25-10-2012, 13:37
Mnie się przypomniała historia jak kiedyś usilnie usiłowałam wróżyć samej sobie i jak zwykle wychodził z tego bałagan, bo najlepiej mi szło wróżenie osobom, których nie znałam i o których nic nie wiedziałam. Nigdy tego w sumie nie nazywałam wróżeniem, ale czytaniem kart tarota, bo tylko wtedy mogłam się skupić na przekazie, a nie podciągać przekaz pod swoją wiedzę.
W każdym razie szykowała mi się poważna zmiana w życiu i myślałam, że będzie cudownie. W kartach wychodziła mi Wieża i Śmierć, praktycznie za każdym razem. No ale co tam wiadomo nowy porządek, nowy początek więc uznałam, że to w sumie nie jest takie złe. Miałam chyba pomroczność jasną ale mniejsza z tym.
Wyjazdu nie odwołałam i wyjechałam. W ciągu miesiąca mnie okradziono, mój stały i wieloletni partner kopnął mnie w zadek, a wymarzona praca zniknęła z horyzontu. Zostałam sama w obcym mieście, bez środków do życia, z rosnącym kryzysem na rynku i bez szans na szybkie znalezienie pracy. Wysyłałam masę CV ale nic się nie działo, pieniądze się kończyły i było totalne dno. Nie miałam już nawet na jedzenie bo wszystko wydawałam na czynsz.
Rozłożyłam sobie karty i karta, która mi się objawiła to była trójka mieczy. Nie wiedziałam jak to interpretować, ale przypomniała mi się interpretacja tej karty, że "aby zacząć budować trzeba zacząć od gołej ziemi. Straciłam wszystko co miałam więc wydawało mi się, że to niemożliwe bo była już goła ziemia. Jednak po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że jednak jest coś. Uporałam się ze sprawą i kiedy szłam tamtego dnia do łóżka spać to powiedziałam do siebie, że jest już goła ziemia i czas na budowę.
O 8 rano obudził mnie pierwszy telefon z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną. Tego dnia było ich jeszcze kilka. Tydzień później miałam już pracę i zaczęłam budowę swojego życia.
Niestety martwi mnie to, że teraz rozkładając sobie karty również wyciągnęłam Wieżę i niedługo za nią trójkę mieczy. Chyba czas na drastyczne zmiany, ale wiem o co chodzi, będzie bolało ale chyba musi. Całe szczęście na końcu rozkładu była Cesarzowa.
W każdym razie szykowała mi się poważna zmiana w życiu i myślałam, że będzie cudownie. W kartach wychodziła mi Wieża i Śmierć, praktycznie za każdym razem. No ale co tam wiadomo nowy porządek, nowy początek więc uznałam, że to w sumie nie jest takie złe. Miałam chyba pomroczność jasną ale mniejsza z tym.
Wyjazdu nie odwołałam i wyjechałam. W ciągu miesiąca mnie okradziono, mój stały i wieloletni partner kopnął mnie w zadek, a wymarzona praca zniknęła z horyzontu. Zostałam sama w obcym mieście, bez środków do życia, z rosnącym kryzysem na rynku i bez szans na szybkie znalezienie pracy. Wysyłałam masę CV ale nic się nie działo, pieniądze się kończyły i było totalne dno. Nie miałam już nawet na jedzenie bo wszystko wydawałam na czynsz.
Rozłożyłam sobie karty i karta, która mi się objawiła to była trójka mieczy. Nie wiedziałam jak to interpretować, ale przypomniała mi się interpretacja tej karty, że "aby zacząć budować trzeba zacząć od gołej ziemi. Straciłam wszystko co miałam więc wydawało mi się, że to niemożliwe bo była już goła ziemia. Jednak po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że jednak jest coś. Uporałam się ze sprawą i kiedy szłam tamtego dnia do łóżka spać to powiedziałam do siebie, że jest już goła ziemia i czas na budowę.
O 8 rano obudził mnie pierwszy telefon z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną. Tego dnia było ich jeszcze kilka. Tydzień później miałam już pracę i zaczęłam budowę swojego życia.
Niestety martwi mnie to, że teraz rozkładając sobie karty również wyciągnęłam Wieżę i niedługo za nią trójkę mieczy. Chyba czas na drastyczne zmiany, ale wiem o co chodzi, będzie bolało ale chyba musi. Całe szczęście na końcu rozkładu była Cesarzowa.