21-01-2022, 06:45
Każda wibracja ma swoje plusy i minusy, wiadomo. Samodzielna jedynka będzie cierpieć gdy jej partner będzie chciał z nią dzielić dosłownie każdą chwilę życia, ponad to życie układa się jej na ogół tak że zwyczajnie musi być silna i samodzielna - ale ona rzeczywiście taka jest. Z kolei rodzinna i przyjacielska szóstka będzie cierpieć, gdy życie się jej ułoży tak że nie będzie mieć rodziny, nie będzie miała tego wsparcia i ciepła wokół siebie - bo nie bardzo umie iść sama przez życie.
Każdy chyba trochę tęskni za tym czego nie ma... ja także chciałabym być trochę jedynkowa i trochę czwórkowa a nawet czasem ósemkowa, ale jestem 6-tką z dnia i 33-ką - więc nie będą się bić sama ze sobą, albo też kopać z koniem jak to mówią. Staram się cieszyć tymi pozytywami które niesie mi moja data urodzenia, a w miarę sił i możliwości pracować nad poprawą negatywów. Nie jestem w 100% zadowolona z tego co mam i z tego jaka jestem - jak każdy z nas - ale nikt z nas przecież nie spada z Kosmosu na Ziemię w dniu swoich urodzin jako mistrz i perfekcjonista w każdym celu.
Moje zdanie jest takie, że wystarczy dawać z siebie tyle ile maksymalnie jesteśmy z siebie w stanie wykrzesać w danym momencie, i nie starać się być tym kim nie jesteśmy i nigdy nie będziemy. Czym innym jest stawianie sobie celów, które mogą nas - nas, jako konkretną istotę ludzką - w tej chwili i na tym etapie życia uszczęśliwić, a czym innym jest wskakiwanie na główkę do basenu który jest zatytułowany jakoś tak: "życie jest krótkie, spełniaj swoje marzenia, świat stoi otworem, jesteś tego wart, jak nie teraz to kiedy, każdy powinien to przeżyć!!!". To dla wielu może być pułapka dodająca nerwów i ciągnąca raczej w dól niż do góry. Cóż, pojedynczej istocie ludzkiej trudno przychodzi akceptacja faktu że nie każdy musi "wszystko", i że nie każdy to "wszystko" będzie w życiu miał... bo zawsze czegoś tam szkoda, no nie?
Moja filozofia jest taka, że faktycznie życie jest nadspodziewanie krótkie, więc lepiej się nim cieszyć w miarę możliwości, niż traktować je "zadaniowo" (tj. powinnam zrobić to, tamto i owamto... i ewentualnie jeszcze to). Nie ma cudów - przy podejściu "zadaniowym" zawsze ale o zawsze będzie coś czego nam się zrobić/osiągnąć nie uda. A wtedy co? Frustracja, stres, żal, rozpamiętywanie gdzie pojawił się błąd.
I tu z kolei pojawia się jeden z nielicznych pozytywów starzenia się: na ogół z wiekiem człowiek odpuszcza, mniej mu wystarcza do szczęścia, przestaje się tak napinać w każdej kwestii... i zwyczajnie rzadziej używa słowa "muszę".
Każdy chyba trochę tęskni za tym czego nie ma... ja także chciałabym być trochę jedynkowa i trochę czwórkowa a nawet czasem ósemkowa, ale jestem 6-tką z dnia i 33-ką - więc nie będą się bić sama ze sobą, albo też kopać z koniem jak to mówią. Staram się cieszyć tymi pozytywami które niesie mi moja data urodzenia, a w miarę sił i możliwości pracować nad poprawą negatywów. Nie jestem w 100% zadowolona z tego co mam i z tego jaka jestem - jak każdy z nas - ale nikt z nas przecież nie spada z Kosmosu na Ziemię w dniu swoich urodzin jako mistrz i perfekcjonista w każdym celu.
Moje zdanie jest takie, że wystarczy dawać z siebie tyle ile maksymalnie jesteśmy z siebie w stanie wykrzesać w danym momencie, i nie starać się być tym kim nie jesteśmy i nigdy nie będziemy. Czym innym jest stawianie sobie celów, które mogą nas - nas, jako konkretną istotę ludzką - w tej chwili i na tym etapie życia uszczęśliwić, a czym innym jest wskakiwanie na główkę do basenu który jest zatytułowany jakoś tak: "życie jest krótkie, spełniaj swoje marzenia, świat stoi otworem, jesteś tego wart, jak nie teraz to kiedy, każdy powinien to przeżyć!!!". To dla wielu może być pułapka dodająca nerwów i ciągnąca raczej w dól niż do góry. Cóż, pojedynczej istocie ludzkiej trudno przychodzi akceptacja faktu że nie każdy musi "wszystko", i że nie każdy to "wszystko" będzie w życiu miał... bo zawsze czegoś tam szkoda, no nie?
Moja filozofia jest taka, że faktycznie życie jest nadspodziewanie krótkie, więc lepiej się nim cieszyć w miarę możliwości, niż traktować je "zadaniowo" (tj. powinnam zrobić to, tamto i owamto... i ewentualnie jeszcze to). Nie ma cudów - przy podejściu "zadaniowym" zawsze ale o zawsze będzie coś czego nam się zrobić/osiągnąć nie uda. A wtedy co? Frustracja, stres, żal, rozpamiętywanie gdzie pojawił się błąd.
I tu z kolei pojawia się jeden z nielicznych pozytywów starzenia się: na ogół z wiekiem człowiek odpuszcza, mniej mu wystarcza do szczęścia, przestaje się tak napinać w każdej kwestii... i zwyczajnie rzadziej używa słowa "muszę".