniesz miłością.
Ono zaraz zapłonie, odpowie wdzięcznością.
Każdy o czymś marzy i czeka tej doby.
Na bogactwo lub czułość kochanej osoby.
Marzenia to my. Jeśli ich nie mamy,
To nie ma nas. Bez nich usychamy.
Jak flora bez wody, jak fauna bez jedzenia,
Giniemy powoli , odchodząc w stronę cienia.