29-06-2012, 16:47
Ja uważam, że nasze oczekiwania(myśli) świadome, i tym bardziej - nieuświadomione - ściągają pewne sytuacje/wydarzenia, ale że również istnieją REALNE PRZESZKODY, które modyfikują to co my wysyłamy, z tym, co wysyłają inni. Do tego - z mojego punktu widzenia - psychika, sfera nieświadomości to ogromna, ale bardzo złożona sfera. Czyli pierwszy krok, to zmienić własne schematy myślenia, które mogą zacząć modyfikować głębsze schematy i struktury - i w pewnym stopniu zajdzie jakaś zmiana. A im dłużej uda nam się świadomie kierować nasze myśli w jakimś kierunku, tym łatwiej będą te rzeczy działy się w świecie zewnętrznym. Ale też uważam, że samo myślenie nie zmieni realnych przeszkód.
W moim odczuciu im płycej leży problem, tym łatwiej go zlikwidować siłą swojej woli.
Ale rozpatrywanie wszystkiego pryzmatem "prawa przyciągania" może skutkować takim (krzywdzącym) osądzeniem: Jemu tak się dzieje, jakie jego myśli... Jak wewnątrz tak na zewnątrz.... Życie mu się sypie, bo nic tylko narzeka... - a tak jak napisałam wyżej, sądzę, że psychika - nieświadomość - to złożona sfera i w większości nie tylko nie mamy tam dostępu, ale nawet nam się nie śni, co tam siedzi... I zwykle nie mamy na to wpływu. Powtarzanie sobie pozytywnych afirmacji wobec konfrontacji twarzą w twarz z prawdziwym problemem, prawdziwym kryzysem może doprowadzić do jeszcze głębszej frustracji.
Zresztą, Ma_Ewa napisała chyba krócej i treściwiej to, co sama chciałabym napisać.
Na zakończenie dodam, że na samej sobie przećwiczyłam to "prawo przyciągania" i mogę napisać, że w kilku sprawach naprawdę podziałało (ale dążyłam do "ogólnego rozwiązania", a nie prezentu od losu w postaci tego, co mi wówczas w danym momencie widziało się najbardziej). W każdej sytuacji, w której ja sama starałam się "narzucić" rezultat, czyli "nagiąć" mój los aby potoczył się DOKŁADNIE po mojej myśli, tylko frustracja. Wszystkie te rzeczy w przeciągu kilku lat, więc na pewno trzeba być cierpliwym...
Tak więc z praktycznego punktu widzenia - najlepiej zaufać naszej wewnętrznej mądrości i nie narzucać tego, co nam tu i teraz wydaje się słuszne, a jedynie "zgłaszać zapotrzebowanie" - będzie nam dane w odpowiednim miejscu i czasie (niekoniecznie szybko, jeżeli zbyt radykalnych zmian oczekujemy, niekoniecznie w tym wcieleniu - przynajmniej z mojego punktu widzenia). To przynajmniej moje wnioski na dzień dzisiejszy :geek:
A myśleć o sobie trzeba dobrze zawsze i wszędzie Nie bezkrytycznie, ale na pewno z "łagodną miłością". Nawet jak nie wychodzi i robimy coś głupiego I nie mylić tego z uwielbieniem, bo przecież uwielbienie siebie narzuca z kolei lęk przed byciem nieuwielbianym przez innych, więc też podkręca śrubę i rodzi presję i nieakceptację "nie takiego siebie".
A to się pomądrzyłam...
W moim odczuciu im płycej leży problem, tym łatwiej go zlikwidować siłą swojej woli.
Ale rozpatrywanie wszystkiego pryzmatem "prawa przyciągania" może skutkować takim (krzywdzącym) osądzeniem: Jemu tak się dzieje, jakie jego myśli... Jak wewnątrz tak na zewnątrz.... Życie mu się sypie, bo nic tylko narzeka... - a tak jak napisałam wyżej, sądzę, że psychika - nieświadomość - to złożona sfera i w większości nie tylko nie mamy tam dostępu, ale nawet nam się nie śni, co tam siedzi... I zwykle nie mamy na to wpływu. Powtarzanie sobie pozytywnych afirmacji wobec konfrontacji twarzą w twarz z prawdziwym problemem, prawdziwym kryzysem może doprowadzić do jeszcze głębszej frustracji.
Zresztą, Ma_Ewa napisała chyba krócej i treściwiej to, co sama chciałabym napisać.
Na zakończenie dodam, że na samej sobie przećwiczyłam to "prawo przyciągania" i mogę napisać, że w kilku sprawach naprawdę podziałało (ale dążyłam do "ogólnego rozwiązania", a nie prezentu od losu w postaci tego, co mi wówczas w danym momencie widziało się najbardziej). W każdej sytuacji, w której ja sama starałam się "narzucić" rezultat, czyli "nagiąć" mój los aby potoczył się DOKŁADNIE po mojej myśli, tylko frustracja. Wszystkie te rzeczy w przeciągu kilku lat, więc na pewno trzeba być cierpliwym...
Tak więc z praktycznego punktu widzenia - najlepiej zaufać naszej wewnętrznej mądrości i nie narzucać tego, co nam tu i teraz wydaje się słuszne, a jedynie "zgłaszać zapotrzebowanie" - będzie nam dane w odpowiednim miejscu i czasie (niekoniecznie szybko, jeżeli zbyt radykalnych zmian oczekujemy, niekoniecznie w tym wcieleniu - przynajmniej z mojego punktu widzenia). To przynajmniej moje wnioski na dzień dzisiejszy :geek:
A myśleć o sobie trzeba dobrze zawsze i wszędzie Nie bezkrytycznie, ale na pewno z "łagodną miłością". Nawet jak nie wychodzi i robimy coś głupiego I nie mylić tego z uwielbieniem, bo przecież uwielbienie siebie narzuca z kolei lęk przed byciem nieuwielbianym przez innych, więc też podkręca śrubę i rodzi presję i nieakceptację "nie takiego siebie".
A to się pomądrzyłam...