XII Wisielec
Dokładnie dwanaście tygodni później Kamila czekała na Tomasza w Tawernie Orłowskiej. Wykorzystała resztę urlopu, by towarzyszyć mu podczas wyjazdu na targi minerałów, gdzie z powodzeniem sprzedawał wykonaną przez siebie biżuterię. Pierwszego dnia trochę mu nawet pomagała, ale tłum i hałas drażnił ją, potrzebowała odpoczynku i świeżego, nadmorskiego powietrza. Niedzielne popołudnie było zimne i wietrzne, dlatego skróciła spacer po gdyńskim porcie i delektowała się grzanym winem we wnętrzu tawerny. Patrząc przez okno na wzburzone morze, wspominała kilka lipcowych dni, które spędziła z córką w Trójmieście. Dni, które zapoczątkowały duże zmiany w ich wspólnym życiu.
To właśnie wtedy, gdy przyjechały do Gdańska z Jantaru, Lilka po raz pierwszy wydała jej się dorosła. Tak jakby cierpienie spowodowane ogromnym zawodem i poczuciem złamanego serca uszlachetniło dziewczynę, przydało jej melancholii i powagi. Na początku niewiele rozmawiały o tym, co zaszło. Kamila nie wypytywała córki, za to tak organizowała im czas, by na smutne myśli było go jak najmniej. Spacerowały po plaży, zwiedzały Gdańsk, buszowały między kramami, bo właśnie zaczynał się Jarmark Dominikański. Wybrały się nawet razem do kina, co w Łodzi zdarzało się już bardzo rzadko. Kamila poczuła, że ten nieplanowany wcześniej wspólny pobyt nad morzem pozwolił im się znów do siebie zbliżyć, ale miała też nieodparte wrażenie, że ich więź jest już zupełnie inna niż jeszcze kilka lat wcześniej. Co więcej, każda z nich miała do opowiedzenia coś ważnego, a jednak obie powstrzymywały się, jakby wolały… jeszcze nie mówić. Jakby bały się obudzić silne emocje – w sobie i w sobie nawzajem. I wtedy już chyba obie przeczuwały, że to ostatnie godziny ciszy.
Ciszy przed burzą, która miała rozpętać się niebawem w ich domu.