18-01-2022, 16:34
Beksiński jest dla mnie wielki, ale rzeczywiście oby go oglądać musze mieć konkretny nastrój. Myślę, że po to jest sztuka by odczuwać ja poprzez utożsamianie się. Oczywiście nie dosłowne, bo jesteśmy różni i każdy z nas z osoba doświadcza różnych stanów emocjonalnych, ale pewne z nich mogą być podobne. Człowiek samotny, który ogląda obrazy Beksińskiego dostrzega w nich tę część życia, która być może - jego zdaniem - nie poukładała mu się tak jakby sobie tego życzył. Co to daje?
Wrażenie, że nie jest się samemu. Szukanie identyfikacji z kimś/z czymś, a jeśli ma się rozwinięte zmysły to ze sztuką, która nie jest łatwa.
Kiedy przeczytałam mądre słowa: "Zwykle ludzie nie wiedzą ile dla kogoś zamkniętego znaczą książki" (Anne Frank). I chyba nie tylko książki...
Jesteśmy samotnikami. Wszyscy. Całe nasze życie takie jest, że mając rodziców, będąc dzieckiem, dorastając, wybierając partnera życiowego, pracę - robimy to sami. W środku jesteśmy sami ze sobą i dylematami: co mi wyszło, co zrobiłam dobrze, co źle. Wielu, wielu rzeczy nie mówimy, wielu nie potrafimy nazwać, choćby się chciało wyrzucić z siebie. Dlatego jesteśmy zbiorem samodzielnych i samotnych jednostek, które chcą zachować tę samodzielność. Kiedy z niej rezygnujemy na rzecz bycia z kimś, tworzenia grupy społecznej, związku itp. to oddajemy świadomie część samodzielności. Bo tak właśnie to działa: "kawałek" wolności by nie czuć się samotnie. Więc np. zawieramy małżeństwo, oddajemy jakąś tę część wolności by kogoś mieć, bo wydaje nam się, że świat bez tej osoby nie jest tak piękny. Ale uczucia mogą minąć. Wtedy obecność drugiej osoby jest nie powodem do radości ale utrudnieniem. Wtedy znów szuka się samotności - tej z której wyszło się kiedyś by znaleźć partnera.
Oczywiście nie zawsze tak jest.
Prawdziwą samotność wyraża dla mnie śmierć. Gdy chcę przytulić kogoś, powiedzieć coś i robię to w myślach, wiedząc, że na nic więcej nie mogę sobie pozwolić.
Beksiński pochodzi z moich okolic. Urodził się i dorastał w Sanoku, gdzie jego rodzina od pokoleń żyła, a jego dziadkowie stworzyli zalążki dzisiejszej wielkiej fabryki Autosan. Jego żona pochodziła z niedalekiego Dynowa. Wyjechali stąd gdy rozebrano ich kamienicę w Sanoku.
Beksiński jest u nas wielkim artysta, ale wiele mówi się o jego życiu, że było dramatyczne, a nawet "przeklęte": zmarła mu żona (tętniak aorty chyba), syn popełnił samobójstwo, a wcześniej zmarła również matka i teściowa, które mieszkały u nich w Warszawie i którymi opiekowała się jego żona po tym jak wyjechali z Sanoka i osiedli w Warszawie.
Myślę, że takie kwestie widać w jego obrazach. Te z początków twórczości mają np. klimat fantastyczne, następne są mocno barokowe, gotyckie, przerażające. Myślę, że musiał widzieć i czuć więcej i to jest przerażające. Kiedyś moja znajoma napisała artykuł o jego obrazach i pamiętam, że była tam wzmianka o tym, że musiał widzieć i czuć więcej niż inni, że na tak tragicznym gruncie tworzyła się jego sztuka - demonów w głowie, które od zawsze były, a tragedia rodzinna pewnie to nasilała. Ja z kolei myślę, że to są "dobre obrazy" dla osób samotnych - wyrażają ten ból, który w środku jest jak kamień - ciąży i nie można go wyrzucić. Ale nie zawsze rozumiem tego obrazy, musi być ten "odpowiedni dzień"...
Wrażenie, że nie jest się samemu. Szukanie identyfikacji z kimś/z czymś, a jeśli ma się rozwinięte zmysły to ze sztuką, która nie jest łatwa.
Kiedy przeczytałam mądre słowa: "Zwykle ludzie nie wiedzą ile dla kogoś zamkniętego znaczą książki" (Anne Frank). I chyba nie tylko książki...
Jesteśmy samotnikami. Wszyscy. Całe nasze życie takie jest, że mając rodziców, będąc dzieckiem, dorastając, wybierając partnera życiowego, pracę - robimy to sami. W środku jesteśmy sami ze sobą i dylematami: co mi wyszło, co zrobiłam dobrze, co źle. Wielu, wielu rzeczy nie mówimy, wielu nie potrafimy nazwać, choćby się chciało wyrzucić z siebie. Dlatego jesteśmy zbiorem samodzielnych i samotnych jednostek, które chcą zachować tę samodzielność. Kiedy z niej rezygnujemy na rzecz bycia z kimś, tworzenia grupy społecznej, związku itp. to oddajemy świadomie część samodzielności. Bo tak właśnie to działa: "kawałek" wolności by nie czuć się samotnie. Więc np. zawieramy małżeństwo, oddajemy jakąś tę część wolności by kogoś mieć, bo wydaje nam się, że świat bez tej osoby nie jest tak piękny. Ale uczucia mogą minąć. Wtedy obecność drugiej osoby jest nie powodem do radości ale utrudnieniem. Wtedy znów szuka się samotności - tej z której wyszło się kiedyś by znaleźć partnera.
Oczywiście nie zawsze tak jest.
Prawdziwą samotność wyraża dla mnie śmierć. Gdy chcę przytulić kogoś, powiedzieć coś i robię to w myślach, wiedząc, że na nic więcej nie mogę sobie pozwolić.
Beksiński pochodzi z moich okolic. Urodził się i dorastał w Sanoku, gdzie jego rodzina od pokoleń żyła, a jego dziadkowie stworzyli zalążki dzisiejszej wielkiej fabryki Autosan. Jego żona pochodziła z niedalekiego Dynowa. Wyjechali stąd gdy rozebrano ich kamienicę w Sanoku.
Beksiński jest u nas wielkim artysta, ale wiele mówi się o jego życiu, że było dramatyczne, a nawet "przeklęte": zmarła mu żona (tętniak aorty chyba), syn popełnił samobójstwo, a wcześniej zmarła również matka i teściowa, które mieszkały u nich w Warszawie i którymi opiekowała się jego żona po tym jak wyjechali z Sanoka i osiedli w Warszawie.
Myślę, że takie kwestie widać w jego obrazach. Te z początków twórczości mają np. klimat fantastyczne, następne są mocno barokowe, gotyckie, przerażające. Myślę, że musiał widzieć i czuć więcej i to jest przerażające. Kiedyś moja znajoma napisała artykuł o jego obrazach i pamiętam, że była tam wzmianka o tym, że musiał widzieć i czuć więcej niż inni, że na tak tragicznym gruncie tworzyła się jego sztuka - demonów w głowie, które od zawsze były, a tragedia rodzinna pewnie to nasilała. Ja z kolei myślę, że to są "dobre obrazy" dla osób samotnych - wyrażają ten ból, który w środku jest jak kamień - ciąży i nie można go wyrzucić. Ale nie zawsze rozumiem tego obrazy, musi być ten "odpowiedni dzień"...