19-01-2013, 17:02
Dziękuję za miłe słowa.
Jak już pisałam, zaczynałam od Gilded Tarot, i w sumie to bardzo dobrze trafiłam, bo to naprawdę piękna talia, bardzo czytelna i nie jest taka miejscami "strasząca", jak Rider-Waite (np.10 mieczy). Nie to, żebym się bała tarota, czegoś takiego w ogóle nie rozumiem, jednak po te karty sięgnęłam dość długo po pierwszym spotkaniu z kartomancją i stało się to zupełnie niespodziewanie- oglądając program ezoteryczny, spojrzałam na karty, które wróżka rozłożyła na stole i w pewnym momencie pojawił się impuls, że chcę takie mieć, dokładnie tą talię, czyli Gilded Tarot. Po prostu urzekł mnie swoim pięknem, ale po raz pierwszy dotarło do mnie, że będę pracować z tarotem. No i w końcu stałam się posiadaczką tej talii. Kiedy wzięłam ją do rąk, znowu poczułam dziwny impuls. W pierwszej chwili pomyślałam "no, to pewnie będę siedzieć z książkami i uczyć się znaczeń kart całe dnie". Jednak po chwili z ciekawości zrobiłam rozkład, na próbę, żeby się przekonać, jak to jest. I ze zdziwieniem zauważyłam, że wcale nie miałam problemu z interpretacją. Wręcz przeciwnie- karty po prostu do mnie przemawiały. Od tej pory codziennie pracowałam z tarotem i coraz bardziej zagłębiałam się w ten niesamowity świat. Co więcej, nie używałam wcale żadnych pomocy (opisów znaczeń i interpretacji). Do dziś w ten sposób używam kart i nigdy się nie zawiodłam. Spisałam sobie nawet notatki, przemyślenia dotyczące kilku kart i aż się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam, ile potrafię z nich wyczytać. Oczywiście wciąż poznaję m.in. tarota, w końcu jest to coś, czego człowiek uczy się całe życie. Jednak kiedy patrzę, jak inni to robią, to mam takie wrażenie, że w pewnym sensie jestem pod tym względem zupełnie inna, a jednak wcale nie umniejsza to moich umiejętności, co już niejednokrotnie znalazło potwierdzenie w praktyce.
Mam nadzieję, że nie sprawia to wrażenia, jakbym się przechwalała, bo absolutnie nie o to mi chodzi. Po prostu mam takie wrażenie, że ludzie wręcz lubią wszystko sobie utrudniać, kiedy przecież można łatwiej, co wcale nie oznacza też, że mniej efektywnie. Ja w ogóle robię wszystko na swój sposób, a jednak równie dobrze.
Jak już pisałam, zaczynałam od Gilded Tarot, i w sumie to bardzo dobrze trafiłam, bo to naprawdę piękna talia, bardzo czytelna i nie jest taka miejscami "strasząca", jak Rider-Waite (np.10 mieczy). Nie to, żebym się bała tarota, czegoś takiego w ogóle nie rozumiem, jednak po te karty sięgnęłam dość długo po pierwszym spotkaniu z kartomancją i stało się to zupełnie niespodziewanie- oglądając program ezoteryczny, spojrzałam na karty, które wróżka rozłożyła na stole i w pewnym momencie pojawił się impuls, że chcę takie mieć, dokładnie tą talię, czyli Gilded Tarot. Po prostu urzekł mnie swoim pięknem, ale po raz pierwszy dotarło do mnie, że będę pracować z tarotem. No i w końcu stałam się posiadaczką tej talii. Kiedy wzięłam ją do rąk, znowu poczułam dziwny impuls. W pierwszej chwili pomyślałam "no, to pewnie będę siedzieć z książkami i uczyć się znaczeń kart całe dnie". Jednak po chwili z ciekawości zrobiłam rozkład, na próbę, żeby się przekonać, jak to jest. I ze zdziwieniem zauważyłam, że wcale nie miałam problemu z interpretacją. Wręcz przeciwnie- karty po prostu do mnie przemawiały. Od tej pory codziennie pracowałam z tarotem i coraz bardziej zagłębiałam się w ten niesamowity świat. Co więcej, nie używałam wcale żadnych pomocy (opisów znaczeń i interpretacji). Do dziś w ten sposób używam kart i nigdy się nie zawiodłam. Spisałam sobie nawet notatki, przemyślenia dotyczące kilku kart i aż się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam, ile potrafię z nich wyczytać. Oczywiście wciąż poznaję m.in. tarota, w końcu jest to coś, czego człowiek uczy się całe życie. Jednak kiedy patrzę, jak inni to robią, to mam takie wrażenie, że w pewnym sensie jestem pod tym względem zupełnie inna, a jednak wcale nie umniejsza to moich umiejętności, co już niejednokrotnie znalazło potwierdzenie w praktyce.
Mam nadzieję, że nie sprawia to wrażenia, jakbym się przechwalała, bo absolutnie nie o to mi chodzi. Po prostu mam takie wrażenie, że ludzie wręcz lubią wszystko sobie utrudniać, kiedy przecież można łatwiej, co wcale nie oznacza też, że mniej efektywnie. Ja w ogóle robię wszystko na swój sposób, a jednak równie dobrze.