17-02-2022, 20:48
Pod koniec lat 90-tych uczestniczyłam w dyskusji, której gościem specjalnym był Czesław Miłosz. Dyskusja zwieńczała finał ogólnopolskiego konkursu recytatorskiego pt. "Sacrum w literaturze". Nie za bardzo pamiętam, o czym dokładnie dyskutowano, bo bardzo przeżywałam to, że z bliska widzę jednego ze swoich Mistrzów. Ale do dziś pamiętam tytuł tej debaty: "Słowo, które leczy i słowo, które rani". Sam Miłosz tak wiele pięknych słów napisał właśnie... o słowach, nie tylko w kontekście poezji.
Absolutnie wierzę w to, że słowa mają sprawczą moc. Dlatego też trzeba bardzo uważać, co i w jakich emocjach się mówi.
Wszyscy znamy powiedzenia i zwroty typu: "wykrakać coś", "powiedzieć coś w złą godzinę", "mowa jest srebrem, milczenie - złotem", "odpukać w niemalowane drewno". Jeśli takie powiedzenia są obecne w naszej kulturze, to najlepszy dowód, że sprawcza moc słów jest powszechnie znana.
Często zdarza się, że bez zastanowienia "chlapniemy coś", co potem się urzeczywistnia w zatrważający sposób...
Znajomy mojego ojca był cholerykiem, który często się denerwował i wtedy mówił "krew mnie zaleje"... Był na grzybach, gdy zdarzył się wylew. Nie uratowano mu życia.
Wiele lat temu, gdy byłam bardzo młoda i bardzo głupia, powiedziałam w żartach do mamy, że chłopak, który był moją pierwszą miłością z czasów LO, a który studiował prawo (na wiele lat urwał nam się kontakt), pewnie kiedyś rozwiedzie mnie z mężem (wtedy jeszcze męża nie miałam, nawet go nie znałam!)... No i kilka lat temu TEN już nie chłopak, tylko czterdziestoparolatek i notariusz, na moja prośbę przygotował dla nas intercyzę... a potem udzielił innych porad w kwestiach rozwodowych...
Brzmi jak koszmarny chichot losu, prawda?
Absolutnie wierzę w to, że słowa mają sprawczą moc. Dlatego też trzeba bardzo uważać, co i w jakich emocjach się mówi.
Wszyscy znamy powiedzenia i zwroty typu: "wykrakać coś", "powiedzieć coś w złą godzinę", "mowa jest srebrem, milczenie - złotem", "odpukać w niemalowane drewno". Jeśli takie powiedzenia są obecne w naszej kulturze, to najlepszy dowód, że sprawcza moc słów jest powszechnie znana.
Często zdarza się, że bez zastanowienia "chlapniemy coś", co potem się urzeczywistnia w zatrważający sposób...
Znajomy mojego ojca był cholerykiem, który często się denerwował i wtedy mówił "krew mnie zaleje"... Był na grzybach, gdy zdarzył się wylew. Nie uratowano mu życia.
Wiele lat temu, gdy byłam bardzo młoda i bardzo głupia, powiedziałam w żartach do mamy, że chłopak, który był moją pierwszą miłością z czasów LO, a który studiował prawo (na wiele lat urwał nam się kontakt), pewnie kiedyś rozwiedzie mnie z mężem (wtedy jeszcze męża nie miałam, nawet go nie znałam!)... No i kilka lat temu TEN już nie chłopak, tylko czterdziestoparolatek i notariusz, na moja prośbę przygotował dla nas intercyzę... a potem udzielił innych porad w kwestiach rozwodowych...
Brzmi jak koszmarny chichot losu, prawda?