26-01-2013, 11:46
Tak kiedyś pojmowałam miłość, jak u Cortazara...
(Przeczytałam "Grę w klasy" mając 16 lat )
Cytat:*To, co wielu ludzi nazywa kochaniem, polega na wybraniu jakiejś kobiety i ożenieniu się z nią. Wybierają ją - przysięgam Ci, sam widziałem. Tak jakby w miłości mogło się wybierać, tak jakby to nie był piorun, który strzela w Ciebie i zostawia Cię zwęglonego na środku patio. Powiedz, że wybierają, bo-je-kochają, ja myślę, że jest na odwrót. Nie wybiera się Beatryczy. Nie wybiera się Julii. Nie wybierasz ulewy, która zmoczy Cię do suchej nitki, gdy wracasz z koncertu.
Szukałam więc... piorunów
A póżnie okazywało sie (też, jak u Cortazara), że:
Cytat:Tak było. Fortepian grał swoją partię, a skrzypce swoją i z tego wynikała sonata, sam wiesz jednak, że pod tym wszystkim wcale się nie spotykaliśmy. Wiedziałam to od początku, ale sonaty były takie piękne...
Tak oto literatura zdominowała moje zycie uczuciowe
Trzeba było wielu lat, bym zrozumiała inną Prawdę...
Jeżeli nie kochasz siebie, nie możesz kochać innych.
Nie jesteś w stanie kochać innych.
Jeżeli nie masz współczucia dla siebie,
nie możesz w takim razie rozwinąć współczucia wobec innych.
Prawdziwy pożytek przynoszą nam działania motywowane nie wąską, własną korzyścią, a troską o innych
Dalajlama XIV
Nie jesteś w stanie kochać innych.
Jeżeli nie masz współczucia dla siebie,
nie możesz w takim razie rozwinąć współczucia wobec innych.
Prawdziwy pożytek przynoszą nam działania motywowane nie wąską, własną korzyścią, a troską o innych
Dalajlama XIV
I odzyskaąłm spokój ducha...
Tak mi sie wydaje