Mandragora
#9

       
       
Tajemna Moc Mandragory
Korzeń Mandragory był w Europie tym, czym w Azji żeń-szeń.
I choć może się wydać to dziwne, to właśnie Mandragora, nazywana z niemiecka Alrauną, do dziś owiana jest trwalszą legendą niż tamten zamorski specyfik.
Już sam jej kształt, w którym dopatrywano się ludzkiej sylwetki budził lęk i respekt, trącił niepojętym, emanował magią.
Mandragorę uważano za panaceum, lek na wszelakie dolegliwości, a zarówno w basenie Morza Śródziemnego, gdzie rósł, jak i na rubieżach Europy wiara w jego skuteczność nie słabła przez wieki.
Już od starożytności pomagał ludziom, potem stopniowo o nim zapominano.
A Alrauna to naprawdę jedna z ciekawszych europejskich roślin.
Zasługuje na przypomnienie.

Na początek trochę biologii i historii.
Mandragora lekarska (Mandragora Officinalis) to śródziemnomorska, trująca bylina z rodziny psiankowatych, której korzeń osiąga 60 cm długości.
Jak wszystkie psiankowate zawiera alkaloidy, które albo zabiją, albo wyleczą.
Alraunę znano i stosowano już w starożytności – pierwsze wzmianki pochodzą z papirusu Ebersa, datowanego najpóźniej na 1550 r. p.n.e. i będącego odpisem z jeszcze starszych tekstów.
Stosowano ją nie tylko jako lekarstwo, ale także środek poprawiający urodę i afrodyzjak na długo przed czasami Kleopatry, która zawdzięczać miała urodę już nie Alraunie, a kąpielom w oślim mleku.
W starożytnej Grecji i Rzymie traktowano ją jako remedium na rozliczne dolegliwości ciała i umysłu, w Biblii odnajdujemy Mandragorę jako ceniony środek leczący bezpłodność.
Znana była ze swego działania anestetycznego, wykorzystywanego przy operacjach, gdyż uśmierzała ból i powodowała sen – przy przedawkowaniu nawet wieczny.
Miała mieć także właściwości wymiotne i przeczyszczające, co nie dziwi, gdyż jest w gruncie rzeczy silną trucizną. 
Mandragora rozpoczęła też wówczas swoją karierę jako roślina magiczna.
Ponoć czarodziejka Kirke miała właśnie dzięki wywarowi z Mandragory zamieniać ludzi Odysa w zwierzęta, choć sam epos nie wymienia nazwy ziela.
Pytia w wyroczni Apolla w Delfach stosowała Alraunę jako środek wywołujący wizje i wieszczenie.
Sam korzeń także miał moc przepowiadania przyszłości – miał kiwać „główką”, gdy odpowiedź była twierdząca.
Z czasem i oczywiście rozwojem medycyny, pojawiły się dokładne przepisy na leki z Mandragory.
Pierwszy podawał takowe Dioskurides.
Do celów medycznych wykorzystywano całą roślinę, zależnie od schorzenia, które miała wyleczyć.
Wówczas to okazało się, że istnieją dwie odmiany ziela – żeńska i męska.
Ta pierwsza miała być nieco mniejsza, liście jej były podobne sałacie, lecz węższe, owoce podobne z wyglądu do jabłek, lecz dużo mniejsze, jasnozielone, pachnące i z pestką wewnątrz jak gruszka.
Korzenie otoczone grubą skórką były czarne na wierzchu, białe zaś w środku.
Odmiana męska była większa – jak na mężczyznę przystało, miała szerokie białe liście podobne buraczanym, a owoce szafranowe w kolorze.
Również korzeń był większy i bielszy.

Mandragora była podawana w różnej postaci.
Wyciskano sok, który później należało przechowywać koniecznie w glinianym naczyniu i który w odpowiednich dawkach i z odpowiednimi dodatkami stanowił nader cenny i skuteczny lek. Na wszystko.
Lekarstwem był także korzeń sproszkowany.
Mieszany z olejem, jęczmieniem, winem lub miodem nadawał się na choroby oczu, bóle, wrzody, guzy, skrofuły i szankry.
Natomiast delikatne nacieranie liśćmi Mandragory w ciągu sześciu dni likwidowało wszelkie niedoskonałości skóry bez śladu, co czyniło niepotrzebnym dojenie upartych oślic na mleczną kąpiel.
Dodatkową właściwością korzenia Mandragory było zmiękczanie kości słoniowej podczas gotowania, co pozwalało ją dowolnie formować.
Jak widać była Mandragora wszechstronna i niezastąpiona, gdy jednak była absolutnie niedostępna,
Dioskurides dopuszczał użycie Ciemiernika jako leku słabszego, ale o podobnym w wielu przypadłościach działaniu.
Żyjący w zbliżonym czasie Pliniusz Starszy przypisywał Alraunie zbliżone właściwości, za to inne ordynował recepty.
Wiadomo, co lekarz to inną terapię doradzi.
Na bóle organów (?!) i oczu należało więc utłuc korzeń Mandragory wraz z winem i olejkiem różanym.
Na ukąszenia gadów oraz przed operacjami podawano sok, którego sam zapach działać miał nasennie.
Odpowiednie części „ciała” Mandragory stosowano zaś na leczenie analogicznych członków ludzkich.
Pliniusz wyjawił też sekrety właściwego pozyskania Alrauny, co okazało się sztuką nie lada.

Wyrwać ją można było spełniając wiele niezbędnych warunków i przestrzegając rozlicznych środków ostrożności. 
Wiatr absolutnie nie mógł wiać w twarz, wokół rośliny należało zakreślić trzy kręgi mieczem, potem zwrócić się ku zachodowi i dopiero wykopać. Kiedy ta czynność się powiodła, trzeba było już tylko odpowiednio przechowywać zdobytą Mandragorę – liście w solance, owoce cieniu, sok zaś w słońcu, by zgęstniał
W średniowieczu rozrastała się legenda otaczająca zdobywanie magicznego korzenia.
Najczęściej można go było spotkać pod szubienicami, gdzie wyrastał bądź to na pożywce z ciała wisielca, bądź z jego nasienia.
Roślina była to niezmiernie groźna.
Podczas wyrywania krzyczała i ciskała klątwy na prawo i lewo, tak, że każdy, kto znalazł się za blisko padał trupem na miejscu – i nowa pożywka dla alrauny gotowa.
Uciekano się zatem do przedziwnych sposobów, by mandragorę przechytrzyć.
Niektórzy proponowali polać ją moczem lub krwią menstruacyjną, następnie obkopać i zakreślić wokół niej trzy kręgi mieczem, lub nakreślić trzy krzyże.
Później należało przywiązać do niej głodnego psa, koniecznie czarnego, i postawić miskę z mięsem w takiej odległości, by sięgając ku niej wyrwał ziele.
W ostateczności dopuszczalne było posłużenie się świnią.
Samemu należało obserwować całe zajście z daleka lub ewentualnie zalepić uszy woskiem lub zatkać bawełną, by nie słyszeć złowróżbnych jęków rośliny.
Niekiedy polecano także zagłuszać je za pomocą trąby, co przy okazji umilało ostatnie chwile psu, na którego niechybnie spadała zguba z racji wyrwania magicznego ziela.

Święta Hildegarda z Bingen opowiadała z kolei o pochodzeniu rośliny.
Miała ona wyrosnąć z rajskiej ziemi, z której Bóg stworzył Adama, dlatego też jej kształt był podobny ludzkiemu.
Z tej racji jednak diabeł miał do niej przystęp, więc wyjętą z ziemi mandragorę należało trzymać przez dobę w źródlanej wodzie, po którym to zabiegu była ona zdatna do użycia i pozbawiona złych mocy.

Był to też skuteczny lek na lubieżność.
Gdy kogoś owa opętała, powinien był korzeń Alrauny trzymać w połowie odległości od piersi do pępka przez 3 dni i 3 noce.
Kobieta powinna użyć Mandragory męskiej, zaś mężczyzna odmiany żeńskiej.
Następnie na kolejne 3 dni i 3 noce korzeń trzeba było trzymać przy genitaliach, a równocześnie z lewej (mężczyźni) lub prawej (kobiety) ręki Mandragory należało sporządzić proszek, wymieszać z kamforą i spożywać.

Także bóle różnych części ciała można było leczyć poprzez podanie odpowiedniej części rośliny i modlitwy.
Położenie w łóżku korzenia Mandragory leczyło dolegliwości takie jak melancholia i smutek, jednak Hildegarda podawała także lek zastępczy – wprawdzie nieco słabszy, ale zapewne łatwiejszy w zdobyciu dla uboższych pacjentów – pierwszy wyrośnięty kiełek bukowy.

Bestiariusze podawały jeszcze inne dane na temat mandragory.
Rosła ona nieopodal raju i była drzewem łudząco podobnym do Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego.

Zbierać Alraunę natomiast należało nocą, kiedy to świeciła jak lampa.
Gdy się takową światłość dostrzegło, trzeba było jak najszybciej otoczyć ją żelaznym kręgiem, nim uciekła.
Jej moc była bowiem tak wielka, że na widok nieczystego człowieka szparko umykała.
Obkopywać ją należało patykiem z kości słoniowej, zaś wyciągać z pomocą psa.
W razie braku psa, co mogło się przecież zdarzyć, trzeba było zbudować maszynę na wzór katapulty i zaczepić roślinę, tak, by ją wyciągnęła bez dotknięcia ręką.
Sok przechowywać należało koniecznie w szklanym słoju (jak widać postęp techniczny, jaki nastąpił od czasów Dioskuridesa spowodował, że gliniane garnki, mimo „konieczności” ich użycia stały się przeżytkiem), a leczył on po zmieszaniu z nardem, winem, olejem tudzież gorącą wodą sześć dolegliwości: bóle głowy, ataki podagry, epilepsję i spazmy, skurcze mięśni oraz przeziębienie głowy.
Mandragora była przez długie wieki lekiem uniwersalnym, jak jednak w wielu innych dziedzinach wyparł ją produkt „Made in China” i funkcje światowego panaceum przejął żeń - szeń.

Może jednak warto i dziś mieć jednak kawałek tradycyjnej europejskiej Alrauny przy łóżku w razie gdyby dopadła człowieka melancholia czy tajemnicze bóle.
W tym celu jednak trzeba się udać nad Morze Śródziemne, Polska bowiem z racji chłodnego klimatu jest pozbawiona tego na wszystko przydatnego ziela.
Jednak hasło „Polak potrafi!” nie jest pozbawione podstaw także w ziołolecznictwie.
Przez wieki radziliśmy sobie bez Mandragory.
Tę samą funkcję, jak się okazuje, mógł bowiem spełniać Pokrzyk Wilcza Jagoda lub Przestęp biały (czarcie wąsy), które to rośliny nader chętnie i w sporych ilościach sadzono przy domostwach w Polsce i używano analogicznie do śródziemnomorskiej Mandragory.
Oczywiste jest, że większość podanych wyżej właściwości korzenia Mandragory, różnorakich sposobów jej pozyskiwania, przechowywania itd. jest kompletną bzdurą, wynikającą z nieuctwa średniowiecznych cyrulików i ciemnoty pospólstwa.
Oczywiste jest też, że niekoniecznie czarnego psa zaprzęga się do wyrywania Mandragory, równie dobrze może to być inne zwierzę, choć czarną maść lepiej zachować.
Dobrze jest też, bo wzmaga to lecznicze właściwości korzenia, własnoręcznie powiesić „pożywkę” dla rośliny.
Jęki wieszanego i wrzaski wyrywanej z korzeniami Alrauny nikogo w dobie telewizji nie zabiją.
A zatem do dzieła!
Etap pierwszy - wieszanie.
Małgorzata Stojak
źródło

[Obrazek: attachment.php?aid=75737]
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości