26-01-2013, 01:58
Uśmiechaj się,
do każdej chwili uśmiechaj,
na dzień szczęśliwy nie czekaj,
bo kresu nadejdzie czas,
nim uśmiechniesz się chociaż raz.
Uśmiech odsłoni przed tobą siedem codziennych cudów świata.
Tęczowym mostem zapłonie nad dniem, co ulata.
Marzeniom skrzydeł doda, wspomnieniom urody.
Pomoże strudzonemu pokonać przeszkody...
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=6j_QurwsUoc[/youtube]
A propos szczęścia i uśmiechu to tak na szybko powiem od siebie, że choć trudno w to uwierzyć TO w jakiś zaczarowany (zagmatwany) sposób działa...
W książce , którą teraz czytam(ciągle) 'Osioł w okularach' autor usiłuje nas przekonać , iż wyprostowana postawa i szeroki uśmiech mogą wiele zmienić w naszym życiu.
Chodzi o to , że nasze kontrolowanie siebie, do ciągłego uśmiechania się, zmienia nasze postępowanie.' Uczymy' w ten sposób nasz umysł nowych nawyków. A przez ciągłe kontrolowanie uśmiechu po pierwsze "narzucamy" sobie bycie pogodnymi, nasza mimika 'uczy' rozum naszego nowego zachowania...wiem, to brzmi śmiesznie ale to naprawdę tak działa. Po drugie, uczymy się pokonywać naszego wewnętrznego lenia, bo przy okazji kontrolujemy siebie, a zatem nasze życie staje się bardziej zorganizowane i nie zaniedbujemy spraw, ani tych drobnych ani tych ważnych.
Wiem, że to brzmi bardzo pokrętnie ale z tego co zaobserwowałam w ostatnich dniach to naprawdę działa!
To kontrolowanie uśmiechu jest dość trudne, bo co chwilę się łapię na tym , że moja twarz bardzo szybko powraca do swego "poziomu". Wtedy natychmiast znowu wrzucam na nią "uśmiech nr 8" od ucha do ucha...i tak wkółko...Najczęściej to robię na spacerkach z Kukim. Dzięki temu wyrabia się pewnego rodzaju nawyk, który ma wpłynąć na nas bardzo pozytywnie.
No , i oczywiście ,należy pamiętać żeby tak samo się nie ociągać(!) z byciem na bieżąco ze sprawami...bo nasze problemy biorą się głównie z lenistwa i zaniedbania. Zauważyłam, że przy okazji kontrolowania mojego uśmiechu, wzmocniła sie we mnie również chęć nie zaniedbywania spraw bieżących...To się stało jakoś tak automatycznie, samo z siebie, zaczęłam załatwiać pewne sprawy 'od ręki' , choć często mi się schodziło trochę dłużej...
Powiem wam teraz historyjkę z moich ostatnich kilku dni... która , w jakimś sensie, była powiązana z moim pozytywnym nastawieniem do życia...
Zgubiłam kolczyk...jeden z mojej najulubieńszej pary(owalna, dość duża perła na haczyku)...zorientowałam się dopiero wieczorem, że nie mam jednego w uchu... Normalnie się "załamałam" .Cały wieczór spędziłam na przypominaniu sobie różnych sytuacji, w których mógł mi wypaść z ucha... bo było wiele miejsc, gdzie mogłam go zgubić...Przy okazji złość przeogromna na samą siebie, bo w ostatnim czasie zgubiłam jeszcze dwa kolczyki z innych par i obiecywałam sobie,że muszę zdobyć plastikowe zatyczki do tych perełek , bo miały tylko haczyk, więc nie było trudno aby się wysunęły z ucha. No i co ..??? q..wa!!!! Oczywiście sprawę zaniedbałam i kolczyk szlag trafił.
Wyszłam na póżny spacerek z Kukim, przejrzałam samochod, a także dokoła, żeby mieć czyste sumienie, choć przy tej ciemnicy było bardzo mało prawdopodobne , że go znajdę, jeśli go wogóle zgubiłam w samochodzie....Pomimo ogromnego wewnętrznego smutku po stracie, usilnie próbowałam "wrzucić" uśmiech nr 8 na facjatę(to od Libry-bardzo zabawne), choć nie było to łatwe... Udało mi się jednak przejść na pozytywne myślenie, że to tylko kolczyk...może się jeszcze znajdzie...no i , że w koncu mogę sobie kupić podobne...
Właściwie nie chodziło o to, że były drogie(32 euro) czy cóś...tylko , że kupiłam je we Florencji i nigdy takich nie widziałam...To było takie sentymentalne...dlatego taki żal...
To się wydarzyło w czwartek...dalsze poszukiwania nic nie dały...zero...W nocy przyśniło mi się , że mój kolczyk leży sobie przy krawężniku, taki wyrażny !!! ...jakby chciał mi dać znać "Tutaj leżę..! czekam na ciebie..!" Przeszukałam jeszcze dwa razy samochód, pojechałam nawet do tej retauracji, w której byłyśmy tamtej nocy z Izą aby zapytać o pracę...ZERO !!!
Pogodziłam się ze stratą, nawet się nie złościłam i nie musiałam zbyt długo sobie przetłumaczać...choć gdzieś w środku liczyłam na to, że mój kolczyk mnie nie opuścił.
Minął dokładnie tydzień...podrzuciłam Izę do pracy...wysiadam z samochodu...I nagle !...mój wzroka pada na dywanik ! ...Obok...w samym rogu...KOLCZYK !!!
Właściwie..nie wiem czemu opisałam akurat tę sytuacje...być może dlatego, że taka sentymentalna i w pewnym sensie dramatyczna...ze szczęśliwym zakończeniem...
W tzw. międzyczasie dokonałam kilku innych, wartych nadmienienia spraw na bieżąco, z czego jestem dumna. Po prostu "pokonałam wewnętrznego lenia" !
I wiem, że TO DZIAŁA !!!!
Uśmiechajmy się...DO SIEBIE...i do innych... Właśnie tak...
do każdej chwili uśmiechaj,
na dzień szczęśliwy nie czekaj,
bo kresu nadejdzie czas,
nim uśmiechniesz się chociaż raz.
Uśmiech odsłoni przed tobą siedem codziennych cudów świata.
Tęczowym mostem zapłonie nad dniem, co ulata.
Marzeniom skrzydeł doda, wspomnieniom urody.
Pomoże strudzonemu pokonać przeszkody...
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=6j_QurwsUoc[/youtube]
A propos szczęścia i uśmiechu to tak na szybko powiem od siebie, że choć trudno w to uwierzyć TO w jakiś zaczarowany (zagmatwany) sposób działa...
W książce , którą teraz czytam(ciągle) 'Osioł w okularach' autor usiłuje nas przekonać , iż wyprostowana postawa i szeroki uśmiech mogą wiele zmienić w naszym życiu.
Chodzi o to , że nasze kontrolowanie siebie, do ciągłego uśmiechania się, zmienia nasze postępowanie.' Uczymy' w ten sposób nasz umysł nowych nawyków. A przez ciągłe kontrolowanie uśmiechu po pierwsze "narzucamy" sobie bycie pogodnymi, nasza mimika 'uczy' rozum naszego nowego zachowania...wiem, to brzmi śmiesznie ale to naprawdę tak działa. Po drugie, uczymy się pokonywać naszego wewnętrznego lenia, bo przy okazji kontrolujemy siebie, a zatem nasze życie staje się bardziej zorganizowane i nie zaniedbujemy spraw, ani tych drobnych ani tych ważnych.
Wiem, że to brzmi bardzo pokrętnie ale z tego co zaobserwowałam w ostatnich dniach to naprawdę działa!
To kontrolowanie uśmiechu jest dość trudne, bo co chwilę się łapię na tym , że moja twarz bardzo szybko powraca do swego "poziomu". Wtedy natychmiast znowu wrzucam na nią "uśmiech nr 8" od ucha do ucha...i tak wkółko...Najczęściej to robię na spacerkach z Kukim. Dzięki temu wyrabia się pewnego rodzaju nawyk, który ma wpłynąć na nas bardzo pozytywnie.
No , i oczywiście ,należy pamiętać żeby tak samo się nie ociągać(!) z byciem na bieżąco ze sprawami...bo nasze problemy biorą się głównie z lenistwa i zaniedbania. Zauważyłam, że przy okazji kontrolowania mojego uśmiechu, wzmocniła sie we mnie również chęć nie zaniedbywania spraw bieżących...To się stało jakoś tak automatycznie, samo z siebie, zaczęłam załatwiać pewne sprawy 'od ręki' , choć często mi się schodziło trochę dłużej...
Powiem wam teraz historyjkę z moich ostatnich kilku dni... która , w jakimś sensie, była powiązana z moim pozytywnym nastawieniem do życia...
Zgubiłam kolczyk...jeden z mojej najulubieńszej pary(owalna, dość duża perła na haczyku)...zorientowałam się dopiero wieczorem, że nie mam jednego w uchu... Normalnie się "załamałam" .Cały wieczór spędziłam na przypominaniu sobie różnych sytuacji, w których mógł mi wypaść z ucha... bo było wiele miejsc, gdzie mogłam go zgubić...Przy okazji złość przeogromna na samą siebie, bo w ostatnim czasie zgubiłam jeszcze dwa kolczyki z innych par i obiecywałam sobie,że muszę zdobyć plastikowe zatyczki do tych perełek , bo miały tylko haczyk, więc nie było trudno aby się wysunęły z ucha. No i co ..??? q..wa!!!! Oczywiście sprawę zaniedbałam i kolczyk szlag trafił.
Wyszłam na póżny spacerek z Kukim, przejrzałam samochod, a także dokoła, żeby mieć czyste sumienie, choć przy tej ciemnicy było bardzo mało prawdopodobne , że go znajdę, jeśli go wogóle zgubiłam w samochodzie....Pomimo ogromnego wewnętrznego smutku po stracie, usilnie próbowałam "wrzucić" uśmiech nr 8 na facjatę(to od Libry-bardzo zabawne), choć nie było to łatwe... Udało mi się jednak przejść na pozytywne myślenie, że to tylko kolczyk...może się jeszcze znajdzie...no i , że w koncu mogę sobie kupić podobne...
Właściwie nie chodziło o to, że były drogie(32 euro) czy cóś...tylko , że kupiłam je we Florencji i nigdy takich nie widziałam...To było takie sentymentalne...dlatego taki żal...
To się wydarzyło w czwartek...dalsze poszukiwania nic nie dały...zero...W nocy przyśniło mi się , że mój kolczyk leży sobie przy krawężniku, taki wyrażny !!! ...jakby chciał mi dać znać "Tutaj leżę..! czekam na ciebie..!" Przeszukałam jeszcze dwa razy samochód, pojechałam nawet do tej retauracji, w której byłyśmy tamtej nocy z Izą aby zapytać o pracę...ZERO !!!
Pogodziłam się ze stratą, nawet się nie złościłam i nie musiałam zbyt długo sobie przetłumaczać...choć gdzieś w środku liczyłam na to, że mój kolczyk mnie nie opuścił.
Minął dokładnie tydzień...podrzuciłam Izę do pracy...wysiadam z samochodu...I nagle !...mój wzroka pada na dywanik ! ...Obok...w samym rogu...KOLCZYK !!!
Właściwie..nie wiem czemu opisałam akurat tę sytuacje...być może dlatego, że taka sentymentalna i w pewnym sensie dramatyczna...ze szczęśliwym zakończeniem...
W tzw. międzyczasie dokonałam kilku innych, wartych nadmienienia spraw na bieżąco, z czego jestem dumna. Po prostu "pokonałam wewnętrznego lenia" !
I wiem, że TO DZIAŁA !!!!
Uśmiechajmy się...DO SIEBIE...i do innych... Właśnie tak...