Zajazd pod Różą

Melodramat. Późnojesienny. Z para-dobrym, para-szczęśliwym zakończeniem.

Ona – zacznijmy od Niej

- stworzona była dość niewygodnie

- z samych wygłodnień

Już z samej twarzy

już wynikało

że marzy

Ale i takoż poniżej


była w niej wielka cisza czekania


jak w monastyrze

Młodości – była nie w pół do pierwszej

a poruszała się jakby wierszem

Kiedy gdzieś szła

To cała


I tak

Jakby o czymś zapomniała

Jakby wnet miała wrócić

Zobaczyć

Jakby się bała Jego przegapić


A On

Nie był ci On do przegapienia


- twarz ujmująca rodzaj skupienia

które dotyczy

tak – iść

jak – wracać

nie z byle niczym

cała postawa Jego – na pewno

zdradzała


chyba


pewną niepewność


Nie był – „był wesół”


Był jakby „nie ma”


Ale jak On się czasem uśmiechnął


- wszyscy wiedzieli, że na Jej temat


A po sposobie


powiek

chylenia

sądząc – oj, miał marzenia

I

Co było dalej?

- Otóż

- Oni się nigdy nie spotkali

a przeczuwali się tak tkliwie

Ani się nigdy nie spotkali

I żyli długo…

…a kto to wie

…czy szczęśliwie…


Andrzej Poniedzielski
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości