02-01-2022, 23:29
Talarek Andrzej
Dies irae?
W opozycji do Tomasza z Celano
Śpij spokojnie. Za oknami
Tylko Noc się kłóci z psami.
Gość zwyczajny między nami.
Nie bój się. I nie drżyj w trwodze.
Żaden Sędzia jeszcze w drodze
Nie jest. Lęk twój załagodzę.
Cisza. Spokój. Nikt nie woła.
Leżą zmarli w swoich dołach.
Żywi plenią się dokoła.
Albo leżą i nie wstają,
Bo wygodne łoża mają.
Tylko przez sen coś gadają.
Zagłuszają trąby sumień.
Czytać zwojów nikt nie umie.
Jak więc sądzić grzechów strumień?
Nawet Sędzia, choć rozkaże,
Ślepcom światła nie ukaże.
Zanurzone w nicość twarze.
Nie wyznają w swojej nędzy
Grzechów, kiedy im pieniędzy
Zbywa jako owcy przędzy.
Cóż obrońca. Temu biada.
Prawem włada? Święta Triada
Na obrońcę się nie nada.
Cóż powiedzieć? Zbaw mnie Panie?
Zbaw od czego? Słońce wstanie
I zapomnę swe wahanie.
Krzyż to tylko skrzyżowanie.
Dżizus zbawia na śniadanie.
Alem cierpiał, miły panie!
Nie wiem komu to potrzebne,
Ten trud, te kazania zgrzebne,
Te wołania tak podniebne.
On wybacza, więc cóż trwoga?
Sądy, kary i gniew Boga?
Niepotrzebna cnoty droga.
On wybaczył grzech Maryi,
Więc i mi nie zrobi chryi,
Nie zażąda mojej szyi.
Czyżem owcą Jego stada?
Ja na jagnię się nie nadam,
Które chwałę Panu składa.
U stóp tronu, w prawej stronie,
Nie chce mi się stać w tym gronie,
Wyśpiewując na Syjonie.
Wierzyć? Bać się? Nie na dzisiaj,
Jest ta moda zgoła mnisia.
Ja nie wierzę. Tak jest dzisiaj.
A gdy kiedyś śmierć zapuka?
Do drzwi? Nie wiem. Niechaj szuka
Tych, co dla nich ta nauka.
„Błagam kornie bijąc czołem,
Z sercem, co się zda popiołem,
Wspomóż go nad śmierci dołem.
O dniu jęku, o dniu szlochu,
Kiedy z popielnego prochu
Człowiek winny na sąd stanie.
Oszczędź go, o dobry Boże,
Jezu nasz, i w zgonu porze
Daj mu wieczne spoczywanie”.
Dies irae?
W opozycji do Tomasza z Celano
Śpij spokojnie. Za oknami
Tylko Noc się kłóci z psami.
Gość zwyczajny między nami.
Nie bój się. I nie drżyj w trwodze.
Żaden Sędzia jeszcze w drodze
Nie jest. Lęk twój załagodzę.
Cisza. Spokój. Nikt nie woła.
Leżą zmarli w swoich dołach.
Żywi plenią się dokoła.
Albo leżą i nie wstają,
Bo wygodne łoża mają.
Tylko przez sen coś gadają.
Zagłuszają trąby sumień.
Czytać zwojów nikt nie umie.
Jak więc sądzić grzechów strumień?
Nawet Sędzia, choć rozkaże,
Ślepcom światła nie ukaże.
Zanurzone w nicość twarze.
Nie wyznają w swojej nędzy
Grzechów, kiedy im pieniędzy
Zbywa jako owcy przędzy.
Cóż obrońca. Temu biada.
Prawem włada? Święta Triada
Na obrońcę się nie nada.
Cóż powiedzieć? Zbaw mnie Panie?
Zbaw od czego? Słońce wstanie
I zapomnę swe wahanie.
Krzyż to tylko skrzyżowanie.
Dżizus zbawia na śniadanie.
Alem cierpiał, miły panie!
Nie wiem komu to potrzebne,
Ten trud, te kazania zgrzebne,
Te wołania tak podniebne.
On wybacza, więc cóż trwoga?
Sądy, kary i gniew Boga?
Niepotrzebna cnoty droga.
On wybaczył grzech Maryi,
Więc i mi nie zrobi chryi,
Nie zażąda mojej szyi.
Czyżem owcą Jego stada?
Ja na jagnię się nie nadam,
Które chwałę Panu składa.
U stóp tronu, w prawej stronie,
Nie chce mi się stać w tym gronie,
Wyśpiewując na Syjonie.
Wierzyć? Bać się? Nie na dzisiaj,
Jest ta moda zgoła mnisia.
Ja nie wierzę. Tak jest dzisiaj.
A gdy kiedyś śmierć zapuka?
Do drzwi? Nie wiem. Niechaj szuka
Tych, co dla nich ta nauka.
„Błagam kornie bijąc czołem,
Z sercem, co się zda popiołem,
Wspomóż go nad śmierci dołem.
O dniu jęku, o dniu szlochu,
Kiedy z popielnego prochu
Człowiek winny na sąd stanie.
Oszczędź go, o dobry Boże,
Jezu nasz, i w zgonu porze
Daj mu wieczne spoczywanie”.