Grubosz drzewiasty, zwany drzewkiem szczęścia
#12

Aj, aj, zupełnie zapomniałam...
Z moim drzewkiem było tak... Dostałam je od mojej najlepszej przyjaciółki, którą wręcz nazywam siostrą, na urodziny...
Chyba dwudzieste któreś, bliżej trzydziestki, nie pamiętam dokładnie... W roku 2001, albo 2002. Było piękne, symetryczne, niewielkie, takie akurat...
No i to moje drzewko przez kilka lat w miejscu sobie stało... Dacie wiarę? Nie więdło, nie odpadały mu liście, ale i nie rosło...
Żadnego przyrostu nowego, nic... Ani latem ani zimą... Zasięgałam porady mojej siostrzenicy, która ma gruboszy wiele i rosną jej jak na drożdżach. Bez przerwy je rozmnaża ze szczepek... Powiedziała mi, że czasem marszczą się liście i ona paradoksalnie wtedy podlewa je mniej...
Ale u mnie nie marszczyło się nic. Nie marszczyło, nie żółkło, nic... Jakby sztuczne było... Podlewałam raz mocniej, raz słabiej, nie działo się nic...
Przez co najmniej 3 lata, albo i 4, nie pamiętam...
W Sylwestra 2005 roku poznałam mego obecnego Lubego... W okolicach kwietnia lub maja 2005 drzewko zaczęło rosnąć jak głupie...
Nie nadążałam z podcinaniem i rozmnażaniem... Miłość przyszła i roślinka ruszyła... Czyż nie drzewko szczęścia?
Jesteśmy razem do dziś... Wciąż je podcinam... Ostatnio przystopowało, jako i my... Nie, nie, nie przestało rosnąc, ale robi to wolniej...
Miłość i szczęście są dojrzałe, przemyślane, spokojne...
Grubosz jest barometrem mojego szczęścia. Mam nadzieję, że nigdy nic mu się nie stanie... Szczepki rozsadzam i jak je podhoduję - daję znajomym... Na urodziny, imieniny, czasem bez okazji... Zwłaszcza tym samotnym, albo nie do końca szczęśliwym w związkach...
Kawałek mojego szczęścia dla Ciebie - mówię zawsze...
Ostatnim razem dostała je ode mnie koleżanka... Zatwardziała "stara panna", w moim wieku, tuż przed czterdziestką... Samotna, ale nie do końca nieszczęśliwa... Jakby pogodzona już z losem, aktywna, mająca wielu znajomych, roześmiana, spełniona... Ale bez partnera... Jej urodziny były w grudniu 2010. W czerwcu 2011 poznała Pana przez internet... W październiku 2011 wzięli ślub... Szybko... Przestrzegałam, hamowałam, nie dało się... Byli pewni siebie i swojej decyzji... Są szczęśliwi... Starają się o dzidziusia, bo to ostatni dzwonek...
Mam nadzieję, że im się uda... Może powinnam im jeszcze jedno drzewko podarować?

To tyle o moim gruboszkuUśmiech
PozdrawiamUśmiech
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości