28-01-2013, 02:58
Suna, ja też nie mam problemu z lokatorami. Jest u mnie nawet jeden jegomość ostatnio.
Kolejna historia.
Dawno temu, z 13 lat miałam. Babcia kupiła nową, ogromną szafę. Jakieś dziwne uczucia wzbudziła, choć nie wyglądała na starą czy nawiedzoną, ot, elegancka szafa. Oczywiście, postawili ją u mnie w pokoju, akurat obok mojego łóżka.
Trochę się obawiałam, ale poszłam spać. W pewnym momencie się budzę i jakoś instynktownie czuję, że jest 3-4 rano. Niewygodnie mi, więc co, chcę się przerzucić na drugi bok, a tu... dupa. Ruszyć się nie mogę. Myślę sobie, ok, paraliż senny, każdemu może się zdarzyć.
...Nagle SRU!, jak coś się nie zaczyna drzeć ze strony szafy... I to niejedna istota, a kilkanaście wręcz. Co więcej, nie brzmią ludzko, tylko tak... metalicznie? I jakby ktoś się nad nimi znęcał. Na domiar złego, coś zaczyna mnie wyrywać z ciała. Ja się opieram, zapieram wszystkim co się da, byleby tylko mnie nie wyrwało. Panika jak diabli, proszę panicznie by przestało, a to zaczyna mocniej ciągnąć i coraz agresywniej! Już mam łzy w oczach, błagam wręcz, żeby poszedł, a ten jeszcze mocniej. Myślę "BOŻE, NIECH TO PRZESTANIE", a to coś wpada w jeszcze większą furię, już czuję, że mnie prawie wyrwał i... pustka. Nic nie pamiętam. Żadnych innych snów czy przebudzenia. Obudziłam się później, koło 10.
Teraz traktuję to jako ciekawe doświadczenie, ale wtedy... Najgorsze były te krzyki. Tak przepełnione bólem... Nawet teraz płaczę, jak to opisuję.
Kolejna historia.
Dawno temu, z 13 lat miałam. Babcia kupiła nową, ogromną szafę. Jakieś dziwne uczucia wzbudziła, choć nie wyglądała na starą czy nawiedzoną, ot, elegancka szafa. Oczywiście, postawili ją u mnie w pokoju, akurat obok mojego łóżka.
Trochę się obawiałam, ale poszłam spać. W pewnym momencie się budzę i jakoś instynktownie czuję, że jest 3-4 rano. Niewygodnie mi, więc co, chcę się przerzucić na drugi bok, a tu... dupa. Ruszyć się nie mogę. Myślę sobie, ok, paraliż senny, każdemu może się zdarzyć.
...Nagle SRU!, jak coś się nie zaczyna drzeć ze strony szafy... I to niejedna istota, a kilkanaście wręcz. Co więcej, nie brzmią ludzko, tylko tak... metalicznie? I jakby ktoś się nad nimi znęcał. Na domiar złego, coś zaczyna mnie wyrywać z ciała. Ja się opieram, zapieram wszystkim co się da, byleby tylko mnie nie wyrwało. Panika jak diabli, proszę panicznie by przestało, a to zaczyna mocniej ciągnąć i coraz agresywniej! Już mam łzy w oczach, błagam wręcz, żeby poszedł, a ten jeszcze mocniej. Myślę "BOŻE, NIECH TO PRZESTANIE", a to coś wpada w jeszcze większą furię, już czuję, że mnie prawie wyrwał i... pustka. Nic nie pamiętam. Żadnych innych snów czy przebudzenia. Obudziłam się później, koło 10.
Teraz traktuję to jako ciekawe doświadczenie, ale wtedy... Najgorsze były te krzyki. Tak przepełnione bólem... Nawet teraz płaczę, jak to opisuję.