04-03-2023, 23:09
Rzeszotarski Przemysław
Ranny aniele
Na polanie zielonej, na kwiatów dywanie,
Malował się anioł, nim słońce całe wstanie.
W blasku, pierwszych nieśmiałych promieni,
Rysuje się postać, z trawy i kamieni.
Kibić, zboże oplata, suknią złocistą,
Na piersi maki, przesłonę tworzą mglistą.
We włosach, wiatr tańczy lekko i swobodnie,
Anielskie oczy, świecą jak pochodnie.
A ja. Patrzę na cud, co się dzieje,
By dotknąć anioła, rozpalam nadzieję.
Gwiazda poranna, zniżona w pokłonie,
Słońcu, co królestwo ma na nieboskłonie.
Schodzi powoli, za horyzont szeroki,
Kryjąc swe wdzięki, chowając za obłoki.
A ja. Milczę, by nie spłoszyć mary,
Zanurzony w ciepłe poranka opary.
Obserwuję cień, sunący po ziemi.
Niknący w blasku słonecznych promieni.
Ranny aniele
Na polanie zielonej, na kwiatów dywanie,
Malował się anioł, nim słońce całe wstanie.
W blasku, pierwszych nieśmiałych promieni,
Rysuje się postać, z trawy i kamieni.
Kibić, zboże oplata, suknią złocistą,
Na piersi maki, przesłonę tworzą mglistą.
We włosach, wiatr tańczy lekko i swobodnie,
Anielskie oczy, świecą jak pochodnie.
A ja. Patrzę na cud, co się dzieje,
By dotknąć anioła, rozpalam nadzieję.
Gwiazda poranna, zniżona w pokłonie,
Słońcu, co królestwo ma na nieboskłonie.
Schodzi powoli, za horyzont szeroki,
Kryjąc swe wdzięki, chowając za obłoki.
A ja. Milczę, by nie spłoszyć mary,
Zanurzony w ciepłe poranka opary.
Obserwuję cień, sunący po ziemi.
Niknący w blasku słonecznych promieni.