17-01-2022, 18:14
Ciekawa dyskusja o sztuce i estetyce się tutaj wywiązała...
Beksiński z pewnością nie należy do grona moich ulubionych artystów, ale to twórca, wobec którego trudno pozostać obojętnym, a to już COŚ! Pokazywał w sposób przejmujący i mroczny to, jak widzi świat, ludzką naturę, cierpienie, sens (czy raczej w tym przypadku bezsens) życia... Kontakt z tego typu malarstwem może być mocnym, a nawet przygnębiającym doświadczeniem i rozumiem doskonale, że wiele osób woli rzeczy pozytywne, krzepiące, czy po prostu bardziej estetyczne (w powszechnym, bardzo uproszczonym, rozumieniu tego słowa)... I niekoniecznie muszą to być aniołki, kwiatki, czy przesłodzone obrazy w stylistyce Bougereau. Przecież pomiędzy bielą i czernią jest mnóstwo odcieni szarości!
Beksiński, Hasior, Kantor, Warlikowski czy choćby filmy Smarzowskiego to na pewno nie jest sztuka "miła i przyjemna", ale skoro ma swoich odbiorców, czy wręcz fanów, to znaczy, że jest potrzebna. Nie jestem w stanie na spokojnie obejrzeć "Róży", "Wołynia", ale każdy film Smarzowskiego i tak oglądam, bo za każdym razem jestem ciekawa, co ma na dany temat do powiedzenia. I wiem jednocześnie, czego mogę się po nim spodziewać, jakiej stylistyki. Nie przeszkadza mi to, że nie zrobił żadnego optymistycznego filmu. Skoro jest pesymistą, sceptykiem, to nie będzie tworzył dzieł podnoszących na duchu. W tym jest prawda, jego prawda i konsekwencja. Ta sama konsekwencja jest u Beksińskiego.
Zawsze, będąc w Zakopanem, idę do Galerii Hasiora i niezmiennie wychodzę stamtąd rozdygotana. Niesamowity, mroczny klimat, psychodeliczna muzyka i TE wywołujące ciarki na plecach prace Hasiora... Lubię, gdy sztuka dostarcza silnych emocji, niekoniecznie pozytywnych. Nawet jeśli nie zgadzam się z wizją świata/życia, którą prezentuje autor, to po prostu próbuję ją zrozumieć, skonfrontować się z nią, zestawić z wizją innych artystów.
Sądzę, że jeśli o czymś myślimy, dyskutujemy, ganimy to lub tego bronimy to znaczy, że nas poruszyło. I chyba o to chodzi, prawda?
Beksiński z pewnością nie należy do grona moich ulubionych artystów, ale to twórca, wobec którego trudno pozostać obojętnym, a to już COŚ! Pokazywał w sposób przejmujący i mroczny to, jak widzi świat, ludzką naturę, cierpienie, sens (czy raczej w tym przypadku bezsens) życia... Kontakt z tego typu malarstwem może być mocnym, a nawet przygnębiającym doświadczeniem i rozumiem doskonale, że wiele osób woli rzeczy pozytywne, krzepiące, czy po prostu bardziej estetyczne (w powszechnym, bardzo uproszczonym, rozumieniu tego słowa)... I niekoniecznie muszą to być aniołki, kwiatki, czy przesłodzone obrazy w stylistyce Bougereau. Przecież pomiędzy bielą i czernią jest mnóstwo odcieni szarości!
Beksiński, Hasior, Kantor, Warlikowski czy choćby filmy Smarzowskiego to na pewno nie jest sztuka "miła i przyjemna", ale skoro ma swoich odbiorców, czy wręcz fanów, to znaczy, że jest potrzebna. Nie jestem w stanie na spokojnie obejrzeć "Róży", "Wołynia", ale każdy film Smarzowskiego i tak oglądam, bo za każdym razem jestem ciekawa, co ma na dany temat do powiedzenia. I wiem jednocześnie, czego mogę się po nim spodziewać, jakiej stylistyki. Nie przeszkadza mi to, że nie zrobił żadnego optymistycznego filmu. Skoro jest pesymistą, sceptykiem, to nie będzie tworzył dzieł podnoszących na duchu. W tym jest prawda, jego prawda i konsekwencja. Ta sama konsekwencja jest u Beksińskiego.
Zawsze, będąc w Zakopanem, idę do Galerii Hasiora i niezmiennie wychodzę stamtąd rozdygotana. Niesamowity, mroczny klimat, psychodeliczna muzyka i TE wywołujące ciarki na plecach prace Hasiora... Lubię, gdy sztuka dostarcza silnych emocji, niekoniecznie pozytywnych. Nawet jeśli nie zgadzam się z wizją świata/życia, którą prezentuje autor, to po prostu próbuję ją zrozumieć, skonfrontować się z nią, zestawić z wizją innych artystów.
Sądzę, że jeśli o czymś myślimy, dyskutujemy, ganimy to lub tego bronimy to znaczy, że nas poruszyło. I chyba o to chodzi, prawda?