XIX Słońce
Najwyraźniej to samo pytanie już wkrótce zaczęło nurtować Lilkę, bo gdy parę dni później leciały do Bari, zapytała niespodziewanie w samolocie:
- Mamo, czy wyobrażasz sobie, że znów jesteście z Arturem parą, jak 20 lat temu? – Zabrzmiało to lekko, ale i tak wywołało u Kamili chwilowe napięcie.
- Przecież wiesz, że nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki - odpowiedziała wymijająco.
- Tak twierdził Heraklit i może miał rację, ale skąd wiesz, czy po latach kąpiel w tej rzece nie byłaby fajniejsza?– Podobała jej się błyskotliwość i refleksyjność córki. I uwielbiała szelmowski błysk w oku, który znów częściej się pojawiał, co niewątpliwie było dobrym znakiem. – Na razie pokąpiemy się w morzu. Oby wciąż było ciepłe! – Odpowiedziała Lilce z uśmiechem, sprytnie zmieniając temat.
Ewidentnie wychodziły na prostą, a tygodniowy wyjazd nad Morze Jońskie na zakończenie pierwszych studenckich wakacji Liliany miał je w tym odczuciu utwierdzić. Obie potrzebowały odpoczynku po ostatnich emocjach i przysłowiowego podładowania akumulatorów przed jesiennymi słotami.
Kilka lat wcześniej Kamila była w Apulii w sprawach zawodowych. Urokliwe włoskie miasteczka położone w sąsiedztwie Bari tak ją oczarowały, że już drugi raz leciała właśnie tam na swój krótki urlop. Tym razem za miejsce docelowe wybrała dla siebie i córki prawdziwą perełkę tego regionu – Polignano a Mare. W ostatniej dekadzie września ceny w pensjonatach i hotelikach były znośne, turystów znacznie mniej, a pogoda nadal piękna, choć dni już znacznie krótsze, a noce chłodne. Zatrzymały się w pensjonacie na obrzeżach miasteczka. Sam pokój był mały i urządzony skromnie, ale opuszczały go rano i wracały tam dopiero wieczorem. Pensjonat miał dwie ogromne zalety: bliskość miejskiej, piaszczystej plaży i nieduży, ale wspaniały ogród z cytrusowym zakątkiem. Rozkoszowały się w nim codziennie poranną kawą. Chodziły na plażę, czytały, spacerowały, buszowały po sklepikach na starówce, a przede wszystkim delektowały się specjałami kuchni włoskiej w klimatycznych restauracyjkach. Któregoś dnia wybrały się pociągiem do Lecce – znacznie większego od okolicznych miasteczek, ale równie atrakcyjnego turystycznie choćby ze względu na ilość zabytków.
Choć dużo czasu spędzały razem, to przez cały ten pobyt rozmawiały niewiele. Głównie o sprawach błahych, lekkich, codziennych, jakby żadna z nich nie chciała wracać do trudnych wydarzeń sprzed ponad miesiąca. Był to swego rodzaju reset, wyprawa, która miała oczyścić sytuację i przywrócić im równowagę. Na plaży Lilka głównie się opalała, czytała i czatowała ze swoimi znajomymi, natomiast Kamila godzinami pływała, rozkoszując się ciepłem morza. Żałowała, że córka nie podzielała jej miłości do wody. Pływanie zawsze jej pomagało. Było najlepszą terapią - sposobem na oczyszczenie się ze złych emocji i trudnych wspomnień. Będąc w morzu, Kamila uwalniała się od swoich trosk – tak to czuła i tym razem, i za każdym poprzednim, gdy spędzała urlop na południu Europy lub w północnej Afryce. Przypomniała sobie, jak jej kuzynka Jagoda, praktykująca zen, mawiała, że pokłony czyszczą umysł. To samo Kamila mogłaby powiedzieć o pływaniu w ciepłym morzu czy jeziorze.
Dwa dni przed odlotem zdarzyło się chłodniejsze popołudnie, więc wypożyczyły rowery, by objechać najbliższe okolice Polignano i przy okazji kupić kilka drobiazgów w lokalnych sklepikach. Ku zaskoczeniu Kamili, Lilka sama zaproponowała, by kupiły jakiś upominek dla Artura. Dawało to nadzieję na dobre ułożenie się ich wzajemnych relacji.
Tydzień w słonecznej Apulii minął im przyjemnie i – jak zwykle na zagranicznych wakacjach – za szybko. Ale wracając z wyjazdu, obie czuły się zadowolone, wypoczęte i zupełnie już pogodzone zarówno z przeszłością, jak i z teraźniejszością.
Najwyraźniej to samo pytanie już wkrótce zaczęło nurtować Lilkę, bo gdy parę dni później leciały do Bari, zapytała niespodziewanie w samolocie:
- Mamo, czy wyobrażasz sobie, że znów jesteście z Arturem parą, jak 20 lat temu? – Zabrzmiało to lekko, ale i tak wywołało u Kamili chwilowe napięcie.
- Przecież wiesz, że nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki - odpowiedziała wymijająco.
- Tak twierdził Heraklit i może miał rację, ale skąd wiesz, czy po latach kąpiel w tej rzece nie byłaby fajniejsza?– Podobała jej się błyskotliwość i refleksyjność córki. I uwielbiała szelmowski błysk w oku, który znów częściej się pojawiał, co niewątpliwie było dobrym znakiem. – Na razie pokąpiemy się w morzu. Oby wciąż było ciepłe! – Odpowiedziała Lilce z uśmiechem, sprytnie zmieniając temat.
Ewidentnie wychodziły na prostą, a tygodniowy wyjazd nad Morze Jońskie na zakończenie pierwszych studenckich wakacji Liliany miał je w tym odczuciu utwierdzić. Obie potrzebowały odpoczynku po ostatnich emocjach i przysłowiowego podładowania akumulatorów przed jesiennymi słotami.
Kilka lat wcześniej Kamila była w Apulii w sprawach zawodowych. Urokliwe włoskie miasteczka położone w sąsiedztwie Bari tak ją oczarowały, że już drugi raz leciała właśnie tam na swój krótki urlop. Tym razem za miejsce docelowe wybrała dla siebie i córki prawdziwą perełkę tego regionu – Polignano a Mare. W ostatniej dekadzie września ceny w pensjonatach i hotelikach były znośne, turystów znacznie mniej, a pogoda nadal piękna, choć dni już znacznie krótsze, a noce chłodne. Zatrzymały się w pensjonacie na obrzeżach miasteczka. Sam pokój był mały i urządzony skromnie, ale opuszczały go rano i wracały tam dopiero wieczorem. Pensjonat miał dwie ogromne zalety: bliskość miejskiej, piaszczystej plaży i nieduży, ale wspaniały ogród z cytrusowym zakątkiem. Rozkoszowały się w nim codziennie poranną kawą. Chodziły na plażę, czytały, spacerowały, buszowały po sklepikach na starówce, a przede wszystkim delektowały się specjałami kuchni włoskiej w klimatycznych restauracyjkach. Któregoś dnia wybrały się pociągiem do Lecce – znacznie większego od okolicznych miasteczek, ale równie atrakcyjnego turystycznie choćby ze względu na ilość zabytków.
Choć dużo czasu spędzały razem, to przez cały ten pobyt rozmawiały niewiele. Głównie o sprawach błahych, lekkich, codziennych, jakby żadna z nich nie chciała wracać do trudnych wydarzeń sprzed ponad miesiąca. Był to swego rodzaju reset, wyprawa, która miała oczyścić sytuację i przywrócić im równowagę. Na plaży Lilka głównie się opalała, czytała i czatowała ze swoimi znajomymi, natomiast Kamila godzinami pływała, rozkoszując się ciepłem morza. Żałowała, że córka nie podzielała jej miłości do wody. Pływanie zawsze jej pomagało. Było najlepszą terapią - sposobem na oczyszczenie się ze złych emocji i trudnych wspomnień. Będąc w morzu, Kamila uwalniała się od swoich trosk – tak to czuła i tym razem, i za każdym poprzednim, gdy spędzała urlop na południu Europy lub w północnej Afryce. Przypomniała sobie, jak jej kuzynka Jagoda, praktykująca zen, mawiała, że pokłony czyszczą umysł. To samo Kamila mogłaby powiedzieć o pływaniu w ciepłym morzu czy jeziorze.
Dwa dni przed odlotem zdarzyło się chłodniejsze popołudnie, więc wypożyczyły rowery, by objechać najbliższe okolice Polignano i przy okazji kupić kilka drobiazgów w lokalnych sklepikach. Ku zaskoczeniu Kamili, Lilka sama zaproponowała, by kupiły jakiś upominek dla Artura. Dawało to nadzieję na dobre ułożenie się ich wzajemnych relacji.
Tydzień w słonecznej Apulii minął im przyjemnie i – jak zwykle na zagranicznych wakacjach – za szybko. Ale wracając z wyjazdu, obie czuły się zadowolone, wypoczęte i zupełnie już pogodzone zarówno z przeszłością, jak i z teraźniejszością.